W przeddzień wyborów do Bundestagu niemiecka gospodarka jest w całkiem dobrej kondycji. Wzrost gospodarczy u naszych zachodnich sąsiadów wyniósł w zeszłym roku prawie 2 proc. Rosną wpływy do budżetu – w ciągu ostatnich trzech lat dochody przewyższały wydatki – i maleje zadłużenie. Od początku dekady dług w relacji do PKB zmniejszył się o kilkanaście punktów procentowych i jest coraz bliżej wartości przyjętej w kryteriach z Maastricht. Nadwyżka na rachunku bieżącym, która wynika przede wszystkim z dodatniego salda w handlu zagranicznym, urosła w latach 2011-2015 bardzo dynamicznie i oscyluje obecnie wokół 8–8,5 proc.
Filozofia rozwoju Berlina od lat bazuje na silnym eksporcie. Pozytywne saldo na rachunku bieżącym Niemiec zwiększało się w szybkim tempie w zasadzie od wprowadzenia euro. W najbliższym czasie taki model rozwoju może napotkać na dwa zasadnicze ograniczenia:
- z jednej strony dalszą ekspansję handlową Niemiec będą ograniczać coraz bardziej przybierające na sile tendencje protekcjonistyczne na całym świecie,
- z drugiej zwiększanie eksportu będzie coraz trudniejsze ze względu na kłopoty niemieckich firm z pozyskiwaniem pracowników.
W bieżącym roku liczba wolnych miejsc pracy notowana w pierwszym kwartale po raz pierwszy przekroczyła milion. Jeszcze w 2013 roku liczba zgłaszanych przez firmy zza Odry wakatów była o 300 tys. niższa. Pod koniec 2010 roku na jedno nieobsadzone miejsce pracy przypadało prawie czterech bezrobotnych. Obecnie jest to o jedną trzecią mniej. Odsetek wakatów w Niemczech należy do najwyższych w całej Unii Europejskiej.
Wszystko wskazuje na to, że po niedzielnych wyborach (24 września) na urząd kanclerza ponownie zostanie powołana Angela Merkel. Głębsze zmiany w dotychczasowej gospodarczej linii Berlina wydają się zatem mało prawdopodobne.