Jak będzie wyglądał świat po kryzysie

Kolejna fala kryzysu się spiętrza. Gdy opadnie, zacznie się kształtować nowa globalna architektura gospodarcza. Ale dopiero po uplywie dekady zobaczymy zreby nowego swiata, jaki nie wyśnił się najodwazniejszym nawet futurologom ubieglego stulecia. Pozostaje jednak pytanie, czy ten świat się zjednoczy, czy rozpadnie na tysiące puzzli.

Na odbudowanie zaufania i kapitału, utraconych po upadkach Lehman
Brothers, 91 innych banków oraz tysięcy amerykańskich firm, potrzeba co najmniej dziesięciu lat. Najbardziej radykalne zmiany nastąpią w Stanach Zjednoczonych. Jednak wiele wskazuje na to, że także Europa i pozostała część zachodniego świata będą inne.

Rysują się dwa scenariusze przemian. Albo wskutek tego kryzysu świat będzie się jednoczył (tak jak Europa), albo dojdzie do rozpadu najtrwalszej unii świata, jaką są Stany  Zjednoczone. Nie można dziś jeszcze powiedzieć na pewno, jaki scenariusz wydarzeń czeka Zachód. Istnieje natomiast duże prawdopodobieństwo, że następne dekady będą należeć do gospodarek krajów azjatyckich. Wskutek załamania finansowego, które rozpoczęło się dwa lata
temu  w Stanach Zjednoczonych, gospodarka będzie bowiem podlegać uregulowaniom
w dotychczas niespotykanym stopniu. Podobne zmiany nastąpią na arenie
międzynarodowej – nowy światowy bank centralny zastąpi  Bank Światowy
i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, wskutek  czego suwerenność
gospodarcza państw na świecie zniknie. O niezależnosci państwa świadczy bowiem zdolność podejmowania
najważniejszych decyzji gospodarczych, takich jak: podaż pieniądza,
polityka kredytowa i subwencjonowanie gospodarki. Zmianom będzie podlegać także  giełda. Już dziś Wall Street
odgrywa dużo mniejszą rolę w gospodarce USA niż w latach 90.,
gospodarczego boomu. A w następnej dekadzie  Wall Street
najprawdopodobniej przestanie istnieć.

Zmieni się także sposób określania dobrobytu gospodarczego. Już dziś
niektórzy wpływowi politycy partii rządzącej przekonują, że PKB
powinno być zastąpione tzw.  funkcją bezpieczeństwa żywności. Gdyby
faktycznie doszło do tej zmiany, wykształciłoby się nowe
myślenie o gospodarce, oparte na triadzie: ekologia, nowoczesne
technologie i wiedza.

Jednak powstanie nowej architektury gospodarczej jest bardzo
prawdopodobne, bowiem kolejna fala kryzysu wlaśnie się spiętrza.

To prawda, że obecny kryzys gospodarczy nie jest pierwszym, który objął swoim
zasięgiem kilka różnych krajów i stał się zagrożeniem globalnej
stabilności finansowej. W latach 90. załamania finansowe we wschodniej
Azji, Brazylii i Rosji wstrząsnęły rynkami, powodując ogólnoświatowe
reperkursje. Wtedy jednak wystarczyły działania ratunkowe
Międzynarodowego Funduszu Walutowego, które powstrzymały
rozprzestrzenianie się kryzysu za cenę dyscypliny i rygoru budżetów
państw objętych katastrofą gospodarczą.

Natura tego kryzysu jest jednak inna – świadczy o tym jego geneza. Po
pierwsze, ten kryzys został zapoczątkowany przez bańkę na rynku
kredytowym w Stanach Zjednoczonych. I ze względu na to, że dolar jest
walutą rezerw miedzynarodowych, USA nie muszą występować do Funduszu o
przyznanie im programu płynności. Amerykański deficyt jak dotąd
obsługują wielkie gospodarki światowe, takie jak Chiny.

Po drugie, amerykański kryzys nie został spowodowany brakiem równowagi
finansowej w spłacie zobowiązań budżetowych, tylko brakiem regulacji
rynków finansowych.

W konsekwencji fala wstrząsów na rynku kredytów hipotecznych stopniowo
zamienia się w kolejną fale załamania rynku kredytów konsumpcyjnych.
Szybko rosnące bezrobocie i spadające ceny mogą być zapowiedzią
drugiej fali kryzysu. Teraz jednak kryzys obejmie także rynek ubezpieczeń kredytów.
Ubezpieczenie kredytu jest kluczową funkcją dla agencji ratingowych,
które określają ryzyko kredytowe papierów wartosciowych. Jednak
wartość strat na rynku kredytowym jest tak duża, że stawia pod znakiem zapytania
zdolność kredytową ubezpieczycieli. W krótkim czasie będą musieli
zaczynać pokrywać straty. To oznacza, że agencje
ratingowe obniżą prognozy dla rynku ubezpieczeń.

Kryzys już dziś obejmuje fundusze Money Market. Ale za kilka miesięcy, być może wiosną
przyszłego roku, doprowadzi do ich bardzo znaczącej destabilizacji.
Po pierwsze, wiele funduszy Money Market dużą część kapitału
zainwestowało w krótkoterminowe papiery wartościowe, które przynoszą
małe zyski od włożonych środków. Fundusze MM zainwestowały też w
derywatywy produktów rynku nieruchomości, jak MBS, SIV czy CDO.

Katastrofa spowodowana załamaniem rynku derywatyw ponownie uderzy w
rozwinięte gospodarki światowe Europy Zachodniej, USA i niektóre kraje
azjatyckie. Dlatego już dziś specjaliści konstruują nowy globalny ład finansowy,
który zapobiegłby powtórzeniu się takiej katastrofy.

Za mapę drogową obecnych zmian specjaliści uważają raport “The World
in 2050” , opublikowany przez PricewaterhouseCoopers. Wciąż jednak można
jedynie mowić o elementach nowego ładu – nikt nie wie,  jak będzie
wyglądał nowy system światowy.

Te zmiany można porownać do koncepcji budowy Organizacji Narodów
Zjednoczonych w skali światowej i Europejskiej Wspólnoty Węgla i
Stali, z której powstała dzisiejsza Unia Europejska. Obie te
organizacje miały zapobiec wybuchowi wojny na światową skalę.

Nim organizacje te nabrały obecnego kształtu, rozpoczęły się procesy
przygotowawcze, jak stworzenie Karty Narodów Zjednoczonych, która 24
października 1945 została ratyfikowana przez pięciu tzw. stałych
członków: Francję, Związek Sowiecki, Chiny, Wielką Brytanię i USA  oraz 46
innych krajow. Te cztery kraje utworzyły Radę Bezpieczenstwa, która od
początku powstania ONZ kreowała jej politykę.

Dziś dwa spośród wymienionych państw – Chiny i Rosja – mają szansę stworzyć
nowy, globalny ład gospodarczy po zakończeniu obecnego kryzysu.
Najprawdopodobniej utworzą grupę zarządzającą gospodarką globalną, tzw.
E7 (Emerging 7), siódemkę gospodarek wschodzących wraz z Indiami,
Brazylią, Indonezją, Meksykiem i Turcją.

Najszybciej rozwijajacą się gospodarką w perspektywie kilku dekad bedą
Indie, bowiem chiński wzrost gospodarczy za 5-10 lat zatrzyma
starzająca sie populacja.

Według prognoz ekonomistów do 2050 r. PKB krajów E7 będzie o 25 proc.
wyższy niż państw grupy G7. A już w 2040 Indie będa trzecim co do
wielkości rynkiem finansowym na świecie.

To nie koniec zmian. Już dziś widac wyraźnie, że bezpowrotnie znika
grupa G7, zastępowana przez G20. Jednak wielu ekspertów postuluje, by
dwudziestkę krajów powiększyć o więcej krajów afrykanskich i arabskich
w celu utworzenia Globalnej Rady Gospodarczej. Podejmowałaby
ona kluczowe decyzje w sprawie gospodarki światowej, nadzorując działania
Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W obu tych
ciałach zasiadaliby jej przedstawiciele. Do zadań rady należałaby
reforma zasad i instytucji Bretton Woods.

W kręgach nowej administracji dyskutowany jest mega-projekt
polityczny. Na razie mówi się o tym tylko na konferencjach, ale
wiadomo, że USA nie mają alternatywy. To integracja
polityczna, a w dłuższym okresie gospodarcza ze strukturami
europejskimi. Rozpoczęłaby się od dzielenia się kompetencjami i
prawami z Chinami, Indiami i Brazylią w ramach międzynarodowych
instytutucji, takich  jak G20, Miedzynarodowy Fundusz Walutowy i Rada
Bezpieczeństwa ONZ. Wtedy dopiero te instytucje będą posiadały
narzędzia i władzę, by zapobiec tak wielkim kryzysom systemowym jak
obecny.

Autorzy nowego projektu politycznego postulują zastąpienie
bilateralnych umów handlowych między państwami jednym globalnym
traktatem handlowym. A strażnikiem tego układu byłaby zreformowana
Światowa Organizacja Handlu. Fundamentem bezpieczeństwa nowego
porządku gospodarczego byłoby specjalnie powołane Centrum Doskonalenia
Rozwoju Gospodarczego, którego członków wskazywaliby szefowie
najważniejszych organizacji finansowych:  Banku Światowego, MFW,
Światowej Organizacji Handlu, OECD i Grupy Rozwoju ONZ. Centrum
miałoby być wspierane przez najlepsze ośrodki badawcze. A Bank
Światowy wyznaczałby prezesa Centrum. Do jego zadań należałoby m.in.
określanie polityki finansowej i gospodarczej dla poszczególnych
krajów, monitorowanie stosunków handlowych największych potęg
gospodarczych, wykrywanie i zwalczanie protekcjonizmu.
Jak twierdzi część byłych amerykańskich dyplomatów i ekspertów (współautorów  projektu), jedną z zalet tego projektu dla Stanów Zjednoczonych byłaby możliwość płynniejszego finansowania swojego zadłużenia.
Inni dodają, że być może nadmierny konsumpcjonizm zostałby bardzo
mocno ograniczony. Warto przypomnieć, że USA  codziennie pożyczają 4 mld USD na
finansowanie swojego długu.

Gdyby jednak tak się nie stało, to łatwo sobie już dziś wyobrazić rozpad
Stanów Zjednoczonych wskutek wewnętrznych konfliktów spowodowanych
ubożeniem ludności. Wielki przypływ gniewu spowoduje zamieszki, a nawet
lokalne wojny, w których całe regiony będą się obwiniać o bezrobocie i
ubóstwo. Wtedy USA na wiele lat oderwałyby się od systemu gospodarki
światowej, uruchamiając trend deglobalizacji.

Zanim kryzys się nie pogłębi, nie można określić, który z tych
scenariuszy jest bardziej prawdopodobny.

Michael Panzner – ekonomista. Pracował przez 25 lat na Wall Street. W programie radiowym „Financial Sense Hour” w 2006 r przewidział obecny kryzys. Jest wykładowcą na New York University. Opublikował m.in. „Financial Armageddon”. Prowadzi swój blog

Otwarta licencja


Tagi