Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Ważne ile dostaniemy, ważniejsze na jakich zasadach

To ważne, by po raz pierwszy dyskutować nie o tym, ile pieniędzy z unijnego budżetu zabrać, ale jak zwiększyć ich efektywność. Nie rozumiem Niemców krytykujących politykę spójności, gdy my budujemy drogi z udziałem ich technologii, której nie dostajemy za darmo. Podobnie Wielka Brytania - City rozwija się, bo ma dostęp do nowych rynków – mówi Sidonia Jędrzejewska, posłanka do PE.
Ważne ile dostaniemy, ważniejsze na jakich zasadach

Sidonia Jędrzejewska (Fot. sidonia.pl)

Obserwator Finansowy: Komisarz Janusz Lewandowski uważa, że projekt budżetu Unii na lata 2014 – 2020 jest „wyważony”, „z korzyściami dla Wschodu i Zachodu”. Widzi Pani te korzyści dla bogatszych krajów?

Sidonia Jędrzejewska: Zgadzam się z komisarzem, że projekt jest dobry. Wzrost jest co prawda niewielki  – z 976 mld euro do 1, 025 bln euro, ale daje szansę na realizowanie fundamentalnych polityk unijnych: Wspólnej Polityki Rolnej i Polityki Spójności, ale także na przeznaczenie znacznych środków na nowe obszary działania, choćby na edukację.

Tylko że zwiększanie wydatków nie jest tym o co chodziło w tzw. Liście Pięciu. Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Holandia i Finlandia chciały utrzymania wydatków na poziomie z 2013 roku.

Unia Europejska podejmuje się coraz to nowych zadań i realizuje nowe polityki. Dla przykładu tworzenie Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych, większa rola na arenie globalnej, zwalczanie zmian klimatu, to są zagadnienia, o których nie było mowy jeszcze kilka lat temu. Biorąc pod uwagę taki wzrost aktywności, zwiększenie budżetu jest naprawdę minimalne. Parlament Europejski kilka tygodni temu oświadczył wprost, że aby realizować stare i nowe polityki budżet musi być zwiększony przynajmniej o 5 procent. I ja się z tym zgadzam.

Rozumie Pani jednak krytykę, choćby ze strony Londynu? Chce się zabrać brytyjski rabat, a City straci na podatku od operacji finansowych, który ma być nowym źródłem wpływów do europejskiego budżetu

Nie zapominajmy, że Wielka Brytania nie tylko do Unii dokłada, ale także z niej korzysta. To, że londyńskie City się tak rozwija, jest również wynikiem poszerzenia integracji europejskiej o nowe kraje, a co za tym idzie nowe rynki. Tak samo nie rozumiem, gdy np. Niemcy krytykują hojną politykę spójności, a w Polsce budujemy drogi i mosty z udziałem niemieckiej technologii, której nie dostajemy przecież za darmo. Wiedeński Instytut Badań Nad Gospodarką udowodnił ostatnio, że każde euro wpłacone do budżetu unijnego przynosi kilka euro, które wraca do budżetu państw -płatników.  To jest wymiana. Oczywiście nie znaczy to, że nie mamy patrzeć na te wydatki i nie kontrolować, czy fundusze nie są marnowane. Pewnie każde euro można wydać jeszcze lepiej i nad tym trzeba myśleć. Dlatego liczę, że dyskusja o budżecie będzie po raz pierwszy poważną dyskusją na temat efektywności środków. Nie tylko co zrobić, żeby nie  było ich mniej, ale jak najlepiej wydawać to, co mamy.

Czy podatek od transakcji finansowych, albo VAT to lepsze źródła wpływów niż składki członkowskie?

Jedno drugiego nie wyklucza. To jest zdobycie dodatkowych dochodów, żeby zmniejszyć składki państw. Z nimi był od jakiegoś czasu problem, bo w wielu krajach, a w Wielkiej Brytanii i Holandii w szczególności powtarzano, że skoro oszczędza się w budżecie krajowym, to powinno się także zmniejszyć obciążenia wobec Unii. Wymienione nowe źródła wpływów są rozsądne. W pierwotnej propozycji było sześć różnych podatków, w tym podatek od emisji CO2, który dla Polski byłby skrajnie niekorzystny. Zobaczymy, czy uda się dla tych zapisanych ostatecznie w projekcie źródeł zyskać poparcie w państwach członkowskich. Mam nadzieję, że tak, że będą one je widziały jako ulżenie w składkach.

Co się stanie jeśli się nie dogadamy? Czy nowy budżet zostanie wówczas ustalony w Berlinie i Paryżu po ewentualnym wysłuchaniu uwag Londynu?

Jeśli się nie porozumiemy, niestety tak będzie. Oczywiście nie wyklucza to także udziału w takich negocjacjach Parlamentu Europejskiego. Przedstawiliśmy przecież wiele wartościowych propozycji, które znalazły się w obecnym projekcie. Dlatego w interesie Rady Unii Europejskiej jest włączenie Parlamentu w proces decyzyjny.  Naprawdę nikt nie chce konfrontacji w 2013 roku. Unia powinna mieć nowe wieloletnie ramy finansowe, które każdy kraj jako tako będzie akceptował. Tu widać już działania naszej prezydencji, która chce Parlament w tę dyskusję mocniej zaangażować i mam nadzieję, że kolejne prezydencje postąpią tak samo.

To się może skończyć podatkiem od CO2

Myślę, że nie. Ja się obawiam czegoś wręcz przeciwnego – że kilka państw, powołując się na zasadę jednomyślności, w ogóle nie będzie chciało rozmawiać o środkach własnych. Te zaś już w zamysłach ojców – założycieli miały być podstawą wspólnoty europejskiej.

Polska będzie walczyć o obecny projekt. Z funduszu spójności dostaniemy 11 miliardów euro więcej niż w tej siedmiolatce, a nasi rolnicy docelowo o 30 euro z hektara więcej dopłat bezpośrednich. Możemy osiągnąć coś jeszcze?

Jesteśmy w tej chwili dwa i pół roku przed końcem negocjacji. Trudno więc deklarować, jakie będą nasze ostateczne postulaty. To będzie gra. Parlament Europejski powie, że budżet ma być 5 procent większy, a Rada Unii Europejskiej przeciwnie – że najlepiej byłoby go zamrozić. Czeka nas też bardzo ciekawa dyskusja dotycząca rozporządzeń. Mówiąc obrazowo: nie chodzi tylko o to, z jak grubą kopertą pieniędzy będziemy mieli do czynienia, ale też według jakich zasad będą one mogły być dzielone.  To jest bardzo istotna dyskusja, która niestety nie interesuje mediów, a przecież nie od dziś wiadomo, że diabeł tkwi w szczegółach.

Słusznie martwi nas likwidacja funduszu drogowego i przeznaczenie 40 mld euro na ogólnoeuropejski fundusz infrastruktury?

Zagrożenie jest takie, że stracimy pieniądze na drogi w kraju. Z drugiej strony jest to szansa na budowę dróg przekraczających granice, a że jesteśmy krajem położonym w centrum Europy, to nie musi być to dla nas niekorzystne. Dróg do sąsiadów przecież również potrzebujemy. Wszystko znowu zależy od rozporządzeń, w których będzie zapisane na co dokładnie pieniądze mogą być przeznaczone.

Kogo ucieszy propozycja regionów pośrednich, które osiągają od 75 do 90 proc. unijnego PKB i będą mogły otrzymywać pomoc?

Mam nadzieję, że nie tylko Mazowsze. Przypominam, że to są ramy do 2020 roku, więc wyższe dochody mogą dotyczyć wówczas także innych regionów Polski. Na pewno więc to pozytywna część projektu budżetu.

Parlament uważa, że państwa członkowskie powinny „skoncentrować środki Unii i środki krajowe na niewielkiej liczbie priorytetów i projektów o prawdziwie europejskim znaczeniu takich jak badania i rozwój oraz innowacje”. To oznacza, że dziś Unia daje pieniądze na wszystko bez strategicznych celów?

 

Nie do końca. Wystarczy jednak wybrać z książki telefonicznej numer do dowolnego wójta w Polsce i on przyzna, że środki unijne często łatają dziury w budżetach gminnych, powiatowych i wojewódzkich. Rozumiem samorządowców, bo gdybym była na ich miejscu, robiłabym to samo. Trzeba jednak z tym skończyć i wybrać prawdziwe priorytety, a nie zakrywanie niedoborów, bo zawsze będzie tak, że komuś czegoś brakuje.

Rozmawiał Marek Pielach

Sidonia Jędrzejewska jest posłanką do Parlamentu Europejskiego (z ramienia PO) i generalnym sprawozdawcą PE ds. budżetu UE na 2011 r.

Sidonia Jędrzejewska (Fot. sidonia.pl)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane