Autor: Mohamed El-Erian

Główny doradca ekonomiczny Allianz, publicysta Project Syndicate.

Rynkowy romans Rezerwy Federalnej

Dla mojej jedenastoletniej córki poranne dojazdy do szkoły zawsze są źródłem zabawy, często także różnych spostrzeżeń. Tak właśnie było w zeszłym tygodniu, gdy wskazała na coś dotyczącego „Krainy lodu” (ang. Frozen) — popularnego filmu, który kompletnie mi umknął. - To niezwykłe oglądać film Disneya, w którym na zakończenie mówią, żeby nie wychodzić za mąż za kogoś, kogo się dopiero co poznało.
Rynkowy romans Rezerwy Federalnej

Promocja filmu rysunkowego "Frozen" (CC By NC ND Loren Javier)

Księżniczka Anna na balu koronacyjnym swojej siostry Elzy spotyka księcia Hansa. Natychmiast czują, że są sobie bliscy na wielu płaszczyznach, a więc „zakochują się ”. On się szybko oświadcza, ona przyjmuje oświadczyny, ale Elza odmawia jej błogosławieństwa.

Hans, jak sie później okazuje, jest nikczemnikiem — chce przejąć królestwo [sam ma 12 rodzeństwa i przez to małe szanse na tron – przyp. red.] i w tym celu zdecydowany jest pozbyć się zarówno jej samej, jak i jej starszej siostry. Na szczęście dla Anny jest jeszcze wspaniały człowiek z gminu — Kristoff — którego zdarzyło się jej poznać w trakcie przygód. W przeciwieństwie do Hansa jest uczciwy i godny zaufania; w końcu są razem.

Dziesiątki lat oglądania filmów Disneya wyrobiły w nas odruch warunkowy: oczekujemy, że księżniczki szybko zakochają się w czarujących książętach a potem „będą żyli długo i szczęśliwie”. Kiedy natomiast pojawiają się (głównie w ostatnich filmach) jakieś problemy czy przeszkody, są szybko (i z humorem) przezwyciężane.

Również uczestników rynków przez wiele lat bogato nagradzano za to, że szybko i stanowczo zakochiwali się we wprowadzanych przez amerykańską Rezerwę Federalną nowych posunięciach z zakresu polityki pieniężnej. Naprawdę, ten romans w przemożny sposób przypominał scenariusze Disneya. Po drodze rzeczywiście zdarzało się kilka potknięć, ale szybko je przezwyciężono. A efektem romansu było to, że obydwie strony żyły szczęśliwie: Fed miał poczucie, że zyskuje lepsze warunki do wypełniania swego podwójnego mandatu —dbałości o wysoki poziom zatrudnienia i stabilną inflację— inwestorzy natomiast czuli, że mają szansę na znaczne zyski finansowe.

Ten układ był tak wygodny, że uczestnicy rynku za swoją mantrę przyjęli hasło „Nigdy nie walcz z Fed”— i mieli ku temu powody. Fed to najpotężniejszy bank centralny świata. Należy do niego drukarnia, w której drukuje się najważniejszą walutę rezerwową świata. Cieszy się on dużym zakresem niezależności politycznej. I nie waha się korzystać ze swojej istotnej autonomii operacyjnej.

Uczestnicy rynku wiedzą też, że są Fed potrzebni do lewarowania wpływu jego polityki i wykonywania jego mandatu, który w ostatnich latach został w praktyce rozszerzony na cel jakim jest utrzymywanie stabilności finansowej. Właśnie z tego powodu Fed stał się w ostatnich latach o wiele bardziej „przejrzysty” w stosunku do rynków, chętniej udostępniając im stenogramy swoich dyskusji na temat polityki pieniężnej. Przewodniczący Zarządu Rezerwy Federalnej posunął się nawet do organizowania okresowych konferencji prasowych, pilnie obserwowanych na parkietach całego świata.

Od globalnego kryzysu finansowego w 2008 roku ten romans stał się szczególnie intensywny, zwłaszcza kiedy w celu przezwyciężenia zaburzeń na rynkach kapitałowych, które omal nie wpędziły gospodarki światowej w głęboką recesję, Fed zmuszony był zastosować całą paletę niekonwencjonalnych posunięć. Czyniąc to, stał się bardziej zainteresowany tym, jak rynki funkcjonują, wyceną aktywów oraz fluktuacjami ich cen. Rynki natomiast zaczęły o wiele mocniej polegać na Fed, oczekując odeń częstych działań o wsparcia (i —jak rok temu —wpadając w krótkie ataki furii, gdy czuły się rozczarowane).

Bankom centralnym początkowo zależało na rozwijaniu tego romansu, gdyż traktowały go jak środek do realizacji celów ich szerzej rozumianej polityki, czyli osiągnięcia wzrostu gospodarczego, zatrudnienia, ustabilizowania inflacji oraz stabilności finansowej. Ostatnio jednak dla niektórych banków centralnych stał się on już mniej wygodny, pojawiły się bowiem ostrzeżenie, że taka współzależność zachęca do podejmowania nadmiernego ryzyka, a w pewnych przypadkach, także i do „nadymania” wycen aktywów. Niektórzy obawiają się, że może to nawet podważać polityczną niezależność Fed. A zaledwie dwa tygodnie temu ustępujący gubernator Fed, Jeremy Stein, oznajmił, że Fed jest w trakcie przeobrażeń swojej polityki, której wskazówki dla rynków będą udzielane w sposób „bardziej jakościowy”, „mniej deterministyczny” a więc i mniej precyzyjny.

Rynkom —jak księżniczce Annie w „Krainie lodu” — zajmie trochę czasu zorientowanie się, że ich stosunki z Fed się zmieniają (i powinny się zmienić); przyswojenie sobie tej nowej sytuacji może się też —znów tak jak w tym filmie —wiązać z pewnym szokiem. Ale trzeba powiedzieć, że wynik z pewnością nie będzie tak dramatyczny jak w filmie — choćby dlatego, że Fed, w przeciwieństwie do Hansa, nie zamierza rynków przejmować.

Romans zatem przetrwa, ale nie jest prawdopodobne, żeby był nadal tak intensywny —ani bezwarunkowy. Jest natomiast nadzieja, że bardziej dynamiczna gospodarka zacznie z czasem odgrywać rolę, jaką w filmie spełniał Kristoff.

W przypadku rynków najlepszą i najbardziej pewną jest taka love story, która bazuje na zdrowej i dynamicznej gospodarce, stwarzającej miejsca pracy i szanse dla dużo większej liczby ludzi. Ale jeśli o to chodzi, to niestety za wcześnie jeszcze, by przewidywać, że będziemy żyć długo i szczęśliwie.

©Project Syndicate

www.project-syndicate.org

Promocja filmu rysunkowego "Frozen" (CC By NC ND Loren Javier)

Tagi


Artykuły powiązane