Rostowski zachęca Brytyjczyków do wiary w Unię

Według portalu „Electoral Calculus”, w wyborach w maju 2015 r. Konserwatyści poniosą sromotną porażkę, uzyskają bowiem o 135 mniej mandatów w Izbie Gmin, niż Partia Pracy. Prognoza ta rzuca światło na podjętą przez rząd kampanię zmierzającą do renegocjacji zasad udziału w Unii Europejskiej. Obawy Brytyjczyków stara się rozwiewać wicepremier Jacek Rostowski.
Rostowski zachęca Brytyjczyków do wiary w Unię

Jacek Rostowski (fot. PAP)

Wejście w koalicję z Liberalnymi Demokratami, które pozwoliło konserwatystom objąć władzę w r. 2010, tym razem im nie pomoże, bo stan posiadania tej partii zmniejszy się z 57 mandatów do 23. Przegranej będzie zapewne towarzyszyć zmiana na stanowisku przywódcy konserwatystów.  Według tutejszych pogłosek, Davida Camerona może zastąpić Theresa May, będąca obecnie ministrem spraw wewnętrznych.

Tematów równie mobilizujących Brytyjczyków jak imigracja i stosunki z Unią Europejską jest niewiele. Prognoza ta rzuca więc światło na podjętą przez rząd kampanię zmierzającą do renegocjacji zasad udziału w Unii, „repatriacji” kompetencji ze szczebla unijnego na krajowy oraz na ponowną obietnicę premiera Davida Camerona, że (zapowiadane już przez niego przed wyborami w r. 2010) referendum na temat udziału w UE, zostanie przeprowadzone w r. 2017, co jednak zapewne nie będzie już leżeć w jego gestii.

Antyunijna kampania Theresy May

Wyjaśnia ona również, czemu to właśnie Theresa May już rok temu zapoczątkowała kampanię o „repatriację” kompetencji w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości i funkcjonowania policji inicjując proces wycofania się przez Wielką Brytanię z ponad 130 ustaleń na szczeblu unijnym (ponowne przystąpienie do wybranych z nich ma być negocjowane dla każdego z nich z osobna). Inicjatywa taka pozyska jej poparcie na eurosceptycznej prawicy frakcji parlamentarnej. Trzeba jednocześnie pamiętać, że przywódcę konserwatystów, który po zwycięstwie wyborczym zostaje premierem, wybierają nie szeregowi członkowie partii a właśnie frakcja parlamentarna.

Stwierdzenie, iż kolejny konserwatywny rząd brytyjski wszczyna batalię z „Brukselą” po to, aby David Cameron (lub Threresa May) uzyskali poparcie swojej frakcji parlamentarnej byłoby nadmiernym uproszczeniem. Jest jednak faktem, że poprzez „europejski” wymiar rywalizacji międzypartyjnej, na strategiczne racje przemawiające za „zresetowaniem” stosunków z Unią i jej instytucjami nakładają się względy taktyki wyborczej, jak też wymiar osobistych perspektyw czołowych polityków Partii Konserwatywnej.

Niuanse prawa wyborczego na Wyspach

Brytyjscy komentatorzy (patrz np. The Guardian, 15.10 2012 r.) uważają, że ów krok Theresy May (obejmujący m.in. wycofanie się z Europejskiego Urzędu Policji) jest jednym z przedsięwzięć mających wyjąć wiatr z żagli Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która dąży do opuszczenia Unii przez Wielką Brytanię, choć w ostatnich latach staje się również platformą ogólniejszego protestu przeciwko politycznym tabu faktycznie dwupartyjnego establishmentu.  Przy dyskryminującym małe partie systemie wyborczym w Wielkiej  Brytanii, UKiP, która w r. 2009 uzyskała w Parlamencie Europejskim 13 miejsc, zapewne nie zdoła zdobyć mandatów w Izbie Gmin. Może jednak odebrać konserwatystom wyborców w okręgach, w których przewaga ich sympatyków jest nikła i przez to przyczynić się do zwycięstwa Partii Pracy.

Labourzyści są mniej narażeni na odejście wyborców do UKIP. Ich przywódca, Ed Milliband, który w zeszłym roku na zjeździe będącej zrzeszeniem pracodawców  Konfederacji Brytyjskiego Przemysłu (CBI) zapowiedział, że nie dopuści do tego, aby Wielka Brytania wyszła z Unii „we śnie, jak lunatyk”, w tym roku na zjeździe swojej partii skupił się na sprawach wewnętrznych, a o Unii nie wspomniał ani razu. W przemówieniu wygłoszonym na tegorocznym zjeździe Partii Konserwatywnej premier Cameron do wątków „europejskich” nawiązał natomiast aż pięciokrotnie.

Dwa ważne raporty

Szukając poparcia dla polityki „zresetowania” stosunków z UE w dziedzinie gospodarczej rząd brytyjski zaprosił 90 spółek i organizacji gospodarczych z własnego kraju oraz 20 organizacji gospodarczych działających w innych krajach UE do zgłoszenia propozycji reform. Opublikowane w październiku i liczące 60 stron sprawozdanie z prac tej grupy pt. Cut EU red tape – Report from the Business Taskforce ewidentnie jednak nie wyczerpało tego, co brytyjskie środowisko gospodarcze miało do powiedzenia na ten temat.

Przed tegorocznym zjazdem CBI, który odbył się 4 listopada, organizacja ta opublikowała własny raport pt. Our global future – the business vision for a reformed EU.  Liczy on około 180 stron, z czego stosunkom z UE poświęcono 118. Dokument ten opowiada się za zreformowaniem unijnych procedur i instytucji, ale jednocześnie jednoznacznie odcina się od tych, którzy kwestionują pożytek z członkostwa w UE i domagają się, by Wielka Brytania ją opuściła. Deklaruje on, iż udział w jednolitym rynku UE ma fundamentalne znaczenie dla przyszłości brytyjskiej gospodarki i dotyczy to zarówno firm małych jak i wielkich. Postuluje on też, by rząd opracował szczegółową strategię zaangażowania w sprawy Unii i rozleglejszego udziału w jej instytucjach i Parlamencie Europejskim, jak też, by parlament brytyjski umocnił nieformalne więzi z mającymi podobne poglądy narodowymi parlamentami jej krajów członkowskich.

W październiku za opuszczeniem UE opowiadało się 42 proc. Brytyjczyków, za pozostaniem – 37 proc., a nie miało zdania w tej sprawie 15 proc. Gdy respondentów sondażu, który przyniósł takie wyniki spytano, jak by głosowali jeśliby rząd zapewnił, że po renegocjacji zasad udziału Wielkiej Brytanii w Unii jej interesy zostały zabezpieczone, za pozostaniem opowiedziało się 52 proc. ankietowanych, za wyjściem – 28 proc., zdania nie miało natomiast 16 proc.

Przemawiając 4 listopada na zjeździe CBI premier D. Cameron, ostrzegł, iż poparcie Brytyjczyków dla członkostwa w UE  jest „cienkie jak opłatek”. Przedstawiciel zatrudniającej 110 osób firmy z okolic Newcastle, uważanej przez jej kontrahentów zagranicznych za bramę na unijny rynek, spytał go, jak zamierza on zapewnić, że debata o zasadach udziału w Unii będzie wyważona i nie zostanie zdominowana przez nagłówki w eurosceptycznym dzienniku „The Daily Mail”. Cameron odparł, że jego strategia, której pierwszym etapem będą negocjacje a drugim referendum z jednym pytaniem: „wyjść czy zostać”, jest śmiała ale właściwa i daje Brytyjczykom wybór bogatszy, niż opuszczenie Unii bądź zaakceptowanie status quo.

Polska przykładem dla Brytyjczyków

Tuż po Cameronie do zebranych przemówił wicepremier i minister finansów, Jacek Rostowski. Dokonał on prezentacji sukcesów gospodarczych Polski, wyrażających się m.in. w najszybszym wzroście PKB od r. 1990 w Europie i wskazał na szereg ekonomicznych, jak i politycznych podobieństw między Polską i Wielką Brytanią, m.in. takich jak orientacja atlantycka. Stwierdził on jednak również, że jedną ze spraw, która dzieli oba kraje jest narastająca różnica stosunku do Unii Europejskiej.

Podobnie jak Wielka Brytania, wierzymy w Unię Europejską, która jest silna, sprzyja działalności gospodarczej i sprawna. Wsłuchuję się w toczącą się w Wielkiej Brytanii debatę, widzę dokąd ona zmierza i muszę powiedzieć, że bardzo mnie ona martwi – powiedział Rostowski.

Mimo zgrzytów w stosunkach z Brukselą, jakie przytrafiają się wszystkim państwom członkowskim i których Warszawa ma równie wiele jak Londyn, ocena ze strony Polski jest kategoryczna – Unia jest pozytywem, a bez Wielkiej Brytanii byłoby jej daleko do takiego pozytywu, jakim jest obecnie – dodał Rostowski.

Nawiązując do spotykanych tu wypowiedzi, iż Wielka Brytania mogłaby ułożyć sobie stosunki z Unią Europejską tak jak kraje Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu, Rostowski ostrzegł słuchaczy, iż nie do pomyślenia jest, by Brytyjczyków zadowolił status taki, jaki ma Norwegia lub Szwecja, które na spotkaniach Rady ds. Gospodarczych i Finansowych EU często są reprezentowane przez wiceministrów. Byłoby to też – stwierdził on – nadzwyczaj niekorzystne dla brytyjskiego interesu narodowego.

Obie strony – powiedział polski wicepremier – mają realne powody, żeby dojść do kompromisu i wypracować rozwiązanie, które pozwoli Wielkiej Brytanii pozostać w Unii, zwłaszcza że tego rodzaju zmian, jakich pragnie Wielka Brytania, z pewnością chce również Polska, Niemcy i Szwecja.

Do euro trzeba się dobrze przygotować

Zapytany o stosunek Polski do wprowadzenia wspólnej waluty europejskiej, Rostowski stwierdził: od początku obecnego kryzysu w r. 2010 wiele nauczyliśmy się o problemach strefy euro, a nieuwzględnienie tej wiedzy byłoby skrajną nierozwagą. Chcemy przystąpić do strefy euro ale zanim to uczynimy, musi ona się zaleczyć i musi stworzyć instytucje, które zapewnią, że taki lub równoważny kryzys już się nie zdarzy. Oznacza to nie tylko sfinalizowanie unii bankowej lecz również stworzenie instrumentów, które w takiej sytuacji zapewnią skuteczne działanie, a nie szukanie po omacku rozwiązania i wzajemne zrzucanie na siebie odpowiedzialności, jak widzieliśmy to w ciągu ostatnich czterech lat… Zrozumieliśmy też, iż po to, aby przystąpić do strefy euro i odnieść z tego faktyczne korzyści, kraje muszą być znacznie lepiej przygotowane, niż dotychczas sądziliśmy, dlatego też wyznaczymy sobie znacznie bardziej wymagające kryteria. Za kryteria takie wicepremier uznał m.in. sprowadzenie relacji zadłużenia do PKB do 40 proc. i radykalne zmniejszenie bezrobocia.

Mówiąc o sprawach spornych w stosunkach między państwami członkowskimi UE a instytucjami unijnymi, wicepremier Rostowski zdecydowanie zaakcentował narodowe interesy Polski. Stwierdził on, iż tak jak każde inne państwo, politykę Unii w pewnych dziedzinach Polska aprobuje bardziej niż w innych.

Jeśli chodzi np. o politykę w dziedzinie energii – podkreślił on – nie chcemy poświęcić konkurencyjności naszej gospodarki na ołtarzu źródeł odnawialnych tylko po to, żeby zadowolić lobby Zielonych. Jesteśmy też przeświadczeni, że jedynym skutecznym sposobem prowadzenia polityki klimatycznej jest skupianie się nie na kompozycji nośników lecz zwiększaniu sprawności urządzeń energetycznych. Cieszymy się widząc, że Londyn powoli, ale jak sądzę, definitywnie, dochodzi do podobnego wniosku, nawet jeśli nie zawsze jest on artykułowany. A gaz łupkowy – powiedział wicepremier darzymy takim samym entuzjazmem jak i wy.. – dodał Rostowski.

Nawiasem mówiąc oba wspomniane raporty wypowiadają się przeciwko stwarzaniu na szczeblu unijnym ustawowych barier dla wydobycia gazu łupkowego.

Autor jest dziennikarzem, pracował m.in. dla PAP i Polskiego Radia. Obecnie mieszka w Londynie.

Jacek Rostowski (fot. PAP)

Otwarta licencja


Tagi