Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Pekin stawia na prywatny kapitał, ale wspiera państwowe „dinozaury”

Chińczycy dopiero 10 lutego powitali Nowy Rok i zrobili to z większym entuzjazmem niż Europa czy Ameryka. Nawet jeśli ożywienie gospodarki jest umiarkowane, groźba twardego lądowania, wisząca nad Chinami, oddaliła się. To sprawia, że szersze otwarcie na kapitał zagraniczny i prywatyzację, które deklarują nowe władze, staje się bardziej realne.
Pekin stawia na prywatny kapitał, ale wspiera państwowe „dinozaury”

Chiński nowy rok (CC By Paolo Camera)

Chińska Akademia Nauk w swym najnowszym raporcie prognozuje, że w tym roku PKB kraju wzrośnie o 8,4 proc. Będzie to o 0,6 punktu procentowego więcej niż w 2012 r. Chińskie władze nie bez satysfakcji podkreślają, że skorzysta na tym nie tylko Państwo Środka, ale cały świat.

Gospodarkę, tradycyjnie, stymulować ma w tym roku eksport i postępująca urbanizacja kraju, której towarzyszą wielkie inwestycje. Ich wartość w najbliższych 10 latach ma wynieść 40 bln juanów (ok. 6,3 bln dol.) Zakłada się przy tym, iż głównymi inwestorami będą teraz prywatne i zagraniczne przedsiębiorstwa (Chiny bardzo liczą, zwłaszcza, na kapitał amerykański), a nie wyłącznie władze centralne i lokalne.

>>Rząd obiecał wsparcie polskim eksporterom

Prywatny kapitał do zbicia

Być może jest to reakcja na dane mówiące o tym, że bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Chinach spadły w zeszłym roku o 3,7 proc. Był to pierwszy roczny spadek od 2009 r., co wyraźnie chiński rząd zaniepokoiło i skłoniło do luzowania inwestycyjnych obostrzeń dla obcego kapitału.

Coraz śmielej napomyka się nawet o rozpoczęciu debaty nt. możliwości wykupu ziemi na własność. Dotąd grunty są tutaj państwowe i można je wyłącznie dzierżawić.

Na wznoszącej fali gospodarki, którą władze mają nadzieję podtrzymać jak najdłużej, toczy się debata o konieczności szybszej prywatyzacji, wzmocnienia reform, a nawet ich wyraźnego przyśpieszenia.

Nowy premier Li Keqiang wezwał urzędników do przełamywania „starych schematów” blokujących zmiany. Podkreślił, co nie uszło uwadze obserwatorów, że władze będą dążyć do przebicia „szklanego sufitu”, utrudniającego prywatne inwestycje.

Chińska Federacja Przemysłu i Handlu podała, że o 12,6 proc. wzrosła w 2012 r. liczba rejestrowanych w Chinach prywatnych firm. Działa ich już około 40 mln, a ich średni kapitał zwiększył się o 7,8 proc. Wytwarzają w sumie ponad 60 proc. całkowitego PKB kraju, generując połowę przychodów podatkowych i odgrywając coraz większą rolę w gospodarce.

Shi Zimin, analityk z tutejszego Ministerstwa Handlu, nie wyklucza, że wkrótce firmy prywatne pod względem inwestycji bezpośrednich mogą przegonić państwowe. Ich szczególną rolę władze widzą w ekspansji zagranicznej i przejmowaniu zachodnich firm, będących w finansowych tarapatach.

Pekin uważa, że o wiele lepiej nadają się one do takich operacji, aniżeli przedsiębiorstwa państwowe, oskarżane przez Zachód o cenowy dumping i korzystanie z ukrytych dotacji rządowych.

Jednak podobne zarzuty dotyczą również chińskich firm prywatnych, zwłaszcza tych największych. To zaś utrudnia im przebicie się na światowych rynkach. Poziom umiędzynarodowienia nowych chińskich firm z prywatnym kapitałem jest ciągle niewielki.

Podano, że ponad 86 proc. z nich nie ma żadnych międzynarodowych klientów i jest o lata zapóźniona technologicznie. Dlatego światowa ekspansja gigantów takich jak: Lenovo, Haier, ZTE czy Huawei, wspieranych przez państwo, może zafałszowywać obraz stanu rzeczywistego.

Ekonomiści twierdzą, że dla prywatnego biznesu nadal nieosiągalne są liczne przywileje, z których korzysta sektor publiczny w Państwie Środka. Banki nie chcą go finansować, a jeśli to robią, to w sposób ograniczony, co – zdaniem prof. Lu Jinyonga z Międzynarodowego Uniwersytetu Biznesu i Ekonomii w Pekinie – zamyka drogę do sektorów gospodarki wymagających ogromnych inwestycji, takich, jak np. energetyka. Nawet aby się rozwijać prywatne przedsiębiorstwa muszą często sięgać po lichwiarskie pożyczki u prywatnych kredytodawców, działających w szarej strefie. Rok rocznie doprowadza to wiele firm, głównie sektora MŚP, do bankructwa.

– Pod względem przychodów i skali, prywatne firmy nadal pozostają w tyle za przedsiębiorstwami państwowymi – uważa Lu.

Choć chiński rząd już w 2010 r. zapowiedział otwarcie na kapitał prywatny sektorów i branż zmonopolizowanych przez państwo oraz dopuszczenie go do restrukturyzacji państwowych przedsiębiorstw przez wykup udziałów i obligacji, to nadal prywatnych pieniędzy jest w nich, jak na lekarstwo.

Dochodzą do tego mało przejrzyste procedury, co stwarza pole do działania różnym hochsztaplerom i ludziom aparatu władzy, którzy uwłaszczają się na państwowym majątku.

Rząd wzywa, więc aby firmy publiczne znosiły blokady wobec prywatnych inwestorów i zachęcały ich do uczestnictwa w emisji nowych akcji oraz ich publicznej licytacji. Akcje te jednak często trafiają do „wybranych” albo „wtajemniczonych” w procedury, a niekoniecznie do tych, którzy gotowi są zaoferować za nie najlepszą cenę.

Zderzenie strategii

W Chinach ścierają się dwie strategie odnośnie gospodarki. Jedna wyraźnie stawia na jej dalszą, szybką prywatyzację i demonopolizację. Druga, kładzie głównie nacisk na konsolidację i tworzenie wielkich koncernów, w Polsce określanych mianem „czempionów gospodarczych”, zdolnych dzięki swej sile konkurować na skalę globalną.

Wprawdzie zwolennicy tej drugiej koncepcji podkreślają, że wszystko winno odbywać się dobrowolnie i w oparciu o reguły rynkowe, to nikt nie ma tu złudzeń – koncerny te będą mogły nadal liczyć na hojne wsparcie ze strony państwa (podobna debata, choć w odmiennych realiach politycznych i gospodarczych ze względu na unijne przepisy, toczy się także w Polsce).

Jednak sektor publiczny nie zamierza składać broni i nadal jest w Państwie Środka potęgą. Tutejsze firmy centralne (stanowi je grupa ponad 100 chińskich koncernów państwowych) miały przychód za 11 miesięcy 2012 r. przekraczający 20 bln juanów (1 juan to ok. pół złotego) – poinformował niedawno Wang Yong, stojący na czele rządowego Komitetu Aktywów Państwowych. Wypracowany zysk wyniósł 1,1 bln juanów.

Nikt jednak nie wie do końca, jaka jest rzeczywista skala dotacji do tych firm, często ukrywana pod postacią np. ulg podatkowych, możliwości taniego zakupu energii i materiałów do produkcji, zwolnień z opłat dzierżawnych i innych.

Nie brakuje w samych Chinach opinii, że gdyby poznać skalę tych „bonusów”, to okazałoby się, że do produkcji państwowych „mastodontów” rząd sporo dopłaca, dodajmy, że na razie, ma z czego.

Większość chińskich ekonomistów i ekspertów kibicuje firmom prywatnym podkreślając, że są one nastawione na zysk i rynek oraz zdecydowanie bardziej elastyczne aniżeli państwowe. W przypadku eksportu i szybko zmieniających się potrzeb i gustów klientów, ma to duże znaczenie.

Znając jednak chińskie realia należy zakładać, że nie wyłoni się prędko jednoznaczny zwycięzca debaty o przyszły kształt chińskiej gospodarki. Jej prywatyzacja będzie postępować, choć nie w takim tempie w jakim życzyliby sobie jej zwolennicy.

Na pewno jednak powoli zwijany będzie parasol ochronny nad tutejszymi firmami z dominującym udziałem państwa. Będą one musiały bardziej, aniżeli dotąd, nastawić się na rynek.

Widać wyraźny trend redukowania skali dotacji i ulg dla tego sektora. Nowe władze zapowiadają cięcia wprost, mimo, iż liczą się z potężnym oporem, zwłaszcza ze strony lobby przemysłu ciężkiego, mającego silne wsparcie polityczne.

Chińska debata na ten temat jest ciekawa także dlatego, że wpisuje się w tę ogólnoświatową, toczoną pod hasłem – „mniej, czy więcej państwa w gospodarce?”.

OF

Chiński nowy rok (CC By Paolo Camera)

Otwarta licencja


Tagi