Autor: Stephen S. Roach

Jest członkiem zwyczajnym wydziału w Yale University; publicysta Project Syndicate.

Błędne odczytywanie sygnałów zmian w Chinach

Różni mądrale znowu ulegają pokusie, by rozpoznawać syndrom „Katastrofy Chin” — to schorzenie, jak się wydaje, co parę lat dopada komentatorów gospodarczych i politycznych. Nie obchodzi ich fakt że już od paru dziesiątków lat podnoszą fałszywe alarmy. Tym razem jest inaczej — głosi chór sceptyków.
Błędne odczytywanie sygnałów zmian w Chinach

Stephen S. Roach

Tak, gospodarka Chin zwolniła. Choć pokiereszowany przez kryzys Zachód mógłby tylko pomarzyć o osiągnięciu 7,5 proc. rocznego tempa wzrostu PKB — a tyle właśnie, jak podało Narodowe Biuro Statystyczne Chin, wyniósł on w II kw. 2013 r. — to w porównaniu z odnotowanym w latach 1980-2010 trendem wzrostowym na poziomie 10 proc. oznacza wyraźne spowolnienie.

Sceptyków jednak martwi nie tylko samo wyhamowanie rozwoju. Wyrażają także obawy o nadmierne zadłużenie, związany z tym kruchy system bankowy; o to, że obecna ciągle na rynku nieruchomości bańka w końcu pęknie. Co najważniejsze — są zaniepokojeni przypuszczalnym brakiem znaczącego postępu jeśli chodzi o zmianę układu równowagi gospodarczej, czyli o długo oczekiwane odejście od niesymetrycznego modelu wzrostu napędzanego eksportem oraz inwestycjami na rzecz modelu bazującego na wewnętrznej konsumpcji prywatnej.

W statystyce po staremu?

Jeśli chodzi o ten ostatni punkt, to najnowsze dane o komponentach chińskiego PKB na pierwszy rzut oka wyglądają wręcz żenująco. Wkład konsumpcji (prywatnej i publicznej) w tempo wzrostu wyniósł w pierwszym półroczu tylko 3,4 punkty procentowe, a w okresie kwiecień-czerwiec szacunkowo 2,5 p.p. To pogorszenie w ujęciu kwartalnym oznacza osłabienie — cykliczne bądź okresowe — chińskiego popytu konsumpcyjnego.

Jednocześnie wkład inwestycji we wzrost PKB podskoczył z 2,3 p.p. w I kw. 2013 r. do 5,9 p.p. w II kw. Innymi słowy: wygląda na to, że Chiny zamiast przestawiać się ze wzrostu napędzanego inwestycjami na wzrost pobudzany konsumpcją, kontynuują stary kurs.

W przypadku niezrównoważonej gospodarki, która przez ponad trzy dekady za dużo inwestowała i zbyt mało przeznaczała na konsumpcję, jest to rzeczywiście zniechęcające. W końcu o zmianie układu równowagi w gospodarce przywódcy Chin mówią już od lat, zwłaszcza po przyjęciu w marcu 2011 r. prokonsumpcyjnego 12. Planu Pięcioletniego. Tej zmiany nie udało się osiągnąć, gdy gospodarka gwałtownie rosła; zdaniem sceptyków dokonanie jej w warunkach „powolnego wzrostu” będzie jeszcze bardziej utrudnione.

Jest to w najlepszym przypadku rozumowanie sztuczne. Trudno oczekiwać, by zmiana układu równowagi w jakiejś gospodarce — czyli zasadnicze przeobrażenie strukturalne źródeł wzrostu produkcji — dokonała się z dnia na dzień. Jej przeprowadzenie wymaga strategii, czasu i determinacji. Tego wszystkiego Chiny mają pod dostatkiem.

Komponenty PKB to najgorsza chyba z miar, jakie stosuje się przy ocenie postępu wczesnych stadiów zmiany układu równowagi w gospodarce. Oczywiście przy ostatecznej ocenie tego, czy Chinom się ta zmiana udała, papierkiem lakmusowym będzie właśnie wkład poszczególnych kategorii w PKB. Słowo „ostatecznie” ma tu znaczenie kluczowe. Jest o wiele za wcześnie, by oczekiwać znacznych przesunięć w głównych źródłach zagregowanego popytu. O wiele ważniejsze jest dziś zbadanie trendów potencjalnych wyznaczników chińskiej konsumpcji.

Usługi zapowiedzią przełomu

Z tej perspektywy są powody do optymizmu, zwłaszcza jeśli uwzględnić przyspieszony wzrost chińskiego sektora usług, który stanowi jeden z kluczowych elementów prokonsumpcyjnej zmiany układu równowagi. W pierwszej połowie 2013 r. usługi (czyli trzeci sektor) wzrosły w ujęciu rocznym o 8,3 proc., wyraźnie szybciej niż przemysł przetwórczy i budownictwo (tzw. drugi sektor), gdzie dynamika wyniosła łącznie 7,6 proc.

Ponadto luka między tempem rozwoju usług a przemysłu i budownictwa powiększyła się w 2013 r., choć jeszcze w 2012 r. obydwa te sektory osiągnęły 8,1 proc. wzrostu. Te zmiany — najpierw zrównanie tempa wzrostu, a potem szybszy rozwój usług — są zdecydowanie odmienne od wcześniejszych trendów.

Od 1980 do 2011 r. usługi rosły przeciętnie o 8,9 proc. rocznie, co było aż o 2,7 p.p. mniej niż łączny wzrost (11,6 proc.) przemysłu i budownictwa w tym samym okresie. Niedawne odwrócenie tych relacji sugeruje, że struktura chińskiego wzrostu zaczyna się przechylać w stronę usług.

Czemu dla zmiany układu równowagi w Chinach usługi są tak istotne? Zacznijmy od tego, że są one o wiele bardziej pracochłonne niż tradycyjne dla tego kraju sektory wzrostu. W 2011 r. w chińskim sektorze usług produkcja (w przeliczeniu na jednostkę) wymagała o 30 proc. więcej pracy niż w przemyśle i budownictwie. Oznacza to, że chińska gospodarka może osiągnąć doniosłe cele w zakresie absorpcji siły roboczej —zatrudnienie, urbanizację oraz zmniejszenie zasięgu biedy —przy znacznie wolniejszym niż w przeszłości wzroście PKB. Innymi słowy, jeśli chodzi o absorbcję siły roboczej, to napędzany przez usługi wzrost na poziomie 7-8 proc. rocznie może dawać takie same efekty jak 10 proc. przy poprzednim chińskim modelu rozwoju.

To dobra wiadomość — z trzech powodów. Po pierwsze, rozwój usług zaczyna być nowym źródłem dochodów dla ludzi żyjących z pracy, a to oni są ostoją popytu konsumpcyjnego. Po drugie, poleganie w większym stopniu na usługach umożliwia Chinom wejście na niższą i trwalszą trajektorię wzrostu, powstrzymując tym samym rozwój tych działalności przemysłu i budownictwa, które powodują nadmierne zużycie zasobów i gigantyczne zanieczyszczenia środowiska. I wreszcie po trzecie — wzrost znajdującego się dopiero w zarodku sektora usługowego (na który obecnie przypada zaledwie 43 proc. PKB) poszerza podstawę gospodarczą Chin, stwarzając istotną szansę na zmniejszenie nierówności dochodowych.

Gospodarce Chin daleko do załamania, ale znajduje się ona w punkcie zwrotnym. Tryby zmieniające układ równowag już się kręcą. Wprawdzie w składnikach popytu finalnego to się nie ujawnia (przynajmniej na razie), ale na tym etapie transformacji zwrot od przemysłu i budownictwa w stronę usług stanowi wskaźnik o wiele istotniejszy.

Podobne znacznie mają także sygnały o pojawianiu się nowych rozwiązań dyscyplinujących — takich jak posunięcia banku centralnego, który zdaje się być zdecydowany skończyć z nadmierną kreację kredytu w Chinach oraz władz fiskalnych, opierających się pokusie zyskiwania czasu za pomocą kolejnej rundy ogromnych wydatków, przeciwdziałających spowolnieniu. Zachęcające są również wstępne kroki na rzecz liberalizacji stóp procentowych, a także pogłoski o reformie archaicznego systemu huoku (meldunków).

Tak więc punkt ciężkości powoli, ale stanowczo przesuwa się w kierunku „następnych Chin”. Niedowiarki na Zachodzie znów błędnie odczytują najistotniejsze sygnały z chińskiej gospodarki.

©Project Syndicate, 2013

www.project-syndicate.org

Stephen S. Roach

Tagi