Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Laos i jego bracia

W Azji panuje takie oto przekonanie: Chińczycy sadzą ryż, Tajowie przyglądają się jak rośnie, a Laotańczycy kontemplują kropelki rosy na jego łodygach. Co prawda od 1975 r. Laos to państwo formalnie komunistyczne, ale w gruncie rzeczy na wskroś buddyjskie. Tamtejsi mieszkańcy są życzliwi dla obcych, uśmiechnięci i gościnni, choć biedni. Ostatnio gościli Hillary Clinton, pierwszego sekretarza stanu USA od 1955 r.
Laos i jego bracia

Kontrowersyjna stupa Pha That Luang stała się symbolem stolicy Laosu (CC By-NC-SA el_floz)

Laos to jedno z najbiedniejszych państw świata, klasyfikowane w statystykach ONZ na pozycjach powyżej 170, na 193 członków ONZ. Doskwiera brak dostępu do morza, a jeszcze bardziej – infrastruktury. Nie ma tu sieci kolejowej (z wyjątkiem krótkiego odcinka od granicy do stolicy państwa – Vientiane), a utwardzone drogi są dwie: z północy na południe, od granicy chińskiej, a potem wzdłuż Mekongu, głównej arterii wodnej i granicy z Tajlandią oraz ze wschodu na zachód – ku Wietnamowi. Albowiem to właśnie ci trzej sąsiedzi: Chiny, Wietnam i Tajlandia w dużej mierze wpływają na dzisiejszą laotańską rzeczywistość.

Starszy brat Tajlandia

Najmocniejsze, chociaż też najbardziej skomplikowane więzi łączą Laos z Tajlandią. Są to państwa buddyjskie, a w sensie językowym – pokrewne. Taj porozumiewa się z Laotańczykiem niczym Polak ze Słowakiem. Co więcej, wielka kraina na północnym wschodzie Tajlandii, graniczący z Laosem Isan, to w gruncie rzeczy ludność laotańska, około  22 mln mieszkańców, podczas gdy w samym Laosie jest ich tylko 6,5 mln. Ze względu na tamtejszą biedę, bo to region rolniczy, znaczna część ludności wyemigrowała do dynamicznego Bangkoku. W efekcie na jego ulicach równie często, co tajski można usłyszeć laotański z Isanu…

Tajowie niezmiernie skorzystali na wojnach indochińskich i wietnamskiej, bo to na ich terytorium rozmieszczono amerykańskie bazy. Pokojowo nastawieni mieszkańcy Laosu nie mieli tyle szczęścia. Ich kraj może poszczycić się raczej mało godnym pozazdroszczenia rekordem: podczas wyżej wspomnianych wojen na terytorium Laosu, jak się szacuje, spadło więcej bomb, niż na cały obszar Europy podczas II wojny światowej. Do dzisiaj istnieją tam znaczne obszary pełne niewypałów i pól minowych, a więc tym samym – niedostępne. Hillary Clinton, która odwiedziła Laos kilka dni temu, jako pierwszy sekretarz stanu USA od 57 lat, obiecała pomoc finansową właśnie na usuwanie niewypałów.

Gdy premierem Tajlandii był, wcześniej rzutki biznesmen Thaksin Shinawatra (2001-2006) miał wobec słabszego sąsiada wiele pomysłów. Na przykład na pograniczu Laosu, Kambodży i Tajlandii próbował utworzyć Szmaragdowy Trójkąt, który – w jego zamiarach – miał przerosnąć sławą, raczej niesławny, Złoty Trójkąt na przeciwległym krańcu państwa, łączący Tajlandię z Laosem i Birmą.

Złoty Trójkąt zasłynął jako centrum przemysłu narkotykowego, Szmaragdowy Trójkąt miał zasłynąć jako turystyczna Mekka, albowiem po stronie laotańskiej znajduje się w nim najstarszy zabytek tego państwa, dobrze utrzymany zespół świątynny Wat Pho z VI w. ne. Natomiast w pobliżu, na granicy tajsko-kambodżańskiej rozpościera się jeden z najciekawszych i chyba najpiękniej położonych zabytków po Imperium Khmerskim – Preah Vihear. Oba, zasłużenie, są na listach dziedzictwa kulturowego UNESCO.

Niestety, nic z tych ambitnych planów nie wyszło. Thaksin został obalony przez wojskowych, a na rosnącej fali tajskiego nacjonalizmu Preah Vihear, leżący na samej granicy i będący kością niezgody między sąsiadami (mimo orzeczenia Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości z 1962 r.) ponownie stał się przyczyną napięć, a nawet walk. Częściowo z tajskich inwestycji skorzystało tylko przygraniczne Pakse, najbardziej na południe wysunięte miasto Laosu, kiedyś siedziba jego ostatnich książąt z rodziny królewskiej, ulepszając swoje niektóre ulice i drogi, a nade wszystko hotele.

Tym samym Tajowie zniechęcili się do Khmerów i Kambodży, ale nie Laotańczyków. O co tu chodzi? Trafnie to ujął Brett Dakin, Amerykanin, który spędził w instytucjach pomocowych wiele lat, zakochał się – jak wielu – w Laosie, a potem napisał książkę, w której stwierdził:

„Jeśli Laotańczycy postrzegają Tajlandię jako współczesną Sodomę, siedlisko seksu i zepsucia, to dla Tajów Laos jest rodzajem Edenu. To ostatnie takie pogranicze. Po zdewastowaniu własnego środowiska naturalnego, pogrążeniu stolicy w moralnym bankructwie, a jej ulic w niezmierzonych korkach, wpadający tu na dzień Tajowie dostrzegają w Laosie to, co chcieliby widzieć u siebie. Przybywają tu, by nacieszyć się tym, czym kiedyś była Tajlandia, zanim jeszcze zainicjowała powojenne programy szybkiego i nieplanowanego rozwoju. W Laosie Tajowie odkrywają Tajlandię przed jej upadkiem”.

Dlatego Tajowie budują do Laosu mosty przyjaźni. Pierwszy z nich, wiodący do stolicy Vientiane, otwierał w 1994 r. sam król Tajlandii, Bhumibol Adulyadej. Przejazd nim do dziś jest sporym przeżyciem, albowiem od strony tajskiej wjeżdża się na nań szeroką autostradą, natomiast po laotańskiej – nie tylko zmiana ruchu na prawostronny (w Tajlandii obowiązuje lewostronny), ale przede wszystkim: zwężenie szosy, wyboje i dziury, a na środku jezdni – gęsi i kozy. Prawdziwe „zderzenie cywilizacji”.

Pragnący wspierać bratanków Tajowie wybudowali drugi most, tym razem w środkowej części długiej granicy, do pogranicznego laotańskiego Savannakhet. Oddali go w 2006 r., a w uroczystości otwarcia, pod nieobecność wiekowego i schorowanego króla, brała udział popularna córka, księżniczka Mahachakri Sirindhorn. Chwalono się wówczas, że nowy most jest pond dwukrotnie dłuższy (2701 m.) i nowocześniejszy od pierwszego. Księżniczka Mahachakri uczestniczyła też w otwarciu trzeciego takiego mostu, w listopadzie 2011 r., chociaż tym razem otwierała go obecna premiera (a siostra obalonego, siedzącego na wygnaniu w Dubaju Thaksina) – Yingluck Shinawatra. Ten, wiodący do tajskiego Nakom Phanom, zbudowano już w całości ze środków tajskich podatników.

Towarzysz broni Wietnam

Drugi z sąsiadów, Wietnam, też ma wobec biedniejszego Laosu paternalistyczne odruchy, ale mostów do niego nie buduje. Oba kraje łączy ten sam komunistyczny system, ale to Wietnam, a nie Chiny, już w 1986 r. zaproponował Nowy Mechanizm Ekonomiczny, polegający na tym, by wspierać rozwój gospodarki rynkowej u sąsiada. Tak jak Tajlandia lokuje tu swoje towary, tak Wietnam umieszcza tu swych inżynierów i doradców. Tym samym nawiązuje niejako do poprzedniej współpracy, podczas lat wojny, kiedy jednostki Phatet Lao walczyły z Amerykanami jako towarzysze broni wojsk wietnamskich.

Oba kraje, a jakże, już w 1977, a więc w dwa lata po proklamowaniu Laotańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, podpisały 25-letni układ o przyjaźni, potem uroczyście odnowiony i przedłużony. Tajów i Laotańczyków wiążą wspólne korzenie i religia, Laotańczyków i Wietnamczyków trzeba wiązać w sposób bardziej formalny. Społeczeństwa nie są sobie zbyt bliskie, ale politycy i biznesmeni – jak najbardziej. Rok 2012, gdy przypada 50-rocznica nawiązania stosunków dyplomatycznych (1962) i 35-rocznica układu przyjaźni, ogłoszono Rokiem Przyjaźni obu państw, a podczas niedawnej wizyty Hanoi w kwietniu tego roku szefa laotańskiego parlamentu Pany Yathotu ponownie, jak wiele razy poprzednio, zapowiedziano, iż oba kraje zamierzają wzmocni współpracę gospodarczą, handlową, inwestycyjną oraz w dziedzinie edukacji i szkoleń specjalistów. Naturalnie, to specjaliści wietnamscy będą udawali się do Laosu, a nie odwrotnie, podczas gdy studenci laotańscy udadzą się w jeszcze większej liczbie na uczelnie wietnamskie (obecnie jest ich tam ponad 4700, dla porównania – w Chinach ok. tysiąca).

A przy okazji władze obu państw robią wszystko, by deklarować wzajemną solidarność i chęć dalszej, pogłębionej współpracy.

Chiny – Wielki Brat

A jednak to nie Wietnam, choć zapoczątkował rynkową współpracę i bardzo się stara, odgrywa w stosunku do Laosu rolę Wielkiego Brata, gwarantując mu bezpieczeństwo i większą rolę na arenie międzynarodowej. Stosunki z Chinami po poprzednich konfliktach i napięciach znormalizowano dopiero w 1989 roku. Od tej chwili następuje stała poprawa wzajemnych relacji, tak w wymiarze politycznym, jak gospodarczym, a ostatnio nawet wojskowym. Chińska obecność na terenie Laosu zauważalnie rośnie już od co najmniej dekady. Tu też nie chodzi o wspólne więzi czy korzenie, jak z Tajami, ale tym bardziej nie ma wielkich słów i pompatycznych deklaracji, jak z Wietnamem. Ze strony chińskiej jest pragmatyka – i coraz większa aktywność.

Przybiera ona bardzo różnorodne wymiary. W Vientiane, stolicy Laosu, to Chińczycy zaczęli niedawno budować wielkie hotele i wieżowce, których dotychczas w tym sennym mieście nie było (dawne inwestycje japońskie, to był tylko przedsmak obecnego chińskiego rozmachu). Chińczycy, zainteresowani ekspansją w kierunku Indochin, walnie przyczyniają się do modernizacji marnych laotańskich dróg, ale nie tylko. Na pograniczu wspomnianego Złotego Trójkąta, na brzegach Mekongu z widokiem na Tajlandię wybudowali właśnie wielkie centrum rozrywki i hazardu, w którym funkcje kierownicze pełnią właśnie oni, a nie autochtoniczni mieszkańcy. A cel jest jeden – stworzyć z tego jeszcze jedna kopię Las Vegas, po rozbudowanym do wielkich rozmiarów Macao.

O dynamice wzajemnych stosunków niech świadczy fakt, że dwustronne obroty handlowe z Chinami w 2010 r. przekroczyły miliard dolarów i wzrosły w ciągu roku o ponad 40 proc., a w roku następnym o dalsze 23 proc. Chiny już dawno wyprzedziły Wietnam, ale do Tajlandii, dającej Laosowi ponad 50 proc. ogółu obrotów (blisko 66 proc. w imporcie i ponad 30 proc. w eksporcie w 2010 r.) jeszcze im daleko.

Tym niemniej, jeśli obecne chińskie zaangażowanie w Laosie będzie trwałe, a wiele na to wskazuje, to już wkrótce tradycyjny obraz tego rustykalnego państwa ( ok. 80 proc. ludności żyje na wsi) zmieni się radykalnie, a mieszkańcy Laosu, niegdyś kontemplujący łodygi rosnącego ryżu, mogą przeobrazić się w przekonanych zwolenników rynku, zdolnych do ryzyka, a nawet hazardu. Za sprawą kierujących się różnymi motywacjami sąsiadów senny do niedawna Laos niebywale się ożywił – i ma rosnące ambicje. Wkrótce się wykaże, bowiem na 5-6 listopada zapowiedziano w Vientiane dziewiąty szczyt przywódców Azji i Unii Europejskiej – ASEM. Wreszcie o Laosie coś usłyszymy.

OF

Kontrowersyjna stupa Pha That Luang stała się symbolem stolicy Laosu (CC By-NC-SA el_floz)

Otwarta licencja


Tagi