Nearshore, nowy atut Polski

W jaki sposób skupić uwagę brytyjskich biznesmenów na Polsce w dniu, w którym rozmowy na Downing Street prowadzi premier Chin? Przewodniczący Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej w Londynie, Alan Jarman, nie miał z tym najmniejszego kłopotu – pokazał korzyści współpracy z Polską.
Nearshore, nowy atut Polski

Alan Jarman, przewodniczący Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej w Londynie i dyrektor zarządzający HSBC Polska. (fot. HSBC Polska)

Alan Jarman, na co dzień dyrektor zarządzający HSBC Bank Polska, wskazał obecnym, że dzięki otrzymywanym przez austriackie firmy zamówieniom z Polski, Austria odzyskuje 97 proc. środków swoich podatników, trafiających do Polski za pośrednictwem funduszy strukturalnych UE. W przypadku Niemiec, ta proporcja wynosi – 64 proc., Dania i Szwecja odzyskują ponad 40 proc. a Wielka Brytania – zaledwie 13 proc.

Jarman zaktualizował klasyczne argumenty przedstawiane dla zachęcenia do bezpośrednich inwestycji zagranicznych przez KPMG oraz Ernst & Young (tempo wzrostu gospodarczego na tle regionu, rozmiary rynku wewnętrznego, wykształcenie, praworządność itp.) wskazując na wpływ, jaki na kierunki zaopatrzenia i kooperacji przemysłowej mają obecne wysokie ceny paliw.

W takich warunkach – stwierdził on – atrakcyjną alternatywą dla offshore outsourcing, czyli w pewnym uproszczeniu, zaopatrzenia czy kooperacji międzykontynentalnej, staje się nearshore outsourcing, czyli współpraca w skali regionalnej. Atut Polski, jakim jest jej środkowe położenie w Europie zaczyna się więc liczyć w zwiększonym stopniu.

Obecny na tym spotkaniu minister finansów, Jacek Rostowski, który przedstawił kondycję gospodarczą Polski w przeddzień objęcia prezydencji Unii, z nutą żalu w głosie stwierdził, że efekty reform finansowych ujawniają się zwykle dopiero po 10 latach. Przyznał on też, że znoszenie przepisów utrudniających działalność przedsiębiorców nie jest łatwe. Nawiązując do wydarzeń wokół Grecji, powiedział, że przy narastającym napięciu między krajami z północy Unii, a krajami z jej peryferii, Polska mogłaby wystąpić jako mediator. Bezstronnym rozjemcą – podkreślił– Polska może być właśnie dlatego, że nie ciąży na niej szczególnie duże zadłużenie.

Uczestników spotkania interesowały postępy prywatyzacji, to, kiedy Polska przyjmie euro i czy ceną za uniknięcie kryzysu było obniżenie kursu złotego wobec koszyka walut. Ze spraw dotyczących instytucjonalnej oprawy finansów, pytali, co Polska uczyni, aby zmniejszyć ciężar unijnej biurokracji, jaki jest stosunek polskiego rządu do Zielonej Księgi nt. polityki badania sprawozdań finansowych i do projektu unijnej dyrektywy o opodatkowaniu transakcji finansowych.

Ze spraw bardziej szczegółowych, jednego z przedsiębiorców zaniepokoiło czy przybliżająca się perspektywa wydobywania gazu łupkowego w skali przemysłowej nie spowoduje odsunięcia na dalszy plan technologii dotyczących odnawialnych nośników energii. Inny, zajmujący się oczyszczaniem górniczych hałd z węgla (od tego właśnie zaczęto regenerację gospodarczą Walii po likwidacji tamtejszych kopalń), pożalił się, że jest w Polsce traktowany podejrzliwie.

Polacy nie śpieszą się do euro – wyjaśnił minister – i trudno mieć do nich o to pretensje. Obecny kryzys wykazał istnienie pęknięć w infrastrukturze instytucjonalnej tej waluty a problemy te muszą być rozwiązane. Polska, która finansowe kryteria przynależności do strefy euro spełni w przyszłym roku, będzie miała wiele do zrobienia, ale obecne państwa tej strefy muszą uczynić jeszcze więcej. W latach 2006 – 2008 złoty był ewidentnie przewartościowany, ale obecnie jego kurs jest kształtowany elastycznie. Minister przyznał, że ma to plusy i minusy, ale odmówił rozwijania tego tematu.

Na temat podatku od transakcji finansowych, Rostowski bardzo zdecydowanie stwierdził, że podatek taki ma sens, ale jedynie wówczas, jeśli zostanie wprowadzony w skali ogólnoświatowej (znajdzie w tej sprawie sojusznika w premierze Davidzie Cameronie – przyp. MK). Fakt, że podatku takiego w Polsce nie ma, uważa on za jeden z atutów Polski i nie należy spodziewać się, aby rząd poczynił działania, żeby taką sytuację zmienić. Minister Rostowski zapowiedział też, że Polska będzie chciała znacznie zaostrzyć badanie unijnych dyrektyw pod kątem obciążeń, jakie stwarzają one dla podatników i dla producentów i zapewnił, że jest zwolennikiem znacznego ograniczenia już obowiązujących przepisów.

W sprawie gazu łupkowego minister zadeklarował, że pragnie, aby jego wydobycie zmaksymalizować ale jednocześnie zastrzegł, że musi ono dokonywać się z uwzględnieniem kryteriów ekonomicznych. Podkreślił on przy tym, że wobec wszelkich prognoz na ten temat zachowuje bardzo daleko posuniętą ostrożność a dotychczas nie ma jasności, jakiego potencjału można się spodziewać. Dla biznesmena, który niepokoił się, że paliwo to oddali plany rozwoju energetyki opartej na nośnikach odnawialnych nie miał on szczególnie pocieszającej odpowiedzi – Rostowski sądzi, że za 10 do 20 lat gaz łupkowy zastąpi odnawialne nośniki energii.

Godne uwagi jest, iż wątek wzajemnej relacji między gazem łupkowym a odnawialnymi nośnikami energii pojawia się na londyńskich prezentacjach poświęconych polskiemu rotacyjnemu przewodnictwu Rady UE po raz drugi w ciągu dwóch tygodni. Pierwszy raz wywołano go po wystąpieniu wiceministra gospodarki, Marcina Korolca, który w połowie czerwca przedstawiał (uznany w Londynie za ogromnie przeładowany – przyp. MK) polski program w dziedzinie energii. Jeden z obecnych na sali ekspertów od rynku gazowego odparł wówczas, że z ekologicznego punktu widzenia, zapewniający mniejszą emisję CO2 gaz łupkowy będzie przyszłością energetyki podobnie jak nośniki odnawialne.

Nawet wśród radykalnych zwolenników nośników odnawialnych dostrzega się dziś, że współczesne turbiny wiatrowe nie tylko nie zapewniają ciągłości zasilania, ale w przeliczeniu na 1 kWh pochłaniają około 10 razy tyle stali i betonu, co elektrownia jądrowa. Dlatego właśnie, najnowsze koncepcje „niskowęglowej” strategii energetycznej odchodzą od dogmatycznego skupienia na słońcu i wietrze na rzecz rozwiązań hybrydowych, w których nośniki odnawialne będą współegzystować z paliwami kopalnymi.

Czyżby upomnienie się o nośniki odnawialne było reakcją na polskie zastrzeżenia wobec unijnych planów dalszej redukcji emisji CO2. Jak wiadomo – i co podkreślił Rostowski – plany te Polska chce zweryfikować z punktu widzenia ich wpływu na koszty ponoszone przez producentów i konsumentów. Jeśli jednak Polska jest w wielu sprawach sojusznikiem Wielkiej Brytanii na forum UE, to dlaczego próba storpedowania polskiej „dywidendy łupkowej” i wpuszczenia nas w koszty, które według samej Royal Academy of Engineering są czterokrotnie większe niż w energetyce konwencjonalnej, następuje akurat w Londynie?

Autor jest korespondentem w Londynie

Alan Jarman, przewodniczący Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej w Londynie i dyrektor zarządzający HSBC Polska. (fot. HSBC Polska)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Coraz bardziej ambitne cele energetyczne

Kategoria: Ekologia
Udział źródeł odnawialnych w konsumpcji energii wynosi w Polsce około 16 proc. Do 2030 r. powinien on wzrosnąć do 23 proc., a dekadę później co najmniej do 28,5 proc. W obliczu zagrożeń klimatycznych i geopolitycznych oczekuje się, że nasze cele będą bardziej ambitne.
Coraz bardziej ambitne cele energetyczne