Ministerstwo Finansów spróbuje umocnić złotego

Żeby uniknąć przekroczenia przez dług progu 55 proc. PKB kurs euro na koniec roku nie powinien być wyższy niż 4,5 zł – oceniają analitycy. Ministerstwo Finansów już oszczędza amunicję w postaci środków z UE, które wymienia na rynku, by użyć jej pod koniec grudnia. Nie ma jednak pewności, że resort będzie skuteczny w swoich działaniach, bo nastroje na rynku są wyjątkowo podłe.
Ministerstwo Finansów spróbuje umocnić złotego

(Opr. DG)

Kurs złotego jest ważny dla wielkości długu z jednego zasadniczego powodu: prawie jedna trzecia zadłużenia jest denominowana w walutach obcych. Dla MF liczy się kurs złotego z ostatniego dnia roku – bo właśnie jego używa się do przeliczenia zagranicznej części długu na złote. I dlatego już jest jasne, że apogeum aktywności resortu na rynku walutowym przypadnie na grudzień.

Najpierw zapowiedział to wiceminister finansów Dominik Radziwiłł przypominając, że bardzo dużą część płatności unijnych rozlicza się w czwartym kwartale i „w związku z tym należy się spodziewać nasilenia obecności BGK na rynku do końca roku”. Potem anonimowe źródło powiedziało PAP, że BGK działając na zlecenie ministerstwa jak dotąd wymienił na rynku połowę dostępnych euro, a środki kumuluje na IV kwartał. To oznacza, że MF dysponuje około 7-6 mld euro, które może rzucić na rynek, by umocnić złotego.

Podobne operacje resort już przeprowadzał w ubiegłym roku. Udało mu się w ciągu miesiąca zepchnąć kurs euro poniżej 4 zł. Analitycy, z którymi rozmawialiśmy zwracają jednak uwagę, że tym razem ministerstwu może być trudniej: euro dziś kosztuje około 4,40 zł, a nastroje na rynkach są bardzo rozchwiane.

Próg bólu powyżej 4,50 zł za euro

Obecny kursu rynkowy jest niewiele poniżej tzw. progu bólu, przy którym dług może złamać barierę 55 proc. PKB. Tak przynajmniej oceniają niektórzy analitycy. Eksperci banku CitiHandlowy w raporcie z połowy września szacowali, że jest nim kurs 4,60-4,80 zł za euro.

Inaczej szacują to ekonomiści, z którymi rozmawialiśmy.

– Kurs, przy którym może być problem z długiem to około 4,51 zł za euro. To są oczywiście tylko szacunki. MF może wykonać kilka ruchów podnosząc ten próg. Np. może nie emitować nowego długu pod koniec roku w ogóle, bo ma bardzo dużą poduszkę płynnościową – mówi Przemysław Kwiecień, ekonomista X-Trade Brokers.

Rzeczywiście minister finansów Jacek Rostowski chwali się rekordowo dużym zaskórniakiem, jaki zgromadził budżet na rachunku. To około 50 mld zł, podczas gdy zwykle jest to co najwyżej kilkanaście miliardów. Takie zasoby wystarczyłyby na obsługę długu do końca marca przyszłego roku bez potrzeby rolowania zapadających obligacji i bonów. Niemniej jednak są jeszcze bieżące potrzeby budżetu, które trzeba finansować – prawdopodobnie więc bez emisji nowego długu się nie obędzie.

Dla Marka Rogalskiego z DM BOŚ niebezpieczny jest już poziom 4,40 zł za euro.

– Według mnie ministerstwo chciałoby mieć 4 zł za euro, albo nawet mniej, wtedy czuło by się bezpieczniej. Widać, że koniec roku będzie trudny i nerwowy – mówi Marek Rogalski.

Przemysław Kwiecień dodaje, że przy obecnej sytuacji na rynku osiągnięcie poziomu 4,51 zł za euro może nastąpić w ciągu kilku sesji.

– Jest ryzyko, że nie uda się utrzymać takiego kursu, który zapewnia relację długu do PKB poniżej 55 proc. PKB. Jeśli istotnie nie uda się, rząd będzie musiał szukać jakichś innych dróg wyjścia, np. zmieniając coś w klasyfikacji długu. Złoty jest bardzo słaby i ewidentnie inwestorzy, pewnie zagraniczni, grają na krótko. Dowodem na to jest fakt, że złoty nie zyskuje kiedy nastroje się poprawiają, a każda najmniejsza negatywna informacja jest sygnałem do sprzedaży – mówi analityk XTB.

MF zbiera siły

Analityków nie dziwi, że resort zamierza być najbardziej aktywny w końcówce roku. Gra idzie o dużą stawkę. Przekroczenie przez dług bariery 55 proc. PKB w tym roku oznacza, że budżet na 2013 roku musiałby być zrównoważony. Rząd zostałby więc zmuszony do radykalnego cięcia wydatków i szukania nowych dochodów. Z mocy prawa musiałby m.in. ograniczyć skalę waloryzacji emerytur i rent i zamrozić płace w budżetówce.

– Taktyka ministerstwa wydaje się słuszna. Nie ma sensu walczyć z rynkiem teraz, by przegrać. Robienie interwencji i rzucanie na rynek jakichś kwot w takiej sytuacji, jak obecnie, przyniosłoby efekt na dwa-trzy dni, a potem wrócilibyśmy do punktu wyjścia – mówi Marek Rogalski. I dodaje, że działając intensywniej w grudniu MF ma większe szanse powodzenia: rynek jest mniej płynny, co pozwala na większą skuteczność w kształtowaniu kursu. A kwota, jaką MF dysponuje – czyli około 6 mld euro – może być wówczas wystarczająca.

– Przez rynek złotego dziennie przechodzi 1,5-2 mld euro. Jeśli takie siły zostałyby rzucone w krótkim czasie, jest szansa na zejście kursu za euro o około 10 groszy. Wiele zależy od nastrojów. Jeżeli będziemy np. świeżo po upadku Grecji to i tak może się nie udać – mówi analityk.

Przemysław Kwiecień dodaje, że nawet zaangażowanie kwoty 6 mld euro może nie przynieść pożądanych efektów, jeśli rynek będzie tak mocno rozchwiany, jak obecnie.

– Być może jednak jeszcze wiele się zmieni. Może szczyt dla relacji euro do złotego wypadnie wcześniej i MF pod koniec grudnia będzie grało z rynkiem. Wtedy byłoby ono w dużo lepszej sytuacji niż wtedy, gdyby miało powstrzymywać trend – mówi.

Zloty słabnie mimo wszystko

Na razie jednak trend jest odwrotny. Złoty systematycznie traci na wartości. Według ekonomisty X-Trade Brokers nie da się tego wytłumaczyć tylko rynkową awersją do ryzyka.

– Złoty traci mocniej niż inne waluty. Mamy tu dwie dodatkowe przyczyny. Po pierwsze chodzi o zadłużenie sektora prywatnego w walutach obcych. To sprawia, że banki mają dużą ekspozycję w walutach obcych i niektórzy obawiają się, że mogą mieć problem z rolowaniem części zabezpieczeń lub samego długu, jeśli płynność się nie poprawi. Druga sprawa to wybory – tutaj też jest pewne ryzyko, rynek może się np. obawiać, że wybory wygrają ci, którzy nie będą chcieli wprowadzać reform – mówi analityk.

Marek Rogalski z DM BOŚ ocenia, że sytuacja może się poprawić przejściowo na kilka tygodni, jeśli zostanie osiągnięte porozumienie w sprawie kolejnej transzy pomocy dla Grecji. I wierzy, że tak się właśnie stanie, bo świat w tej chwili nie jest gotowy na skutki upadku tego kraju.

– Nie ma na razie pomysłu jak uniknąć efektu domina po ewentualnym upadku Grecji. Bankructwo w październiku spowodowałoby negatywne implikacje dla innych krajów PIIGS, zwłaszcza dla Włoch – a to nie byłoby w interesie nikogo. Sprawa upadku Grecji jest odsuwana na później – wiadomo, że to musi nastąpić, tylko pytanie kiedy. Sam upadek rynek już dyskontuje. Ale nikt nie jest w stanie zdyskontować tego, co po tym bankructwie może stać się z innymi krajami PIIGS. Upadek Grecji musi być kontrolowany – mówi. I dodaje, że po październikowym uspokojeniu napięcie na rynku złotego może zagościć na nowo w listopadzie.

– Wtedy inwestorzy mogą zacząć wyceniać fakt, że stagnacja w gospodarce globalnej może powodować większe problemy dla takich krajów jak Polska. Rynek będzie się obawiał też, że nowy polski rząd nie podejmie reform. Dopiero w grudniu dzięki mniej płynnemu rynkowi i działaniom MF jest szansa na umocnienie złotego. Rok możemy zakończyć na poziomie 4,10 zł za euro – mówi analityk DM BOŚ.

(Opr. DG)

Otwarta licencja


Tagi