Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Nadrenia ważniejsza niż euro i Grecja

Gdyby dziś decydowano o wprowadzeniu euro, unia walutowa nigdy by nie powstała – stwierdził w telewizyjnym wywiadzie wiceminister finansów Grecji, Filippos Sachinidis. I wygląda na to, że ma rację. W badaniach FT/Harris 53 proc. Niemców opowiedziało się za wyjściem ze strefy euro, gdyby miało dojść do wykupu Grecji. Stąd Angela Merkel chce uniknąć nawet podejrzeń, że jakakolwiek pomoc mogłaby nadejść. Ostatnią nadzieją dla Greków są gorączkowe francusko-niemieckie rozmowy przed czwartkowym szczytem unijnym.

Niemcy, najważniejszy kraj strefy euro, nie mają ochoty pomagać znajdującym się w gigantycznych kłopotach Grekom. Kanclerz Angela Merkel nie godzi się nawet na to, by jakakolwiek wzmianka o możliwości finansowej pomocy dla Grecji znalazła się w zapisach końcowych Rady Europejskiej, która odbywać się będzie w czwartek i piątek 25-26 marca.

„Najlepszym rozwiązaniem dla euro byłoby, gdyby Grecja sama rozwiązała swoje problemy, z politycznym poparciem europejskich szefów państw i rządów” – powiedziała Angela Merkel w weekendowym wywiadzie dla rozgłośni Deutschlandfunk. Kanclerz Niemiec dokładnie wie, że to życzeniowe myślenie. Grecki dług publiczny wynosi już 300 mld euro. Tegoroczny deficyt budżetowy Grecji (12,7 proc. PKB) jest ponad czterokrotnie wyższy od tego, co jako limit zapisano w traktacie z Maastricht. W najbliższych miesiącach Grecy muszą zaciągnąć ponad 20 mld euro nowych długów. Wierzycielom od paru dni płacą już prawie 6,5 proc. rocznie, czyli dwa razy tyle co Niemcy. Czy w takiej sytuacji Grekom pomoże samo werbalne poparcie innych członków UE?

W odróżnieniu od przywódców w Berlinie większość unijnych liderów uważa, że Grecji konieczna jest szybka pomoc finansowa. Tylko w ostatnich dniach mówili o tym m.in. ministrowie spraw zagranicznych Włoch Franco Frattini, Francji Bernard Kouchner oraz przewodniczący grupy państw strefy euro Jean-Claude Juncker z Luksemburga. Co prawda Traktat Lizboński (art. 136) zakazuje przejmowania długów przez inne kraje strefy euro, ale zdaniem nie-niemieckich polityków nie dotyczy to dwustronnych pożyczek i gwarancji innych państw dla greckich obligacji. „Musimy jak najszybciej pomóc Grecji, a proponowane przez nas rozwiązania nie są sprzeczne z unijnym prawem” – mówił niemieckiej prasie przewodniczący Komisji Europejskiej José Manuel Barroso. W ten sposób Portugalczyk zmierza do konfrontacji z Angelą Merkel, które „od zawsze” była jego sojuszniczką. „Jestem pewien, że niemiecka kanclerz poczuwa się do zobowiązań wobec Europy i w razie konieczności zgodzi się na pomoc finansową dla Grecji – ogłosił Barroso w „Financial Times”. Ale czy ta wiara ma solidne podstawy?

Jak na razie Merkel skutecznie opierała się europejskiej presji. Musiała to robić, ponieważ w Niemczech nie było dotąd tak silnych nastrojów eurosceptycznych. Według najnowszych sondaży opublikowanych przez „Financial Times” aż 61 proc. Niemców jest przeciwnych, by ich rząd wsparł Grecję w walce z jej budżetowymi kłopotami. Zwolenników pomocy jest tylko 20 proc. To znacznie mniej niż na przykład we Francji, Hiszpanii czy we Włoszech. O tym, że Niemcy nie są solidarni z innymi Europejczykami, świadczy również fakt, iż aż 32 proc. ankietowanych uważa, że Grecja powinna opuścić strefę euro. Jedenaście lat po utworzeniu unii walutowej przeważają w Niemczech ci, według których z marką niemiecką żyłoby im się lepiej niż z euro (40 proc. wobec 30 proc. wyżej oceniających euro).

Te sondaże są dla Angeli Merkel znacznie ważniejsze niż statystki dotyczące greckiego zadłużenia. Dziewiątego maja odbędą się wybory w Północnej Nadrenii-Westfalii, największym landzie RFN. Od 2005 r. rządzi tam koalicja chadecko-liberalna. Gdyby wybory odbyły się teraz, CDU i FDP straciłyby władzę w regionie, a rząd w Berlinie dostałby żółtą kartkę. W ten sposób zaledwie po ośmiu miesiącach od powołania nowego gabinetu kanclerz utraciłaby swobodę działania. W Bundesracie, wyższej izbie parlamentu, lewica mogłaby bowiem blokować rządowe projekty podatkowe czy kwestię przedłużenia działalności elektrowni atomowych. Oznaczałoby to nawet, że przez kolejne trzy lata chadecy i liberałowie nie mogliby realizować swojego wyborczego programu. Czy można pogodzić tak różne racje?

Komisja Europejska dysponuje 50 mld euro, z których część trafiła m.in. na Węgry i na Łotwę. Jednak te pieniądze nie mogą być wykorzystywane do wsparcie żadnego z 16 państw strefy euro. Skonstruowany w latach 90. pakt stabilizacyjny nie przewidywał bowiem, że jakiś kraj unii walutowej mógłby stać niewypłacalny. Właśnie dlatego niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble zaproponował utworzenie Europejskiego Funduszu Walutowego (EFW), który miałby wspierać państwa strefy euro znajdujące się w kryzysie.

Ale to melodia przyszłości. „Ten kryzys musimy pokonać za pomocą istniejących instrumentów. Grecki rząd zasługuje na wielki respekt ze względu na swoje wysiłki oszczędnościowe” – napisał tydzień temu w oficjalnym oświadczeniu Schäuble. Równocześnie minister zażądał nowych reguł i sankcji, w tym m.in. możliwości wystąpienia z unii walutowej. Ma to chronić wiarygodność euro i nie pozwolić kolejnym państwom na statystyczne oszustwa (w domyśle takie, których dopuścili się Grecy). Czy zatem ze względu na sytuację w niemieckiej polityce Grecy nie mogą już na wiele liczyć od innych Europejczyków?

Według poseł do Parlamentu Europejskiego prof. Danuty Hübner kompromisowe rozwiązanie może się pojawić w środę, 24 marca, podczas obrad rady ministrów finansów. Jakaś jednoznaczna zapowiedź pomocy mogłaby uspokoić wierzycieli Grecji i równocześnie pozwolić Angeli Merkel zachować twarz przed własnymi wyborcami. „W tej sytuacji nie chodzi o samą solidarność, ale przede wszystkim o stabilność wspólnej waluty. Leży to także w interesie Polski jako przyszłego członka strefy” – mówi nam Hübner.

Kompromis w Brukseli może oznaczać dla Merkel także kłopoty prawne w kraju. W dzienniku „Handelblatt” czterech niemieckich konstytucjonalistów już zapowiedziało, że w razie przyjęcia planu pomocy dla Grecji złożą skargę do Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe. W 1998 r. ci profesorowie – Wilhelm Hankel, Wilhelm Nölling, Joachim Starbatty i Karl Albrecht Schachtschneider  – w podobny sposób próbowali powstrzymać wprowadzenie euro w Niemczech. Wówczas im się to nie udało, ale tym razem są przekonani, że pomoc dla Grecji oznaczać będzie, że UE nie jest już związkiem państw, lecz państwem federalnym, co jest niezgodne z ustawą zasadniczą RFN. Gdyby sędziowie w Karlsruhe podzieli tę argumentację (a ich werdykt w sprawie Traktatu Lizbońskiego pozwala tak przypuszczać), kanclerz znalazłaby się w poważnych tarapatach.

Na swoim biurku w urzędzie kanclerskim Angela Merkel ma kamień, na którym wygrawerowany jest napis „Siła znajduje się w spokoju”. To motto, którego nauczyła się od Helmuta Kohla i które stosuje w polityce. Przed majowymi wyborami w Północnej Nadrenii-Westfalii nie zgodzi się na żadne konkretne zobowiązania wobec Grecji, które zaniepokoiłyby niemieckich podatników i wyborców. Dlatego kompromisem może być co najwyżej zgoda na to, że Grecy zwrócą się o pomoc do Międzynarodowego Funduszu Walutowego i dostaną kredyty od niektórych państw strefy euro. Z  Niemiec mogą nadejść co najwyżej ciepłe słowa wsparcia.

Otwarta licencja


Tagi