Na strefę euro czasem lepiej patrzeć z daleka

Wchodzić, nie wchodzić – pytania o strefę euro nie ustają. - Jeśli już, to zróbcie to dla siebie, a nie dlatego, że inni tego oczekują – radzi Polakom w rozmowie z Obserwatorem Finansowym David Marsh, ekspert w dziedzinie historii wspólnej waluty i polityki europejskiej.
Na strefę euro czasem lepiej patrzeć z daleka

David Marsh (Fot. NBP)

Obserwator Finansowy: Jak naprawić strefę euro?

David Marsh: Trudno będzie dojść do efektywnej unii monetarnej z miejsca, w którym obecnie się znajdujemy. To jak w starym dowcipie o Irlandczyku, którego ktoś na drodze zapytał jak daleko jeszcze do Tipperary, a ten odpowiedział: „mogę panu powiedzieć, ale z pewnością nie zaczynałbym liczyć stąd”.

Jesteśmy tam, gdzie jesteśmy. Dziś mamy wielki chaos. Uważam że powinniśmy iść w takim kierunku, że niektóre państwa będą mogły opuścić strefę euro. To być może nie będzie możliwe od razu, ale w perspektywie kilku lat trzeba dążyć do tego, żeby różne kraje Unii Europejskiej mogły być członkami różnych stref monetarnych. Chodzi o to żeby znalazły się w strefach walutowych, które będą bardziej zgodne ze strukturą ich gospodarek i z ich potrzebami.

Osiągnięcie tego celu nie będzie łatwe. Jeśli udałoby się to jednak zrobić i podkreślam słowo „jeśli”, bo to będzie trudne zadanie, będziemy w znacznie lepszej pozycji, aby zadbać o długoterminową przyszłość Europy niż próbując zapiąć europejskie państwa w swego rodzaju kaftan bezpieczeństwa, narzucić im jednolitą politykę pieniężną.

Jak można zbliżyć się do tego celu?

Jeden ze sposobów polega na tym, żeby oddramatyzować perspektywę, że niektóre państwa mogą wyjść ze strefy euro. Państwo, które nie radzi sobie w unii walutowej powinno mieć możliwość z niej wyjść bez wywoływania dantejskich scen. To jest etap, do którego powinniśmy dążyć, choć muszę przyznać, że to będzie bardzo trudne.

Lepiej byłoby pozwolić wyjść krajom silnym czy wyrzucić słabe?

Trudno będzie wprowadzić w życie każde z tych rozwiązań. Gdyby Niemcy miały wyjść ze strefy euro, oznaczałoby to, że podważeniu ulega ich długoletnia proeuropejska polityka i że wyrzekają się one odpowiedzialności za Europę. Trochę łatwiej, ale nadal trudno byłoby wyjść państwom słabszym. Tak czy inaczej Niemcy nie wyjdą z unii monetarnej same – będą im towarzyszyły inne państwa. Niemcy, Holandia, Austria, Belgia, Luksemburg i być może Finlandia pozostaną w unii monetarnej, ale będzie ona mniejsza i ze skromniejszymi ambicjami.

W jakich warunkach Wielka Brytania mogłaby przyjąć wspólną walutę?

Musiałaby to być unia, która dawałaby Brytyjczykom niższe stopy procentowe oraz wyższe zatrudnienie i szybszy wzrost. Obecnie stopy procentowe w Wielkiej Brytanii są bardzo niskie i takie mają pozostać w dającej się przewidzieć przyszłości. Jeśli miałyby one wzrosnąć to tylko wówczas, gdy sytuacja brytyjskiej gospodarki się poprawi. Ale gdy tak się stanie nie będziemy zainteresowani wejściem do strefy euro, no bo Wielkiej Brytanii już się będzie poprawiało.

Jeśli natomiast sytuacja gospodarcza zacznie się poprawiać najpierw w strefie euro, stopy procentowe w niej wzrosną. I to będzie dostateczny powód dla Brytyjczyków żeby się do strefy euro nie przyłączać. Poza tym w takiej sytuacji Europejczycy na kontynencie wcale nas nie będą chcieli, bo Wielka Brytania musiałaby wejść do strefy euro przy bardzo niskim kursie wymiany funta, co by premiowało brytyjski eksport. Bardzo trudne będzie właściwe ustawienie poziomu naszych stóp procentowych, tempa naszego rozwoju i kursu wymiany tak aby były one do przyjęcia zarówno dla brytyjskiej opinii publicznej, rządu i parlamentu, jak i Europejczyków na kontynencie.

Trzeba pamiętać także, że Wielka Brytania w ciągu ostatnich 100 lat była w kilku systemach sztywnych kursów walut i żaden z nich nie zadziałał. Za każdym razem kończyło się to źle: w 1931 r. kiedy porzuciliśmy standard złota, po II wojnie światowej gdy funt został zdewaluowany, w 1972 r. kiedy byliśmy w „wężu walutowym”, w 1976 r. i w 1992 gdy wypadliśmy z ERM. Brytyjskie ministerstwo skarbu ma długą pamięć instytucjonalną i wszystkie te doświadczenia hamują wszelkie dążenia do przyjęcia stałych kursów wymiany, o unii monetarnej nawet nie wspominając. Nie sądzę, żeby nasz kraj za mojego życia – a mam nadzieję żyć jeszcze długo [śmiech] – wyrzekł się możliwości jakie daje niezależna polityka pieniężna…

A czy Polska powinna przyjąć wspólną walutę?

Polska pod względem demograficznym, ekonomicznym czy nawet geograficznym tak bardzo różni się od Niemiec, że nie powinna mieć wspólnej z nimi waluty. Możecie ze sobą z powodzeniem handlować, możecie mieć znakomite relacje, możecie razem świetnie prosperować, ale od czasu do czasu potrzebujecie innej polityki walutowej i monetarnej.

Jednocześnie nie sądzę, żebyśmy mogli wrócić do walut narodowych. Dlatego uważam, że stanowisko „zostajemy poza” powinno być brane serio pod uwagę i nie ma powodu żebyście odczuwali presję, że musicie wejść do unii walutowej.

Jaką strategię w tej sprawie sugerowałby pan Polsce, biorąc pod uwagę doświadczenia innych krajów z naszego regionu, które przyjęły euro – Estonii i Słowacji.

Jesteście w innej sytuacji niż Słowacja czy Estonia, bo Polska jest dużym krajem. Dlatego też macie więcej możliwości niż one. Estonia podjęła decyzję o przyjęciu euro częściowo dlatego, że czuje się bardzo zagrożona przez Rosję. Słowacja miała poczucie, że zostaje z tyłu i to był sposób aby doścignąć Czechy.

Dla Polski punktem odniesienia powinna być Hiszpania, Szwecja czy nawet Wielka Brytania. Waszym celem powinno być to, aby dorównać najlepszym krajom w Europie pod względem parametrów makroekonomicznych i reform strukturalnych. W pewnych aspektach punktem odniesienia mogą być Niemcy, ale również Dania czy Szwecja. Jesteście dużym krajem, z 40 milionami mieszkańców, udało się wam uniknąć recesji i powinniście sami dla siebie ustalać cele i punkty odniesienia, bez względu na to, czy są to kraje strefy euro czy nie.

Polska powinna zrobić wszystko co możliwe aby spełnić kryteria z Maastricht, uważam że mają one sens, ale nie wolno poddawać się presji, żeby zrobić to w takim czy innym terminie, bo ktoś wam każe. Powinniście to robić na podstawie przekonania, że to jest właściwa polityka. I podjąć decyzję o wejściu do strefy euro z pozycji siły, a nie słabości. Nie możecie czekać, aż ktoś wam powie że możecie wchodzić. Wejdźcie wtedy kiedy będzie to miało największy sens z polskiego punktu widzenia.

Rozmawiał: Krzysztof Nędzyński

David Marsh jest doradcą instytucji finansowych w Londynie. Napisał znaną książkę „The Euro – Battle for the New Global Currency”. Był gościem, panelistą konferencji NBP “Reconfiguration of Europe”.

David Marsh (Fot. NBP)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu