Złote Szkoły NBP: Jak edukacja ekonomiczna zmienia polskie szkoły
Kategoria: Społeczeństwo
Założenie, że polityka Trumpa doprowadzi do wyższych cen i płac nie zgadza się jednak ze szczegółami jego propozycji. Każdy, kto słuchał jego wystąpień albo czytał materiały z jego kampanii wyborczej, powinien zauważyć, że nie proponuje on, że to rząd federalny powinien ponosić koszty inwestycji infrastrukturalnych. Nie nawoływał do zastosowania Keynesowskiej stymulacji fiskalnej, opierającej się na wydatkach finansowanych z deficytu. W kampanii Trumpa apelowano natomiast o „neutralny z punktu widzenia deficytu system ulg podatkowych (w oryginale „tax credit”, czyli kredyt podatkowy; ponieważ jednak chodzi o kwotę, o jaką podatnik może pomniejszyć należność podatkową bardziej adekwatnym określeniem jest „ulga podatkowa” – przyp. tlum.). Miałyby one stanowić zachętę dla firm prywatnych do podjęcia takich przedsięwzięć jak budowa dróg, mostów, tuneli, czy lotnisk.
Nie jest oczywiście jasne, czy Kongres zgodzi się na tak ogromne nowe ulgi. A jeśli je nawet zaakceptuje, to przecież nie ma gwarancji, że firmy zareagują zgodnie z takimi intencjami.
Tradycyjny podatkowe ulgi inwestycyjne z powodzeniem stosowano w przeszłości w celu zachęcenia firm do powiększania zdolności produkcyjnych i wytwarzania wyrobów, które potem one sprzedają. Jakim jednak sposobem firmy mogą zyskać jakiekolwiek przychody z posiadania dróg, mostów i tuneli? A jeśli nawet – jak w przypadku lotnisk – przychody te można osiągnąć to firmy może odstręczać konieczność polegania na długoterminowym ustalaniu cen.
Łatwo również wpaść w pułapkę myślenia o cięciach podatkowych jako o sposobie pobudzania popytu zagregowanego. Republikanie w Kongresie mogą jednak nalegać, by za cięcia w podatku dochodowym od osób fizycznych zapłacić ograniczeniem odliczeń, z jakich korzystają obecnie te osoby w celu obniżenia należności podatkowych. Program podatkowy, jaki w imieniu Republikanów przedstawił przewodniczący Izby Reprezentantów, Paul Ryan, wzywa do likwidacji wszystkich odliczeń oprócz wpłat na cele charytatywne i odsetek od kredytów mieszkaniowych. Zmiana ta przyniosłaby zwiększenie przychodów budżetu odpowiadającą około 1 proc. PKB, co wystarczyłoby na zrekompensowanie bardzo znacznych obniżek stawek podatku od dochodów osobistych.
Słynna ustawa o reformie podatkowej Ronalda Reagana z 1986 roku stanowiła raczej element nastawionej na pobudzenie inicjatyw polityki podażowej niż tradycyjne rozwiązanie popytowe, którego celem jest włożenie ludziom więcej pieniędzy do kieszeni. W planie podatkowym Reagana zmiany odliczeń i innych reguł księgowych miały zrekompensować zasadnicze cięcia stawek podatkowych – najwyższą obniżono wtedy z 50 do 28 proc. Niższe stawki krańcowe zachęcały jednostki, żeby pracować więcej i większą część potencjalnego dochodu otrzymywać raczej z podlegających opodatkowaniu zarobków niż jako dodatki do pensji i inne, też nie objęte opodatkowaniem, formy wynagrodzeń.
Gdyby na tę zmianę bodźców osoby fizyczne nie odpowiedziały, cięcia podatkowe Reagana byłyby dla przychodów budżetu neutralne. Ponieważ jednak na ulepszone zachęty podatnicy naprawdę zareagowali, realne dochody przed opodatkowaniem wzrosły, a pobór podatków się zwiększył. Byłoby dobrze, gdyby przy cięciach podatkowych Trumpa Republikański Kongres wzorował się na Reaganowskiej polityce podażowej.
Przez 30 lat, jakie minęły od czasu wprowadzenia reaganowskiej obniżki podatków, ich stawki zacznie wzrosły, zwłaszcza w odniesieniu do podatników o wyższych dochodach. Najwyższa stawka podatku od płac zwiększyła się z 28 do 39,6 proc., a w przypadku niektórych form dochodu z inwestycji – do ponad 43 proc.
Według Kongresowego Biura Budżetu, w ciągu 30 lat (od 1984 do 2013 roku) efektywna stawka podatkowa w przypadku większości grup dochodowych spadła, ale dla 1 proc. osób o najwyższych dochodach znacznie wzrosła. Co do szczegółów, to w gospodarstwach domowych z najniższego kwintyla efektywna stawka podatkowa wynosiła w 2013 roku 3,3 proc., około połowy jej przeciętnego poziomu z poprzednich 30 lat. W przypadku trzech kolejnych kwintyli spadła ona ze średnio 16,6 proc. w trzech poprzednich dekadach do 13,8 proc. w 2013 roku. Przy następnych 19 proc. gospodarstw domowych stawka ta obniżyła się tylko nieznacznie. Ale w przypadku 1 proc. gospodarstw najbogatszych wzrosła o 3,4 punktu procentowego, do 34 proc.
Ze względu na te przesłanki – rosnące stawki podatkowe i przesunięcie obciążeń podatkowych na gospodarstwa o najwyższym poziomie dochodów – nie byłoby wcale dziwne, gdyby Kongres obniżył najwyższe stawki i poszerzył bazę podatkową w sposób neutralny dla przychodów.
Poza tym obecnie nie ma oczywiście powodu, żeby dążyć do zwiększenia popytu zagregowanego. Gospodarka osiągnęła w zasadzie stan pełnego zatrudnienia; w październiku stopa bezrobocia wyniosła 4,9 proc. „Ciasny” rynek pracy sprawił, że bazowy (bez żywności i energii) wskaźnik cen konsumpcyjnych wzrósł w ciągu minionego roku z 1,9 do 2,2 proc. A płace pracowników produkcyjnych zwiększyły się o 2,4 proc., czyli szybciej niż ceny. Rezerwa Federalna może więc zacząć w grudniu proces podnoszenia stóp procentowych – nie ma przy tym żadnej potrzeby równoważenia go poprzez fiskalne pobudzanie popytu.
© Project Syndicate, 2016