Wojna domowa w Libii jeszcze trwa, ale eksperci już zastanawiają się nad perspektywami gospodarczymi tego bogatego nie tylko w ropę naftową kraju. Libia nie potrzebuje pomocy pieniężnej, ale rozwoju infrastruktury i społeczeństwa obywatelskiego. Kraje zachodnie na tym skorzystają – mówi Grzegorz Dziemidowicz, specjalista krajów arabskich.
Libijscy rebelianci w okolicach miasta Bin Jawad, marzec 2011 r. (CC BY-NC-SA Nasser Nouri)
Makroekonomia
Pulpit
Debata
Libia może stać się drugim Dubajem
Wojna domowa w Libii jeszcze trwa, ale eksperci już zastanawiają się nad perspektywami gospodarczymi tego bogatego nie tylko w ropę naftową kraju. Libia nie potrzebuje pomocy pieniężnej, ale rozwoju infrastruktury i społeczeństwa obywatelskiego. Kraje zachodnie na tym skorzystają – mówi Grzegorz Dziemidowicz, specjalista krajów arabskich.
Obserwator Finansowy: Czy Libia stanie się poważnym partnerem dla świata wśród krajów północnej Afryki? Jakie musza być spełnione warunki?
Grzegorz Dziemidowicz: Trzeba przenieść bardzo szybko rząd i władzę tymczasową do Trypolisu, by utrzymać wrażenie jedności kraju, jedności Libii. Nie można dopuścić do rozbicia dzielnicowego kraju na rywalizujące części: Benghazi i Trypolitanię. Po drugie – trzeba zapewnić kontrolę nad całym krajem. Libia jest ogromnym państwem, kilkakrotnie większym niż Polska. Zaprowadzanie porządku zajmie trochę czasu, bo zwolennicy Kadafiego gdzieniegdzie będą jeszcze stawiali opór. Po trzecie – należy stworzyć rząd tymczasowy. Będzie to trudne z uwagi na różne plemienne zależności. Po czwarte – ważne będzie szybkie opanowanie i odbudowa przemysłu naftowego, który ucierpiał w wyniku działań wojennych.
Odbudowanie przemysłu naftowego zajmie dużo czasu?
Eksperci obliczają, że to potrwa do półtora roku. Libia eksportowała przed wojną domową półtora miliona baryłek ropy dziennie. Teraz liczba ta spadła do 100 tysięcy baryłek dziennie. Przy pomocy zagranicznych ekspertów da się pewnie skrócić czasu odbudowy sektora. Po pół roku mogą być już dla nowych władz widoczne efekty produkcji ropy.
Eksperci, którzy wesprą odbudowę pól naftowych będą amerykańscy, chińscy czy zachodnioeuropejscy?
Jedni, drudzy i trzeci. Już mamy do czynienia ze swoistą rywalizacją – do libijskiego miodu pszczoły będą zlatywać się zewsząd. To kraj bardzo zasobny.
Na samych zagranicznych kontach bankowych Libia ma zgromadzony olbrzymi majątek. Czy środki te można będzie wykorzystać?
Tak, jeśli odblokowane zostaną konta, które Kadafi miał w zachodnich bankach, nowe władze znajdą tam miliardy dolarów.
Unia już w lutym wysłała Libii 3 miliony dolarów na pomoc humanitarną, a dziś zapewnia o dalszej pomocy.
To trochę śmieszne. Libia nie potrzebuje pomocy finansowej, którą Zachód musi wyłożyć z kieszeni. Potrzebuje pomocy logistycznej, pomocy w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. To chyba trudniejsze niż takie proste wykładanie pieniędzy. Pomoc humanitarna natomiast nie idzie na Libijczyków, ale na libijskich uchodźców. Przed wojną domową było tam przecież ok. 2 mln robotników cudzoziemskich. Samych Libijczyków jest niespełna 6 milionów – to niewielka liczba ludności w stosunku do powierzchni kraju. Zawody, których nie chcieli wykonywać obywatele Libii, wykonywali często cudzoziemcy z innych krajów Afryki, dla których Libia była rajem. Jest tam też wielu Azjatów – Chińczyków, Wietnamczyków, Pakistańczyków. I to właśnie tysiące tych ludzi koczowały w obozach na granicy z Egiptem i Tunezją po wybuchu wojny domowej. To na nich idzie pomoc humanitarna. I na uchodźców, którzy próbują przez Włochy dostać się do UE.
Unijne zapewnienia dotyczące wsparcia to krok w stronę nawiązania większej współpracy? Na przykład wciągnięcia Libii do Unii dla Śródziemnomorza?
Zdecydowanie tak. Z tym, że Unia dla Śródziemnomorza jest trochę sztucznym tworem. Pamiętam jak powstawała w połowie lat 90., byłem wówczas ambasadorem w Kairze. Z wielką pompą Unia ogłaszała plany utworzenia do roku 2015 strefy bezcłowej na obszarze Morza Śródziemnego. Widzi pani tę strefę? Nikt od lat już o niej nie mówi.
A dlaczego tak trudno szły przez lata rozmowy Komisji Europejskiej z Libią o ramowej współpracy?
To się wiązało z osobą Kadafiego. Myślę, że nowe władze będą skłonne do normalnych negocjacji na normalnych warunkach. Mówiąc o „normalnych warunkach” mam oczywiście na uwadze pewne preferencje dla wybranych krajów Unii. Z pewnością będą liczyć na nie Wielka Brytania, Francja, po części Włochy z racji swoich tradycji i zaangażowania w Libii w ogóle.
„Daily Telegrach” podał, że między innymi właśnie Brytyjczycy zaopatrywali powstańców w broń. Patrząc na listę importerów i eksporterów, Wielkiej Brytanii nie widać na liście poważnych partnerów Libii.
Generalnie Zachód dostarczał zaopatrzenia powstańcom libijskim. Rzeczywiście do tej pory główną rolę w kontaktach handlowych odgrywały Włochy. Mamy wszyscy w pamięci niebywałe obrazki w postaci pocałunków składanych przez premiera Włoch na ręku Kadafiego. Silvio Berlusconi teraz ogłosił jednak gotowość wejścia w kontakty z władzami rewolucyjnymi. Ale faktem jest, że wpływy zaczną zyskiwać kraje, które odegrały dużą rolę w ostatnich wydarzeniach: Wielka Brytania właśnie i Francja.
Co z Rosją, Chinami i Brazylią? Czy utrzymają silne wpływy?
Zdecydowanie tak. USA i Zachód będą miały mocniejsze wpływy. Manifestacje w Benghazi – skandowanie nazwisk Obamy i Sarkozy’ego są bardzo znaczące. Sukces Zachodu w krajach arabskich jest spektakularny. W centrum zainteresowania Zachodu były dwa kraje: Egipt z racji swojego geopolitycznego położenia – strategicznego, kluczowego dla kontroli i szlaków komunikacyjnych (chodzi o Kanał Sueski). Drugi kraj to Libia z uwagi na ropę naftową bardzo dobrej jakości i w dużej ilości. To przecież jest nieco ponad 2 procent światowego eksportu ropy.
Ale w grze są też inni gracze…
Tak, na przykład Turcja, która odbudowuje swoją bardzo mocną pozycję w regionie. Dla rewolucji arabskich przykład islamskiej władzy w Turcji, rządu premiera Erdogana, który już trzy razy ze swoją partią wygrał wybory i znakomicie prowadzi politykę wewnętrzną oraz zagraniczną państwa, to przykład, ku któremu kraje arabskie chciałyby dążyć. Turcja będzie więc w regionie bardzo aktywna i z jej zdaniem arabscy partnerzy będą się bardzo liczyli. Także z uwagi na jej potencjał ekonomiczny. Przecież to jeden ze wschodzących krajów.
Drugie państwo to Iran, który przez Syrię, ale także poprzez Irak i szyitów będzie starał się utrzymywać pewien balans wpływów w stosunku do Zachodu i USA. I Chiny, które mają swoje interesy i wpływy w Afryce.
Co Europa może dostać od Libii oprócz surowców?
Europa marzy, żeby nowe władze libijskie zapewniły – tak jak Kadafi kiedyś – barierę przed nielegalną emigracją do Unii. Imigranci stanowią dla Europy obawę większą nawet niż wzrost fundamentalizmu islamskiego na świecie i wpływów Al Kaidy. Oprócz tego i ropy naftowej, Libia wiele może zaoferować światu.
Czy będzie budować bazę turystyczną? W Egipcie z turystyki stanowią prawie 12 proc. PKB. Libia to – pod względem turystycznym – kraj dziewiczy.
Turystyka jest pieśnią przyszłości. Libia jest niesłychanie pięknym krajem, ale obowiązuje tam prohibicja, na którą turyści patrzą niechętnie. Porównując to z Egiptem i Tunezją, Libia jest turystycznie ich ubogim krewnym. Ale ma przepiękne plaże i wybrzeża oraz interior w postaci bezbrzeżnej pustyni. Tam, w górskich pieczarach, oddalonych o 1000 km od Trypolisu, w głąb pustyni, można znaleźć rysunki skalne równe rysunkom Algierii. Zabytki archeologiczne mogłyby przyciągać rzesze turystów. W Starożytności te tereny były jednymi z najbardziej rozwiniętych na świecie. To był spichlerz Rzymu, zaopatrujący Europę w zboże. Ale w odkrywanie przeszłości Libii trzeba będzie jeszcze dużo zainwestować.
Bazę turystyczną Libijczycy będą budować z kapitału własnego czy zagranicznego?
Z obu. Pamiętajmy, że ten kraj ma pieniądze i także sporo wykształconych ludzi. W tym wykształconych na zagranicznych uniwersytetach. To stwarza możliwości budowy demokracji i normalnych struktur biznesowych. Mają wiedzę, jak poruszać się w świecie gospodarki i biznesu, jeśli więc dojdą do wniosku, że warto inwestować w turystykę, to zrobią to.
A czy taki kraj, złożony ze stu pięćdziesięciu plemion, jest w stanie w ciągu załóżmy 10 lat stworzyć spójny i ciekawy system finansowy?
Jest. Trudno sobie wyobrazić rozczłonkowanie Libii – że każde plemię weźmie swoje poletko i będzie uprawiało ropę oraz założy swoje banki. W takim kraju niezbędne jest zbudowanie dobrej władzy centralnej i stworzenia dobrego ustawodawstwa. W tym kierunku zresztą będą szły działania pomocowe.
I co wtedy? Rozwijając przemysł naftowy oraz sektor finansów, Libia może stać się drugim Dubajem?
Z uwagi na ropę, obszar kraju i jego niewielką społeczność – tak. Przy sprawnej organizacji, można byłoby to osiągnąć w stosunkowo krótkim czasie.
Kadafi rządził Libią przez 42 lata. Dlaczego akurat teraz został obalony?
To jest efekt całego ciągu wydarzeń nie tylko w Libii, ale w całej strefie Afryki Zachodniej. Poczynając od Tunezji, przez Egipt, Libię i inne państwa arabskie. Każdy z krajów z rewolucyjnym zrywem przechodził te same koleje losu: rządzony przez długowiecznych dyktatorów przez dziesiątki lat. Rzesze młodych ludzi, młode społeczeństwa poniżej 30 roku życia, bez perspektyw życiowych przyglądały się jak skorumpowane władze traktują państwo jak własność. A wiedzieli już, jak wygląda świat dookoła, jak wygląda życie w Unii Europejskiej, jaki jest status obywatela w kraju demokratycznym. Mieli dostęp do Internetu, portali społecznościowych, komunikacji. Dla tych ludzi skostniałe reżimy były nie do przyjęcia. Stąd zryw, którego iskrą były wydarzenia w Tunezji.
A stosunkowo wysokie bezrobocie i spadek wzrostu gospodarczego nie stanowiły żadnego impulsu dla tego, co się wydarzyło?
Nie. Libia jest krajem zasobnym, inaczej niż Tunezja, która ograniczona jest do zysków z turystyki. Jeszcze inna sytuacja jest w Egipcie, który jest przede wszystkim trapiony problemem demograficznym – burzliwym przyrostem ludności przy braku ziemi uprawnej, bo jest jej zaledwie 4 procent.
Rozmawiała Katarzyna Kozłowska
Grzegorz Dziemidowicz jest dyplomatą, specjalistą od krajów arabskich. Był ambasadorem RP w Egipcie i Sudanie (1994-1999) oraz Grecji. Ukończył studia w Instytucie Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego.
Obserwator Finansowy: Czy Libia stanie się poważnym partnerem dla świata wśród krajów północnej Afryki? Jakie musza być spełnione warunki?
Grzegorz Dziemidowicz: Trzeba przenieść bardzo szybko rząd i władzę tymczasową do Trypolisu, by utrzymać wrażenie jedności kraju, jedności Libii. Nie można dopuścić do rozbicia dzielnicowego kraju na rywalizujące części: Benghazi i Trypolitanię. Po drugie – trzeba zapewnić kontrolę nad całym krajem. Libia jest ogromnym państwem, kilkakrotnie większym niż Polska. Zaprowadzanie porządku zajmie trochę czasu, bo zwolennicy Kadafiego gdzieniegdzie będą jeszcze stawiali opór. Po trzecie – należy stworzyć rząd tymczasowy. Będzie to trudne z uwagi na różne plemienne zależności. Po czwarte – ważne będzie szybkie opanowanie i odbudowa przemysłu naftowego, który ucierpiał w wyniku działań wojennych.
Odbudowanie przemysłu naftowego zajmie dużo czasu?
Eksperci obliczają, że to potrwa do półtora roku. Libia eksportowała przed wojną domową półtora miliona baryłek ropy dziennie. Teraz liczba ta spadła do 100 tysięcy baryłek dziennie. Przy pomocy zagranicznych ekspertów da się pewnie skrócić czasu odbudowy sektora. Po pół roku mogą być już dla nowych władz widoczne efekty produkcji ropy.
Eksperci, którzy wesprą odbudowę pól naftowych będą amerykańscy, chińscy czy zachodnioeuropejscy?
Jedni, drudzy i trzeci. Już mamy do czynienia ze swoistą rywalizacją – do libijskiego miodu pszczoły będą zlatywać się zewsząd. To kraj bardzo zasobny.
Na samych zagranicznych kontach bankowych Libia ma zgromadzony olbrzymi majątek. Czy środki te można będzie wykorzystać?
Tak, jeśli odblokowane zostaną konta, które Kadafi miał w zachodnich bankach, nowe władze znajdą tam miliardy dolarów.
Unia już w lutym wysłała Libii 3 miliony dolarów na pomoc humanitarną, a dziś zapewnia o dalszej pomocy.
To trochę śmieszne. Libia nie potrzebuje pomocy finansowej, którą Zachód musi wyłożyć z kieszeni. Potrzebuje pomocy logistycznej, pomocy w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. To chyba trudniejsze niż takie proste wykładanie pieniędzy. Pomoc humanitarna natomiast nie idzie na Libijczyków, ale na libijskich uchodźców. Przed wojną domową było tam przecież ok. 2 mln robotników cudzoziemskich. Samych Libijczyków jest niespełna 6 milionów – to niewielka liczba ludności w stosunku do powierzchni kraju. Zawody, których nie chcieli wykonywać obywatele Libii, wykonywali często cudzoziemcy z innych krajów Afryki, dla których Libia była rajem. Jest tam też wielu Azjatów – Chińczyków, Wietnamczyków, Pakistańczyków. I to właśnie tysiące tych ludzi koczowały w obozach na granicy z Egiptem i Tunezją po wybuchu wojny domowej. To na nich idzie pomoc humanitarna. I na uchodźców, którzy próbują przez Włochy dostać się do UE.
Unijne zapewnienia dotyczące wsparcia to krok w stronę nawiązania większej współpracy? Na przykład wciągnięcia Libii do Unii dla Śródziemnomorza?
Zdecydowanie tak. Z tym, że Unia dla Śródziemnomorza jest trochę sztucznym tworem. Pamiętam jak powstawała w połowie lat 90., byłem wówczas ambasadorem w Kairze. Z wielką pompą Unia ogłaszała plany utworzenia do roku 2015 strefy bezcłowej na obszarze Morza Śródziemnego. Widzi pani tę strefę? Nikt od lat już o niej nie mówi.
A dlaczego tak trudno szły przez lata rozmowy Komisji Europejskiej z Libią o ramowej współpracy?
To się wiązało z osobą Kadafiego. Myślę, że nowe władze będą skłonne do normalnych negocjacji na normalnych warunkach. Mówiąc o „normalnych warunkach” mam oczywiście na uwadze pewne preferencje dla wybranych krajów Unii. Z pewnością będą liczyć na nie Wielka Brytania, Francja, po części Włochy z racji swoich tradycji i zaangażowania w Libii w ogóle.
„Daily Telegrach” podał, że między innymi właśnie Brytyjczycy zaopatrywali powstańców w broń. Patrząc na listę importerów i eksporterów, Wielkiej Brytanii nie widać na liście poważnych partnerów Libii.
Generalnie Zachód dostarczał zaopatrzenia powstańcom libijskim. Rzeczywiście do tej pory główną rolę w kontaktach handlowych odgrywały Włochy. Mamy wszyscy w pamięci niebywałe obrazki w postaci pocałunków składanych przez premiera Włoch na ręku Kadafiego. Silvio Berlusconi teraz ogłosił jednak gotowość wejścia w kontakty z władzami rewolucyjnymi. Ale faktem jest, że wpływy zaczną zyskiwać kraje, które odegrały dużą rolę w ostatnich wydarzeniach: Wielka Brytania właśnie i Francja.
Co z Rosją, Chinami i Brazylią? Czy utrzymają silne wpływy?
Zdecydowanie tak. USA i Zachód będą miały mocniejsze wpływy. Manifestacje w Benghazi – skandowanie nazwisk Obamy i Sarkozy’ego są bardzo znaczące. Sukces Zachodu w krajach arabskich jest spektakularny. W centrum zainteresowania Zachodu były dwa kraje: Egipt z racji swojego geopolitycznego położenia – strategicznego, kluczowego dla kontroli i szlaków komunikacyjnych (chodzi o Kanał Sueski). Drugi kraj to Libia z uwagi na ropę naftową bardzo dobrej jakości i w dużej ilości. To przecież jest nieco ponad 2 procent światowego eksportu ropy.
Ale w grze są też inni gracze…
Tak, na przykład Turcja, która odbudowuje swoją bardzo mocną pozycję w regionie. Dla rewolucji arabskich przykład islamskiej władzy w Turcji, rządu premiera Erdogana, który już trzy razy ze swoją partią wygrał wybory i znakomicie prowadzi politykę wewnętrzną oraz zagraniczną państwa, to przykład, ku któremu kraje arabskie chciałyby dążyć. Turcja będzie więc w regionie bardzo aktywna i z jej zdaniem arabscy partnerzy będą się bardzo liczyli. Także z uwagi na jej potencjał ekonomiczny. Przecież to jeden ze wschodzących krajów.
Drugie państwo to Iran, który przez Syrię, ale także poprzez Irak i szyitów będzie starał się utrzymywać pewien balans wpływów w stosunku do Zachodu i USA. I Chiny, które mają swoje interesy i wpływy w Afryce.
Co Europa może dostać od Libii oprócz surowców?
Europa marzy, żeby nowe władze libijskie zapewniły – tak jak Kadafi kiedyś – barierę przed nielegalną emigracją do Unii. Imigranci stanowią dla Europy obawę większą nawet niż wzrost fundamentalizmu islamskiego na świecie i wpływów Al Kaidy. Oprócz tego i ropy naftowej, Libia wiele może zaoferować światu.
Czy będzie budować bazę turystyczną? W Egipcie z turystyki stanowią prawie 12 proc. PKB. Libia to – pod względem turystycznym – kraj dziewiczy.
Turystyka jest pieśnią przyszłości. Libia jest niesłychanie pięknym krajem, ale obowiązuje tam prohibicja, na którą turyści patrzą niechętnie. Porównując to z Egiptem i Tunezją, Libia jest turystycznie ich ubogim krewnym. Ale ma przepiękne plaże i wybrzeża oraz interior w postaci bezbrzeżnej pustyni. Tam, w górskich pieczarach, oddalonych o 1000 km od Trypolisu, w głąb pustyni, można znaleźć rysunki skalne równe rysunkom Algierii. Zabytki archeologiczne mogłyby przyciągać rzesze turystów. W Starożytności te tereny były jednymi z najbardziej rozwiniętych na świecie. To był spichlerz Rzymu, zaopatrujący Europę w zboże. Ale w odkrywanie przeszłości Libii trzeba będzie jeszcze dużo zainwestować.
Bazę turystyczną Libijczycy będą budować z kapitału własnego czy zagranicznego?
Z obu. Pamiętajmy, że ten kraj ma pieniądze i także sporo wykształconych ludzi. W tym wykształconych na zagranicznych uniwersytetach. To stwarza możliwości budowy demokracji i normalnych struktur biznesowych. Mają wiedzę, jak poruszać się w świecie gospodarki i biznesu, jeśli więc dojdą do wniosku, że warto inwestować w turystykę, to zrobią to.
A czy taki kraj, złożony ze stu pięćdziesięciu plemion, jest w stanie w ciągu załóżmy 10 lat stworzyć spójny i ciekawy system finansowy?
Jest. Trudno sobie wyobrazić rozczłonkowanie Libii – że każde plemię weźmie swoje poletko i będzie uprawiało ropę oraz założy swoje banki. W takim kraju niezbędne jest zbudowanie dobrej władzy centralnej i stworzenia dobrego ustawodawstwa. W tym kierunku zresztą będą szły działania pomocowe.
I co wtedy? Rozwijając przemysł naftowy oraz sektor finansów, Libia może stać się drugim Dubajem?
Z uwagi na ropę, obszar kraju i jego niewielką społeczność – tak. Przy sprawnej organizacji, można byłoby to osiągnąć w stosunkowo krótkim czasie.
Kadafi rządził Libią przez 42 lata. Dlaczego akurat teraz został obalony?
To jest efekt całego ciągu wydarzeń nie tylko w Libii, ale w całej strefie Afryki Zachodniej. Poczynając od Tunezji, przez Egipt, Libię i inne państwa arabskie. Każdy z krajów z rewolucyjnym zrywem przechodził te same koleje losu: rządzony przez długowiecznych dyktatorów przez dziesiątki lat. Rzesze młodych ludzi, młode społeczeństwa poniżej 30 roku życia, bez perspektyw życiowych przyglądały się jak skorumpowane władze traktują państwo jak własność. A wiedzieli już, jak wygląda świat dookoła, jak wygląda życie w Unii Europejskiej, jaki jest status obywatela w kraju demokratycznym. Mieli dostęp do Internetu, portali społecznościowych, komunikacji. Dla tych ludzi skostniałe reżimy były nie do przyjęcia. Stąd zryw, którego iskrą były wydarzenia w Tunezji.
A stosunkowo wysokie bezrobocie i spadek wzrostu gospodarczego nie stanowiły żadnego impulsu dla tego, co się wydarzyło?
Nie. Libia jest krajem zasobnym, inaczej niż Tunezja, która ograniczona jest do zysków z turystyki. Jeszcze inna sytuacja jest w Egipcie, który jest przede wszystkim trapiony problemem demograficznym – burzliwym przyrostem ludności przy braku ziemi uprawnej, bo jest jej zaledwie 4 procent.
Rozmawiała Katarzyna Kozłowska
Grzegorz Dziemidowicz jest dyplomatą, specjalistą od krajów arabskich. Był ambasadorem RP w Egipcie i Sudanie (1994-1999) oraz Grecji. Ukończył studia w Instytucie Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego.
Libijscy rebelianci w okolicach miasta Bin Jawad, marzec 2011 r. (CC BY-NC-SA Nasser Nouri)
ChatGPT zapoczątkował nowy etap automatyzacji. W nadchodzących latach generatywna sztuczna inteligencja może doprowadzić do głębokich zmian na rynku pracy oraz znacząco przyspieszyć wzrost gospodarczy.
Produkcja ropy na Alasce znalazła się na poziomie najniższym od 45 lat. Ludzie wyjeżdżają stamtąd. Stan ma problemy budżetowe, które będzie chciał załatać m.in. uruchomieniem sprzedaży kredytów węglowych.
Droga energia, slowbalizacja, brak rąk do pracy, nadmierna biurokracja, wieloletnie zaniedbania inwestycyjne oraz opóźnienia technologiczne spętały potencjał rozwojowy Niemiec. Gospodarka przechodzi przez polikryzys– spowodowany wieloma czynnikami – na który nie ma prostej odpowiedzi w postaci np. pakietu koniunkturalnego lub jednej, porządnej reformy. RFN potrzebuje w istocie polireformy – dziesiątków drobnych korekt, które jednak jako całość określą na nowo równowagę między rynkiem a państwem.
Ceny konsumpcyjne rosły w Stanach Zjednoczonych w tempie 3,5 proc., co stawia pod dużym znakiem zapytania perspektywę cięcia stóp procentowych za Oceanem. Odczyt inflacji CPI za marzec 2024 r. w USA był nieznacznie wyższy od rynkowego konsensusu i postawił Komitet Otwartego Rynku w niełatwym położeniu.
Oczekiwaniom inflacyjnym gospodarstw domowych zazwyczaj nie poświęca się zbytniej uwagi przy monitorowaniu i prognozowaniu inflacji, częściowo dlatego, że wykazano, iż mediana ich oczekiwań ma mniejszą moc predykcyjną niż oczekiwania innych podmiotów. Niniejszy artykuł ma na celu dowieść, że zmiany w rozkładzie oczekiwań inflacyjnych gospodarstw domowych są istotne dla prognozowania inflacji w najbliższym czasie i oferują dodatkowe informacje w porównaniu z miernikami rynkowymi i oczekiwaniami prognostów. Sugeruje to, że oczekiwania inflacyjne gospodarstw domowych powinny odgrywać większą rolę w monitorowaniu inflacji, a w konsekwencji w kształtowaniu polityki pieniężnej.
Najnowsze wydanie „Obserwatora Finansowego” ukazuje nam wizje przyszłości bliskiej i dalekiej. W tym numerze, najlepsi eksperci postarają się odpowiedzieć na kilka kluczowych pytań, dotyczących sztucznej inteligencji i tego jak generatywna AI wpłynie na bankowość, edukację oraz inne dziedziny naszego życia.
Nieefektywność nadzoru prowadzi do występowania nieprawidłowości i nadużyć na rynku funduszy inwestycyjnych w Polsce – taką sensacyjną tezę stawiają autorzy monografii „Nieprawidłowości i nadużycia na rynku funduszy inwestycyjnych”.
Budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego wzmocniłaby znacznie pozycję Polski w europejskiej gospodarce – stwierdził w rozmowie z „Obserwatorem Finansowym" dr Andreas Wittmer, dyrektor zarządzający Centrum Badań Lotniczych na Uniwersytecie w St. Gallen.
Sztuczna inteligencja powoli zmienia sposób działania banków i instytucji finansowych. Pomaga im zredukować ciężar biurokracji, ale także podejmować szybsze decyzje oraz utrzymywać efektywny kontakt z klientami. A będzie jeszcze lepiej. W perspektywie czeka kilkunastoprocentowy wzrost EBITDA.
Dywersyfikacja metod płatności, rozumiana jako poszerzanie dostępnej ich gamy, zwiększa wybór płatników i odbiorców płatności, stymuluje konkurencję na rynku i innowacyjność dostawców usług płatniczych, redukuje ryzyko, ponieważ uniezależnia rynek płatności od jednego, potencjalnie dominującego systemu płatności. Podobnie ma się sprawa z formami pieniądza, które się uzupełniają a jednocześnie konkurują i substytuują wzajemnie.
Współczesne problemy prawne Unii Europejskiej, sztuczna inteligencja w bankowości oraz polityka pieniężna były tematami grudniowego zjazdu na podyplomowych studiach MBA organizowanych w ramach drugiej edycji projektu „Akademia NBP”.
Portal ekonomiczny NBP „Obserwator Finansowy” ponownie znalazł się w czołówce najbardziej opiniotwórczych mediów w kategorii „Media ekonomiczne i biznesowe”, wyprzedzając m.in. „Parkiet”. Wzrost cytowalności treści publikowanych na łamach serwisu wzrósł w kwietniu w odniesieniu do marca 2023 r. o 37 proc.
Sytuacja gospodarcza w Polsce na tle innych krajów przedstawia się korzystnie. Warto zauważyć, że w szybkim tempie nadrabiamy dystans dzielący Polskę od poziomu życia w wybranych państwach europejskich. W ciągu ostatnich czterech lat dynamika wzrostu PKB plasowała Polskę powyżej innych krajów europejskich, zarówno strefy euro, w tym Niemiec i Francji, jak i krajów Unii Europejskiej z własną walutą, np. Czech.
Większość polskich przedsiębiorców odczuła skutki wojny w Ukrainie, choć jej wpływ oceniają w zróżnicowany sposób – wynika z badania przeprowadzonego przez Polski Instytut Ekonomiczny.
W styczniu 2020 roku Wielka Brytania formalnie opuściła Unię Europejską. Oczekiwane korzyści z brexitu, poza odzyskaniem suwerenności w zakresie kształtowania prawa i zewnętrznych relacji gospodarczych, jednak się nie zmaterializowały. Widoczny jest natomiast spadek wydajności i konkurencyjności brytyjskiej gospodarki, co wpływa także na kondycję rynku pracy.