Autor: Ignacy Morawski

Ekonomista, założyciel serwisu SpotData.

Polska uniknie pułapki, bo ma szanse na 3-proc. tempo wzrostu

Ta dekada nie będzie dla Polski złotą. Mamy jednak szanse, by nie była to dekada stracona. Polska w nadchodzącym dziesięcioleciu może rozwijać się w średnim tempie 3 proc. rocznie. To mniej niż w ostatnich 20 latach, ale spowolnienie w miarę wzrostu zamożności kraju jest dość naturalne.
Polska uniknie pułapki, bo ma szanse na 3-proc. tempo wzrostu

CC By NC SA lemoniada

Na spotkaniu ze studentami Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, zadałem pytanie, jak oceniają perspektywę średniego wzrostu PKB Polski w nadchodzącej dekadzie? Do wyboru były trzy możliwości: poniżej 2,5 proc., między 2,5 a 3,5 proc., powyżej 3,5 proc. Odpowiedzi nieco mnie zaskoczyły. Ponad jedna trzecia osób uznała, że będziemy rozwijać się wolniej niż 2,5 proc., a zaledwie jedna osoba w 35-osobowej grupie uznała, że może być to więcej niż 3,5 proc. Reszta optowała za przedziałem średnim.

Z odpowiedzi tych przebija pewien pesymizm. Mało kto wierzy, że Polska jest w najbliższej dekadzie w stanie powrócić do trendu wzrostu z poprzednich dwóch dekad, czyli 4-4,5 proc. To akurat zrozumiałe. Ale wiele osób jest zdania, że może nas czekać dekada bardzo powolnego wzrostu. Studenci nie są oczywiście grupą reprezentatywną, ale wydaje się, że wśród ludzi obserwujących gospodarkę powoli narasta pewien pesymizm co do perspektyw rozwoju Polski. W mediach coraz częściej pada teza, że bez reform strukturalnych czeka nas trwale słaby wzrost. Najlepszym obrazem powolnej zmiany nastrojów będzie fakt, że dość ekspresyjny ekonomista Krzysztof Rybiński jeszcze w 2009 r. wieszczył złotą dekadę polskiej gospodarki, teraz przewiduje dekadę straconą.

Sam wielokrotnie pisałem, że łatwe czasy już minęły. Wkraczamy w trzeci etap rozwoju po transformacji. W pierwszym, w latach 90., fundamentalne reformy prorynkowe (wolność gospodarcza, otwarcie na świat, ustabilizowanie wartości pieniądza) nadały gospodarce naturalny pęd. W drugim, w latach 2000., silnym wsparciem okazała się akcesja do Unii Europejskiej. Teraz musimy wygenerować wzrost bez sprzyjających wiatrów, silniej opierać się na innowacyjności wypływającej z wewnątrz gospodarki a nie importowanej z zewnątrz. To będzie trudne.

Nadmierny pesymizm wydaje mi się jednak niewskazany. Zgadzam się, że trudno będzie bez poważnych reform powrócić do tempa rozwoju przekraczającego 4 proc. Ale jesteśmy w stanie utrzymać w nadchodzącej dekadzie przynajmniej 3-procentowe tempo wzrostu PKB, oczywiście pod warunkiem, że w tym czasie nie dojdzie do powrotu na świecie wielkiej recesji w wersji 2.0.

Zagadki konwergencji

Zanim o prognozach, najpierw kilka słów o samym wzroście gospodarczym. Ekonomiści posiadają bardzo wyrafinowane narzędzia do prognozowania krótko i średniookresowych zmian w gospodarce (do roku-dwóch lat), ale możliwości przewidywania zmian o dłuższym horyzoncie są bardzo, ale to bardzo ograniczone. Wykonuje się prognozy, chociażby na użytek planowania finansowego, ale każdy wie, że obarczone są one gigantycznym ryzykiem błędu.

Oto kilka obserwacji, które pozwalają lepiej zrozumieć, jakie są mechanizmy rozwoju i jak trudno je dokładnie opisać.

Po pierwsze, praktycznie niemożliwe jest wskazanie listy czynników determinujących tempo wzrostu gospodarczego. Ochrona własności prywatnej, jakość instytucji politycznych, swoboda działalności gospodarczej, kapitał społeczny – to są wszystko czynniki w sposób oczywisty silnie wspierające rozwój, ale diabeł tkwi w szczegółach. Trudno tym czynnikom nadać ilościowy charakter, to znaczy zbadać konkretny wpływ konkretnych instytucji na tempo wzrostu PKB.

Po drugie, najlepszym pojedynczym wskaźnikiem pozwalającym przewidzieć tempo rozwoju danego kraju w dłuższym okresie jest jego tempo rozwoju w przeszłości. Dla ekonomistów to dość nieprzyjemny fakt, ponieważ cały skomplikowany proces prognozowania sprowadza do ekstrapolacji trendów – może z małymi korektami.

Po trzecie, wśród krajów o dość wysokim poziomie rozwoju instytucjonalnego istnieje konwergencja, czyli zjawisko polegające na średnio szybszym rozwoju krajów mniej zamożnych niż bardziej zamożnych. Oznacza to, że tempo rozwoju można przedstawić jako funkcję poziomu rozwoju. Zjawisko konwergencji jest dość wyraźne np. w Europie. I co ciekawe, konwergencja w Europie występowała zarówno w dobrych czasach (lata 90. i 2000.) jak i złych czasach (lata 70. i 80.).

Po czwarte, w ostatnim czasie na świecie bardzo dużo mówi się o pułapce średniego dochodu, czyli dużym ryzyku skokowego spowolnienia wzrostu gospodarczego w momencie osiągnięcia średniego poziomu dochodu. Takie ryzyko niewątpliwie istnieje. Zbyt mało jest jednak w tym zakresie danych i badań by móc dokładnie opisać mechanizm takiej pułapki.

(infografika: Darek Gąszczyk)

(infografika: Darek Gąszczyk)

(infografika: DG)

(infografika: DG)

3 proc. jest w naszym zasięgu

Przejdźmy do Polski i od razu zacznijmy od pytania o pułapkę średniego dochodu. Czy nam grozi?

Pod względem PKB per capita dopiero co przekroczyliśmy poziom 16 tys. dolarów, uznawany za granicę podwyższonego ryzyka. Na wykresie powyżej widać, że niektóre kraje europejskie, które podobnie jak my przechodziły niedawno drogę od umiarkowanie niskiego do wysokiego poziomu rozwoju, wyraźnie zwalniały po przekroczeniu granicy 15 tys. dolarów per capita.

Co się stanie, jeżeli wpadniemy w taką pułapkę? Kraje, które doświadczały skokowego spowolnienia, notowały dwukrotny spadek trendu wzrostu PKB per capita. Pokazują to m.in. badania Barrego Eichengreena. Oznaczałoby to, że tempo wzrostu tego wskaźnika w Polsce spadnie z 4 do 2 proc. lub niżej. To byłby naprawdę bardzo zły scenariusz.

Warto jednak zwrócić uwagę, że kraje, które wpadały w pułapkę średniego dochodu, były zwykle przeinwestowane, miały wysoką inflację lub wyraźnie niedowartościowany kurs walutowy. Na przykład Hiszpania, Irlandia i Portugalia, których ścieżkę pokazałem na wykresie, wchodziły w taką pułapkę z inflacją przekraczającą 20 proc. Polska jest zaś gospodarką dość zrównoważoną makroekonomicznie. Zatem nawet jeżeli pewne mechanizmy określane mianem pułapki średniego dochodu uruchomią się w Polsce, nie powinno dojść do aż dwukrotnego spowolnienia tempa rozwoju. Uznałbym zatem 2 proc. za absolutnie minimum.

Spójrzmy teraz na problem z innej perspektywy. Wspomniałem, że w Europie następuje konwergencja, czyli poziom rozwoju kraju jest czynnikiem, który pomaga przewidzieć tempo rozwoju. Prosty model ekonometryczny, wykorzystujący poziom rozwoju do oszacowania tempa wzrostu, sugeruje, że w nadchodzącej dekadzie Polska powinna rozwijać się w tempie 2,3 proc. Trzeba jednak wziąć poprawkę na fakt, że w ostatnich dwóch dekadach polska gospodarka zachowywała się wyraźnie lepiej niż przewidywał ten model – w latach 90. model sugerowałby wzrost na poziomie 3,5 proc., a w latach 2000. na poziomie 3 proc., a tymczasem w obu dekadach udało się osiągnąć 4 proc. Dlatego biorąc pod uwagę ten model, przewidywanie tempa wzrostu PKB Polski zbliżonego do 3 proc. nie wydaje się przesadzone.

Jeszcze wyższy szacunek wzrostu otrzymamy, kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że potencjalnie najlepszym czynnikiem przewidującym tempo rozwoju jest tempo rozwoju z przeszłości. W dekadzie 2000-2010 Polska rozwijała się w  tempie 4 proc. Biorąc pod uwagę podobny model do powyższego (otrzymane szacunki są bardzo podobne do zawartych w pracy Roberta Barro z 2012 r.), w nadchodzącej dekadzie jesteśmy w stanie osiągnąć wzrost rzędu 3,4 proc. Intuicyjnie można to przedstawić następująco: skoro w ostatnich latach udało się Polsce osiągnąć 4 proc. tempo wzrostu, to poza konwergencją (jesteśmy bogatsi, więc rozwijamy się wolniej) trudno znaleźć wydarzenia, które mogłyby gwałtownie zbić nas z tej ścieżki.

Ktoś powie: kryzys strefy euro musi ograniczyć potencjał rozwoju Polski. Dobrze, ale skoro w ostatnich dwóch dekadach rozwijaliśmy się średnio o 2,5 pkt proc. szybciej niż Niemcy, nie ma powodu by sądzić, żeby w nadchodzącej dekadzie ta różnica spadła poniżej 2 pkt. proc. Czyli nawet jeżeli Niemcy będą rozwijały się w tempie 1 proc., my możemy osiągnąć 3 proc.

Proste szacunki wskazują zatem, że PKB per capita Polski w nadchodzącej dekadzie powinien rozwijać się w tempie między 2 a 3,4 proc. Prognozę tę należałoby skorygować o zmiany demograficzne – w nadchodzących latach powoli spadać będzie liczba osób w wieku produkcyjnym, tylko do 2018 r. obniży się o 2 proc. Mogłoby to obniżyć średnioroczny ogólny wzrost PKB o ok. 0,3 pkt proc., ale można mieć nadzieję, że choć część tego ubytku zostanie zrekompensowana przez wzrost aktywności zawodowej (powolne wygasanie wczesnych emerytur).

Dlatego po korekcie demograficznej, prosta prognoza ogólnego wzrostu PKB w nadchodzącej dekadzie może zawrzeć się w granicy 1,8-3,2 proc. Przy czym jestem mocno przekonany, że osiągnięcie górnej granicy tego przedziału jest bardziej prawdopodobne niż dolnej. Widzę powody do wyraźnego spowolnienia trendu wzrostu, ale nie widzę powodów do załamania.

Oczywiście są to dość proste szacunki. Wychodzę jednak z założenia, że proste szacunki są często najlepsze, ponieważ zawierają mało potencjalnych elementów do pomyłki.

OF

CC By NC SA lemoniada
(infografika: Darek Gąszczyk)
Początkowy-poziom-PKB-per-capita-i-średnie-tempo-
(infografika: DG)
Ścieżka-PKB-per-capita-od-momentu-przekroczenia-10-tys.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Francja nie uniknie pętli płacowo-cenowej

Kategoria: Polityka pieniężna
W strefie euro inflacja osiąga w ostatnich miesiącach poziomy nienotowane od początku istnienia Eurostatu (unijnego urzędu statystycznego). Francja wypada pod tym względem dobrze, ale i tak prawdopodobnie nie obędzie się bez pętli płacowo-cenowej, która może zaważyć na kwietniowych wyborach prezydenckich.
Francja nie uniknie pętli płacowo-cenowej