Bez reform polski wzrost gospodarczy nie będzie stały

W Polsce rosną płace, ale wydajność i produktywność już nie. Dobra polityka fiskalna i monetarna nie zastąpią konkurencyjności gospodarki i reform strukturalnych. Przecież by doganiać najlepszych w Europie, powinniśmy rozwijać się w tempie 7 proc. PKB rocznie - mówi Danuta Huebner, eurodeputowana i była komisarz UE.

W ten weekend odbywa się szczyt grupy G-20 w kanadyjskim Toronto. Kiedyś śledziliśmy w Polsce głównie to, co szefowie europejskich państw i rządów ustalali wspólnie w Brukseli. Czy teraz większe znaczenie będzie miało dla nas to, co uzgodnią przywódcy USA, Chin i Brazylii ze swoimi partnerami ze świata?

Ten szczyt jest ważny, bo utrzymuje dynamikę dialogu globalnego. To niezwykle istotne w czasie, kiedy cały świat znajduje się w sytuacji tak wielu nierównowag. Na szczęście ten potrzebny nam wszystkim dialog jest kontynuowany i od czasu szczytu w Pittsburgu w czerwcu 2009 r. owocuje większymi lub mniejszymi sukcesami. Przedstawiciele UE jadą na ten szczyt z decyzjami, które podjęli tydzień temu na swoim szczycie, zaś Stany Zjednoczone ze swoim największym oczekiwaniem wobec świata, czyli wezwaniem do działań na rzecz wzrostu gospodarczego.

Politycy europejscy, w tym szczególnie kanclerz Niemiec Angela Merkel, będą chcieli mówić o opodatkowaniu transakcji finansowych.

Już dziś wiadomo, że ta propozycja nie przejdzie. Za to ważnym punktem dyskusji będą różne podejścia do wzrostu gospodarczego i stabilności finansowej. My w Europie bardzo boimy się inflacji i nasze wysiłki kierujemy na to, by ją zwalczać, zaś w mniejszym stopniu zajmujemy się teraz wzmacnianiem wzrostu. Tymczasem w USA bardzo obawiają się – i to zauważałam podczas mojej ostatniej wizyty w Stanach – że trwająca w Europie likwidacja deficytów i  zadłużenia publicznego zdusi tę powoli budzącą się aktywność gospodarczą. Amerykanie oczekują, że Europejczycy zrewidują swoje podejście.

Jeszcze nie dalej jak rok temu wszyscy w Europie mówili o wzroście i tworzyli wielomiliardowe pakiety, które miały pobudzić koniunkturę w gospodarce. Teraz wszędzie nastała moda na oszczędzanie.

Głównym kłopotem dla Europy jest ogromne zadłużenie, z którym będziemy musieli żyć przez kilkanaście lat. Byłoby jednak błędem, gdybyśmy chcieli je zredukować z dnia na dzień i nagle wycofali się z tych pakietów pomocowych. Bardziej wskazana jest zrównoważona ścieżka, którą dochodzilibyśmy do tego celu w dłuższym okresie.  Należy tak ciąć wydatki publiczne, by nie zdławić odradzającego się wzrostu gospodarczego. Przecież normalnie ograniczenia wydatków powodują ograniczenie wzrostu i Amerykanie obawiają się, że Europa nie zapewni im odpowiedniej dynamiki wzrostu.

W Europie cały wysiłek służy wzmocnieniu stabilności finansowej. Brakuje pomysłu jak połączyć likwidację deficytów i długów ze stymulowaniem wzrostu. Tymczasem sektor prywatny nie jest jeszcze gotowy, by inwestycyjnie przejąć odpowiedzialność za wzrost. Nie są do tego gotowe również banki, które mogłyby wzmacniać wzrost poprzez silniejszą aktywność kredytową. Zbyt szybkie działania oszczędnościowe mogą więc sprawić, że znajdziemy się w drugim dołku załamania gospodarczego. Gdyby reszta świata poszła za przykładem Europy, zabrakłoby sił napędzających światową gospodarkę i mogłoby to wywołać globalną recesję. Obecna sytuacja to kryzys wzrostu w świecie zachodnim – Azja jak na razie nie przeżyła tego, co my w Europie.

Jak w tej sytuacji powinna zachować się Polska? W zeszłym roku byliśmy w Europie zieloną wyspą, ale 7-procentowy deficyt jest zbyt duży i trzeba go redukować.

Polska nie powinna się uspokajać, że przeszła suchą nogą przez kryzys. Potrzebne są nam reformy strukturalne, które będą nowymi czynnikami wzrostu. Te tradycyjne się przecież wyczerpały. Jeśli nie wzmocnimy innowacyjności polskich przedsiębiorstw i nie zwiększy się ich konkurencyjność na rynkach międzynarodowych, to utracimy tę względnie dobrą pozycję startową. Wzrost nie będzie trwały, stabilny i gwarantowany, jeśli polska gospodarka nie wejdzie na inny stopień rozwoju.

Jesteśmy dumni, że w Polsce rosną płace, a dzięki temu wzrósł popyt, ale nie widzimy, że wydajność i produktywność już nie rośną.  To mnie martwi. Pewien konserwatyzm banków, silny nadzór finansowy, elastyczność przedsiębiorstw i osłabienie złotego sprawiły, że z sukcesem stawiliśmy czoła kryzysowi. Jednak na dłuższą metę to nie wystarczy, potrzebujemy nowych sił napędowych. Dobra polityka fiskalna i monetarna nie zastąpią konkurencyjności gospodarki i reform strukturalnych. Przecież by doganiać najlepszych w Europie, powinniśmy rozwijać się w tempie 7 proc. PKB rocznie.  Niestety, ciągle nie zdobywamy się na te działania – choć np. rynek pracy czeka na zmiany, które umożliwiłyby większą elastyczność i mobilność.

A co z redukcją deficytu? Ma on się obniżyć w ciągu dwóch lat do poziomu 3 proc. PKB, ale czy to możliwe? Przecież już w przyszłym roku wpływy budżetu z prywatyzacji będą znacznie niższe.

Bez większego wzrostu gospodarczego, a dzięki temu dodatkowym wpływom do budżetu nie będzie to możliwe. Mamy przecież w budżecie bardzo dużo wydatków sztywnych, których nie da się ciąć. Powinniśmy znaleźć ścieżkę między restrykcyjną polityką fiskalną a innowacyjnością, która jest według mnie teraz najważniejsza.  To trudne zadania, bo ta przestrzeń jest bardzo wąska. Rozwiązaniem nie będzie „przeczołganie się” Polski przez kryzys i wyłączne pilnowanie deficytu. Musimy mieć również pozytywny program reform.

Na ostatnim szczycie UE była mowa o europejskim zarządzaniu gospodarczym (tak mówią Anglicy) względnie koordynacji gospodarczej (tak mówi się w Niemczech) czy europejskim rządzie gospodarczym (a tak mówią Francuzi). Jak na razie nie ma nawet jednolitego określenia na tę nową dziedzinę integracji Europy. Na czym mogłaby ona polegać i czy jest w ogóle potrzebna?

Ona jest konieczna. Przy czym koordynacja 16, czy 27 budżetów narodowych jest niewykonalna. Nie wiem, jak mogłaby wyglądać. Również tworzenie jakiegoś scentralizowanego instrumentu finansowego,  do którego mielibyśmy wpłacać w dobrych czasach i z niego korzystać w czasach trudnych, prawdopodobnie się nie powiedzie. Sama koordynacja nie da bezpieczeństwa w zarządzaniu ekonomicznym. Europę czeka śmielszy krok w stronę zarządzania gospodarczego.


Tagi


Artykuły powiązane

Za mało Europy w G20

Kategoria: Trendy gospodarcze
Brak w G20 takich krajów jak Hiszpania, Holandia, Polska czy Nigeria zaprzecza rozpowszechnionemu poglądowi, że uczestnikami tego forum stały się państwa o największym produkcie krajowym brutto i liczbie ludności.
Za mało Europy w G20