Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Świat się starzeje, a to wpłynie na inflację

Japonia jest sztandarowym przykładem na to, że piramida demograficzna ze znacznym udziałem osób starszych jest deflacyjna. Jednak starzenie się społeczeństw może skutkować wyczerpaniem się źródła tanich produktów i pracowników, co osłabi tendencje deflacyjne – uważają Grzegorz Szafrański i Karol Szafranek z Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP.
Świat się starzeje, a to wpłynie na inflację

Fot. CC BY Pedro Ribeiro Simões

Obserwator Finansowy: W listopadowym „Raporcie o inflacji” znajduje się napisana przez Panów ramka z konkluzją, że starzenie się społeczeństwa może zmienić inflację CPI w Polsce do 2030 roku od minus 2,1 pkt. proc. do plus 1,8 pkt. proc. Skąd ta rozbieżność?

Karol Szafranek (K.Sz): Te szacunki nie wynikają z klasycznie rozumianego przedziału ufności modelu ekonometrycznego, ale z niepewności dotyczącej dalszego rozwoju tendencji demograficznych. Posługiwaliśmy się najnowszymi prognozami demograficznymi ONZ, ale są to prognozy scenariuszowe i w zależności od przyjętych założeń mogą się istotnie różnić pod względem udziału roczników w wieku przedprodukcyjnym, produkcyjnym i poprodukcyjnym. To sprawia, że ten efekt dla inflacji może być zarówno dodatni, jak i ujemny.

Grzegorz Szafrański (G.Sz): Te szacunki – oparte na modelu ekonometrycznym Juseliusa i Takatsa – nie są w naszej analizie aż tak ważne jak poprzedzający je opis kanałów, poprzez które tendencje demograficzne mogą wpływać na inflację.

Ja odczytuję to tak, że nie znamy wektora, ale wiemy, że wpływ zmian demograficznych na ceny będzie istotny.

G.Sz: W uproszczeniu tak. W literaturze i badaniach dominuje co prawda przekonanie, że większy udział osób starszych w społeczeństwie sprzyja niskiej inflacji, ale my nie chcemy zajmować jednoznacznego stanowiska. Zwracamy uwagę na ścieranie się dwóch efektów: kohortowego i długowieczności. Efekt kohortowy polega na tym, że starzenie przyczynia się do spadku zagregowanych oszczędności w gospodarce, co w uproszczeniu powoduje wzrost naturalnej stopy procentowej i w efekcie wzrost inflacji. Efekt długowieczności działa przeciwnie. Ludzie spodziewając się długiego życia, oszczędzają więcej na emeryturę w okresie produkcyjnym, co obniża naturalną stopę procentową, a wraz z nią inflację.

To ludzie w wieku produkcyjnym oszczędzają na emeryturę i jak jest ich dużo to mamy deflację, ale jak na emeryturę przechodzą to oszczędności wydają i mamy inflację?

G.Sz: Rzeczywiście mamy pewne fale demograficzne. Teraz w Polsce istotne będzie przechodzenie na emeryturę roczników wyżu demograficznego. Zdaniem np. dr. Michała Gradzewicza z NBP, ale też naszym, może to oznaczać, że efekt kohortowy będzie przeważał nad efektem długowieczności, i w efekcie zmiany demograficzne mogą oddziaływać raczej proinflacyjnie.

K.Sz: Należy jednak pamiętać, że nie jest tak, że wszyscy pracujący tylko oszczędzają na emeryturę, a wszyscy emeryci tylko wydają. W ujęciu mikroekonomicznym każde gospodarstwo domowe ma pewną indywidualną skłonność do konsumpcji i oszczędzania. Efekt kohortowy i długowieczności informuje, która tendencja ma przewagę w całej populacji gospodarstw domowych.

Jak to się ma do zamożności społeczeństwa? Ciężko sobie chyba wyobrazić, żeby przechodzący na emeryturę Polacy tylko wydawali jak np. Niemcy

K.Sz: Poziom zamożności ma znaczenie. Możliwość oszczędzania pojawia się przecież dopiero wtedy, gdy zaspokoimy nasze podstawowe potrzeby. Badania na danych mikroekonomicznych wskazują, że osoby uboższe większą część dochodu konsumują, a bogatsze większą część dochodu odkładają.

Oczywiście rządy państw na całym świecie konstruując systemy socjalne, mają świadomość tego, jak ważne jest wygładzenie konsumpcji w ciągu życia i zachęcają do tego różnymi sposobami. Chodzi o to żeby w trakcie okresu zarobkowego pomyśleć nad zabezpieczeniem finansowym tej części naszego życia, kiedy nie będziemy już zarabiać.

Wierzą Panowie, że człowiek jest takim racjonalnym aktorem z teorii ekonomii, który patrzy na tabelki z przewidywanym dalszym trwaniem życia i na swoje dochody, po czym dzieli jedno przez drugie, aby wygładzić konsumpcję?

K.Sz: Wierzę w bardziej generalne prawidłowości. W wieku przedprodukcyjnym nie osiągamy dochodów, w wieku produkcyjnym mamy rosnące dochody, ale i spłacamy kredyty, a w okresie poprodukcyjnym korzystamy z oszczędności zakumulowanych w trakcie trwania życia. Oczywiście nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak długo będziemy żyć i czy tych oszczędności wystarczy. Niepewność jest immanentną cechą gospodarowania.

G.Sz: Ja bym bronił tezy, że człowiek jest na ogół racjonalny. Potwierdza to np. ilu emerytów reaguje na wyliczenia z ZUS i spodziewany spadek dochodu na emeryturze i w efekcie albo opóźnia moment przejścia w stan nieaktywności i zostaje w dotychczasowej pracy albo szuka dodatkowego zajęcia. Ekonomiści mogą powiedzieć, że obrona poziomu konsumpcji jest zjawiskiem empirycznym i ciężko temu zaprzeczyć.

Mówiliśmy o pokoleniu wyżu powojennego w Polsce, w USA mówi się o pokoleniu baby boomers, czyli ludziach urodzonych w latach 1946-1964. Najmłodsi z nich przejdą na emeryturę dopiero w 2030 roku. Czy to wtedy coś się zasadniczo zmieni w światowej gospodarce?

G.Sz: Na pewno odejście wyżu demograficznego na emeryturę będzie dużym wydarzeniem w kontekście rynku pracy i presji płacowej. Gdy okaże się, że sporo pracowników ubyło i pomimo imigracji zarobkowej czy automatyzacji pracy nie ma ich kim zastąpić, to możemy mieć do czynienia z silnym wzrostem płac, a presja płacowa przez efekty drugiej rundy na ogół prowadzi do wyższej inflacji.

K.Sz: Charles Goodhart i Manoj Pradhan stawiają ciekawą tezę, że wygasa właśnie pozytywny szok podażowy na rynku pracy, z jakim mieliśmy do czynienia od lat 80. XX wieku i który włączył w światowy podział pracy np. Chiny i Europę Środkowo-Wschodnią. W XXI wieku świat jest już właściwie całkowicie zglobalizowany, przepływy kapitału na ogół płynne, a skoro w większości krajów będziemy obserwować starzenie się społeczeństwa, to można oczekiwać dwóch następstw. Po pierwsze, bardzo silna będzie potrzeba rozwoju technologii automatyzacji i robotyzacji produkcji. Po drugie, tam gdzie pracy ludzkiej nie da się zastąpić, zacznie się bardzo silna konkurencja o pracownika. Może się okazać, że silny wzrost płac nastąpi w wielu krajach jednocześnie. Gdyby tak się stało, będzie to oczywiście spore wyzwanie dla polityki pieniężnej.

Dlaczego jednak Japonia, która jest niemal laboratorium światowej polityki pieniężnej, zareagowała na podobne tendencje skrajnie deflacyjnie?

G.Sz: Japonia jest w istocie takim sztandarowym przykładem, na to że starzenie się społeczeństwa oznacza deflację. Nie przekładałbym tego jednak automatycznie na inne kraje. Japonia jest o tyle nietypowa, że to dość zamknięte społeczeństwo z praktycznie niewystępującą imigracją, które właściwie wymyśliło drogę masowej robotyzacji. Dodatkowym czynnikiem obniżającym oczekiwania płacowe jest inna kultura pracy. Japończycy mogli również tak dobrze funkcjonować od lat 80. XX wieku dzięki sprowadzaniu tanich produktów z zewnątrz. Teraz niebezpieczeństwo polega na tym, że w większości krajów powieli się scenariusz japoński.

K.Sz: W kontekście globalizacji mówi się, że będzie ona oddziaływać korzystnie na gospodarki tak długo, dopóki nie skonwergują jednostkowe koszty pracy. A to się właśnie dzieje. Koszty pracy rosną nawet w Chinach i Indiach, a to znaczy, że nie można już tak łatwo korzystać z globalnych efektów tańszej produkcji. Za chwilę nie będzie gdzie uciec z produkcją, ponieważ wiele krajów będzie miało podobne problemy z demografią i presją płacową.

Nie da się zwiększyć produktywności pracowników?

G. Sz: Produktywność rośnie wraz z inwestycjami w środki trwałe, jednak tempo wzrostu zależy od innowacyjności i tempa wzrostu łącznej produktywności czynników produkcji, a ono będzie raczej spadać. Tak już jest, że większość innowacji, większość nowych produktów wymyślają ludzie młodzi, a gdy na rynku pracy będą dominować osoby starsze, to ciężko będzie o duży przyrost wydajności.

K. Sz: Co gorsza, uważam, że i ci młodzi ludzie mogą nie być już tak innowacyjni, bo nie będą mieli ku temu bodźców ekonomicznych. Wyobraźmy sobie, że rodzina ma jedno dziecko, które nie musi konkurować z rówieśnikami o miejsca w szkołach i na studiach, a jednocześnie może liczyć na hojne transfery pokoleniowe – np. odziedziczenie mieszkania po dziadkach i po rodzicach. Moja teza jest taka, że w gospodarkach, w których taki model dominuje, skłonność do samorozwoju, do bycia innowacyjnym, czyli również tworzenia lepszych i bardziej produktywnych miejsc pracy będzie niska.

Czyli społeczeństwo o takiej demografii aż prosi się o rewolucję technologiczną, która będzie niemożliwa właśnie przez tę demografię?

K. Sz: Tak, to z pewnością czarna wizja społeczeństwa, w którym techniczne uzbrojenie jest wysokie – dużo kapitału przypada na jednostkę pracy – co skutkuje trwale niskimi inwestycjami i popytem, sprzyjając wystąpieniu sekularnej stagnacji i pułapki deflacyjnej.

Nigeria, Indonezja, Meksyk – w tych krajach zasobów nie ma dużo, a prognozy demograficzne zapowiadają przynajmniej kilkunastoprocentowy wzrost ludności do 2030 roku. To przyszli liderzy wzrostu gospodarczego?

G. Sz: Dobra demografia nie predestynuje jeszcze do bycia regionalnym liderem pod względem PKB. Żyjemy w świecie, w którym fabryki z Chin i Indii wracają do krajów, które mają kapitał. Pracę ludzką da się bowiem zastępować na coraz większą skalę. Jeśli rozwój technologii będzie w tym kierunku postępował, to może się okazać, że duże zasoby demograficzne nie będą już takim atutem jak kiedyś.

K. Sz: Przepis na regionalnego czempiona nie jest tak prosty jak na ciasto tzn. wrzucamy kapitał, zasoby pracy i wychodzi na ogół dobry efekt. Te wszystkie przypadki, w których nie wychodzi dobrze wyjaśnia ekonomia instytucjonalna. Nigeria może mieć faktycznie dużo osób młodych w wieku produkcyjnym, ale jak spojrzymy na jej instytucje, na rankingi Doing Business, na poziom korupcji, to okaże się pewnie, że to niepewność związana z inwestowaniem na dużą skalę w tych gospodarkach jest zbyt istotną barierą, co przekłada się na oczekiwania dotyczące przyszłego tempa wzrostu PKB.

– Rozmawiał Marek Pielach

Opinie wyrażone przez rozmówców nie reprezentują oficjalnego stanowiska NBP.

Fot. CC BY Pedro Ribeiro Simões

Tagi


Artykuły powiązane

Czy wzrost podatków może zmniejszyć inflację?

Kategoria: Analizy
Polityka fiskalna nie jest jednoczynnikowa i zmiany w niej działają na rozmaitych polach. Z tego względu nie ma jednoznacznie ugruntowanej w literaturze zależności między polityką fiskalną a inflacją.
Czy wzrost podatków może zmniejszyć inflację?