Autor: Stephen S. Roach

Jest członkiem zwyczajnym wydziału w Yale University; publicysta Project Syndicate.

Polityka gospodarcza na odwrót

Gospodarka światowa ogarnięta jest niebezpiecznym złudzeniem. Gdy rozpoczęty w latach 90. XX wieku wielki boom ustąpił miejsca jeszcze większemu krachowi, politycy próbowali wznowić jego magię, uciekając się do oklepanych sztuczek inżynierii finansowej. Byli przekonani, że to eksperyment kontrolowany. Nic nie mogło być dalsze od prawdy.
Polityka gospodarcza na odwrót

Czyniąc to, politycy podjęli największy eksperyment we współczesnej historii polityki ekonomicznej, a niezrównoważoną gospodarkę globalną przekształcili w szalkę Petriego (to naczynie laboratoryjne – przyp. tłum.). Zwiastunem tego, co miało nadejść, był wzlot i upadek Japonii po II wojnie światowej. Cudowny wzrost idącej wciąż w górę gospodarki japońskiej bazował na zduszeniu kursu jena, co nie mogło utrzymywać się stale. W Porozumieniu z hotelu Plaza z 1985 roku Europa i Stany Zjednoczone zakwestionowały to merkantylistyczne podejście, na co Bank Japonii zareagował agresywnym poluzowaniem monetarnym, które napędzało powstawanie ogromnych baniek aktywów i baniek kredytowych.

Reszta to już historia. Bańki pękły, co szybko pogrążyło niezrównoważoną gospodarkę Japonii. Wskutek znacznego pogorszenia wydajności – co wcześniej przysłaniały bańki –  Japonia nie była w stanie osiągnąć ożywienia na istotną skalę. Właściwie do dziś zmaga się z nierównowagą, co wynika z jej niezdolności lub niechęci do podjęcia bardzo potrzebnych reform strukturalnych – czyli „trzeciej strzały” strategii ożywienia gospodarczego autorstwa premiera Shinzo Abo (zwanej „Abenomiką”).

Mimo żałosnej porażki japońskiego podejścia, reszta świata nadal przywiązana jest do posługiwania się polityką pieniężną w celu leczenia niedomagań strukturalnych. Wzorzec takiego postępowania sformułowano w dokumencie z 2002 roku, powstałym po seminarium ekonomistów amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Za czasów Alana Greenspana i Bena Bernanke jako przewodniczących Fed stało się ono punktem wyjścia do makroekonomicznej polityki stabilizacyjnej w USA.

Według podstawowego założenia tego dokumentu główny błąd władz monetarnych i fiskalnych Japonii polegał na tym, że działały one zbyt nieśmiało. Baniek oraz różnego typu nierównowagi strukturalnej nie uważano za problem. Autorzy tego dokument dowodzili natomiast, że „straconych dekad” anemicznego wzrostu i deflacji Japonia mogła uniknąć, gdyby politycy szybciej sięgnęli po stymulację i gdyby zastosowali ją ze znacznie większą siłą.

Gdybyż to było tak proste! W rzeczywistości to właśnie skupienie się na szybkości i sile – stanowiących samą istotę czegoś, co amerykańscy politycy nazywają obecnie „wielką bazooką”- przyspieszyło złośliwą mutację japońskiej choroby. Zastrzyki płynności w ramach poluzowania ilościowego (QE) spowodowały przesunięcie kanałów transmisji polityki pieniężnej – ze stóp procentowych na rynki aktywów i rynki walutowe. Jest to oczywiście uważane za konieczne, jako że już wcześniej banki centralne obniżyły podstawowe stopy procentowe do napawającego niegdyś przestrachem poziomu „blisko zera”.

Jak jednak dowodzą zwolennicy niekonwencjonalnej polityki pieniężnej, nie ma się czego obawiać. To, czego banki centralne nie są w stanie osiągnąć za pomocą narzędzi tradycyjnych, może być obecnie zrealizowane poprzez okrężne kanały efektów majątkowych na rynkach aktywów albo za pomocą przewagi konkurencyjnej, zyskanej na deprecjacji waluty.

Tu właśnie powstają złudzenia. Rzecz nie tylko w tym, że efekty majątkowe i walutowe nie zdołały pobudzić pokryzysowej gospodarki do istotniejszego ożywienia. Zrodziły one także nowe, destabilizujące typy nierównowagi, które grożą wpędzeniem gospodarki globalnej w pułapkę ciągłej serii kryzysów.

Rozważmy przypadek USA, stanowiący idealny przykład nowej recepty na ożywienie. Choć od końca 2008 roku do jesieni 2014 r. Fed powiększył swój bilans z niespełna 1 bln do 4,5 biliona dolarów, nominalny PKB wzrósł w tym czasie jedynie o 2,7 bln. Pozostałe 900 mld dol. rozeszło się po rynkach finansowych, stając się bodźcem do potrojenia wartości rynku akcji w USA. Gospodarka realna natomiast wydała z siebie ożywienie zdecydowanie poniżej możliwości – realny wzrost PKB wciąż trzyma się trajektorii 2,3 proc. Jest zatem o całe dwa punkty procentowe poniżej wynoszącej 4,3 proc. normy z minionych cyklów.

Mimo bowiem dokonywanych przez Fed ogromnych zastrzyków płynności konsument amerykański – który podczas bolesnej recesji bilansowej z lat 2008-2009 ucierpiał najbardziej – wcale nie odżywa. Przez ostatnie siedem lat indywidualne wydatki konsumpcyjne rosły realnie tylko o 1,4 proc. rocznie. Nic w tym dziwnego – majątkowe efekty poluzowania monetarnego w większości oddziaływały na bogatych, bo posiadaczami akcji są przede wszystkim właśnie oni. Nękanej kłopotami klasie średniej przyniosło to korzyści nieznaczne.

„Mogło być gorzej”- ripostują zwykle nie liczący się zbytnio z faktami. Czy to rzeczywiście prawda? W końcu zgodnie ze słynną obserwacją Josepha Schumpetera systemy oparte na rynku mają niesamowity dryg do samouzdrawiania. Na skutek jednak operacji ratunkowych rządu USA oraz manipulowania cenami aktywów przez Fed w okresie pokryzysowym ta skłonność niemal zanikła.

Choć efekty stosowanych w USA rozwiązań były poniżej oczekiwań, nie powstrzymało to innych od ich naśladowania. Wręcz przeciwnie: Europa właśnie śpieszy rozpocząć własne QE. Nawet Japonia, gdzie wzięła początek cała ta historia, przyjęła nowa, nasiloną formę QE, co – jak się to interpretuje w USA – stanowi odzwierciedlenie jej oczywistego pragnienia, by uczyć się na własnych błędach.

Oprócz skutków, jakie ma to podejście dla poszczególnych gospodarek, pojawiają się także zagrożenia systemowe na szerszą skalę, wynikające z gwałtownego wzrostu [notowań] akcji i ze słabnących walut. Ponieważ metoda nadmiernych zastrzyków płynności przekazywana jest – niczym pałeczka – z jednego banku centralnego do drugiego, nasila się groźba globalnych baniek aktywów oraz konkurencyjnych dewaluacji. Polityków tymczasem usypia złudne poczucie samozadowolenia, które osłabia motywację do zmierzenia się ze stojącymi przed nimi wyzwaniami strukturalnymi.

Co trzeba, żeby przerwać ten zaklęty krąg? Odpowiedź na to – jak w swym ostatnim wywiadzie podkreślał chiński premier Li Keqiang – stanowi zaangażowanie na rzecz reform, czyli strategiczny cel Chin, którego (jak zauważył) inni nie podzielają. Choć bowiem załamuje się ręce nad tak zwanym spowolnieniem w Chinach, to wydaje się, że przywódcy tego kraju mogą mieć bardziej realistyczną i bardziej konstruktywną ocenę wyzwań polityki makroekonomicznej niż ich odpowiednicy w gospodarkach bardziej rozwiniętych.

Od czasu kryzysu w prowadzonych w USA i gdzie indziej dyskusjach politycznych nastąpiło wywrócenie pojęć, co może mieć druzgocące konsekwencje. Poleganie na inżynierii finansowej przy unikaniu „głębokiego liftingu” w postaci zmian strukturalnych nie stanowi recepty na zdrowe ożywienie. Przeciwnie – jest to zapowiedź kolejnych baniek aktywów, kryzysów finansowych oraz przewlekłej stagnacji w stylu japońskim.

© Project Syndicate, 2015

www.project-syndicate.org


Tagi


Artykuły powiązane

Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją

Kategoria: Analizy
Aktualna inflacja w USA pozostaje blisko poziomów z okresu czarnej dekady bankowości centralnej, czyli lat siedemdziesiątych. Czy odpowiedzialnością za wysoką inflację z tamtych czasów możemy obarczyć szoki podażowe?
Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją