Słaby złoty może nam zaszkodzić

Osłabienie złotego to ryzyko wzrostu długu publicznego i inflacji. Deprecjacja tym razem mogłaby nie wesprzeć gospodarki poprzez wzrost eksportu, bo popyt z zagranicy słabnie i nie ma impulsów, które mogłyby go wzmocnić. Co gorsza, niekorzystny kurs złotego mógłby dodatkowo osłabić krajową konsumpcję. Jest szansa, że złoty przestanie tracić.
Słaby złoty może nam zaszkodzić

(CC BY-NC-ND Patrick Haney)

Ta szansa, to porozumienie Europejskiego Banku Centralnego i amerykańskiego Fed w sprawie wspierania płynności europejskich banków. Fed ma udzielać pożyczek bankom ze Starego Kontynentu.

Ogłoszone w czwartek porozumienie bardzo poprawiło nastroje inwestorów, bo oznacza, że dwa największe banki centralne świata będą koordynować swoje działania w walce z kryzysem. To stwarza duża szansę na szybsze wyjście z kłopotów. Efekt? Cena uncji złota spadła w ciągu kilkunastu minut o ponad procent. W górę poszły indeksy najważniejszych europejskich giełd. Większy apetyt na ryzyko wśród inwestorów spowodował, że WIG-20 na półtorej godziny przed końcem czwartkowej sesji rósł o prawie 4 proc. No i umocnił się złoty: wobec euro o 1,7 proc., względem franka szwajcarskiego o niemal 2 proc.

Umocnienie złotego zapewne sprawiło, że urzędnicy Ministerstwa Finansów odetchnęli z ulgą. MF nie przypadkowo zdecydowało się na wymianę w tym roku euro pozyskiwanych z Unii Europejskiej bezpośrednio na rynku, a nie za pośrednictwem NBP. Słaby złoty to dla resortu zjawisko szczególnie niepożądane. Chodzi o złotową wycenę zagranicznej części długu publicznego.

Słaby złoty straszy długiem

Dług dziś balansuje niebezpiecznie blisko tzw. drugiego progu ostrożnościowego, czyli poziomu 55 proc. PKB. Ostatnio minister finansów Jacek Rostowski ocenił, że wielkość długu, to obecnie około 53 proc. PKB. Wycena zagranicznej części zadłużenia – a stanowi ona ponad jedną czwartą długu publicznego ogółem – może mieć więc kluczowe znaczenie dla polityki fiskalnej w następnych latach. Według wyliczeń ekonomistów CitiHandlowego progiem bólu w tym przypadku jest kursu 4,60 – 4,80 zł za euro. Przy takim poziomie prawdopodobieństwo pęknięcia drugiego progu ostrożnościowego znacznie rośnie.

Co oznaczałoby przekroczenie progu? Budżet na 2013 rok musiałby być zbilansowany. To przesunięcie wynikałoby z tego, że oficjalną informację na temat wielkości długu w 2011 roku GUS przedstawi wiosną 2012 roku, gdy budżet na rok przyszły będzie już uchwalony. Cięcie wydatków, ograniczenie waloryzacji świadczeń społecznych – np. emerytur – czy zero podwyżek plac w sferze budżetowej to tylko niektóre działania, jakie rząd będzie musiał podjąć. Tak drastyczne dostosowanie w sferze fiskalnej miałoby bardzo złe skutki dla gospodarki. Przede wszystkim oznaczałoby ograniczenie konsumpcji, która jest jednym z głównych motorów wzrostu gospodarczego.

I dlatego MF najprawdopodobniej zbiera siły na koniec roku, by skutecznie wzmocnić złotego. Do wyliczeń brany jest kurs z 31 grudnia – zapewne przed tą datą Bank Gospodarstwa Krajowego, główne narzędzie MF w walce ze słabym złotym – będzie bardzo aktywny na rynku.

– Wart podkreślenia jest fakt, że bardzo dużą część płatności unijnych, jak co roku, rozlicza się w czwartym kwartale. W związku z tym należy się spodziewać nasilenia obecności BGK na rynku do końca roku” – mówił ostatnio PAP wiceminister finansów Dominik Radziwiłł.

BGK ma już to przećwiczone – dilerzy walutowi informowali w grudniu ubiegłego roku, że bank sprzedaje euro, by umocnić polską walutę. I był w tym raczej skuteczny, skoro jeszcze na początku grudnia za euro płacono około 4,02 zł, a na koniec miesiąca już niewiele ponad 3,96 zł.

Kredyt droższy w obsłudze

Jednak i bez spowodowania gwałtownych cięć w budżecie słaby złoty mógłby wyhamować konsumpcję. Im kurs złotego niższy, tym wydatki gospodarstw domowych na obsługę kredytów walutowych większe. A to oznacza mniejszy dochód rozporządzalny w tych gospodarstwach. Według rożnych szacunków problem może dotyczyć 600 – 700 tysięcy kredytobiorców. Mieszkaniowe kredyty walutowe są obecnie warte prawie 190 mld zł, ponad półtora raza więcej niż kredyty złotowe. Co prawda ekonomiści na razie uspokajają, że osłabienie złotego musiałoby być długotrwale, by przełożyć się negatywnie na skalę konsumpcji, jednak tak naprawdę nikt nie wie, jak długo jeszcze utrzymywać się będzie niepewność na rynkach finansowych. Na razie analitycy szacują, że tylko drogi frank może spowodować spadek tempa wzrostu konsumpcji o 0,1 – 0,4 pkt proc.

Teoretycznie problem drogiego kredytu walutowego nie jest powszechny. Taki kredyt ma niespełna 5 proc. gospodarstw domowych (ich łączna liczba to około 14 mln). Jednak akurat ten typ produktu banki oferowały stosunkowo dobrze sytuowanym rodzinom, u których skłonność do konsumpcji była największa.

Słaby złoty może też oznaczać kłopoty dla osób zadłużonych w krajowej walucie. Deprecjacja może się bowiem przekładać na wzrost cen towarów z importu. Tymczasem wiele branż polskiego przemysłu sprowadza z zagranicy prefabrykaty, z których dopiero w drugim etapie powstaje gotowy produkt. Rykoszetem dostałyby też niektóre branże usługowe – głównie turystyka. To wszystko oznaczałoby zaś wzrost cen, czyli wyższą inflację. Największym impulsem proinflacyjnym związanym ze słabym złotym byłyby wyższe ceny paliw. Co prawda bezpośrednio paliwa mają drugorzędny wpływ na inflację – ich udział w koszyku inflacyjnym to ledwie 9,1 proc. – jednak mogą wywołać tzw. efekty wtórne. Droższy transport z czasem może przełożyć się na przykład na wzrost cen żywności – a w inflacji mają już prawie 25-proc. udział. Ta inflacyjna niepewność będzie skutecznie powstrzymywać Radę Polityki Pieniężnej przed obniżkami stóp procentowych. A to oznacza utrzymywanie się stosunkowo wysokich kosztów obsługi kredytów złotowych.

No i na koniec – deprecjacja, zwłaszcza w ostatnich miesiącach roku, mogłaby negatywnie wpłynąć na tzw. oczekiwania inflacyjne gospodarstw domowych. Taki może być skutek droższej żywności z importu, co będzie szczególnie zauważalne w okresie przedświątecznym. Im większe przekonanie u konsumentów, że ceny mogą być wysokie, tym większe ryzyko ograniczania wydatków na towary nie-pierwszej potrzeby i zwiększania nacisku na wzrost płac.

Eksport w górę?

Oczywiście słaby złoty nie jest samym złem. To czynnik, który poprawia wyniki eksporterów, i pomaga im konkurować ceną na zagranicznych rynkach. W efekcie eksport rośnie, a w drugiej kolejności rośnie całe PKB.

Sęk w tym, że taka struktura wzrostu gospodarczego niewiele daje z punktu widzenia finansów publicznych. Co prawda firma-eksport może i zapłaci wyższy CIT od większych dochodów, ale już VAT od sprzedaży za granicę fiskus nie zobaczy. To VAT jest głównym źródłem dochodów budżetu. Jak to działa mogliśmy obserwować w 2009 roku: Polska była zieloną wyspą na oceanie recesji, ale budżet trzeszczał w szwach na tyle mocno, że w końcu trzeba go było znowelizować zwiększając limit deficytu.

Na dodatek mechanizm słaby złoty-większy eksport też wcale nie musi zadziałać. Na początku kryzysu rządy krajów Europy Zachodniej pompowały w swoje gospodarki pieniądze, by rozruszać konsumpcję. Przykład: dopłaty do sprzedaży samochodów w Niemczech. Polska gospodarka przez jakiś czas jechała na gapę korzystając ze stymulowania fiskalnego u sąsiadów zza Odry.

Dziś sytuacja jest inna. Europa pogrążona jest w kryzysie zadłużenia i nikt nawet nie myśli o fiskalnym stymulowaniu gospodarki. Bez popytu zza granicy samo osłabienie złotego może nie wystarczyć, by rozruszać eksport. Skutki spadku popytu zresztą już widać – w lipcu dynamika eksportu spadła do 5,5 proc. w skali roku. Jeszcze w czerwcu było to ponad 11 proc.

(CC BY-NC-ND Patrick Haney)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Obawy o finanse a krańcowa skłonność do konsumpcji

Kategoria: Trendy gospodarcze
Wyniki prowadzonego w czasie pandemii badania, pokazują, że brytyjskie gospodarstwa domowe, obawiające się o swoją przyszłość finansową - w przypadku jednorazowej korzystnej zmiany dochodu -  zamierzają jednak wydać na konsumpcję więcej niż pozostałe.
Obawy o finanse a krańcowa skłonność do konsumpcji

Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Właśnie dokonuje się duży zwrot w polityce najważniejszych banków centralnych na świecie. Ściśle wiąże się z tym obserwowany wzrost rentowności obligacji rządowych, który rozpoczął się w 2021 r. i nabrał gwałtownego przyspieszenia w tym roku.
Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?

Inflacja cen żywności zagraża najbiedniejszym

Kategoria: Trendy gospodarcze
Badanie pokazało, że silne przyspieszenie wzrostu cen żywności ma istotnie negatywny wpływ na poziom dobrobytu gospodarstw domowych w krajach rozwijających się. Utrzymanie tego zjawiska pogłębi istniejące nierówności społeczne.
Inflacja cen żywności zagraża najbiedniejszym