Autor: Katarzyna Bartman

Redaktor naczelna miesięcznika „Praca za granicą”.

Brakuje postkryzysowych analiz o rynku pracy

Nie doświadczyliśmy w Polsce głębokiej recesji, ale spowolnienie gospodarcze było odczuwalne. Na rynku pracy nie nastąpiło jednak duże pogorszenie, co zaskoczyło ekspertów. Dlaczego nie powtórzył się czarny scenariusz sprzed kilku lat, kiedy podobnemu spowolnieniu towarzyszyło bezrobocie sięgające nawet 20 proc.?
Brakuje postkryzysowych analiz o rynku pracy

CC By-NC Aymer Designz Imagery

„Fenomen” polskiego rynku pracy prawdopodobnie zbliżony jest do najnowszych doświadczeń gospodarki niemieckiej. Prawdopodobnie, bo eksperci przyznają, że brakuje im kompleksowych badań, a niektóre dane statystyczne sprawiają znaczne problemy z interpretacją.

W pierwszych miesiącach 2011 r. pracodawcy zaczęli powoli odbudowywać swoje zasoby kadrowe, przybyło też osób zatrudnionych na czas nieokreślony. To głównie zasługa poprawy sytuacji w budownictwie i przemyśle – wynika z kwartalnego raportu rynku pracy Instytutu Ekonomicznego Narodowego Banku Polskiego (NBP). O zwiększeniu popytu na pracę świadczy przede wszystkim fakt, że I kw. był już czwartym z rzędu, w którym nastąpił wzrost liczby pracujących najemnie na czas nieokreślony. „Może to świadczyć o trwałości koniunktury gospodarczej, a także spadku poziomu niepewności pracodawców związanym z dalszym rozwojem sytuacji w gospodarce” – piszą autorzy raportu.

O ile zbadanie poziomu zatrudnienia wśród pracowników najemnych można oprzeć na kilku cyklicznych badaniach Głównego Urzędu Statystycznego (GUS), to już w przypadku osób pracujących w mikroprzedsiębiorstwach oraz samozatrudnionych jest to bardziej skomplikowane. Mikroprzedsiębiostwa zatrudniające do 9 osób objęte są tylko jednym, dość wąskim badaniem w ciągu roku. Wiedza o procesach zachodzących w tym segmencie rynku zatrudnienia (który wg statystyk GUS liczy 2 970 tys. osób) jest w pewnym stopniu intuicyjna.

Głównym źródłem danych o rynku pracy w Polsce są cykliczne badania ankietowe GUS, m.in. kwestionariusze skierowane do przedsiębiorstw zatrudniających przynajmniej 9 pracowników (SP), tzw. rachunki narodowe obejmujące wszystkie podmioty (GN) oraz kwartalne Badanie Aktywności Ekonomicznej Polaków (BAEL). Wszystkie trzy źródła wskazują, że w I kwartale 2011 r. nastąpił wzrost liczby osób pracujących, zatrudnionych, w tym także zatrudnionych na czas nieokreślony. Jednak interpretacja tych danych jest różna – dane ze sprawozdawczości przedsiębiorstw (SP) oraz rachunki narodowe przedstawiają zmiany na rynku pracy w przeliczeniu na pełne etaty. Jeśli zatem pracodawcy zwiększają liczbę godzin przepracowywanych – bez zatrudniania nowych pracowników – oba źródła mogą wskazywać na tendencje wzrostowe nawet wtedy, gdy liczba osób pracujących pozostanie niezmieniona.

Z drugiej strony BAEL liczy osoby – pojęciem pracujących obejmuje się wszystkich, którzy deklarują wykonywanie pracy zarobkowej niezależnie od wymiaru czasu ich pracy. Wzrost liczby osób pracujących nie musi się zatem wiązać ze wzrostem liczby etatów w gospodarce, gdy pracodawcy oferują pracę w niepełnym wymiarze czasu pracy lub z wykorzystaniem tzw. elastycznych form zatrudnienia (np. umowa współpracy pomiędzy firmą a osobą prowadzącą indywidualną działalność gospodarczą).

Jaki jest praktyczny skutek tych braków w danych? Dynamika przyrostu zatrudnienia w sektorze samozatrudnionych od początku tego roku osłabła, czego źródeł autorzy raportu NBP doszukują się w znacznym ograniczeniu od stycznia 2011 r. środków publicznych na tworzenie nowych firm przez osoby bezrobotne (w 2010 r. stworzono ok. 90 tys. nowych działalności gospodarczych, z czego 60 tys. było dotowanych przez państwo).

Jednak, zdaniem innych naukowców skala ruchów na rynku pracy może być znacznie większa, niż tylko skala wparcia udzielonego przez państwo.

– W Polsce nie ma dobrych badań testujących efekt netto w przypadku interwencji w postaci wsparcia na utworzenie firmy. Tymczasem jest duże prawdopodobieństwo (potwierdzone w skali międzynarodowej), że znaczna część tych działalności gospodarczych, które powstały i utrzymały się, powstałaby i utrzymałaby się także bez tego wsparcia. Wynika z tego, że mamy do czynienia raczej z efektem niezależnym – uważa prof. Jarosław Górniak, ekonomista i socjolog, kierownik Centrum Ewaluacji i Analiz Polityk Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Jego zdaniem nie należy zatem przypisywać interwencjom publicznym wiodącej roli w kształtowaniu wielkości rynkowych.

Kolejna kwestia dotyczy osób młodych, którzy są w trudniejszej sytuacji niż emeryci. Łącznie z grupą wiekową 50+ stanowią oni aż 2/3 ogółu bezrobotnych. Niepokojącym zjawiskiem może być przyrost w tej grupie osób z wyższym wykształceniem. Obecnie liczą oni już 5 proc. ogółu bezrobotnych. Nie mniej ważna jest przy tym analiza struktury długotrwale bezrobotnych, ponieważ osoby z wyższym wykształceniem na ogół też szybciej znajdują pracę niż pozostali.

– Bezrobocie frykcyjne jest zjawiskiem naturalnym w gospodarce rynkowej i stanowi pewną część całkowitego bezrobocia. W społeczeństwie o rosnącym udziale osób z wyższym wykształceniem, będzie też rósł ich udział wśród bezrobotnych – mówi prof. Górniak.

Jako przykład podaje dane ze swojego najnowszego badania „ Bilans kapitału ludzkiego”. Wynika z nich, że osoby z wyższym wykształceniem były w najmniejszym stopniu dotknięte bezrobociem i nadal tak jest. W ciągu dwóch ostatnich lat, w grupie tej nastąpił przyrost z 3,6 proc. do obecnych 5 proc. Wskaźniki te dotyczą jednak głównie osób ze sporym doświadczeniem zawodowym. Absolwenci szkół wyższych mają o wiele trudniejszą sytuację, ale wciąż lepszą niż absolwenci innych typów szkół (policealnych, średnich zawodowych czy ogólnokształcących, czy zasadniczych zawodowych).

Ekonomiści zgodnie przyznają, że prawidłowe oszacowanie stopy bezrobocia jest w Polsce trudne. Raport NBP wskazuje, że ok. 600 tys. osób aktywnie poszukujących pracy nie rejestruje się w powiatowych urzędach pracy, nie występują oni też w żadnych oficjalnych statystykach. Z kolei ok. 35 proc. zarejestrowanych w urzędach – czyli także ok. 600 tys. osób – nie jest faktycznie bezrobotnymi, bo na podstawie własnych deklaracji w BAEL osoby te nie poszukują aktywnie pracy. Eksperci wolą więc opierać swoje analizy na danych BAEL, gdzie status na rynku pracy określany jest na podstawie indywidualnych deklaracji. Z drugiej strony, ze względu na rotacyjny charakter BAEL (co kwartał ok. 25 proc. osób opuszcza badanie, a do ankietowanych dołączana jest nowa grupa) w zasadzie niemożliwe jest że śledzenie losu osób bezrobotnych, w tym np. przepływu z bezrobocia do aktywności zawodowej.

Inny problem dotyczy porównywalności liczby osób zatrudnionych na podstawie BAEL z danymi pochodzącymi ze sprawozdawczości przedsiębiorstw i pozostałych pracodawców.

– Nie przeliczamy deklarowanych godzin przepracowanych przez respondentów BAEL na pełne etaty – przyznaje Agnieszka Zgierska, dyrektor Departamentu Pracy i Warunków Życia GUS.

Stąd też BAEL wskazuje obecnie na ok. 15 mln pracujących zawodowo Polaków, podczas gdy badanie zatrudnienia w gospodarce narodowej (GN) wskazuje na ok. 8 mln miejsc pracy w pełnym wymiarze godzin. Mimo to, BAEL uważany jest za najlepsze i najbardziej reprezentatywne źródło informacji o rynku pracy.

– Badanie to odbywa się na dużej populacji ponad 100 tysięcy gospodarstw domowych i jest w pełni porównywane z innymi badaniami gromadzonymi przez Eurostat – przypomina prof. Jarosław Górniak.

Skoro jednak wszystkie trzy źródła danych, tj. SP, GN i BAEL wskazują na wzrost liczby pracujących/zatrudnionych, na czym polega problem interpretacyjny?

Pierwszą wątpliwość rodzi fakt, że czasie pokryzysowym okresy spadków obserwowane na tych różnych miarach zatrudnienia były zaskakująco optymistyczne. BAEL wskazywał na tylko dwa kwartały spadku liczby pracujących, a dane z GN na trzy kwartały ujemnych dynamik rocznych. Dane z sektora przedsiębiorstw – najmniej optymistyczne – sugerują, że przez ok. 12 miesięcy pracodawcy zmniejszali zatrudnienie, później jednak notując znaczne wzrosty liczby deklarowanych etatów. Tak niewielkie i łagodne dostosowania na rynku pracy, pomimo znacznego spowolnienia gospodarczego, budzą pytania o to, czy polski rynek pracy rzeczywiście jest powiązany z zachowaniem gospodarki?

Autorzy raportu NBP sugerują, że cykliczne powiązanie pomiędzy PKB a zatrudnieniem jest bliskie i zgodne z oczekiwaniami, ale w połowie 2007 roku rozpoczęła się zmiana związku długookresowego pomiędzy nimi – zmiana w kierunku niższego tempa wzrostu produktywności pracy.

Czy tak rzeczywiście będzie? Zdaniem wielu ekspertów, także autorów raportu NBP, gospodarka polska jest obecnie w szczególnym, postkryzysowym stanie i wymaga dokładnych i pogłębionych analiz, które tłumaczyłyby zachodzące na rynku zjawiska i ich wzajemne powiązania, np. wpływ cykli gospodarczych na decyzje o podaży pracy przez polskiego gospodarstwa domowe oraz popytu na pracę przez polskie przedsiębiorstwa.

Takich kompleksowych opracowań bardzo brakuje. Brakuje też kompleksowych danych dotyczących np. realnego wpływu wzrostu płacy minimalnej na dynamikę wynagrodzeń, rzetelnych danych o elastycznych formach zatrudnienia, których rola w polskiej gospodarce rośnie od 2006 roku. Także dane o wakatach są niereprezentatywne, ponieważ dotyczą tylko ofert pracy zgłoszonych przez pracodawców w urzędach pracy.

CC By-NC Aymer Designz Imagery

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Uchodźcy na rynku pracy: bilans na plus i liczne wyzwania

Kategoria: Analizy
Napływ obywateli Ukrainy do Polski może się okazać zastrzykiem kapitału ludzkiego dla niektórych branż, borykających się z brakami kadrowymi. Jednak kobiety i dzieci nie wypełnią wakatów w budownictwie i przemyśle.
Uchodźcy na rynku pracy: bilans na plus i liczne wyzwania

Polski rynek pracy w obliczu fali uchodźczej z Ukrainy

Kategoria: Analizy
Fala uchodźcza wywołana atakiem Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. przybrała rozmiary niespotykane w Europie od czasu II wojny światowej, a jej główny impet zaabsorbowany został przez Polskę.
Polski rynek pracy w obliczu fali uchodźczej z Ukrainy