Reforma zdrowia ważna jak pakiet stymulacyjny

Według prezydenta Baracka Obamy reforma zdrowia powinna zostać uchwalona przez Kongres szybciej niż pakiet stymulacyjny. Prezydent chce ją podpisać jeszcze w tym roku. Jednak przewodniczący Komisji Finansów amerykańskiej Izby Reprezentantów Barney Frank zapewnił wczoraj, że Kongresmeni będą kontynuować dyskusje nad pakietem.

 

Ustawa o reformie systemu opieki zdrowotnej nr H.R. 3962 przyjęta przez Izbę Reprezentantów amerykańskiego Kongresu trafiła do Senatu 11 listopada. Wtedy odbyło się jej pierwsze czytanie. Obecnie trwają prace w komisji finansów – poinformował przewodniczący większości w Senacie Harry Reid. Kongresmeni z Partii Demokratów  uważają jednak, że drugi pakiet stymulacyjny jest niezbędny, by podtrzymać rozwój gospodarki USA.

Gorącymi zwolennikami powtórnego pakietu stymulacyjnego są prominentni reprezentanci Partii Demokratycznej: Nancy Pelosi – przewodnicząca większości w Kongresie, oraz Harry Reed i Barney Frank – pomysłodawcy pierwszego programu interwencyjnego. Doradca Baracka Obamy ds. gospodarki, Laura Tyson, od maja 2009 r. powtarza, że pierwszy pakiet, wynoszący 787 mld USD, to za mało, biorąc pod uwagę rozmiary recesji. Podobnego zdania jest laureat Nobla z ekonomii Paul Krugman. Wielokrotnie  poparcie dla pakietu wyrażał  ekonomista Austan Goolsbee, doradca i wieloletni przyjaciel prezydenta, profesor University of Chicago. W wywiadzie dla telewizji CNBC Goolsbee stwierdził, że administracja rozważa trzy warianty:

– przedłużenie wszystkich programów składających się na pierwszy pakiet;

– przeznaczenie większej pomocy dla małych i średnich przedsiębiorstw (ulgi podatkowe, zmniejszenie kosztów zatrudnienia);

– zupełnie nowy program, ustalony przez Kongres.

Kongresswoman Pelosi przyznaje, że projekt demokratów zakłada przedłużenie tych programów, które były finansowane z pierwszego pakietu ratunkowego, a więc: federalne zasiłki dla bezrobotnych, program talonów żywnościowych dla najuboższych i dofinansowywanie świadczeń zdrowotnych dla ludzi, których po utracie pracy nie stać na ubezpieczenia. Demokraci uważają, że przedłużanie okresu zasiłkowego to sposób na ożywienie konsumpcji, bo większość świadczeń przekazywanych przez władze federalne jest natychmiast wydawana, co stymuluje gospodarkę.

Mowa jest o sumach od 300 do 500 mld USD, z których mają być także finansowane roboty publiczne na dużą skalę. – „Moi doradcy do spraw gospodarki rozważają dodatkowe inwestycje w nasze starzejące się drogi i mosty” – ogłosił w miniony poniedziałek Barack Obama. Walce z bezrobociem ma także sprzyjać wzrost zatrudnienia w sektorze publicznym, a więc w administracji rządów stanowych, Departamencie Stanu i Obrony, w nadzorze giełdowym i policji skarbowej.

Administracja Obamy jest zdeterminowana, by kontynuować program stymulujący, bowiem jej zdaniem pierwszy pakiet przyniósł wielki sukces. Amerykanie znajdują jednak w mediach wiele przykładów politycznej propagandy wokół pakietu. „Uratowanie 935 miejsc pracy w Radzie Akcji Społecznych Południowo-Zachodniej Georgii to wielki sukces pakietu prezydenta Obamy, zwłaszcza, że pracuje tam tylko 508 ludzi” – drwi komentator cytowany przez agencję AP. Z kolei dziennik „USA Today” odkrył, że 26 tys. USD wydanych na naprawy płotów i dachów w Teksasie zostało zakwalifikowanych jako pieniądze, dzięki którym powstało 450 miejsc pracy, podczas gdy w rzeczywistości przy tym projekcie pracowało… sześciu ludzi.

Według badań instytutu Gallupa aż 65 proc. Amerykanów jest przeciwnych nowemu pakietowi ratunkowemu, a 55 proc. uważa, że rząd federalny wydaje za dużo pieniędzy z kieszeni podatników. Liczba przeciwników pomysłów Obamy na walkę z kryzysem może jeszcze wzrosnąć, bo pod koniec października ujawniono, że amerykański deficyt budżetowy może w przyszłym roku sięgnąć astronomicznej sumy 1,8 biliona USD. To jeden z powodów, dla których kongresmeni jak ognia unikają terminu: pakiet stymulacyjny.

Gdy rośnie opór Amerykanów wobec polityki Obamy (poparcie dla niej spadło 78 proc.do 53 proc.), republikanie próbują zacząć odzyskiwać stracone pozycje na Kapitolu. Zwłaszcza że coraz więcej wyborców zaczyna podzielać zdanie Kevina Hassetta, ekonomisty i doradcy republikanów, który doradzał też republikańskiemu kandydatowi na prezydenta, Johnowi McCainowi. – Można co kwartał ogłaszać pakiety ratunkowe, aż całkiem zbankrutujemy, ale zamiast szukać doraźnych rozwiązań, trzeba skupić się na długoterminowych celach – mówił on w październiku tygodnikowi „Time”. Według Ośrodka Rasmussen, poparcie dla republikanów wzrosło do 36 proc. w październiku, z 24 proc. w styczniu 2009 r.

Mimo tych przeszkód, prezydent Barack Obama z desperacją forsuje II Pakiet. Motywacją jest szybko rosnące bezrobocie w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli administracja nie zrobi nic, by zatrzymać ten proces, prezydent może stracić i tak już nadwątlone społeczne poparcie. Wtedy jego ambitna wizja przebudowy kraju legnie w gruzach, dzieląc losy administracji.

—————————

OPINIE

 

 

Cezary Mech, dr ekonomii, doradca prezesa NBP

Wielu amerykańskich ekonomistów uważa, że gospodarce Stanów Zjednoczonych potrzebny jest trzeci pakiet stymulacyjny, by wyszła ona z recesji. Tym razem budżet państwa miałby wpompować w gospodarkę 100 mld USD. Gdyby ten zastrzyk gotówki nie przyniósł efektu, rząd wyłożyłby kolejnych 100 mld USD, a może i dalsze setki miliardów.

Wdrożenie tego planu to poważny dylemat. Oznacza bowiem dalsze zadłużanie się USA, którego spłata coraz silniej obciąża podatników w przyszłości. Z drugiej jednak strony gospodarka amerykańska nie wyszła jeszcze z kryzysu.

Gospodarka USA w 70 proc. jest uzależniona od konsumpcji wewnętrznej. A ta nadal – mimo wdrożenia dwóch pakietów stabilizacyjnych, czyli wpompowania na rynek 168 mld i 787 mld USD – nie jest w stanie jej pobudzić. Sektor prywatny wciąż traci miejsca pracy, państwo zmaga się z ponad 10 proc. bezrobociem. Nie spełniły się założenia, że w którymś momencie po tak dużym finansowym wsparciu gospodarka prywatna się odrodzi, wzrośnie zatrudnienie, także płace – i rząd płynnie wycofa się z pomocy. Zamiast tego USA notują rekordowy spadek zatrudnienia – ku zaskoczeniu nawet analityków.

W czasie kryzysu popyt globalny został znacząco zredukowany, więc zapotrzebowanie na produkcję jest mniejsze. W konsekwencji zamykane są zakłady pracy. Aby utrzymać opłacalność produkcji, przedsiębiorcy redukują koszty i zmniejszają zatrudnienie. To oznacza, że kryzys jeszcze trwa. Będzie miał następne etapy.

Jeśli nie zostaną wprowadzone następne pakiety stymulujące, wówczas nastąpi dalsze  schładzanie gospodarki. Obniżony poziom konsumpcji doprowadzi do dalszego spadku zatrudnienia i popadnięcia w głębszy kryzys.

Wydaje się, że następuje przebilansowanie gospodarki światowej w kierunku tych państw, które są tańsze, efektywniejsze.  W Chinach powstają miejsca pracy kosztem USA i Europy Zachodniej. Nawet jeśli występują  w USA kwartalne wzrosty PKB, są one związane ze wzrostem produktywności pracy, a nie ze zwiększeniem poziomu zatrudnienia.

Najsensowniej pakiet stymulacyjny był wykorzystany w Chinach. Pieniądze poszły na budowę  infrastruktury i na to, by w przyszłości – po wyjściu z kryzysu – koszty produkcji były niższe, by gospodarka stała się jeszcze bardziej konkurencyjna w skali globalnej.

Wydaje mi się, że kryzys ten ma głębsze podłoże.  Jest związany ze światową realokacją miejsc pracy na  Daleki Wschód. Gospodarki silnie rozwinięte tracą miejsca pracy, następuje poważne pogorszenie sytuacji ich finansów publicznych związanych z finansowaniem pakietów stymulujących.  Narastają też olbrzymie zobowiązania emerytalne i zdrowotne, co wiąże się ze starzeniem się społeczeństwa.

Stany Zjednoczone powinny w swych działaniach przesunąć punkt ciężkości na wspieranie konkurencji i wolnego rynku kosztem wpływowych grup interesu.

Dla Polski istotniejsze jest jednak, abyśmy na tle tego, w jaki sposób przebiegają procesy globalne i jak toczy się debata w Stanach Zjednoczonych, postarali się znaleźć maksymalnie dobre rozwiązanie. Na wzór chiński powinniśmy wdrażać pakiety stymulacyjne, przeznaczając je na budowę infrastruktury, maksymalnie wykorzystując środki unijne. Nasze działania powinny być nakierowane na powstawanie miejsc pracy, bo inaczej skutki globalnych trendów będą dla Polski bardziej dramatyczne niż dla Stanów Zjednoczonych. Polacy będą przenosili się do krajów Europy Zachodniej, zajmując miejsca pracy starzejącego się tam społeczeństwa.

 

Ryszard Bugaj, dr hab. ekonomii, doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego i prezesa NBP

Interwencja państwa jest oczywiście ryzykowna. Zagrożenie dla budżetu USA powstanie wtedy, kiedy trzeba będzie obsłużyć ten ogromny deficyt.  Bo czy będzie można redukować go bez podwyższenia podatków? W Stanach Zjednoczonych utuczyła się duża bańka spekulacyjna przy niskich bardzo oszczędnościach i ogromnym deficycie handlu zagranicznego, ogromnym deficycie budżetu państwa. Ta interwencja w postaci pakietów stabilizacyjnych była nieuchronna.

Wkrótce Amerykanie pewnie zaczną oszczędzać, co w długim okresie okaże się korzystne. Jednakże w początkowym okresie, kiedy zaczną rosnąć oszczędności, wpłynie to na obniżenie amerykańskiego popytu na import, a to może doprowadzić do zachwiania światową równowagą.

W Ameryce toczy się dyskusja na temat interwencji państwa. Mnie się wydaje, że rację ma raczej Paul Krugman  – powtarzał, że interwencja musi być raczej większa niż mniejsza. On nie lekceważy tego, że ogromne zadłużenie państwa stanie się problemem. Jeżeli na starcie okazałoby się, że nie da się tego pożaru ugasić, że kryzys w gospodarce realnej się zakorzenia, to problemy mogłyby być na miarę kryzysu z lat 30. Należy więc zaryzykować bardzo wiele, by nie dopuścić do zakorzenienia się kryzysu w realnej gospodarce. Mam wrażenie, że udało się sporo rzeczy.  Następuje co prawda wzrost bezrobocia, ale przecież III kwartał w amerykańskiej gospodarce pod względem wzrostu PKB był całkiem dobry – nadspodziewanie dobry. Oczywiście ten wynik nie rozwiązuje problemów dłuższego okresu.  Byłoby przesadą twierdzić, że skoro rośnie bezrobocie, to pakiety stymulacyjne nie miały sensu.

Nie ma polityki, która nie budzi wątpliwości, jesteśmy skazani na niepewność. Nie sądzę,  żeby tu była przestrzeń do formowania tez bezwzględnych. Trzeba raczej mówić dość miękko – to jest lepsze niż tamto. Ale z akcentem na raczej. Ta interwencja jest konieczna, choć może się okazać, że skutki w długim okresie będą bolesne.  To czego bym się obawiał, to mechanizm spirali zawężającej gospodarkę, kiedy ludzie mają niższe dochody, spada popyt, w wyniku tego dochody firm, zwalnia się ludzi, więc jest jeszcze niższy popyt. Wydaje mi się, że udało się temu na razie zapobiec, chociaż cena w postaci zagrożeń dla budżetu państwa i finansowania potem długu publicznego jest bardzo poważna.

Nie podzielam poglądu, aby więcej pieniędzy przekazywać na wsparcie przedsiębiorców, którzy tworzą nowe miejsca pracy. W interwencji musimy liczyć  na efekt mnożnikowy, tzn. że to popyt będzie wspomagany. Nie ma dobrych kryteriów, na podstawie których wybieramy dziedziny, którym dotujemy produkcję. Europa co prawda poszła w tę stronę. Ale jaki mamy efekt? Popyt na samochody spada, bo kończą się pieniądze na dotacje samochodowe. Paradoksalnie jest to droga, która bardziej narusza rynkowe reguły niż wspomaganie popytu, który nie jest adresowany do konkretnego sektora. Przy wysokich dochodach skłonność do oszczędzania jest bardzo wysoka. Ale ludzie, którzy mają niskie dochody, jeśli mają pieniądze, to je po prostu wydają.

Ryzyko zakorzenienia się  kryzysu w globalnej gospodarce ciągle istnieje, także w Polsce. W związku z tym sytuacja, przed którą stoimy, to konieczność zważenia dwóch ryzyk – by się ten kryzys faktycznie nie zakorzenił i by nie wywołać w długim okresie niekorzystnych konsekwencji, kiedy to trzeba będzie redukować wysoki deficyt.



Tagi