Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

NBP: Kredyty we frankach nie zagrażają ani bankom, ani kredytobiorcom

Wzrost raty kredytu zaciągniętego we frankach będzie niewielki i ograniczony dodatkowo ujemnymi stopami w Szwajcarii oraz wyższymi dochodami Polaków – uspokaja NBP. Jeżeli uniknąć przewalutowania portfele kredytów walutowych nie zagrażają też bankom. Od poprzedniego raportu o stabilności systemu finansowego pogorszyła się za to sytuacja SKOK-ów.
NBP: Kredyty we frankach nie zagrażają ani bankom, ani kredytobiorcom

Jacek Bartkiewicz: Sektor jest stabilny, ale to nie oznacza, że jest przestrzeń do pomysłów, które tę stabilność miałyby naruszać (fot. NBP)

Raport o stabilności systemu finansowego bank centralny prezentuje co pół roku i niemal zawsze konkluzje są takie same – polski system finansowy jest stabilny i bezpieczny, a stanowiące jego podstawę banki komercyjne z dużym zapasem spełniają nawet najostrzejsze współczynniki wypłacalności. Taka konkluzja pojawiła się i tym razem, choć z tą różnicą, że testy warunków skrajnych, nie były już ćwiczeniem tylko teoretycznym. Wszystko za sprawą niespodziewanej decyzji szwajcarskiego banku centralnego, który 15 stycznia przestał bronić poziomu 1,20 euro za franka, co spowodowało gwałtowne umocnienie tego ostatniego w stosunku do europejskiej waluty i do złotego.

Problem dla systemu bankowego na pierwszy rzut oka wydaje się poważny, bo mimo że kredyty frankowe spłacają się dobrze i systematycznie ubywa ich z portfeli banków, to w czerwcu zeszłego roku wciąż warte były około 38 mld franków. Licząc po kursie z początku stycznia – 3,35 złotego za franka to 127 mld złotych, licząc po obecnym kursie – 4 złotych, suma ta rośnie do 152 mld złotych, czyli mniej więcej 9 proc. polskiego PKB.

Analitycy NBP w stress testach przygotowywanych jeszcze przed decyzją szwajcarskiego banku narodowego (SBN) przyjęli nawet poziom 4,50 złotego za franka (nie jest to prognoza kursu, ale założenie na potrzeby zbadania odporności banków). Rośnie wówczas ryzyko kredytowe, ale okazuje się, że suma dodatkowych odpisów banków wyniosłaby „tylko” 2 mld złotych, a więc jedną ósmą ich ubiegłorocznych zysków. Analitycy NBP podkreślają jednak, że wiele zależy od czasu utrzymywania się tego hipotetycznego bardzo wysokiego kursu.

Nieporównywalnie większe straty wchodziłyby w grę gdyby zrealizować pomysł przewalutowania kredytów po kursie z dnia ich zaciągnięcia pod warunkiem oddania różnicy zaoszczędzonej na spłatach w porównaniu do kredytu złotowego (21 stycznia sugerował to przewodniczący KNF Andrzej Jakubiak w rozmowie z radiową Trójką i „DGP”).

Autorzy raportu NBP nawet nie liczyli wpływu na bilanse banków takiego scenariusza, ale podczas prezentacji próbował oszacować to Jacek Bartkiewicz, członek zarządu NBP.

– Sam KNF jeszcze przed decyzją szwajcarskiego banku centralnego liczył, że koszt przewalutowania to około 40 mld złotych, a więc prawie trzyletni zysk sektora bankowego. Co więcej, problem tych kredytów rozłożony jest bardzo nierównomiernie. Niektóre banki przewalutowanie, w tym niektóre o istotnym znaczeniu systemowym, mogłoby dotknąć tak, że ustawa o resolution (uporządkowanej likwidacji – przyp. red) byłaby wskazana – mówił Jacek Bartkiewicz.

– To, że sektor jest stabilny to jedna rzecz, ale to nie oznacza, że jest przestrzeń do pomysłów, które tę stabilność miałyby naruszać – podsumował.

Swoje obliczenia, już po konferencji NBP, doprecyzowywał we wtorek w Sejmie szef KNF. Andrzej Jakubiak: „Nawet, jeśli to koszt 25 mld zł, to rozkłada się na lat 20 albo na 25. To oznacza, że byłoby to może maksymalnie 7 proc. wyniku finansowego banków, to kwota około 1-1,2 mld zł dla całego sektora” – powiedział cytowany przez PAP Jakubiak, na posiedzeniu Komisji Finansów Publicznych.

Propozycje szefa KNF nie znalazły się ani w sugestiach wicepremiera Janusza Piechocińskiego, ani – co oczywiste – w propozycjach Związków Banków Polskich.

Najbardziej prawdopodobnym pomysłem pomocy „frankowiczom” wydaje się zatem nie kosztowne przewalutowanie, ale uwzględnianie ujemnej stawki LIBOR i kilka drobniejszych rozwiązań, które nie będą miały niszczącego wpływu na bilanse banków, a co za tym idzie stabilność systemu finansowego.

NBP przekonuje, że nie ma potrzeby obawiać się też o portfele większości kredytobiorców. „Wzrost ryzyka kredytowego związanego z walutowymi kredytami mieszkaniowymi – deprecjacja złotego do poziomu 4,2 złote za 1 franka oznacza wzrost kosztów obsługi hipotetycznego kredytu mieszkaniowego o 300-350 zł. Z uwagi na wzrost płac, który nastąpił od momentu udzielania największej liczby kredytów we franku szwajcarskim można oceniać, że taki wzrost kosztów obsługi kredytów nie zagraża większości gospodarstw domowych” – czytamy w raporcie.

Jacek Bartkiewicz sprecyzował, że uwzględnienie przy tym ujemnej stawki LIBOR oraz spadek kursu franka do 4 zł pozwala oszacować, że rata przeciętnego kredytu może być tylko o 100 zł wyższa od tej płaconej przed decyzją SBN. Powinna być to kwota nieodczuwalna dla większości kredytobiorców frankowych, z których aż 80 proc. zarabia powyżej średniej krajowej.

Istnieje oczywiście problem mniejszości osób w trudnej sytuacji życiowej, które kredytów nie są w stanie spłacać. Tu członek zarządu NBP zasugerował zmianę przeznaczenia pieniędzy, które teraz idą na niezbyt popularny program Mieszkanie dla Młodych. Zaznaczył jednak, że nie powinna to być pomoc tylko dla „frankowiczów”, ale także dla osób, które wzięły kredyty hipoteczne w złotym.

Problemem osób z kredytami walutowymi jest także wysokie LtV (ang. loan to value), czyli rosnąca wartość kredytu w stosunku do spadającej wartości nieruchomości. Z danych NBP wynika, że przy kursie franka na poziomie 4,20 złotego aż 28 proc. kredytów będzie miało LtV powyżej 100. Pomysł mBanku, które zastanawia się nad uwolnieniem kredytobiorców z dotychczasowych mieszkań i daniem im możliwości przeniesienia spłacanej hipoteki na inne mieszkanie, może się zatem spotkać ze sporym zapotrzebowaniem.

Od „frankowiczów” więcej jest jednak tych, którzy mają kredyty hipoteczne w złotym. Tu NBP dmucha na zimne i dodał do raportu nową rekomendację. Postuluje mianowicie „uwzględnianie przez banki ryzyka wzrostu stóp procentowych przy udzielaniu kredytów długoterminowych, w szczególności poprzez udzielanie kredytów kredytobiorcom dysponujących odpowiednio wysokim buforem dochodowym”.

Oznacza to, że dochody potencjalnego kredytobiorcy nie powinny być przez bank sprawdzane tylko dla scenariusza wzrostu stóp procentowych o 1,5 pkt. proc., ale wyraźnie większego. W czasie 30 lat trwania kredytu stopy procentowe nie zawsze będą przecież na obecnym, najniższym w historii 2 proc. poziomie. NBP nie przeprowadził jednak symulacji, z których wynikałoby przy jakim konkretnie poziomie stopy procentowej rosnące raty, także kredytów złotowych, byłyby problemem dla kredytobiorców.

W rekomendacjach NBP znajduje się także zachęta do „kontynuowania działań restrukturyzacyjnych zmierzających do wzrostu efektywności działania spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych i zwiększenia ich kapitałów, przy optymalnym wykorzystaniu wewnętrznych zasobów systemu SKOK oraz zwiększeniu wymogu istnienia silnych więzi między członkami należącymi do danej SKOK”.

Owo „optymalne wykorzystanie wewnętrznych zasobów systemu” oznacza, że po uregulowaniu kwestii prawnych SKOK-i powinny być objęte ustawą o restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji (recovery and resolution), a nie likwidowane tylko przez uszczuplanie zasobów Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.

Na razie jednak ustawy o restrukturyzacji nie ma w przypadku samych banków. Podobnie jak nowej ustawy o bankach spółdzielczych i kolejnej o nadzorze makroostrożnościowym. To jednak postulaty podnoszone przez NBP przy okazji każdej prezentacji raportu o stabilności systemu finansowego.

>>Raport i prezentacja na stronie NBP

Jacek Bartkiewicz: Sektor jest stabilny, ale to nie oznacza, że jest przestrzeń do pomysłów, które tę stabilność miałyby naruszać (fot. NBP)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane