Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Mjanma: generałowie w spódnicach poczuli smak pieniądza

Wygląda na to, że prezydent Birmy, Thein Sein, jeden z byłych liderów junty, doszedł do wniosku, iż dotychczasowa strategia państwa wiodła donikąd i zapragnął zmian. Mamy tam do czynienia z bezprecedensową polityczną odwilżą, otwarciem, a zarazem z geostrategiczną rozgrywką z dwoma największymi gospodarkami świata: USA i Chinami.
Mjanma: generałowie w spódnicach poczuli smak pieniądza

Jeszcze do niedawna prześladowana, Aung San Suu Kyi, laureatka pokojowej nagrody Nobla, dziś wraca na scenę polityczną Mjanma. (CC By NC lewishamdreamer)

Lotnisko Mingaladon w największej metropolii tego kraju, Rangunie, do niedawna senne, teraz tętni życiem. Podobny ruch na lotnisku w nowej stolicy, od 2005 r., Naypyidaw. Birma, oficjalnie zwana Republiką Związku Myanmar (lub Mjanma) jeszcze do niedawna była wymieniana jednym tchem obok Korei Północnej jako najgorsza dyktatura w Azji. Dziś zamieniła się w nową Mekkę, do której zmierzają wszyscy możni tego świata: politycy z Zachodu i Wschodu. Do rangi symbolu urosła grudniowa wizyta amerykańskiej sekretarz stanu Hillary Clinton, pierwsza tej rangi od 55 lat!

Niespodziewane, nagłe otwarcie

Co się stało i dlaczego? W listopadzie 2010 r. wojskowa junta, rządząca nieprzerwanie od 1962 r., zorganizowała „demokratyczne” wybory. Zbojkotowała je opozycyjna Narodowa Liga na Rzecz Demokracji (NLD), za co została zdelegalizowana. Nikt z obserwatorów i analityków zajmujących się tym państwem-pariasem w autentyczność i przejrzystość tych wyborów nie wierzył. Podobnie jak nikt nie uwierzył w szczerość wypowiedzi nowego prezydenta państwa, Thein Seina, który po zaprzysiężeniu na urzędzie pod koniec marca 2011 r. zapowiedział daleko idące reformy. Pamiętano przecież, że w poprzedniej juncie był on premierem.

Dopiero druga wypowiedź Thein Seina, z połowy sierpnia 2011 r., w której ponowił tezy mówiące o reformach, zwróciła większą uwagę, a kiedy w tym samym miesiącu spotkał się z przywódczynią NLD, noblistką Aung San Suu Kyi, stało się jasne, że tym razem sprawa jest poważniejsza. Zupełnie poważna stała się pod koniec września, kiedy prezydent, powołując się na „wolę ludu” (sic!) ogłosił, że wstrzymuje budowę zapory wodnej Myitsone na głównej arterii wodnej państwa rzece Irrawaddy. A inwestycja opiewała na sumę 3,5 mld dolarów, ogromną jak na to biedne i zacofane państwo. Od tej chwili rozpoczęła się ta, odnotowana na wstępie, pielgrzymka.

Byli już w Mjanmie ważni komisarze UE, ministrowie spraw zagranicznych z najważniejszych państw unijnych, w ostatnich dniach z kilkudniową wizytą przebywał tam Surin Pitsuwan, sekretarz generalny ASEAN (Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo – Wschodniej). To w kontekście, wywalczonego już na tej fali odwilży, pierwszego przewodnictwa w tym ugrupowaniu w 2014 r. (kraj jest członkiem ASEAN od 1997 r.). A już wolę złożenia wizyty w tym państwie wyraził sekretarz generalny ONZ Ban Ki-mun. Nie jest bynajmniej ostatni. Pielgrzymka trwa.

Oto kraj bogaty w surowce (ropa, gaz, drzewo tekowe, kamienie szlachetne, surowce), przez pół wieku izolowany, nagle się otwiera i daje niebywałe możliwości inwestycyjne. Nie ma czegoś podobnego w Azji, to ostatni taki rezerwuar, a przecież chodzi o państwo duże, z szacowaną na blisko 60 mln mieszkańców ludnością i powierzchnią przekraczającą terytorium Anglii i Francji razem wziętych. Jest więc się o co ścigać – i wyścig się rozpoczął, mimo że nałożone na ten kraj sankcje Zachodu nadal obowiązują.

Geostrategiczna zagrywka

Prawdopodobnie cezurą i szansą na pożegnanie z nimi będą zapowiedziane na 1 kwietnia wybory uzupełniające do Hluttaw, tamtejszego parlamentu. Udział w nich zapowiedziała sama Aung San Suu Kyi i NLD, której niedawno umożliwiono powrót na polityczną scenę. Już prowadzą kampanię. Walczą o zaledwie 30 mandatów na 664 fotele w obu izbach Hluttaw, ale i tak, w oczach wielu, będzie to w tamtejszej rzeczywistości przewrót iście kopernikański. Oto Mjanma, do niedawna odizolowana wojskowa dyktatura, wprowadza przynajmniej rudymenty systemu demokratycznego, bo przecież sam fakt, iż w ławach parlamentu zasiądą noblistka i jej zwolennicy sprawi, iż nie będzie to autokracja w stylu chińskim, gdzie opozycji brak, a dysydenci są wyrzucani z kraju, izolowani lub więzieni.

W świetle niespodziewanych, do niedawna niewyobrażalnych zmian rodzi się wiele pytań. Co skłoniło władze w Naypyidaw do przewartościowania priorytetów? Tu oczywiście skazani jesteśmy na spekulacje, bowiem dawni generałowie i pułkownicy, teraz przebrani w cywilne ubrania – tradycyjne birmańskie stroje: długie spódnice o nazwie longyi – swoich intencji nie ujawniają. Niektórzy spekulują, że przestraszyli się bliskowschodniej wiosny i szybko zainicjowali proces odgórnych zmian, by zapobiec kolejnemu oddolnemu wybuchowi.

Być może, ale przyczyny były chyba inne, bo i Bliski Wschód stąd daleko, i lokalne uwarunkowania inne. Opozycja była spacyfikowana, a Aung San Suu Kyi spędziła aż 15 z ostatnich 22 lat w odosobnieniu, z ostatniego aresztu domowego wychodząc tuż po wyborach w listopadzie 2010 roku. Na nowy oddolny wybuch się nie zanosiło.

Wygląda na to, że prezydent Thein Sein, otwarcie wspierany przez szefa izby niższej w Hluttaw, Thura Shwe Manna, doszedł do wniosku, że dotychczasowa strategia państwa wiodła donikąd. Kraj stawał się coraz biedniejszy, a w opuszczone miejsce Zachodu weszli Chińczycy coraz bardziej się panosząc, co naruszało birmańska dumę.

Jeśli to przypuszczenie jest prawdziwe, a wiele wskazuje za taką tezą, to wówczas mamy na terenie Mjanmy nie tylko do czynienia z bezprecedensową polityczną odwilżą i zarazem otwarciem na światowe rynki, ale zarazem z wielką geostrategiczną rozgrywką z dwoma największymi organizmami gospodarczymi świata, USA i Chinami, w tle (być może z trzema, jeśli jeszcze aktywniej włączy się tutaj także UE). To jest prawdziwa stawka zachodzących tam teraz, arcyciekawych procesów.

Jedni reformują, drudzy są wściekli

Mniej spekulacji rodzi się wokół tego, kto te reformy rozpoczął. Tu panuje zgoda – zrobili to „generałowie w spódnicach”. Naturalnie nie wszyscy. Wiadomo na przykład, że szef izby wyższej w parlamencie, Khin Aung Myint, jest im otwarcie przeciwny. Jak oświadczył na zamkniętym spotkaniu jeden z członków obecnego gabinetu, we władzach w Naypyidaw utworzyły się trzy mniej więcej równe grupy: zwolenników reform i otwarcia, przeciwników tych reform oraz osób oczekujących, co z tego wszystkiego wyniknie.

Dla części wojskowych elit w państwie, nadal trzymających wszystkie narzędzia władzy i środki siłowe, takie zmiany w zestawieniu z poprzednią rzeczywistością, są wręcz nie do pomyślenia, a przecież zachodzą, co musi budzić ich sprzeciw. Czy więc reformatorski duet Thein SeinThura Shwe Mann (kiedyś osoby nr 4 i nr 3 w juncie) ostatecznie przeforsuje swój program reform i otwarcia? To jedno z newralgicznych pytań rodzących się wokół tego bezprecedensowego procesu.

Kolejne pytania rodzą się wokół noblistki Aung San Suu Kyi. Czemu zmieniła zdanie? Czemu po latach twardego negowania rzeczywistości w kraju postanowiła aktywnie włączyć się do życia politycznego? Łatwiej zrozumieć intencje władz, które ten proces zainicjowały. Sama noblistka ma taki światowy prestiż, którego cała armia, zwana Tatmadaw, nigdy nie miała. Bez Aung San Suu Kyi zbliżenia z Zachodem nie jest możliwe, a to tylko Zachód może być przeciwwagą dla zbyt mocno tu już zaangażowanych Chin.

Jest również druga kwestia, z punktu widzenia tamtejszej rzeczywistości nie mniej ważna, która niezmiernie podnosi rangę przywódczyni NLD w oczach władz. Mjanma jest państwem związkowym, istną językową wieżą Babel i unikatową mieszanką etniczną. Część z mniejszości trwa w stałym sporze z władzami.

Oglądałem oddziały bojowe, także kobiece, jednej z tych mniejszości, Monów, zamieszkałych na pograniczu birmańsko-tajskim. Jej przywódcy właśnie toczą spór, czy podpisać porozumienia rozejmowe z władzami w Naypyidaw. Dwie inne mniejszości, zamieszkałe na północy, Kachin i Wa mają własne oddziały bojowe, które do dzisiaj walczą, co sprawiło, iż niedawno kilka tysięcy uchodźców, nie po raz pierwszy, uciekło na teren Chin. To fakt, że na fali tej odwilży podpisano już też kilka porozumień rozejmowych z mniejszościami, w tym największą grupą etniczną po Birmańczykach, jaką są Szanowie.

Co więcej, podpisano też rozejm z Narodowym Związkiem Karenów (KNU), który prowadził najdłuższą na świecie partyzantkę w ostatnich czasach, trwając z bronią u nogi od grudnia 1948 roku. Jednak niektórzy Karenowie, mocno rozsypani w diasporze, zaczynają podważać sens tego porozumienia. Całość sprawia, że raz jeszcze niezbędna jest Aung San Suu Kyi, stale podkreślająca, że jest za „narodowym pojednaniem” i mająca taki prestiż moralny, który, być może, pozwoli na ostateczne zakończenie walk.

Jednak Aung San Suu Kyi, podobnie jak władze, wszystkich kart nie odkrywa. Jej intencje też do końca nie są znane – poza tymi deklarowanymi otwarcie, także w trakcie prowadzonej już teraz kampanii wyborczej, że jest za demokracją, prawami człowieka i prawdziwym pojednaniem między licznymi tutaj narodami. Jednak i tak jest to zagrywka z jej strony ryzykowna, bowiem włączając się tym razem aktywnie do polityki, tym samym poniekąd legitymizuje obecny proces zmian, którego przecież sama ani nie zainicjowała, ani nie kontroluje, choć jest jego bardzo ważnym ogniwem.

Wszyscy tam jadą i inwestują

Tylko jedno wydaje się być pewne: proces odgórnych reform zainicjowali, chociaż nie wszyscy, generałowie. Chcą modernizacji i otwarcia na świat, być może jakiejś formy demokracji. Wiele już na tej drodze osiągnęli, ale nadal są – należy to podkreślić – w początkowej fazie zmian. Tym niemniej informacje z Mjanmy są wprost szokujące: George Soros po krótkim tam urlopie postanowił otworzyć w Mjanmie swoje biura promujące otwarte społeczeństwo, noblista Joseph Stiglitz po kilkudniowym seminarium w Naypyidaw chwali zamiany finansowe mające doprowadzić do urealnienia kursu tamtejszej waluty – kyata. Minister finansów przedstawia pierwszy od niepamiętnych czasów projekt budżetu. W dużych miastach pojawiły się bankomaty, nieśmiało rusza Internet, sieć telefonii komórkowej powoli pokrywa kraj….

Nic dziwnego, że biznesmeni ze wszystkich stron ciągną jak do nowego Eldorado. Chińczycy prowadzą ogromną inwestycję: budują równolegle ropociąg i gazociąg, łączące Zatokę Bengalską z chińską prowincją Yunnan, co o tysiące kilometrów zmniejszy drogę surowców płynących do nich z Afryki i Bliskiego Wschodu. Hindusi zaangażowali się w projekt modernizacji portu w Sittwe, też nad Zatoką Bengalską; Tajowie właśnie rozpoczynają wielki projekt w pobliżu miasta Tavoy, na południu kraju, gdzie mają powstać nowe rafinerie, a nowe obiekty mają być połączone z Tajlandią nowymi autostradami.

Biznesmeni licznie towarzyszący ministrom spraw zagranicznych Francji i Wielkiej Brytanii najbardziej zainteresowani byli także sektorem energetycznym i paliwowym (Francuzi zresztą są tu zaangażowani już od dawna, bez względu na obowiązujące nadal sankcje). Wszyscy jadą do Mjanmy. Wygląda na to, że generałowie, którzy przebrali się w cywilne longyi, poczuli już wartość prawdziwego pieniądza. Chcą z niego skorzystać. Odwiedzający ich goście też.

Autor jest politologiem i sinologiem. Właśnie powrócił z kolejnej podróży do Birmy. W latach 2004 – 2008 był nierezydującym ambasadorem RP w Związku Myanmar . W 2011 r. wydał książkę pt.: Złota Ziemia roni łzy. Esej birmański.

Jeszcze do niedawna prześladowana, Aung San Suu Kyi, laureatka pokojowej nagrody Nobla, dziś wraca na scenę polityczną Mjanma. (CC By NC lewishamdreamer)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Właśnie dokonuje się duży zwrot w polityce najważniejszych banków centralnych na świecie. Ściśle wiąże się z tym obserwowany wzrost rentowności obligacji rządowych, który rozpoczął się w 2021 r. i nabrał gwałtownego przyspieszenia w tym roku.
Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?