Autor: Magdalena Krukowska

Dziennikarka, naukowiec. Zajmuje się odpowiedzialnością społeczną biznesu oraz zrównoważonym rozwojem

Rewolucję technologiczną napędzają konsumenci

To my, a nie technologiczni giganci, decydujemy, o kierunku rozwoju technologii. I musimy mieć świadomość odpowiedzialności za przyszły kształt porządku gospodarczo-społecznego, który będzie rezultatem rewolucji - mówi prof. Vivek Wadhwa, jeden z najlepszych na świecie badaczy wpływu technologii na ludzkie życie.
Rewolucję technologiczną napędzają konsumenci

Prof. Vivek Wadhwa. (wikimedia Public Domain)

ObserwatorFinansowy.pl: Podobno jesteśmy ofiarami czwartej rewolucji technologicznej, którą historia będzie opisywać trzema słowami: roboty, sztuczna inteligencja i automatyzacja. Światowe Forum Ekonomiczne (WEF) szacuje, że tylko w ciągu pięciu najbliższych lat straci przez nią pracę ponad pięć milionów osób. Jak pan to ocenia?

Vivek Wadhwa: Pracę straci o wiele więcej osób niż mówią szacunki WEF, bo i rewolucja, z którą mamy do czynienia obejmuje dużo więcej dziedzin niż robotyka, sztuczna inteligencja, czy procesy automatyzacji.

Do przełomowych odkryć i przemysłowych wdrożeń dochodzi również w nanotechnologii, czy biologii syntetycznej, a najbardziej rewolucyjne jest łączenie technologii w różnych dziedzinach oraz całkiem nowe podejście do tradycyjnych gałęzi przemysłu, jak energetyka, czy medycyna. Akurat ich rozwój w ciągu najbliższych 10-15 lat pomoże w stworzeniu nowych miejsc pracy, ponieważ potrzeba coraz więcej specjalistów, czy choćby ludzi do obsługi nowych maszyn i urządzeń.

Ale niektóre kraje, jak Chiny, które rozwijały się dzięki outsourcingowi produkcji, będą faktycznie traciły dotychczasowe miejsca pracy w coraz szybszym tempie. Podwyższone ryzyko dotyczy również państw żyjących z wydobycia surowców naturalnych, szczególnie ropy naftowej i gazu – na przykład z regionu Środkowego Wschodu – ponieważ dzięki rozwojowi źródeł odnawialnych, ceny energii ze źródeł konwencjonalnych będą stopniowo spadały, docelowo niemal do zera.

Największym problemem jest jednak to, że społeczeństwo wydaje się nie zdawać sobie sprawy z tego, jak ogromny wpływ te zmiany będą miały na nasze życie w niedalekiej przyszłości. Zarówno pozytywny, zwłaszcza w kontekście rozwoju np. medycyny, ale i negatywny. Niepotrzebnie koncentrujemy się na utracie miejsc pracy, zastępowalnych innymi, nowymi, co jest i tak najmniej istotnym aspektem tej rewolucji. Nie dostrzegamy dużo bardziej istotnego ryzyka.

To znaczy?

Istoty samych zmian technologicznych: ryzyka związanego z rozwojem pewnych dziedzin, np. genomiki. Manipulowanie wewnątrz kodu genetycznego żywych organizmów może przynosić pewne pozytywne efekty społeczne i gospodarcze, jak większą skuteczność w leczeniu chorób, czy tworzenie odmian roślin odpornych na susze lub powodzie, ale dokładnie te same technologie mogą być wykorzystywane do tworzenia super-ludzi, doskonałych żołnierzy albo nowych wirusów, których można użyć jako broni masowego rażenia. I nie dysponujemy żadnymi środkami, by temu zapobiec.

To dziś już nie tylko kwestie etyczne, ale przede wszystkim gospodarcze i polityczne. Zawsze znajdzie się kraj, który używając nowoczesnych technologii, będzie chciał osiągnąć przewagę gospodarczą, czy wywrzeć wpływ polityczny. Jedno jest pewne – samym zmianom technologicznym nie możemy już zapobiec, możemy co najwyżej lepiej się do nich przygotować, aby minimalizować ryzyka i zoptymalizować ich pozytywny wpływ.

W swojej nowej książce podaje Pan wiele przykładów, jak automatyzacja czy sztuczna inteligencja mogą pozytywnie wpływać na zmniejszanie nierówności między krajami, na przykład zapewniając rolnikom lepsze narzędzia do zarządzania uprawami, czy oferując edukację na odległość. W praktyce zacofane kraje borykają się z bardziej pierwotnymi problemami, jak brak dostępu do energii, komputerów oraz internetu. Czy te wynalazki nie zwiększą de facto nierówności?

Davos: Nowa rewolucja zwiększy, a nie zmniejszy liczbę miejsc pracy

Nie zgadzam się. Pod względem dostępu do internetu biedne regiony rozwijają się błyskawicznie. Przede wszystkim dzięki smartfonom, które stały się głównym źródłem dostępu do internetu w Afryce i w Azji, i to bardzo taniego dostępu. W ciągu najbliższych pięciu lat dostęp do sieci poprzez telefony komórkowe będą mieli praktycznie wszyscy mieszkańcy tych kontynentów. To wystarczy im do korzystania w pełni z nowoczesnych aplikacji umożliwiających udział w rewolucji technologicznej. Dobrym przykładem są systemy, które w krajach Afryki czy Azji pozwalają dokonywać niezbędnych operacji finansowych w ciągu zaledwie paru sekund.

Smartfon stał się w ten sposób najbardziej efektywnym narzędziem wyrównywania szans i zmniejszania nierówności społecznych. Ale jednocześnie stał się zagrożeniem, kiedy dochodzi do rywalizacji między beneficjentami starego i nowego porządku ekonomicznego.

Na przykład ekonomii współdzielenia, czy jak mówią niektórzy, ekonomii Ubera?

Na pewno źródło nierówności społecznych pojawi się w innych miejscach niż do tej pory. Linia podziału zarysuje się między tymi, którzy nie tylko wykorzystali nowe technologie do stworzenia nowej usługi, ale szybko zajęli na rynku, i to globalnym, pozycję dominującą, wręcz monopolistyczną, a tymi, którzy nie wykazali się refleksem i pozostali krok z tyłu. Co w praktyce oznacza znalezienie się poza rynkiem.

Uber jest jednym z symboli tej nowej gry rynkowej, a FANG (Facebook, Amazon, Netflix, Google) to aktualnie jej najwięksi wygrani. Bo nie chodzi tylko o zwykłą konkurencję między tradycyjnymi taksówkarzami a kierowcami Ubera, ale o koncentrację władzy w rękach oligopoli w coraz większej liczbie dziedzin rynku, gdzie zwycięzca bierze wszystko. Chodzi o układ, w którym firma dominująca zgarnia największe zyski z działalności danego biznesu i ustanawia jego reguły. Pod koniec 2016 roku Uber był wyceniany na około 70 miliardów dolarów, a prognozy mówiły, że niedługo będzie warty 100 miliardów. Tylko dlatego, że każdy z nas może użyć identycznej aplikacji w jednym z setek miast na świecie, aby zamówić przejazd, zapłacić tą samą kartą kredytową i oczekiwać wszędzie usługi na podobnym poziomie.

Travis Kalanick, prezes Ubera, otwarcie przyznaje, że celem jego biznesu jest całkowite wyeliminowanie kierowców, jak tylko pojazdy autonomiczne wejdą do masowego użytku. A jeśli taki jest model Ubera, to znaczy, że czeka to cały rynek przewozu osób. Można sobie już wyobrazić, jakie protesty społeczne wywoła to wśród tych, którzy teraz utrzymują się ze świadczenia usług poprzez aplikację. Nieporównywalne z tymi, które aktualnie wywołuje konflikt na linii: taksówkarze – Uber. Uber już stał się symbolem nowego kapitalistycznego wyzysku. Do polityki cenowej dochodzą obawy dotyczące bezpieczeństwa autonomicznych pojazdów wykorzystywanych przez firmę, oskarżenia o molestowanie seksualne pracownic korporacji, kradzież własności intelektualnej i inne afery.

Czy tu powinno jednak wkroczyć państwo ze swoimi regulacjami? Lub wręcz np. Unia Europejska określając zasady działalności na swoim terenie?

Nie spodziewajmy się, że problemy związane z dominującą pozycją nowych globalnych oligopolistów rozwiążą efektywnie politycy, urzędnicy, czy sam biznes. Tylko sami konsumenci mogą wpłynąć na ich funkcjonowanie. To nasze codzienne decyzje budują pozycję nowoczesnych oligopoli – decyzje, czy i w jakim zakresie korzystamy z takiej czy innej aplikacji, czyli usługi. I mamy na ich rozwój dużo większy wpływ niż w przypadku tych tradycyjnych, gdzie nie mogliśmy swobodnie wybrać na przykład dostawcy energii czy źródła paliwa w dystrybutorze na stacji benzynowej.

Kiedy w grudniu ubiegłego roku Kalanick dołączył do rady doradców Donalda Trumpa, 200 tysięcy użytkowników Ubera wykasowało na znak protestu aplikację ze swoich smartfonów. Kalanick przestraszył się i w lutym tego roku zrezygnował z funkcji. To pokazuje, że smartfon w naszych rękach jest najbardziej skutecznym narzędziem nacisku na współczesne korporacje. Musimy być jednocześnie świadomi, że to my jesteśmy najbardziej odpowiedzialni za to, w jakim kierunku będą podążały zmiany na rynku.

Naprawdę wierzy Pan, że ludzie są skłonni podejmować decyzje, które są dobre dla ogółu społeczeństwa, a nie te, które w danej chwili są optymalne dla nich samych? Przecież decydujemy się skorzystać z danej aplikacji, bo jest to wygodniejsze i tańsze. Kupujemy ubrania z sieciówek, nawet jeśli wiemy, że są produkowane z wysykiem pracowników…

Znów się nie zgadzam. Im jesteśmy lepiej wyedukowani, im lepszy mamy dostęp do informacji, tym bardziej przemyślane decyzje podejmujemy. A rewolucja, z którą mamy do czynienia, daje dam doskonały dostęp do informacji i szczegółowej wiedzy, z której coraz częściej i efektywniej korzystamy

Globalizacja musi włączać, a nie wykluczać

Wiedza o tym, jakim kosztem powstają pewne produkty czy świadczone są usługi, nie zmieni samego modelu biznesowego, choćby dlatego, że procesów globalizacyjnych już nie odwrócimy. Ale samo funkcjonowanie tego modelu musi się zmienić, bo zmienia się świadomość i oczekiwania konsumentów. To powolny proces, ale trwały. Na pewno wykreuje się nowy rodzaj protestów – konsumenckich – jako nowy rodzaj nacisku na działania samego biznesu, ale i wymuszający określone decyzje polityczne czy administracyjne. Im bardziej wyedukowane i świadome jest społeczeństwo konsumentów, tym trudniej nim manipulować.

Kto ma odpowiadać na protesty tych, którzy na skutek zmian pozostaną poza nawiasem, a ich sytuacja znacznie się pogorszy? Odwoływanie się do nierówności stało się stałym elementem kampanii wyborczych, ale praktycznych, trwałych rozwiązań brak. Co mogłoby stać się takim rozwiązaniem – dochód podstawowy, opodatkowanie robotów, jak proponuje Bill Gates?

Pomysł opodatkowania robotów jest absurdalny. Bill Gates proponuje podatek od instalacji robotów albo od zysków osiąganych przez firmy dzięki oszczędnościom na ludzkiej pracy, ale nie przedstawia, jak miałoby to być zrealizowane. Po pierwsze, jak mielibyśmy zdefiniować, co w ogóle jest robotem: autonomiczny samochód, czy inteligentna lodówka też? Gdzie mielibyśmy postawić granicę między zwiększeniem efektywności pracy człowieka a jego zastąpieniem? I jak zmierzyć, w jakim stopniu doprowadziło to do wzrostu bezrobocia?

Przecież szacunki zmian na rynku pracy, o których rozmawialiśmy na początku opierają się właśnie na założeniach robotyzacji. Jest to więc chyba jakoś mierzalne?

Powinniśmy skoncentrować się tym, co faktycznie zwiększa rozwarstwienie społeczne i zagraża generowaniu dochodów w przyszłości – to malejące realne opodatkowanie najbogatszych, czy ekstremalna koncentracja kapitału i zysków. Pomysł nałożenia 70-, czy 90-procentowego podatku na ultrabogaczy, jak Mark Zuckerberg, założyciel Facebooka, czy Elon Musk, szef Tesli, którzy posiadają majątek większy niż większość ludzi na Ziemi, oraz decyzje zmierzające do całkowitego zniesienia możliwości optymalizacji podatkowej, mogą być w przyszłości niezbędne, jeśli chcemy jakoś sfinansować nowy, nieunikniony porządek społeczny. Choćby oparty na dochodzie podstawowym. Jego eksperymentalne wprowadzenie w niektórych krajach to dobry pomysł. >> więcej na ten temat

Testowanie tego typu rozwiązań jest niezbędne, bo na pewno będziemy potrzebować nowych modeli, ale zanim się je wdroży to my, jako społeczeństwo musimy wpierw osiągnąć konsensus, czego my sami chcemy, jakiego porządku i reguł społecznych. Potem musi rozsądnie wybierać tych, którzy będą go wdrażać. Określić, na jakich zasadach chcemy funkcjonować, jak chcemy dzielić się wypracowanym bogactwem, czy i jakimi metodami walczyć z nierównościami. Upraszczając: czy chcemy żyć na poziomie minimum dzięki minimalnym dochodom płynącym z opodatkowania wybranych grup, czy być świadomymi konsumentami kierującemu się przy zakupach czymś więcej niż własna wygoda i oszczędności, by tworzyć bardziej egalitarny rynek. I na tej podstawie opracowywać narzędzia finansowania nowych systemów społecznych, bo te stare, które obowiązywały do tej pory, na pewno nie będą już spełniać swojej roli. I to jest dziś jedyna rzecz, której możemy być pewni.

Rozmawiała Magdalena Krukowska

Vivek Wadhwa jest profesorem Uniwersytetu Carnegie Mellon, dyrektorem badań w Pratt School of Engineering Uniwersytetu Duke w Kalifornii. Jest uważany za jednego z najlepszych na świecie specjalistów od wpływu nowoczesnych technologii na ludzkie życie. W przeszłości prowadził własną firmę Relativity Technologies. W kwietniu tego roku ukaże się jego nowa książka “The Driver in the Driverless Car: How Our Technology Choices Will Create the Future” (“Kierowca w autonomicznym samochodzie: jaki wpływ na przyszłość mają nasze wybory technologiczne”).

>>czytaj również: Cyfrowe różnice pogłębiają gospodarcze nierówności

 

Prof. Vivek Wadhwa. (wikimedia Public Domain)

Tagi


Artykuły powiązane

Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ imigrantów z Ukrainy w czasie obecnej wojny krótkoterminowo powoduje trudności, natomiast w długim terminie jest szansą na uzupełnienie polskiego rynku pracy - mówi Obserwatorowi Finansowemu Beata Javorcik, Główna Ekonomistka EBOR.
Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse