Autor: Stephen S. Roach

Jest członkiem zwyczajnym wydziału w Yale University; publicysta Project Syndicate.

Syndrom prędkości przeciągnięcia

Pokryzysową gospodarką globalną rządzą nawroty. W pierwszej połowie 2014 roku w USA, Japonii i Europie wzrost znowu osłabł. To pogorszenie trudno uznać za przypadkowe.
Syndrom prędkości przeciągnięcia

Uporczywie mizerny wzrost w krajach rozwiniętych sprawił, że gospodarka najważniejszych krajów jest niezwykle wrażliwa na nieuniknione wyboje na drodze.

Można to oczywiście wytłumaczyć, jak zawsze. W USA załamanie gospodarki w pierwszym kwartale tego roku zlekceważono jako związane z pogodą. W Japonii za spadek w drugim kwartale obwiniano podwyżkę podatku od sprzedaży. W Europie stagnację wzrostu w drugim kwartale wyjaśniano jako odchylenie, odzwierciedlające zbieg skutków pogody oraz sankcji nałożonych na Rosję.

Choć przypisanie tych zdarzeń czynnikom przypadkowym może być kuszące, to ostatniego spowolnienia w krajach rozwiniętych nie należy lekceważyć. Przy braku cyklicznej witalności, jaka pojawia się po głębokich recesjach, gospodarkom tym jest wyjątkowo trudno otrząsnąć się z szoku i przełamać trajektorię anemicznego wzrostu.

Weźmy przypadek USA. Wprawdzie szacuje się, że po spadku PKB w pierwszym kwartale o 2,1 proc. w drugim nastąpił jego wzrost o 4 proc., ale i tak oznacza to, że w pierwszym półroczu przeciętne tempo wzrostu wyniosło marne 1 proc.

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja w Japonii, gdzie konsumenci pośpieszyli się z zakupami, bo oczekiwali podwyżki podatku od sprzedaży. W pierwszym kwartale tempo wzrostu zwiększyło się więc aż do 6,1 proc. — ale w drugim nastąpił spadek PKB i to na większą skalę, bo o 6,8 proc. Efekt netto dla I półrocza — przeciętny spadek o 0,3 proc. — w zasadzie odpowiada sytuacji w czwartym kwartale 2013 roku, kiedy to — jak się obecnie ocenia — nastąpił spadek PKB o 0,2 proc. Skoro trajektoria realnego (skorygowanego o inflację) wzrostu przez trzy kolejne kwartały przesuwa się do obszaru ujemnego, to być może Japonia znowu wpada w jakąś formę recesji.

Również kruchej gospodarce Europy nie udało ozdrowieć na tyle mocno, by dała sobie radę z okresowym zahamowaniem wzrostu. Podczas ostrej fazy kryzysu euro recesja dotykała gospodarki krajów peryferyjnych, jak Grecja, Portugalia i Hiszpania. Teraz jednak to schorzenie rozprzestrzeniło się na gospodarkę państw, które stanowią rdzeń strefy euro — takich jak Niemcy i Włochy, gdzie w drugim kwartale nastąpił spadek PKB, czy Francja, gdzie odnotowano zerowy wzrost.

W efekcie roczna stopa wzrostu w obejmującej 18 państw strefie euro spadła w pierwszym półroczu do zaledwie 0,4 proc. Ten mizerny wyniki może tylko nasilić obawy Europejskiego Banku Centralnego przed deflacją.

Łącznie roczne tempo wzrostu głównych krajów rozwiniętych wyniosło w pierwszym półroczu średnio nieco poniżej 0,7 proc. Przodują Stany Zjednoczone ze swoim marnym 1 proc. wzrostu, zaś Europa i Japonia (których łączny PKB w przeliczeniu według parytetu siły nabywczej odpowiada z grubsza amerykańskiemu) odnotowały razem wzrost o nie więcej niż 0,3 proc. W sumie to jakieś 1-1,5 punktu procentowego poniżej długofalowego (lub potencjalnego) trendu wzrostu krajów rozwiniętych — jest to zjawisko co najmniej niepokojące z uwagi na stan zatrudnienia i ryzyko deflacji a także na zależne od eksportu kraje wschodzące, który rozwój w dużym stopniu opiera się na popycie w krajach rozwiniętych.

Jeśli tempo wzrostu uporczywie utrzymuje się poniżej możliwości, wynika z tego jeszcze jeden problem; brakuje „poduszki” chroniącej gospodarkę przed nieoczekiwanymi ciosami. Jest tak zwłaszcza w sytuacji, gdy wzrost spada poniżej 1 proc., a dystans między ekspansją i spadkiem jest bardzo niewielki. Te marne wyniki to gospodarczy odpowiednik „prędkości przeciągnięcia” — czyli stanu podwyższonego zagrożenia, jaki może czekać samolot wznoszący się ostro, pod zbyt dużym kątem, co powoduje utratę prędkości. W takich warunkach niewiele potrzeba do przerwania startu, albo i czegoś gorszego.

Ta analogia jest dziś szczególnie trafna. Wstrząsy — związane z pogodą, zaburzeniami geopolitycznymi, strajkami czy klęskami naturalnymi — stanowią regułę, a nie wyjątek. Jeśli gospodarka raźno się rozwija, tworzy tym samym „poduszki”, amortyzujące uderzenie i umożliwiające uporanie się z nim. Jeśli natomiast gospodarka kuśtyka takiej poduszki nie ma. Tak więc w warunkach niezwykle słabego wzrostu — a dziś jest to problem główny — nie powinno się pomniejszać niebezpieczeństwa nawrotu recesji.

Istotne jest więc pytanie, co należałoby w tej sprawie zrobić. Odpowiedzi nie zapewnia stosowane obecnie podejście, skupiające się na niekonwencjonalnej polityce pieniężnej. Choć w apogeum globalnego kryzysu finansowego polityka pieniężna dostarczyła potężnego antidotum na zamrożenie rynków kredytowych, nie udało się jej wywołać klasycznego ożywienia cyklicznego.

Nie powinno to stanowić niespodzianki. Największe rozwinięte gospodarki świata nie odczuwają cyklicznych braków popytu zagregowanego, a je właśnie leczy się środkami monetarnymi. Jak trafnie wskazuje Bank Rozrachunków Międzynarodowych, kraje te wciąż zmagają się z następstwami bolesnych recesji bilansów.

W Stanach Zjednoczonych utrzymujący się nawis zadłużenia gospodarstw domowych sugeruje, że oddłużanie i odbudowa oszczędności nadal mają pierwszeństwo przed konsumpcją wedle uznania. W Japonii ciągnące się od dawna problemy strukturalne — starzenie się społeczeństwa, sztywny rynek pracy i ogólne problemy z wydajnością — mogą być rozwiązane tylko za pomocą t.zw. trzeciej strzały, zawartej we wprowadzanym przez premiera Shinzo Abo programie reform, który jest jednak przygnębiająco niekompletny (>>czytaj więcej na ten temat). Europa natomiast rozpaczliwie potrzebuje utworzenia paneuropejskich instytucji, które zapewnią unię bankową i fiskalną, a także zajęcia się poważnymi problemami z konkurencyjnością we Francji i Włoszech.

Niestety, im bardziej banki centralne sprawiają wrażenie panujących nad sytuacją i im bardziej rynki się z tego cieszą, tym mniejsza jest presja, żeby politycznie uwikłane rządy zastosowały rozwiązania fiskalne i forsowały reformy strukturalne. Ponadto obsesja na punkcie akomodacji monetarnej sprawia, że cechujące się powolnym wzrostem i trudnościami bilansowymi gospodarki wciąż są na skaju prędkości przeciągnięcia, co zwiększa ryzyko kolejnego globalnego nawrotu recesji.

Krótkowzroczne władze powinny się w mniejszym stopniu sugerować zachowaniem emocjonalnych finansowych, a bardziej skupiać na strukturalnej naprawie pokryzysowego świata. To czasy dla bohaterów, a nie dla entuzjastów.

© Project Syndicate, 2014

www.project-syndicate.org

 


Tagi


Artykuły powiązane

Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Właśnie dokonuje się duży zwrot w polityce najważniejszych banków centralnych na świecie. Ściśle wiąże się z tym obserwowany wzrost rentowności obligacji rządowych, który rozpoczął się w 2021 r. i nabrał gwałtownego przyspieszenia w tym roku.
Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?