Absurdy prawa podatkowego USA pomagają zarobić innym
Wlistopadzie 2009 r. eBay ogłosił, że sprzedaje większościowy pakiet akcji Skype’a grupie inwestorów pod wodzą funduszu Silver Lake. W tej transakcji Skype’a wyceniony był na 2,75 mld dolarów. W ciągu półtora roku wartość Skype niemal podwoiła się, a zaledwie kilka tygodni później wzrosła o dalsze ponad 3 mld dolarów.
(CC BY Enter The Story)
Biznes
Finanse publiczne
Pulpit
Debata
Absurdy prawa podatkowego USA pomagają zarobić innym
W listopadzie 2009 r. eBay ogłosił, że sprzedaje większościowy pakiet akcji Skype’a grupie inwestorów pod wodzą funduszu Silver Lake. W tej transakcji Skype’a wyceniony był na 2,75 mld dolarów. W ciągu półtora roku wartość Skype niemal podwoiła się, a zaledwie kilka tygodni później wzrosła o dalsze ponad 3 mld dolarów.
Estońscy założyciele Skype’a, Niklas Zennstrom i Janus Friis zachowali po pierwszej transakcji 14 proc. udziałów. Silver Lake, którego członkami są tacy inwestorzy jak Andreessen Horowitz czy Kanadyjski Fundusz Ubezpieczeń Społecznych objęli 56 proc. a eBay zatrzymał 30 proc. Półtora roku później, w kwietniu 2011 r., w obowiązkowym raporcie rocznym, Skype podał, że ocenia swoją wartość na około 5,1 mld dolarów. Miesiąc później, Microsoft kupił Skype’a za 8,5 mld dolarów i były spory czy Steve Ballmer nie przepłacił.
Prosta arytmetyka pokazuje, że nie. „Premia”, jaką Microsoft zapłacił właścicielom Skype’a, mniej więcej odpowiadała kwocie, jaką koncern z Richmond musiałby zapłacić amerykańskiemu rządowi, gdyby chciał sprowadzić te pieniądze do kraju. Gdyby Microsoft przelał 8,5 mld dolarów do Stanów Zjednoczonych, musiałby zapłacić 35 proc. podatek CIT, mniej więcej 3 mld dolarów.
W ten sposób, jeśli chodzi o Microsoft, cena „netto” za Skype’a wyniosła 5,5 mld dolarów. Jednakże, pozostałe 3 mld zamiast trafić do amerykańskiego budżetu w większości trafiło do prywatnych inwestorów, Kanadyjskiego Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i akcjonariuszy eBaya. Powinni podziękować Kongresowi za ten deszcz gotówki.
Potencjalne dochody budżetowe nie zmieniałyby się w zyski inwestorów gdyby stopy podatków od zysków przedsiębiorstw nie były na poziomie 35 proc., co skłania amerykańskie korporacje aby trzymać swoje pieniądze w obcych jurysdykcjach, gdzie podatki są znacznie niższe.
Amerykańskie firmy, które działają na całym świecie trzymają gotówką za granicą bo nie płacą amerykańskich podatków dochodowych w przypadku gdy osiągają zyski: płacą je dopiero wtedy, gdy zyski są transferowane do Stanów Zjednoczonych.
Choć niektórzy emeryci I akcjonariusze korzystają dzięki temu, że system podatkowy funkcjonuje w ten właśnie sposób (bo wiele funduszy emerytalnych ma w swoich portfelach firmy private equity), zyskaliby znacznie więcej gdyby nie istniały fiskalne zachęty aby strukturyzować transakcje w opisany powyżej sposób. Więcej firm szło by po kapitał na giełdę a finansiści w branży private equity nie mieliby możliwości aby zarobić parę mld dolarów na szybkiej sprzedaży firmy.
Aby dobić targu takiego jak w przypadku Skype’a, nabywca musiał zgromadzić pieniądze poza Stanami Zjednoczonymi, a firmy nabywane musiały mieć zachętę aby zarejestrować się także poza granicami USA.
Szacuje się, że za granicami jest 600 mld dolarów amerykańskich firm, głównie technologicznych I farmaceutycznych. W tej sytuacji udane start-upy wolą nie wchodzić na giełdę w Stanach Zjednoczonych, tylko raczej zarejestrować się również za granicą i czekać, aż pojawi się fundusz private equity, aby kupić jej udziały. Jeśli jeszcze opatentują swoje wynalazki i zastrzegą prawa autorskie w Holandii, czy Luksemburgu, transakcja zakupu lub sprzedaży tego przedsiębiorstwa będzie nisko opodatkowana.
I tak właśnie firmy robią: Skype został zarejestrowany w Luksemburgu, kraju w którym nie ma w ogóle podatku dochodowego od przedsiębiorstw. Międzynarodowy oddział Google jest zlokalizowany w Irlandii, gdzie CIT wynosi 12,5 proc., ale Google nie płaci nawet tak niskiej stawki za 12,5 mld dolarów swoich rocznych dochodów.
Pieniądze z Google Ireland płyną do Google Netherlands Holdings, a zarejestrowane w Irlandii podmioty nie płacą podatku od pieniędzy płynących do firmy zarejestrowanej w innym kraju Unii Europejskiej. Po tym wolnym od podatku objeździe przez Holandię, pieniądze kończą na Bermudach.
Dlaczego pieniądze zahaczają o Holandię. Po części dlatego, że w tym kraju istnieją niespotykane gdzie indziej formy osobowości prawej, które pozwalają firmom nie płacić podatków. Stichting to forma osobowości prawnej, z której korzysta większość organizacji non-profit w Holandii, ale firmom komercyjnym udaje się otrzymać taki sam status podmiotu zwolnionego od podatku. Najbardziej znaną z nich jest IKEA. Szwedzki gigant, tak samo jak Google, koniec końców płaci 3 proc. podatku.
Warto zobaczyć jak to się dzieje, bo dzięki temu można odkryć jakie możliwości ma Waszyngton, jeśli chce aby amerykańskie firmy mogły konkurować na całym świecie i jednocześnie nie dopuścić, do deszczu łatwych pieniędzy dla menedżerów firm private equity.
Spółka-matka IKEI to Ingka Holding, holenderska firma, która w całości jest własnością Stichting Ingka, któremu w 1982 Ingvar Kamprad, założyciel firmy, darował wszystkie swoje akcje. Ta organizacja non-profit ma w statucie działanie na rzecz „innowacji w dziedzinie designu wnętrz i architektury”.
Pieniądze tego podmiotu są przelewane to Stichting IKEA Foundation, która może wykorzystać je „do długoterminowych inwestycji dla zbudowania rezerwy dla grupy IKEA, na wypadek gdyby w przyszłości potrzebowała kapitału”
To jeszcze nie koniec opowieści o strukturze prawnej koncernu IKEA. Inter IKEA Systems, inna prywatna spółka holenderska, która nie jest częścią grupy Ingka Holding, ma prawa własności do znaku towarowego i „idei” szwedzkiego koncernu. Właścicielem tego holenderskiego podmiotu jest Inter IKEA Holding, spółka prawa luksemburskiego. Jej właścicielem jest inna firma w Antylach Holenderskich, która z kolei jest zarządzana przez trust zarejestrowany w Curacao. W ten sposób IKEA, płaci około 3 proc. podatku dochodowego.
Teraz wracamy do sprawy Skype’a. Fundusz Siver Lake, który był właścicielem jego akcji, był zarejestrowany na Kajmanach, a eBay posiadał Skype’a przez eBay International AG zlokalizowany w Bernie w Szwajcarii. Tak długo jak stawki CIT-u w Stanach Zjednoczonych są na poziomie 35 proc., podczas gdy reszta świata działa na dużo niższych, należy spodziewać się, że:
1.Rejestrowanie firm w krajach nisko opodatkowanych będzie trwało;
2.600 miliardów dolarów, które amerykańskie firmy trzymają za granicą, nie powróci do kraju;
3.Młode amerykańskie firmy z branży technologii i takie które posiadają patenty będą rejestrowały się za granicą i nie będą zainteresowane wchodzeniem na giełdę w Stanach.
Wszystkie powyższe czynniki zmniejszają liczbę ofert publicznych, co ogranicza wartość inwestycji dostępnych większości Amerykanów. Jeśli do tego dodać zwiększone obciążenia regulacyjne nałożone w ostatnich latach i bardzo niskie stopy procentowe, nie można się dziwić, że private equity i venture capital były tymi inwestycjami, które w ciągu ostatnich 20 lat, pozwalały zarobić zdecydowanie więcej niż jakakolwiek inna grupa aktywów. Jednak korzyści z nich odniosła relatywnie nieliczna grupa ludzi.
Jeśli Waszyngton chce powstrzymać redystrybucję bogactwa od szerokich rzesz podatników do garstki graczy na rynkach finansowych, nie obejdzie się bez drastycznej reformy prawa podatkowego. Może to zabrzmieć paradoksalnie, ale w obecnej debacie politycznej, która skupia się na redukcji zadłużenia (podczas gdy potrzebny jest wzrost i kreacja kapitału) właściwym rozwiązaniem jest drastyczna obniżka pewnych podatków z jednoczesną eliminacją wielu luk.
Jeśli amerykańskiemu rządowi udałoby się również zapewnić stabilność dolara, inwestycje w derywaty stałyby się znacznie mniej atrakcyjne. To nie tylko zmniejszyłoby rozmiary sektora finansowego, ale również popyt na usługi prawnicze i księgowe. W tej sytuacji nastąpiłby bardzo pożądany odpływ matematyków i statystyków oraz menedżerów do innych branż gospodarki. Przyszłość właśnie przechodzącego na emeryturę powojennego wyżu demograficznego również zaczęłaby wyglądać lepiej.
Reuven Brenner
Autor jest profesorem zarządzania na Uniwersytecie McGill w Montrealu. Artykuł ukazał się w Forbesie pt.: “Co zrobić z długami? Lepiej zapytać obywateli”. Nawiązuje do książek autora: „Options for Countries Wanting a Divorce” (1995) oraz „Force of Finance” (2002).
Artykuł po raz pierwszy ukazał się w Forbesie.
Estońscy założyciele Skype’a, Niklas Zennstrom i Janus Friis zachowali po pierwszej transakcji 14 proc. udziałów. Silver Lake, którego członkami są tacy inwestorzy jak Andreessen Horowitz czy Kanadyjski Fundusz Ubezpieczeń Społecznych objęli 56 proc. a eBay zatrzymał 30 proc. Półtora roku później, w kwietniu 2011 r., w obowiązkowym raporcie rocznym, Skype podał, że ocenia swoją wartość na około 5,1 mld dolarów. Miesiąc później, Microsoft kupił Skype’a za 8,5 mld dolarów i były spory czy Steve Ballmer nie przepłacił.
Prosta arytmetyka pokazuje, że nie. „Premia”, jaką Microsoft zapłacił właścicielom Skype’a, mniej więcej odpowiadała kwocie, jaką koncern z Richmond musiałby zapłacić amerykańskiemu rządowi, gdyby chciał sprowadzić te pieniądze do kraju. Gdyby Microsoft przelał 8,5 mld dolarów do Stanów Zjednoczonych, musiałby zapłacić 35 proc. podatek CIT, mniej więcej 3 mld dolarów.
W ten sposób, jeśli chodzi o Microsoft, cena „netto” za Skype’a wyniosła 5,5 mld dolarów. Jednakże, pozostałe 3 mld zamiast trafić do amerykańskiego budżetu w większości trafiło do prywatnych inwestorów, Kanadyjskiego Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i akcjonariuszy eBaya. Powinni podziękować Kongresowi za ten deszcz gotówki.
Potencjalne dochody budżetowe nie zmieniałyby się w zyski inwestorów gdyby stopy podatków od zysków przedsiębiorstw nie były na poziomie 35 proc., co skłania amerykańskie korporacje aby trzymać swoje pieniądze w obcych jurysdykcjach, gdzie podatki są znacznie niższe.
Amerykańskie firmy, które działają na całym świecie trzymają gotówką za granicą bo nie płacą amerykańskich podatków dochodowych w przypadku gdy osiągają zyski: płacą je dopiero wtedy, gdy zyski są transferowane do Stanów Zjednoczonych.
Choć niektórzy emeryci I akcjonariusze korzystają dzięki temu, że system podatkowy funkcjonuje w ten właśnie sposób (bo wiele funduszy emerytalnych ma w swoich portfelach firmy private equity), zyskaliby znacznie więcej gdyby nie istniały fiskalne zachęty aby strukturyzować transakcje w opisany powyżej sposób. Więcej firm szło by po kapitał na giełdę a finansiści w branży private equity nie mieliby możliwości aby zarobić parę mld dolarów na szybkiej sprzedaży firmy.
Aby dobić targu takiego jak w przypadku Skype’a, nabywca musiał zgromadzić pieniądze poza Stanami Zjednoczonymi, a firmy nabywane musiały mieć zachętę aby zarejestrować się także poza granicami USA.
Szacuje się, że za granicami jest 600 mld dolarów amerykańskich firm, głównie technologicznych I farmaceutycznych. W tej sytuacji udane start-upy wolą nie wchodzić na giełdę w Stanach Zjednoczonych, tylko raczej zarejestrować się również za granicą i czekać, aż pojawi się fundusz private equity, aby kupić jej udziały. Jeśli jeszcze opatentują swoje wynalazki i zastrzegą prawa autorskie w Holandii, czy Luksemburgu, transakcja zakupu lub sprzedaży tego przedsiębiorstwa będzie nisko opodatkowana.
I tak właśnie firmy robią: Skype został zarejestrowany w Luksemburgu, kraju w którym nie ma w ogóle podatku dochodowego od przedsiębiorstw. Międzynarodowy oddział Google jest zlokalizowany w Irlandii, gdzie CIT wynosi 12,5 proc., ale Google nie płaci nawet tak niskiej stawki za 12,5 mld dolarów swoich rocznych dochodów.
Pieniądze z Google Ireland płyną do Google Netherlands Holdings, a zarejestrowane w Irlandii podmioty nie płacą podatku od pieniędzy płynących do firmy zarejestrowanej w innym kraju Unii Europejskiej. Po tym wolnym od podatku objeździe przez Holandię, pieniądze kończą na Bermudach.
Dlaczego pieniądze zahaczają o Holandię. Po części dlatego, że w tym kraju istnieją niespotykane gdzie indziej formy osobowości prawej, które pozwalają firmom nie płacić podatków. Stichting to forma osobowości prawnej, z której korzysta większość organizacji non-profit w Holandii, ale firmom komercyjnym udaje się otrzymać taki sam status podmiotu zwolnionego od podatku. Najbardziej znaną z nich jest IKEA. Szwedzki gigant, tak samo jak Google, koniec końców płaci 3 proc. podatku.
Warto zobaczyć jak to się dzieje, bo dzięki temu można odkryć jakie możliwości ma Waszyngton, jeśli chce aby amerykańskie firmy mogły konkurować na całym świecie i jednocześnie nie dopuścić, do deszczu łatwych pieniędzy dla menedżerów firm private equity.
Spółka-matka IKEI to Ingka Holding, holenderska firma, która w całości jest własnością Stichting Ingka, któremu w 1982 Ingvar Kamprad, założyciel firmy, darował wszystkie swoje akcje. Ta organizacja non-profit ma w statucie działanie na rzecz „innowacji w dziedzinie designu wnętrz i architektury”.
Pieniądze tego podmiotu są przelewane to Stichting IKEA Foundation, która może wykorzystać je „do długoterminowych inwestycji dla zbudowania rezerwy dla grupy IKEA, na wypadek gdyby w przyszłości potrzebowała kapitału”
To jeszcze nie koniec opowieści o strukturze prawnej koncernu IKEA. Inter IKEA Systems, inna prywatna spółka holenderska, która nie jest częścią grupy Ingka Holding, ma prawa własności do znaku towarowego i „idei” szwedzkiego koncernu. Właścicielem tego holenderskiego podmiotu jest Inter IKEA Holding, spółka prawa luksemburskiego. Jej właścicielem jest inna firma w Antylach Holenderskich, która z kolei jest zarządzana przez trust zarejestrowany w Curacao. W ten sposób IKEA, płaci około 3 proc. podatku dochodowego.
Teraz wracamy do sprawy Skype’a. Fundusz Siver Lake, który był właścicielem jego akcji, był zarejestrowany na Kajmanach, a eBay posiadał Skype’a przez eBay International AG zlokalizowany w Bernie w Szwajcarii. Tak długo jak stawki CIT-u w Stanach Zjednoczonych są na poziomie 35 proc., podczas gdy reszta świata działa na dużo niższych, należy spodziewać się, że:
1.Rejestrowanie firm w krajach nisko opodatkowanych będzie trwało;
2.600 miliardów dolarów, które amerykańskie firmy trzymają za granicą, nie powróci do kraju;
3.Młode amerykańskie firmy z branży technologii i takie które posiadają patenty będą rejestrowały się za granicą i nie będą zainteresowane wchodzeniem na giełdę w Stanach.
Wszystkie powyższe czynniki zmniejszają liczbę ofert publicznych, co ogranicza wartość inwestycji dostępnych większości Amerykanów. Jeśli do tego dodać zwiększone obciążenia regulacyjne nałożone w ostatnich latach i bardzo niskie stopy procentowe, nie można się dziwić, że private equity i venture capital były tymi inwestycjami, które w ciągu ostatnich 20 lat, pozwalały zarobić zdecydowanie więcej niż jakakolwiek inna grupa aktywów. Jednak korzyści z nich odniosła relatywnie nieliczna grupa ludzi.
Jeśli Waszyngton chce powstrzymać redystrybucję bogactwa od szerokich rzesz podatników do garstki graczy na rynkach finansowych, nie obejdzie się bez drastycznej reformy prawa podatkowego. Może to zabrzmieć paradoksalnie, ale w obecnej debacie politycznej, która skupia się na redukcji zadłużenia (podczas gdy potrzebny jest wzrost i kreacja kapitału) właściwym rozwiązaniem jest drastyczna obniżka pewnych podatków z jednoczesną eliminacją wielu luk.
Jeśli amerykańskiemu rządowi udałoby się również zapewnić stabilność dolara, inwestycje w derywaty stałyby się znacznie mniej atrakcyjne. To nie tylko zmniejszyłoby rozmiary sektora finansowego, ale również popyt na usługi prawnicze i księgowe. W tej sytuacji nastąpiłby bardzo pożądany odpływ matematyków i statystyków oraz menedżerów do innych branż gospodarki. Przyszłość właśnie przechodzącego na emeryturę powojennego wyżu demograficznego również zaczęłaby wyglądać lepiej.
Autor jest profesorem zarządzania na Uniwersytecie McGill w Montrealu. Artykuł ukazał się w Forbesie pt.: “Co zrobić z długami? Lepiej zapytać obywateli”. Nawiązuje do książek autora: „Options for Countries Wanting a Divorce” (1995) oraz „Force of Finance” (2002).
Globalnym problemem, dotyczącym zarówno krajów zamożnych, jak i biednych, stała się otyłość. Rozpowszechnienie leków ją ograniczających wywoła skutki w wielu sektorach gospodarki.
Gospodarka Unii Europejskiej wchodzi w okres letargu po przejściu szoku energetycznego. Państwa wspólnoty zaczynają poszukiwać nowego modelu rozwojowego. Zmiany te będą stwarzały wyzwania dla Polski – część benefitów z integracji z niemieckim łańcuchem dostaw się skończy, konieczna okaże się też adaptacja do nowych modeli biznesowych.
Istnieje brytyjska spółka technologiczna, która wydaje się niezastąpiona w skali globu. Przyszła na świat w dawnej stodole na fermie indyków. Jej fascynującą historię i miejsce na niezwykle skomplikowanej dziś mapie biznesowo-geopolitycznej przybliża James Ashton w książce „Druga rewolucja krzemowa”.
Dobrze wykształceni młodzi Chińczycy nie mogą odnaleźć się w realiach współczesnego rynku pracy. Nie chodzi o to, że są zbyt wybredni i przebierają w ofertach, bo niejednokrotnie są gotowi podjąć pracę poniżej swoich kwalifikacji. Chińska gospodarka ma trudności z wchłonięciem absolwentów uczelni, natomiast obok nadpodaży tej grupy szukających pracy, pojawia się niedobór pracowników fizycznych, co prowadzi do strukturalnego bezrobocia i hamuje rozwój.
Minął prawie rok, odkąd Javier Milei objął rządy nad Argentyną, wypowiadając wojnę inflacji i etatyzmowi. Entuzjaści pieją z zachwytu nad sukcesami, krytycy twierdzą, że ponosi sromotną klęskę. Obu grupom przyda się zimny prysznic.
Chiny napotkały wyzwania o charakterze strukturalnym, a więc dalekosiężnym i długofalowym, po raz pierwszy na taką skalę od zainicjowania prorynkowych reform z końcem 1978 r. Co prawda niektórzy tamtejsi eksperci, a nawet oficjele mówią o „kryzysie cyklicznym”, ale trudności i problemy są poważne.
Rosyjska gospodarka od przeszło pięciu kwartałów rośnie w tempie ponad 5 proc. To rekordowe tempo, ostatni raz odnotowywane na takim poziomie na przełomie lat 2011 i 2012. Czy Rosja, mimo sankcji, odcięcia od najnowszych technologii, inwestycji zagranicznych i wiodących światowych rynków eksportu oraz importu zaczyna osiągać to o czym od dawna mogła tylko marzyć? Czy też jest to wstęp do sagi „miłe złego początki”?
Wybitny amerykański ekonomista John Kenneth Galbraith w napisanej w wieku 96 lat, dwa lata przed śmiercią, ostatniej swej książce „Gospodarka niewinnego oszustwa: prawda naszych czasów”, zauważa, że w ekonomii i polityce rzeczywistość bardziej niż w jakiejkolwiek innej dziedzinie jest zaciemniana przez obiegowe i nawykowe poglądy. Tak naprawdę jest inaczej niż się powszechnie i zwyczajowo mówi – mamy zatem do czynienia z rutynowym zakłamaniem rzeczywistości. Oszustwem jest, jak twierdzi, że mamy kapitalizm, bo władzę nad gospodarką dzierżą nie właściciele kapitału, lecz menedżerowie; nie istnieje system rynkowy, bo jest poddawany takim manipulacjom, że faktycznie nie istnieje; a w ogóle kłamstwem są opowieści o gospodarce rynkowej, w której konsument jest suwerenem – bo przecież jest manipulowany przez wyrafinowane systemy sterujące jego wyborami.
Choć korzystanie z rajów podatkowych to głównie domena firm międzynarodowych, jednak pierwszymi ich beneficjentami byli koloniści oraz zamożni arystokraci i elity wielu państw.
Titanic kapitalizmu zmierza w kierunku góry lodowej, którą jest wielka i rosnąca rola państwa w gospodarkach rynkowych – tak twierdzi w swojej najnowszej książce Ruchir Sharma.
Współczesne problemy prawne Unii Europejskiej, sztuczna inteligencja w bankowości oraz polityka pieniężna były tematami grudniowego zjazdu na podyplomowych studiach MBA organizowanych w ramach drugiej edycji projektu „Akademia NBP”.
Kiedy świat wynurzył się z chaosu II wojny światowej, władzę objęli ludzie o przekonaniach makroekonomicznych, ukształtowanych w formacyjnym dla nich doświadczeniu lat 30. XX w.
Przełomowym pomysłem ekonomicznym zrywającym z dotychczasowym paradygmatem opieki społecznej okazuje się bezwarunkowy dochód podstawowy. Część osób uznaje go za klucz do pokonania bolączek stechnicyzowanej gospodarki. Zdaniem innych – to idea tyleż kosztowna co utopijna.
Cena złota osiągnęła w kwietniu najwyższy poziom w historii. W głównym stopniu przełożyły się na to zakupy dokonywane przez banki centralne, czynniki behawioralne oraz przejściowy wzrost ryzyka geopolitycznego, wynikający z walk na Bliskim Wschodzie.
Wprowadzenie euro jest niebezpieczne z ekonomicznego i politycznego punktu widzenia. Polska gospodarka jest jeszcze niedojrzała, różnice technologiczne, rozwój systemu finansowego, poziom konkurencyjności wymagają przyspieszonej modernizacji. Nasza gospodarka wychodzi dopiero z rozwoju zależnego, potrzebny jest czas.
W ostatnich latach, a szczególnie po rozpoczęciu wojny z Ukrainą, z Rosji płynie nieprzerwany przekaz o sukcesach. Ich skala narasta – gospodarka uodporniła się na sankcje i nawet się rozwija oraz restrukturyzuje, bieda spada, a zamożność rośnie, produkcja krajowa wypiera zaś import. Czy sukcesy mają jednak realny wymiar, czy głównie propagandowomedialny?