Autor: Katarzyna Kozłowska

Publicystka, wydawca książek ekonomicznych, koordynator projektów medialnych.

Niemcy: nieznośna lekkość bytu?

Gospodarka Niemiec nieznacznie, ale jednak rośnie. Niemcy znalazły też sposób, by przełamać europejski, eksportowy pat. Można odnieść wrażenie, że na kilka miesięcy przed wyborami rząd Angeli Merkel nie ma poważnych zmartwień. Nie jest jednak prawdą, że Niemcy nie mają żadnych problemów.

Już wiadomo, że IV kwartał był okresem największego hamowania. Jak podał Federalny Urząd Statystyczny (Destatis) PKB Niemiec spadł o 0,6 proc. kwartał do kwartału. Mimo fatalnej końcówki roku, średni wzrost gospodarczy w całym 2012 r. wyniósł 0,7 proc.

Pomimo wyraźnego spadku wobec lat poprzednich (w 2011 r. gospodarka rosła o 3 proc., a 2010 r. o 4,2 proc.) na tle innych europejskich krajów jest to sukces. Powoli, ale Niemcy jednak rosną. I według większości prognoz na 2013 r., będą rosnąć nadal.

Co więcej, w 2012 r. udało się rządowi domknąć budżet, a nawet wypracować nadwyżkę szacowaną na ok. 0,1 proc. To pierwszy zbilansowany niemiecki budżet od 2007 r. Można w związku z tym zrozumieć, dlaczego tygodnik „Der Spiegel”, publikując 3 stycznia listę wyzwań stojących przed Angelą Merkel w najbliższych miesiącach, nie widział potrzeby, by skupiać się na kwestiach ekonomicznych.

Tematy zastępcze

Nie dziwi też, że „Die Welt” bardziej niż materiały gospodarcze, eksponuje informacje o wojence wokół azjatyckiego pochodzenia ministra gospodarki Niemiec, Philippa Röslera. W niemieckich gazetach dominują tematy zastępcze.

Przykładem może być tekst Phillipa Wittrocka, z 3 stycznia, o pięciu zadaniach, które przed jesiennymi wyborami musi odrobić kanclerz Niemiec. Należą do nich:

– konieczność zabrania głosu w ważnych kwestiach społecznych (Wittrock nazywa Merkel „panią mglistości” i zarzuca jej, że nie opowiada się za żadnymi konkretnymi rozwiązaniami, które np. poprawią warunki bytowe osób starszych, albo zróżnicują ulgi podatkowe małżeństw tradycyjnych i homoseksualnych),

– konieczność ocieplenia swoich wystąpień publicznych (Merkel jest ponoć zbyt sucha w przekazie),

– ustabilizowanie Europy w walce z kryzysem (do tego Wittrock odnosi się w sposób specyficzny, zauważając, że im bliżej wyborów, tym mocniej zapał rządu CDU w szerzeniu idei „więcej Europy” i delegowaniu władzy do Brukseli słabnie, bo jeżą się na wieść o tym wyborcy),

– wypracowanie planu sukcesji (Merkel szefuje CDU już od 13 lat, a krajem rządzi ósmy rok – nawet jeśli będzie rządziła kolejne cztery, powinna już przedstawić następcę),

– wymiana części gabinetu (zarzuty: ministrowie są za mało rozpoznawalni, a jeśli już to raczej z powodu afer, np. oskarżeń o plagiat – jak Annette Schavan, minister edukacji).

W relacjonowaniu przedwyborczych sporów CDU – SPD media skupiają się raczej na słabościach kandydata lewicy na kanclerza – Peera Steinbrücka (był ministrem finansów w latach 2005-2009). Mówi się, że robi on wszystko, by obecna kanclerz utrzymała fotel. Co chwilę wybuchają „aferki” z jego udziałem. Albo wypływa cennik jego przemówień (jesienią ujawniono, że od 2009 do lipca 2012 r. na płatnych wykładach zarobił łącznie 1,25 mln euro; za jeden odczyt miał dostawać 14 tys. euro), albo sam Steinbrück popełnia gafę, mówiąc, że kanclerz Niemiec zarabia za mało (mniej niż prezes średniej wielkości banku).

(infografiki: D. Gąszczyk/CC by UggBoyUggGirl  PHOTO  WORLD  TRAVEL)

(infografiki: D. Gąszczyk/CC by UggBoyUggGirl PHOTO WORLD TRAVEL)

Potencjalny gospodarczy temat do szerszej debaty został „rozminowany” pod koniec 2012 r. w wywiadzie, jakiego minister Wolfgang Schäuble udzielił dziennikowi „Bild”. Na pytanie, czy prawdą jest, że po wyborach rząd CDU/CSU wdroży w Niemczech politykę oszczędnościową, minister zaprzeczył.

Odpowiedział, że jego zamiarem było jedynie przygotowanie, jeszcze przed wyborami, budżetu, w którym równoważą się przychody i wydatki (co, jak pokazuje Destatis, udało się jeszcze w 2012 r.). Podkreślił, że nie wiadomo mu nic o żadnych oszczędnościach po wyborach. Odnosił się do ubiegłorocznych rewelacji tygodnika „Der Spiegel”, który pisał, że konserwatyści planują cięcia w wydatkach socjalnych oraz podwyżkę podatku od towarów po jesiennych wyborach.

– Sytuacja polepszyła się w stosunku do naszych szacunków. Pomógł między innymi zintensyfikowany handel ze Stanami Zjednoczonymi i Azją. W związku z tym gospodarka niemiecka może liczyć na przyzwoity wzrost w 2013 roku – uspokajał Schäuble.

Zarówno w wypowiedzi ministra, jak i w danych Destatisu, można jednak znaleźć kilka powodów do niepokoju.

Niekonkurencyjny rynek pracy

Mimo ślamazarnego wzrostu gospodarczego, rosną w Niemczech wynagrodzenia. 7 lutego Destatis opublikował dane dot. zarobków w gospodarce niemieckiej. W 2012 r. urosły one o 0,6 proc. w stosunku do roku poprzedniego. Oznacza to trzeci z kolei rok podwyżek płac w Niemczech (w 2011 r. wzrosły o 1 proc., a w 2010 r. o 1,5 proc.). Dochód nominalny gospodarstw domowych wzrósł o 2,6 proc., a ceny towarów i usług o 2 proc.

>>więcej danych

Schäuble przestrzega przed znacznymi podwyżkami wynagrodzeń.

– Wydaje mi się, że umiarkowane podwyżki są możliwe, ale w gospodarczo niepewnych czasach, płace nie powinny iść zbyt wysoko w górę – mówił w wywiadzie dla „Bildu”.

Wynika to między innymi z obaw o konkurencyjność niemieckiej gospodarki. Choć w rankingu konkurencyjności, opublikowanym przez Międzynarodowe Forum Gospodarcze w Genewie we wrześniu 2012 r., Niemcy zajmują szóste miejsce, tuż przed Stanami Zjednoczonymi, podkreśla się małą elastyczność niemieckiego rynku pracy. Chodzi głównie o możliwości wymiany pracowników (zwolnienia) i kształtowania płac; do tego problemem jest skomplikowany system podatkowy.

Jednocześnie – co jest pozytywnym znakiem – rośnie zatrudnienie. W 2012 r. w Niemczech pracowało 41,6 mln osób (wzrost o 400 tys. w stosunku do roku poprzedniego). Bezrobocie spadło o 77 tys. osób. W 2013 r. zatrudnienie ma zwiększyć się o 176 tys. ludzi, ale i bezrobocie wzrośnie o 18 tys. osób.

(infografika DG/CC BY-NC bill barber)

(infografika DG/CC BY-NC bill barber)

Demografia

Z rynkiem pracy wiąże się problem demograficzny, z którym zmagają się Niemcy. Zdaniem instytutu badawczego Stratfor starzenie się społeczeństwa niemieckiego należy do najważniejszych wyzwań kraju w nadchodzących latach.

Lewica zarzuca konserwatystom, że od lat nieumiejętnie alokują środki, które powinny zwiększyć wskaźnik dzietności. Adriano Bosoni ze Stratfor podkreśla, że Niemcy mają jeden z najniższych współczynników dzietności (fertility rate) w Europie – w 2010 r. przeciętna Niemka miała 1,4 dziecka (niższy wskaźnik: 1,2 był w II poł. lat 90.ub.w.). Tymczasem stabilny poziom populacji zapewnia ok. 2 dzieci przypadających na każdą kobietę.

Jednocześnie oczekiwana długość życia Niemców jest wysoka i wynosi 80 lat. Oba czynniki razem wzięte mogą sprawić, że do połowy tego wieku populacja zmniejszy się w Niemczech z 82 mln ludzi do 65 mln. Dodatkowo, ponad połowa populacji będzie miała przeszło 51 lat. Zmieni się więc (zmniejszy) nie tylko produktywność niemieckich pracowników, ale mogą też obniżyć się siła i znaczenie Niemiec na arenie międzynarodowej.

Co zrobić, żeby powstrzymać niekorzystne zmiany demograficzne? Tego między innymi tematu powinna dotyczyć przedwyborcza debata. Trochę zresztą już się o tym dyskutuje.

– Każdego roku ok. 200 mld euro z budżetu państwa wydatkowanych jest na politykę prorodzinną. Najnowsze badania pokazują, że w dużej części te pieniądze są marnowane, ponieważ ani nie pomagają skutecznie biednym, ani nie przyczyniają się do wzrostu liczby urodzeń. Większość zdaje się wspierać XIX-wieczny model rodziny, w którym jedna osoba (mąż) pracuje, a druga (żona) pozostaje w domu. Opozycja zapowiada, że cały ten system zmieni – mówi dr Hanno Beck z Uniwersytetu Pforzheim.

Hamowanie inwestycyjne

Z danych za 2012 r. widać, że niemieckie firmy wstrzymały inwestycje. Pomimo wzrostu gospodarczego kwota brutto zainwestowana w środki trwałe (GFCF) nie wzrosła, a wręcz spadła. I to po raz pierwszy od 2009 r. Inwestycje w sektorze budowlanym skurczyły się o 1,1 proc., a w maszyny o 4,4 proc.

Hamowanie inwestycyjne rozpoczęło się już w 2011 r. Miało związek między innymi ze zmniejszeniem popytu na przeżywającym kryzys rynku europejskim (kraje Unii Europejskiej są głównym importerem niemieckich towarów – stanowią aż o 65 proc. niemieckiego bilansu handlowego). Ciekawe w tym kontekście są dane z raportu Niemieckiej Rady Ekspertów Ekonomicznych z 7 listopada 2012 r.

Według raportu spowolnienie gospodarcze w IV kw. 2012 r. miało być dnem niemieckiej recesji (nazwanej „spowolnieniem”)

„The slow down in Germany will probably bottom out in the fourth quarter of 2012. Output is then likely to gradually pick up during 2013. Average GDP growth next year should equal this year’s rate of 0,8 percent. Investment in machinery and equipment should bottom out at the start of 2013. Domestic demand should become a growth driver in the course of the year. We estimate that output growth will lie below its potential growth rate in both 2012 and 2013. Inflation shows a stable development. In 2012 and 2013 consumer prices will probably increase by 2.0 percent”.

Zgodnie z przewidywaniami Rady, po osiągnięciu dna, rynek powinien zacząć się odbijać w 2013 r., podobnie jak produkcja. Czy tak się stanie? Z pewnością zależy to od tego, jaką atmosferę dla biznesu stworzy w najbliższych miesiącach rząd Angeli Merkel.

Wypracowana nadwyżka w bilansie handlowym za 2012 r. wbrew pozorom również nie napawa zbytnim optymizmem. Obecnie to rynek amerykański (USA) i azjatycki (Chiny) ratują eksport niemiecki, ale historycznie największym odbiorcą niemieckich towarów jest jednak Europa (65 proc. wartości bilansu wobec 10 proc. dot. USA oraz 13 proc. dot. Azji, według OECD). Tabela na stronie OECD dobrze pokazuje zmianę struktury eksportu niemieckiego w 2012 r.

Choć nadwyżka bilansu handlowego Niemiec wyniosła w 2012 r. ok. 200 mld dol., analitycy Niemieckiej Rady Ekspertów oceniają, że trend może się odwrócić. Wszystko zależy od sytuacji światowej gospodarki, w której coraz mocniej kurczy się popyt.

Dodatkowo dane Destatisu z 7 lutego wskazują, że wyraźnie zmniejszył się wolumen przewozów towarowych. W stosunku do 2011 r. spadł o 2,2 proc., do 4,3 mld ton w 2012 r. Gospodarka porusza się z mozołem.

Walka o pieniądze w regionach

Zagadnieniem, które powraca co jakiś czas, a dziś zdaje się być wyjątkowo aktualne, jest Finanzausgleich, czyli transfery w ramach wyrównywania siły podatkowej regionów.

Wciąż jeszcze landy i miasta wschodnie otrzymują od państwa zastrzyki finansowe na rozwój infrastruktury, poprawianie siły finansowej gmin, a także na różne cele pomocowe. Wsparcie ma być utrzymane do 2019 r. – Dziś np. Badenia-Wirtembergia i Hesja się temu sprzeciwiają. Pomocy postanowiły poszukać w sądzie. Nie zgadzają się z rzeczywistością, w której same muszą oszczędzać i np. pobierać u siebie opłaty za opiekę nad dziećmi w przedszkolach, po to, by w Berlinie, który jako miasto jest prawie bankrutem, przedszkola były za darmo – tłumaczy dr Beck.

Kwestia europejska

Można by powiedzieć, że osią sporu przed wyborami w Niemczech mogłaby być polityka europejska. Merkel, która przez kilkanaście ostatnich miesięcy była orędowniczką polityki zaciskania pasa, dziś zmienia nieco podejście – jak zresztą cały Ecofin (ministrowie finansów eurogrupy) w związku z sytuacją w Grecji.

SPD nie może jednak zbyt wiele zarzucać kanclerz Niemiec, gdyż także posłowie tej partii popierali w parlamencie politykę Merkel – zwłaszcza w kwestii bailoutów. W wywiadzie dla „Der Spiegel” przewodniczący SPD Sigmar Gabriel zastrzegał jedynie, że jego partia na polityce pro wzrostowej skupiłaby się wcześniej, niż zrobiła to Merkel.

W „New York Timesie” natomiast eksperci zastanawiają się nad wytrzymałością niemieckiego portfela, na którym w dużym stopniu trzyma się dziś zadłużona Unia Europejska. – Im dłużej potrwa eurokryzys, tym więcej trudnych sytuacji dla Niemiec. Niemcy nie są gospodarką z teflonu – ostrzega Stefan Kooths, ekonomista z Kiel Institute for the World Economy.

Dług publiczny Niemiec sięga dziś 81,7 proc., co jest wartością przekraczającą wielkość maksymalną z Paktu Stabilności i Wzrostu (60 proc. PKB). Z uwagi na zbliżające się wybory, Angela Merkel nie może pozwolić sobie, by zadłużyć się jeszcze bardziej – na ratowanie Europy. Bo kto będzie ratował Niemcy, jeśli te pójdą z torbami?

OF

(infografiki: D. Gąszczyk/CC by UggBoyUggGirl  PHOTO  WORLD  TRAVEL)
Niemiecki-wzorst-gospodarczy
(infografika DG/CC BY-NC bill barber)
Realne-i-nominalne-zarobki-oraz-ceny-dóbr-konsumpcyjnych

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Czy Niemcy przeżyją bez rosyjskiego gazu?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Na ostatnich wynikach niemieckiego sektora przemysłowego zaważyły ​​pogarszające się warunki podażowe i spadek popytu w związku z wojną na Ukrainie. Na tym tle można zrozumieć, dlaczego rząd uważa, że embargo na rosyjską energię wtrąciłoby niemiecką gospodarkę w recesję.
Czy Niemcy przeżyją bez rosyjskiego gazu?