Brazylia zrobiła to po swojemu

Wielu liberałów dotąd odrzucało pogląd, że można pogodzić gospodarkę otwartą na globalizację z dbałością o wielkie rzesze osób wykluczonych. Brazylijczycy uznali jednak, że zapewnienie stabilnego rozwoju wymaga zmniejszenia wielkich nierówności społecznych. I że tego nikt za państwo nie zrobi – mówi profesor Barbara Liberska.
Brazylia zrobiła to po swojemu

Prof. Barbara Liberska (c) arch. autora

Obserwator Finansowy: 31 października w Brazylii odbędzie się druga tura wyborów prezydenckich. Agencja Bloomberg podsumowując 8 lat prezydentury Luli da Silva, podaje m.in., że w tym roku gospodarka kraju wzrośnie o 7,3 proc. Sam Lula mówi w jednym z wywiadów, że to powrót do tempa sprzed załamania w roku 1982, spowodowanego drastycznym podniesieniem stóp procentowych w Stanach. Ówczesny Fed, prezesa Paula Volckera, podwyższył stopy przejściowo nawet do 21 procent, by powstrzymać inflację….

Prof. Barbara Liberska: … i w wielu krajach doszło do kryzysu zadłużenia. Nastąpiła tak zwana „stracona dekada”. Wcześniej, od 1974 roku miał miejsce „brazylijski cud gospodarczy”, z siedmioma procentami wzrostu. Ten cud się załamał, zakończył ogromnym kryzysem, bo pożyczano, podobnie jak w całym Trzecim Świecie, bardzo dużo pieniędzy…

… w Polsce też…

… i gdy gwałtownie wzrosło oprocentowanie kredytów, Brazylia musiała ogłosić niewypłacalność. To był gwóźdź do trumny brazylijskiego rozwoju. Wcześniej prawie czterokrotny wzrost ceny ropy naftowej, najpierw w 1974 roku, a potem w 1979 spowodował, że Brazylia zaciągnęła ogromne pożyczki na jej import. A importowała wówczas 80 procent zużywanej ropy. Efektem rosnącego zadłużenia były wysokie spłaty. A w 1982 roku nastąpiło totalne załamanie.

Ale warto pamiętać, że jeszcze przed brazylijskim cudem gospodarczym miał miejsce przyspieszony proces industrializacji w ramach strategii substytucji importu. Wtedy powstały te nieprawdopodobne, wielomilionowe favele, w których osiedlali się ludzie przenoszący się w poszukiwaniu pracy z wiejskiej biedy do miast.

Te favele były głównym zmartwieniem Luli da Silva. Bloomberg podaje, że za rządów Luli wyciągnięto z nędzy 21 milionów ludzi. Jak Pani Profesor sądzi – czy z przykładu Brazylii wynika, że cały neoliberalny koncept Konsensusu Waszyngtońskiego jest, przynajmniej w przypadku krajów Trzeciego Świata, do wyrzucenia?

Na to warto spojrzeć z trochę innej perspektywy. Podstawą myślenia neoliberalnego Konsensusu Waszyngtońskiego były reformy rynkowe i zapewnienie stabilizacji makroekonomicznej. To w Brazylii zrobiono jeszcze za czasów poprzednika Luli, czyli prezydenta Fernando Cardoso. Można powiedzieć, że dzięki swojemu poprzednikowi Lula mógł wejść na już oczyszczone pole. Cardoso – lewicowy profesor socjologii – nie był zachwycony tym, że musi zaprowadzić ostrą dyscyplinę finansową, ale uważał, że bez tego nie będzie podstaw dla wzrostu gospodarczego. Z inflacją rzędu paru tysięcy procent kraj nie tylko nie jest w stanie pozyskiwać kapitałów, ale w ogóle się rozwijać.

Tym niemniej Konsensus Waszyngtoński kwestionuje aktywną rolę państwa w gospodarce w imię swobody działania rynków, choć oczywiście jest w nim mowa o tym, że państwo powinno wydawać więcej na edukację, badania naukowe i inne cel prorozwojowe, zamiast subsydiować różne grupy społeczne. Natomiast i Cardoso i Lula mówili o tym, że gdy już uda się ustabilizować gospodarkę, to państwo powinno odgrywać bardzo aktywną rolę. Przede wszystkim po to, aby zmniejszać nierówności społeczne, które uważali za główny hamulec rozwoju.

I rzeczywiście państwo brazylijskie odgrywa tę rolę.

Wydobyto z nędzy miliony ludzi – głównie dzięki programom edukacyjnym i polityce wzrostu płacy minimalnej. Wprowadzono bardzo kompleksowy program, właściwie zaczynający się od urodzenia dziecka, poprzez zapewnienie mu opieki zdrowotnej, wyżywienia, edukacji, możliwości wejścia na rynek pracy…

Kosztowny?

Rzędu jednego procentu budżetu. Nie tak znowu wiele biorąc pod uwagę, że tym programem objęto ok. 19 milionów ludzi, którym wypłacano stypendium rodzinne, wynoszące około 40 dolarów na osobę. Brazylia miała wielkie szczęście, że akurat wtedy, gdy program ruszył na szeroką skalę, osiągano duże dochody z eksportu surowców, których ceny rosły dzięki chińskiemu popytowi. Miała szczęście, bo miała potrzebne środki, ale też potrafiła to swoje szczęście właściwie wykorzystać.

Z tego co Pani mówi wynika, że Brazylia ma bardzo duże doświadczenie w prowadzeniu przez państwo aktywnej polityki gospodarczej. Całe dziesięciolecia konsekwentnego pojmowania roli państwa i koncepcji polityki gospodarczej!

To wszystko wynika z wielkiej, jeszcze XIX-wiecznej wiary w to, że Brazylia ma wszelki warunki, by być mocarstwem. Elity państwowe wierzyły od dawna w „Grandeza Brasileira” i dlatego budowały program, który miał Brazylię do tej mocarstwowości doprowadzić. Ciągle to nie wychodziło, ale wierzono, że tę ideę musi zrealizować państwo. Ja myślę, że Lula wiele przejął z tej ideologii.

Natomiast dopiero Cardoso i Lula zrozumieli, że nie sposób zbudować kraju rozwiniętego, zrealizować mocarstwowych ambicji, gdy 40 procent społeczeństwa żyje w biedzie. Brazylia jest wreszcie na drodze do zyskania statusu globalnej potęgi, gdyż potrafiła wykorzystać to, co daje integracja z globalnymi rynkami. I to wykorzystała po swojemu, nowatorsko, na własnych warunkach. Bo ani stary model protekcjonistyczny, ani model proponowany przez Konsensus Waszyngtoński nie przyniósłby takich rezultatów. Liberałowie do tej pory odrzucali pogląd, że można pogodzić gospodarkę otwartą na globalizację z dbałością o wielkie rzesze wykluczonych. Natomiast Brazylijczycy uznali, że nie można tego tak sobie zostawić, tylko trzeba w sposób racjonalny i kompleksowy rozwiązać problem biedy. Zapewnienie stabilnego rozwoju wymaga rozwiązania problemu wielkich nierówności społecznych. I tego nikt za państwo nie zrobi w takim kraju.

Fenomen Luli polega na tym, że pozyskał dla realizacji swego programu przychylność wielkiego biznesu. Początkowo elity biznesowe bardzo się bały, że ten człowiek, który przyszedł z dołów społecznych, zacznie realizować szkodliwe gospodarczo programy populistyczne. Tymczasem okazało się, że on potrafił prowadzić politykę przyjazną dla biznesu, tłumacząc, że realizacja programów społecznych przyniesie korzyści dla wszystkich.

I przekonał…

Przekonał, choć tradycyjnie takiego człowieka traktowano w Ameryce Łacińskiej jako wywrotowca. Takich, którzy podjęli walkę z biedą, niejednokrotnie szybko i brutalnie się pozbywano w drodze rozmaitych zamachów stanu, często wspartych z zewnątrz. A w przypadku Luli było to wielkie szczęście, że koniunktura gospodarcza umożliwiła finansowanie programów społecznych bez zwiększania obciążeń podatkowych biznesu. Znacznie miało też to, że Stany Zjednoczone zajmowały się Irakiem…

… i Bush nie miał już głowy do tego, żeby uszczęśliwiać Amerykę Łacińską.  Wracając do kwestii modelu gospodarczego – czy dobrze rozumiem, że Lula i Cardoso wykorzystali, ale też zmienili to tradycyjne brazylijskie pojmowanie roli państwa w rozwoju gospodarczym?

To znaczy z jednej strony odeszli od strategii substytucji importu, otworzyli gospodarkę, ale równocześnie podjęli działania na rzecz walki z biedą, wyrównywania szans, co pozwoliło zwiększyć dynamikę społeczną. To był przecież przez dziesięciolecia kraj z największą rozpiętością współczynnika Giniego!

W erze globalizacji postawiono na szeroki udział Brazylii w globalnej wymianie handlowej i przepływach kapitału. Już za czasów Cardoso nastąpiła liberalizacja i prywatyzacja gospodarki – także w myśl zaleceń Konsensusu Waszyngtońskiego – oraz otwarcie na inwestycje zagraniczne. W efekcie do Brazylii w ostatniej dekadzie strumieniami napływały inwestycje. Zaczęto eksportować nie tylko surowce, ale także wyroby przemysłowe. Brazylia jest świetnym przykładem – choć na inną skalę niż Chiny – korzyści z uczestnictwa w globalnej gospodarce.

Ale przy całej tej prywatyzacji Brazylia ma na przykład stale banki państwowe. Lula mówi, że brazylijskie banki kontrolowane przez państwo – BNDES, Caixa Econômica Federal i Banco do Brasil – uratowały w trakcie kryzysu gospodarkę, bo zwiększyły akcję kredytową, gdy banki prywatne odcięły przemysł od finansowania. Czy rzeczywiście dzięki państwowemu sektorowi bankowemu Brazylia suchą nogą przeszła przez kryzys?

Te banki, o których pan mówi, powstały jeszcze w latach 60. jako specjalne banki wspierania rozwoju społeczno-gospodarczego – jak Banco Nacional de Desenvolvimento Economico e Social. To były banki państwowe, których zadaniem było finansowanie projektów infrastrukturalnych, rozwój regionów, budowa dróg, elektrowni, portów, niezbędnej infrastruktury. Te banki wciąż istnieją, choć ich udział w całym sektorze jest marginalny. Przekazywane są do nich środki, także z tego boomu surowcowego, na finansowanie projektów infrastrukturalnych. Jednak w czasie kryzysu, gdy zorientowano się, że banki komercyjne wycofują finansowanie z gospodarki, przesunięto szybko te środki na wspieranie zagrożonych kryzysem sektorów. Okazało się, że bank rozwojowy może pełnić w trakcie kryzysu bardzo pożądaną rolę.

Rolę straży pożarnej.

Nie trzeba więc było sięgać – jak w Stanach – do kieszeni podatnika, żeby zdobywać kolosalne środki na ratowanie banków prywatnych, tylko była gotowa instytucja, posiadająca niezbędne zasoby.

Ale państwowych jest nie tylko tych kilka banków. Największe brazylijskie przedsiębiorstwo państwowe, Petrobra, w ostatnim miesiącu sprzedało akcje za gigantyczną sumę 67 mld dolarów. To była największa w historii świata jednorazowa emisja akcji, a uzyskane środki mają sfinansować eksploatację nowych złóż ropy. To pokazuje, jak znaczne jest zaufanie inwestorów do brazylijskiego modelu rozwoju.

Czy ten model państwa – z jednej strony otwartego na globalizację, potrafiącego czerpać z niej korzyści, a zarazem silnego, aktywnego, nie zaniedbującego polityki społecznej – nie przypomina nieco modelu skandynawskiego?

Myślę, że to zbyt dalekie skojarzenie. W biednym państwie nie da się realizować modelu skandynawskiego. Problemy i środki są nieproporcjonalne w stosunku do roli takiej, jaką państwo ma w Szwecji czy w Danii. Podobnie zbyt dalekie byłyby skojarzenia z niemiecką społeczną gospodarką rynkową. W samym Rio w favelach ponad Cocapabaną mieszka ponad dwa miliony biedaków! Jak tu w ogóle można porównywać to z jakimkolwiek programem skandynawskim, czy europejskim? To jest raczej brazylijski fenomen, który powinien być postrzegany na tle Ameryki Łacińskiej jako odpowiedź na jej problemy. To, że Brazylia zaczęła w sposób kompleksowy i długofalowy walczyć z wykluczeniem społecznym pokazuje, że rola państwa w tamtym obszarze się zmienia. Ale byłoby błędem sądzić, że zbliża się do tego, jak rolę państwa pojmuje się w Europie.

Rozmawiał: Ryszard Holzer

Prof. Barbara Liberska jest pracownikiem Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN, specjalistką w dziedzinie międzynarodowych stosunków gospodarczych oraz globalizacji. Jest autorem i współautorem kilkunastu książek, m.in. „Globalizacja. Mechanizmy i wyzwania” (PWE 2002) i „Brazylia przyszłości. Strategia budowy Brazylii, jako przyszłej potęgi światowej w okresie rządów wojskowych” (PWN 1989).

Prof. Barbara Liberska (c) arch. autora

Tagi


Artykuły powiązane

Bankom trudno odejść od finansowania paliw kopalnych

Kategoria: Analizy
Największe globalne banki, mimo zobowiązań i deklaracji, wciąż finansują wydobycie i wykorzystywanie paliw kopalnych w celach energetycznych. Kredyty z tym związane nie są jednak istotną częścią ich portfeli.
Bankom trudno odejść od finansowania paliw kopalnych

Mit przedsiębiorczego państwa

Kategoria: Trendy gospodarcze
Idąc tropem myślenia Mariany Mazzucato przedstawionym w ‘Przedsiębiorczym państwie’ uznać należy, że za moje liberalne poglądy, za mój libertarianizm i anarchokapitalizm, odpowiedzialne jest państwo.
Mit przedsiębiorczego państwa

Za mało Europy w G20

Kategoria: Trendy gospodarcze
Brak w G20 takich krajów jak Hiszpania, Holandia, Polska czy Nigeria zaprzecza rozpowszechnionemu poglądowi, że uczestnikami tego forum stały się państwa o największym produkcie krajowym brutto i liczbie ludności.
Za mało Europy w G20