Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Od tego, co powie Bernanke ważniejsze, co powie Draghi

Dziś na sympozjum bankierów centralnych organizowanym w Jackson Hole przez FED głos zabierze Ben Bernanke, ale bohaterem najbliższych dni wcale nie będzie on, lecz wielki nieobecny na tym spotkaniu prezes EBC Mario Draghi. Powód jest prosty: przełom w Europie jest bardziej prawdopodobny niż trzecia runda luzowania ilościowego w USA.
Od tego, co powie Bernanke ważniejsze, co powie Draghi

Mario Draghi, prezes EBC (CC BY-SA World Economic Forum)

Rynki czekają na wystąpienie szefa Fed Bena Bernanke na tym dorocznym spotkaniu bankierów centralnych. Dwa lata temu to tam właśnie zapowiedział drugi etap quantitative easing (luzowanie ilościowe) w USA. Gdy zaś w zeszłym roku nie ogłosił kolejnego, spodziewanego QE giełdy zareagowały gwałtownie.

W tym roku jednak o wiele istotniejsze od tego, co powie Bernanke może być to, co w przyszłym tygodniu ma ogłosić szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi.

Nieograniczony skup obligacji krajów południa strefy euro o terminie zapadalności do dwóch lat – to właśnie według wielu analityków ogłosi 6 września Mario Draghi po posiedzeniu Rady Zarządzającej Europejskiego Banku Centralnego.Choć słowo „nieograniczony” nie jest precyzyjne – można się spodziewać, że program będzie miał szacunkową wartość, ale nie zostanie ona podana aby nie kusić spekulantów. Z tego samego powodu nie dowiemy się przy jakim poziomie spreadu pomiędzy obligacjami niemieckimi, a np. hiszpańskimi czy włoskimi EBC zacznie interweniować.

Sama data 6 września także nie jest 100 proc. pewna, skoro dopiero 12 września niemiecki Trybunał Konstytucyjny wyda orzeczenie w sprawie zgodności Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego z ustawą zasadniczą, a wrzesień i październik będą wypełnione ważnymi spotkaniami liderów strefy euro. Oczywiście interwencje EBC nie będą automatyczne. Mario Draghi dał wyraźnie do zrozumienia, że najpierw zagrożony kraj musi złożyć wniosek o skorzystanie z europejskich funduszy pomocowych (EFSF/ESM) i dostać twarde warunki do spełnienia, aby EBC mógł interweniować.

Początkowe zdanie powinno zatem brzmieć następująco: EBC wczesną jesienią przedstawi zapewne program skupu obligacji idący znacznie dalej niż dotychczasowy SMP (ang. Securities Markets Programme), bo w przeciwnym razie czeka nas krach na giełdach i gwałtowny wzrost rentowności obligacji pogrążający co najmniej Hiszpanię i Włochy. Mario Draghi ma zresztą świadomość, że po zapowiedzi, że dla ratowania strefy euro „zrobi wszystko” i po wsparciu od Angeli Merkel oczekiwania wobec niego są ogromne. Dowodem na to był jego tekst w niemieckim tygodniku „Die Zeit”,opublikowany 29 sierpnia.

Draghi pisał bezpośrednio do Niemców, że aby ich kraj mógł się nadal rozwijać musi „pozostać strażnikiem silnej waluty, w środku strefy stabilności monetarnej, w dynamicznym i konkurencyjnym obszarze gospodarczym strefy euro”. Po odsączeniu z tego artykułu całej dyplomacji przekaz jest jasny: Niemcy nie będą miały gdzie eksportować, jeśli euro upadnie, więc muszą wspólną walutę ratować.

Problem w tym, że nie da się tego zrobić nie ponosząc żadnych kosztów, czy to w postaci bezpośrednich transferów, czy wyższego oprocentowania wspólnotowych obligacji, czy też w postaci wyższej inflacji na skutek luźnej polityki monetarnej. Szczególnie ta ostatnia ewentualność nie podoba się niemieckiemu bankowi centralnemu. Jens Weidmann, prezes Bundesbanku, postrzega pewnie Draghiego jako rozrzutnego Włocha, który pracował w Goldman Sachs i występuje przeciwko wszystkiemu w co wierzą niemieccy bankierzy.

Daje temu wyraz na łamach „Der Spiegel”. Weidmann w wywiadzie  powiedział wprost, że EBC to nie FED, a obligacje, które ma kupować dalekie są od jakości amerykańskich obligacji federalnych. Co więcej, te zakupy będą obciążać bilans całego systemu euro i ostatecznie odpowiedzialność za nie będą brać podatnicy. „W demokracjach, to parlamenty, powinny decydować o takiej daleko idącej kolektywizacji ryzyka, a nie banki centralne”, mówił Weidmann i ostrzegał, że pieniądze, które wykreuje EBC mogą się stać „uzależniające jak narkotyk”.

To wszystko prawda. Z góry nielimitowany skup obligacji dwuletnich nie rozwiąże problemów strefy euro, da tylko czas politykom. Owszem – mogą oni, jak to mają w zwyczaju, ten czas zmarnować. Będą na przykład czekać bezczynnie, albo narobią jeszcze większych długów. Mimo wszystko jednak taka kolejność rozwiązywania problemów strefy euro wydaje się bardziej sensowna niż narzucanie wszystkim paktu fiskalnego (który efekty może przynieść za kilka lat) przy kompletnym ignorowaniu krótkoterminowego ryzyka rozpadu unii walutowej.

Warto zastanowić się jaka jest alternatywa dla tak widzianego programu EBC.

– Głównym rozwiązaniem dla kryzysu w strefie euro muszą być reformy strukturalne, ponieważ doświadczenie wskazuje, że przynoszą efekty zarówno w krótkiej, jak i w długiej perspektywie – ocenił na spotkaniu w Londynie prof. Leszek Balcerowicz.

Czy da się jednak wprowadzić reformy strukturalne i zebrać ich owoce w miesiąc? Eksperci oceniają, że najwyżej tyle czasu ma Hiszpania zanim zwróci się o pomoc. Kolejne regiony proszą bowiem rząd w Madrycie o pieniądze, a ten odlicza czas do 6 września i konferencji EBC. W tym samym czasie grecki premier po raz kolejny prosi o złagodzenie warunków pomocy. To rodzi kolejne pytanie – czy dawkowanie setek miliardów euro dla pojedynczych krajów, zawsze za mało i za późno, jest lepszym rozwiązaniem niż deklaracja EBC, która może w sumie nic nie kosztować?

Oczywiście Mario Draghi wszedł na bardzo niebezpieczną drogę. Jakkolwiek by się nie zaklinał, że jego instytucja jest niezależna i skoncentrowana tylko na walce z inflacją, to ogłoszenie tak nadzwyczajnych działań będzie miało charakter polityczny. Łatwo sobie wyobrazić do czego to może doprowadzić. Hiszpania dostaje pomoc z ESM i EBC, ale nie spełnia warunków i prosi o złagodzenie programu oszczędnościowego. Inwestorzy panikują, EBC zaczyna skupować obligacje. Pierwszy, drugi, trzeci raz… aż w końcu staje się coraz mniej skuteczną maszynką do drukowania pieniędzy uruchamianą przez polityków. Kryzys, jaki byłby tego efektem, przyćmiłby wszystko co widzieliśmy do tej pory.

Miejmy zatem nadzieję, że w tych dniach nie tylko Mario Draghi kończy we Frankfurcie prace nad swoim planem, ale także premierzy państw strefy euro przygotowują poważny program oddłużania, przywracania wzrostu i liberalnych reform ograniczających ich władzę, choć przyznaję – o takie poświęcenie ciężko europejskich polityków podejrzewać.

Marek Pielach

Mario Draghi, prezes EBC (CC BY-SA World Economic Forum)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane