Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Myślenie o gospodarce nie musi przechodzić z ojca na syna

Gdzie kryje się źródło naszych postaw wobec gospodarki i osobistych poglądów ekonomicznych? Eksperymenty pokazują, że niekoniecznie w domu rodzinnym.
Myślenie o gospodarce nie musi przechodzić z ojca na syna

Cechy i wartości uniwersalne dla pomyślności ekonomicznej społeczeństw ważą więcej niż najlepiej dopracowane modele. (CC By NC SA down)

Gdy mowa o postrzeganiu ekonomii i gospodarki na poziomie rodziny, to przedmiotem dociekań badaczy sprawdzających, jak i czy w ogóle działa pas transmisyjny poglądów między rodzicami a dziećmi, nie są ewentualne spory przy kolacji: kto mądrzejszy i kto miał rację – John Maynard Keynes czy Friedrich Hayek. Chodzi o cechy i wartości uniwersalne, które dla pomyślności ekonomicznej narodów i społeczeństw ważą nawet więcej niż najlepiej dopracowane modele i teorie. Wśród nich zaś ważne jest zaufanie, skłonność do współpracy z innymi oraz powstrzymywanie ochoty „jazdy na gapę”, czyli prześlizgiwania się bokiem lub wpinania po plecach innych.

Ocena postaw ekonomicznych ludzi już na wstępie sprawia mnóstwo problemów, bo jak niby sprawdzać i potem uogólniać uzyskane rezultaty? Dość przydatna jest w tej potrzebie metoda „gry w dobra publiczne” (public goods game). Zagrała w nią trójka Amerykanów najwidoczniej lubiących weryfikować utarte poglądy. Grupę badawczą stworzyli: Marco Cipriani – starszy ekonomista z Federal Reserve Bank of New York oraz profesorowie ekonomii Paola Giuliano z UCLA i Olivier Jeanne z Johns Hopkins University. Wyniki eksperymentu opublikowali w pracy „Like mother like son? Experimental evidence on the transmission of values from parents to children”.

Eksperymentalna gra

Na czym polega gra w dobra publiczne? Zawodnicy to grupa nieznających się osób – powiedzmy: cztery. Każdy jej członek otrzymuje na wstępie jakąś wartość, np. 10 zł w monetach jednozłotowych. Zadanie dla każdego to rozdysponowanie tej kwoty. Może zatrzymać ją w całości dla siebie, podzielić na dwie części i jedną z nich zostawić sobie, a drugą oddać na fundusz dzielony później na całą grupę, albo całe 10 zł przekazać na fundusz grupowy. Kolejna reguła sprawia, że przed podjęciem decyzji warto się głębiej zastanowić. Otóż pieniądze oddane grupie są podwajane i dzielone następnie równo między wszystkich jej członków.

Najmniej atrakcyjne jest w tych okolicznościach zatrzymanie całej kwoty dla siebie. Gdyby postąpili tak wszyscy, to każdy zakończyłby grę z 10 zł w portmonetce czy kieszeni. Druga skrajność to oddanie przez każdego wszystkich pieniędzy do wspólnego kotła. Wówczas wszyscy też mają po równo, ale dwa razy więcej, bo po 20 zł. Najciekawiej dzieje się pomiędzy ekstremami, zwłaszcza jeśli w grupie są bardzo różne typy ludzkie. Załóżmy, że trójka graczy pójdzie na podwojenie i odda wszystko na fundusz grupowy, a jeden gamoń się połasi i nic nie odda do pomnożenia. Wówczas po podziale puli „społecznej” ten chytry będzie miał 25 zł, a reszta tylko po 15 zł.

Z tych scenariuszy wyłania się obraz napięć, z jakimi muszą sobie radzić uczestnicy gry. Widać wyraźnie sprzeczność między interesem własnym a grupowym. Najkorzystniej dla nas jako członków ogółu społeczeństwa byłoby w takiej sytuacji oddanie darowanej kwoty do wspólnej puli, ale założywszy, że w każdej społeczności znajdzie się zawsze sporo pięknoduchów, pojawia się bardzo silna pokusa ogrania naiwniaków i skorzystania z szansy zagarnięcia dla siebie większych pieniędzy wskutek całkowitego lub prawie całkowitego (można do puli dołożyć np. tylko jedną monetę) zignorowania funduszu grupowego.

Gra w praktyce

Grę w dobro publiczne uprawiamy na co dzień. Amerykańscy badacze przywołują na dowód charakterystyczny przykład odpowiednika naszej wspólnoty mieszkaniowej. Jest dom kilkupiętrowy, w nim mieszkania, a nad nimi dach, dajmy na to, dwuspadowy. Dach oparł się wielu burzom i wichurom, więc się wysłużył i zaczął przeciekać. Dobra rada to naprawa, ale ci z parteru i pierwszego piętra są chytrzy. Cierpią ci z ostatniej kondygnacji, więc niech to oni płacą. Wniosek tym słuszniejszy, że do rzeki daleko, więc powódź i śmiechy w kułak tych z góry w rewanżu nam nie grożą. Na naprawie dachu skorzystają oczywiście wszyscy, bo mury i ściany nie zawilgotnieją, ale jakże często ten argument jest zbyt w obliczu potencjalnych chwilowych korzyści z uchylenia się od partycypacji.

Na szczęście rozsądek zwycięża jednak dosyć często. Intensywne badania prowadzone z użyciem tej metody doprowadziły ekonomistów do konkluzji, że statystycznie rzecz ujmując, jesteśmy skłonni dołożyć do wspólnego worka 40–60 proc. kwoty przekazanej nam do dyspozycji. W naszym przykładzie, gdyby wszyscy postąpili jednakowo, to każdy miałby na koniec łącznie 14–16 zł. Nagroda za postawę prospołeczną byłaby niemała.

Pora wreszcie na powrót do głównego tematu, czyli rodziców i dzieci, albo inaczej: czym skorupka (w domu) za młodu nasiąknie… Cipriani, Giuliano i Jeanne przeprowadzili grę w dobra publiczne z udziałem rodziców i dzieci. Okazało się, że rodzice oddawali na fundusz grupowy 58 proc., a dzieci 55 proc. Różnica między zgredami a latoroślami jest tak niewielka, że w tych okolicznościach do całkowitego pominięcia.

Pierwszy wniosek, jaki przychodzi do głowy, jest taki, że dzieci przejmują od rodziców wzorce, nawyki, postawy, wybory ekonomiczne oraz społeczne, skoro zachowują się niemal identycznie. Byłoby to zgodne z dotychczasowym przekonaniem i dorobkiem naukowym. To pierwsze wrażenie może jednak być błędne. Cytowana trójka badaczy zmierzyła na podstawie wyników swojego eksperymentu różne korelacje i uznała, że nie widać związku między decyzjami podejmowanymi w grze przez rodziców i dzieci. Wynikałoby z tego, że przekonanie, że w działaniach ekonomicznych kierujemy się tym, co przekazuje nam mama z tatą, może być niesłuszne.

Sami autorzy zastrzegają, że tak sformułowany wniosek byłby zapewne zbyt pochopny i ograniczają się do ogranej konkluzji dotyczącej konieczności prowadzenia kolejnych badań w tej arcyciekawej skądinąd kwestii. Z naszej krajowej perspektywy byłoby dobrze, gdyby mieli rację. Jeśli bowiem rzeczywiście jest tak, że dzieci nie naśladują w poglądach gospodarczych swoich rodziców, to być może kiedyś nareszcie będzie u nas mniej przedstawicieli i naśladowców homo sovieticus, a zadomowi się z czasem na dobre gatunek homo oeconomicus.

OF

Cechy i wartości uniwersalne dla pomyślności ekonomicznej społeczeństw ważą więcej niż najlepiej dopracowane modele. (CC By NC SA down)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Niemcy odcięte od rosyjskiej energii? Konsekwencje

Kategoria: VoxEU
Niemcy są uzależnione od Rosji w zakresie około jednej trzeciej swojego całkowitego zużycia energii. Obliczenia autorów wskazują, że koszty gospodarcze rosyjskiego embarga energetycznego wyniosłyby ok. 2 proc. niemieckiego PKB.
Niemcy odcięte od rosyjskiej energii? Konsekwencje

Tydzień w gospodarce

Kategoria: Trendy gospodarcze
Przegląd wydarzeń gospodarczych ubiegłego tygodnia (30.05–03.06.2022) – źródło: dignitynews.eu
Tydzień w gospodarce