Autor: Joseph Stiglitz

Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, profesor Uniwersytetu Columbia, publicysta Project Syndicate.

Mocno zaawansowana choroba słabego wzrostu

Ekonomia nazywana jest „ponurą nauką”, a w krajach rozwiniętych przez ostatnie pięć lat uczciwie sobie na tę nazwę zapracowała. Niestety, ten rok niewiele pod tym względem zmieni na lepsze. W 2014 roku Europa będzie nadal ogarnięta Wielką Chorobą, a w USA ożywienie ominie wszystkich, prócz tych na samej górze.
Mocno zaawansowana choroba słabego wzrostu

Joseph E. Stiglitz

Realny (czyli skorygowany o inflację) PKB per capita we Francji, Grecji, Włoszech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii oraz w Stanach Zjednoczonych jest mniejszy niż przed nadejściem Wielkiej Recesji. W Grecji od 2008 roku PKB per capita obniżył się o prawie 25 proc.

Jest parę wyjątków. Wygląda na to, że w gospodarce Japonii pod rządami premiera Shinzo Abe po ponad dwóch dekadach zastoju następuje poprawa: ze względu jednak na spuściznę w postaci utrzymującej się od lat 90. XX wieku deflacji będzie to trwało długo. W Niemczech realny PKB per capita był w 1012 roku większy niż w roku 2007 –  choć przyrost o 3,9 proc. w ciągu pięciu lat trudno uznać za imponujący.

Wszędzie jednak sprawy wyglądają rzeczywiście ponuro: bezrobocie w strefie euro jest uporczywie wysokie, a w USA stopa bezrobocia długotrwałego nadal znacznie przekracza poziom sprzed recesji.

W Europie, jak się wydaje, w tym roku wzrost na pewno wróci, choć jego tempo będzie anemiczne: Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) przewiduje przyrost produkcji o 1 proc. w ciągu roku. Prognozy MFW ustawicznie zresztą okazują się nadmiernie optymistyczne. Na 2013 rok Fundusz przewidywał dla strefy euro 0,2 proc. wzrostu, a prawdopodobnie miał tam miejsce spadek PKB o 0,4 proc., dla USA natomiast prognozował 2,1 proc. wzrostu, choć obecnie wygląda na to, że będzie to raczej około 1,6 proc.

Europejscy przywódcy oddani są idei oszczędności i w żółwim tempie zabierają się do rozwiązania problemów strukturalnych, wynikających z błędnego kształtu instytucjonalnego strefy euro. Nie ma więc co się dziwić, że perspektywy tego kontynentu wyglądają tak marnie.

Po drugiej stronie Atlantyku są jednak powody do powściągliwego optymizmu.

>>czytej też: Feldstein o perspektywach gospodarki Stanów Zjednoczonych

Według skorygowanych danych realny PKB wzrósł w trzecim kwartale o 4,1 proc. w ujęciu rocznym, a stopa bezrobocia w listopadzie spadła wreszcie do 7 proc. – czyli do poziomu najniższego od pięciu lat. Trwające pół dekady zahamowanie budownictwa spowodowało na ogół wyeliminowanie nadwyżek, powstałych w okresie „bańki” mieszkaniowej. Eksploatacja ogromnych zasobów gazu łupkowego przybliżyła Stany Zjednoczone do niezależności energetycznej – do której dążyły od dawna – i przyczyniło się do spadku cen gazu do rekordowo niskiego poziomu, co wywołało pierwsze przebłyski nadziei na ożywienie w przemyśle przetwórczym. A kwitnącego sektora high-tech reszta świata może USA tylko pozazdrościć.

Co najważniejsze, do procesów politycznych w USA wróciła odrobina rozsądku. Automatyczne cięcia budżetowe – wskutek których tempo wzrostu w 2013 roku było aż o 1,75 punktu procentowego mniejsze, niż być mogło – zostały utrzymane, ale w znacznie łagodniejszej formie. Ponadto obniża się krzywa kosztów opieki medycznej, stanowiących główną długofalową przyczynę deficytu budżetowego. Jak przewiduje Congressional Bugdet Office (Biuro Budżetowe Kongresu), w 2020 roku wydatki na Medicare i Medicaid (czyli rządowe programy dla osób starszych i dla ubogich) będą o około 15 proc. mniejsze niż przewidywano w 2010 roku.

Jest możliwe, a nawet prawdopodobne, że w 2014 roku wzrost w USA będzie na tyle silny, by liczba powstałych miejsc pracy była większa niż wkraczających na rynek pracy. Powinna wtedy przynajmniej zmaleć bardzo duża (około 22 mln) liczba osób, które chcą pracy w pełnym wymiarze, ale nie mogą jej znaleźć.

Tę euforię trzeba jednak stonować. Nieproporcjonalnie duża część tworzonych obecnie miejsc pracy to zajęcia niskopłatne, zatem średnie dochody (mierzone za pomocą mediany) nadal spadają. Większość Amerykanów żadnego ożywienia nie odczuwa, bo 95 korzyści z niego trafia do 1 proc. najbogatszych.

Nawet przed recesją dużej części ludności kapitalizm w stylu amerykańskim nie przynosił korzyści. Średni dochód (mediana skorygowana o inflację) jest wciąż mniejszy niż był w 1989 roku, czyli prawie ćwierć wieku temu, a mediana dochodów mężczyzn jest mniejsza od tej sprzed 40 lat.

Nowy problem dla Ameryki stanowi długotrwałe bezrobocie (które obecnie dotyka prawie 40 proc. osób bez zatrudnienia) w połączeniu z należącym do najskromniejszych wśród krajów rozwiniętych systemem zasiłków dla bezrobotnych: zwykle wygasają one po 26 tygodniach. Podczas załamania gospodarczego Kongres przedłużył okres wypłaty tych zasiłków, przyjmując do wiadomości, że ludzie nie mają pracy nie dlatego, że jej nie szukają, ale dlatego, że jej nie ma. Obecnie jednak Republikanie w Kongresie odmawiają dostosowania systemu zasiłków dla bezrobotnych do rzeczywistości. Gdy Kongres udał się na przedłużone wakacje, długotrwale bezrobotni otrzymali coś w rodzaju wymówienia: z początkiem 2014 roku samym sobie pozostawiono około 1,3 mln Amerykanów, którzy od końca grudnia stracili zasiłki dla bezrobotnych. Szczęśliwego Nowego Roku….

Trzeba pamiętać, iż główny powód tak niskiej obecnie stopy bezrobocia w USA stanowi fakt, iż bardzo wiele ludzi wycofało się z rynku pracy. Wskaźnik ludności zawodowo czynnej jest najniższy od ponad trzydziestu lat. Niektórzy mówią, że to po prostu odzwierciedlenie sytuacji demograficznej. Coraz większa część ludności w wieku produkcyjnym ma ponad 50 lat, a w tej grupie wiekowej uczestnictwo w rynku pracy zawsze było mniejsze niż wśród grup młodszych.

Takie podejście oznacza jedynie zamazywanie problemu: w gospodarce amerykańskiej nigdy nie przykładano specjalnie wagi do szkoleń w celu przekwalifikowania pracowników. Amerykańskich pracowników traktuje się jak materiały wymienne, które się odrzuca, jeśli nie są w stanie dotrzymać kroku zmianom technicznym i rynkowym. Różnica polega na tym, że obecnie ci odrzuceni pracownicy nie stanowią już niewielkiej tylko części mieszkańców.

Zjawiska te nie są czymś nieuniknionym. To skutek złej polityki gospodarczej i jeszcze gorszej polityki społecznej, prowadzącej do utraty najcenniejszego zasobu kraju – talentów jego ludności – i powodującej ogromne cierpienia dotkniętych nią jednostek i ich rodzin. Ci ludzie chcą pracować, ale system gospodarczy USA sprawia im zawód.

W 2014 roku Europa będzie więc nadal ogarnięta Wielką Chorobą, ożywienie w USA ominie wszystkich, prócz tych na samej górze, a ja trafię do grona ponuraków. Po obydwu stronach Atlantyku większość obywateli nie korzysta na gospodarce rynkowej. Jak długo może się utrzymywać taka sytuacja?

© Project Syndicate, 2014

www.project-syndicate.org

Joseph E. Stiglitz

Tagi