Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Chińska metoda planowania rodziny

Wiadomość, że Chiny odchodzą od polityki jednego dziecka stała się światową sensacją i uznano ją za historyczną, chociaż na tę zmiane zanosiło się od lat. Od pierwszego spisu powszechnego przeprowadzonego w ChRL w 1953 r. liczba ludności wzrosła z 583 mln do 1,34 mld. Teraz jednak to olbrzymie społeczeństwo się starzeje.
Chińska metoda planowania rodziny

(CC By NC 黒忍者)

Należy pamiętać, że polityka jednego dziecka zostaje zastąpiona polityką dwójki dzieci – o całkowitym zniesieniu kontroli urodzin w Państwie Środka nie ma mowy – zauważa „China Economic Review”. Potwierdza to Yuan Xin z Uniwersytetu Nankai w Tianjinie, ekspert od demografii, który bierze udział w opracowaniu nowych przepisów. Zapowiada on, że „Chiny nadal będą trzymały się polityki planowania rodziny, a do odstąpienia od niej pozostało jeszcze dużo czasu”.

Siwiejące społeczeństwo nie zapewnia wzrostu

Partia jednak uznała, że siwiejące społeczeństwo zagraża wydajności gospodarczej Chin, dlatego nadeszła pora zmian, choć na początku ostrożnych i scedowanych na władze lokalne. Co ciekawe, w założeniach nowego, XIII planu pięcioletniego (na lata 2016–2020), który przyjęło niedawno plenum KC Komunistycznej Partii Chin, ta sprawa wcale nie była pierwszoplanowa, a najwięcej miejsca poświęcono innowacjom, zwiększeniu roli konsumpcji, rozszerzaniu ubezpieczeń emerytalnych, wzrostowi roli rynku i walce z korupcją. Za główny cel planu uznano anonsowane przez liderów państwa dużo wcześniej osiągnięcie „średnio wysokiego wzrostu”, co pozwoli zbudować „umiarkowanie zamożne społeczeństwo”. Oznacza to podwojenie PKB oraz dochodów na głowę mieszkańca w porównaniu z rokiem 2010. Chiński premier Li Keqiang jeszcze przed plenum podkreślał, że aby Chińczycy stali się średnio zamożni, w nowej pięciolatce wzrost musi się utrzymać na poziomie, co najmniej 6,53 proc. rocznie. Starzejące się społeczeństwo oznacza ubytek siły roboczej, co może zniweczyć realizację tych planów.

Zhou Tianyong, ekonomista z partyjnej szkoły przy KC KPCh, twierdzi na łamach „China Daily”, że to właśnie spadająca liczba ludności w wieku produkcyjnym i rosnące koszty pracy są „głównymi czynnikami obecnego spowolnienia gospodarczego w Chinach”.

>>zobacz także recenzję: Tam gdzie dzieci są luksusem

Bogatsi wolą pożyć

Odejście po 35 latach od polityki jednego dziecka stało się głównym newsem na Zachodzie, a i w samych Chinach dominują komentarze dotyczące spodziewanych zmian. Wielu tutejszych ekspertów uważa (i nie różnią się w tym od światowych), że krok ten jest mocno spóźnioną reakcją na starzenie się chińskiej populacji, a efekty w postaci wyżu demograficznego nie nastąpią szybko. Tym bardziej że – co chińskie media podkreślają od paru lat – młodzi, wykształceni, pochłonięci dorabianiem się Chińczycy z dużych miast wcale nie kwapią się, by mieć więcej niż jedno dziecko. Potwierdzają to dane chińskiego urzędu statystycznego, z których wynika, że w najbogatszych metropoliach (np. w Szanghaju) przyrost naturalny wyraźnie słabnie. Nakłada się na to coraz powszechniejszy konsumpcyjny styl życia, a przecież władze bardzo liczą na konsumpcję.

Wang Feng, czołowy chiński ekspert od zmian demograficzno- społecznych, twierdzi, że nowa polityka „nie będzie miała żadnego wpływu na kwestię starzenia się społeczeństwa, lecz zmieni charakter wielu młodych rodzin”.

Według przewidywań chińskich demografów zmiany spowodują wzrost liczby ludności kraju do 1,4 mld w ciągu najbliższych 15 lat. Eksperci uważają jednak, że skłonienie Chinek do zwiększenia dzietności do poziomu 2,1 żywych urodzeń zapewni jedynie prostą reprodukcję ludności (wskaźnik ten wynosił w 2014 roku 1,7), więc problem braku rąk do pracy będzie narastał, a nie malał.

Mu Guangzong, demograf z Uniwersytetu Pekińskiego, twierdzi na łamach CER, że zbliżający się niedobór siły roboczej może zachwiać „zrównoważonym rozwojem społeczno-gospodarczym kraju”, sugerując „bardziej agresywne podejście do odwrócenia tego trendu”. Uważa, że polityka dwójki dzieci, to półśrodek. „Chiny powinny skończyć z limitami wielkości rodziny i natychmiast wdrożyć inicjatywę rewitalizacji społeczeństwa, by zachęcić je do reprodukcji” – twierdzi, nie owijając w bawełnę.

Kiedy w 1979 r. wprowadzano politykę jednego dziecka, a dwa lata później podniesiono granicę wieku zawierania małżeństwa (dla mężczyzn 25 lat, dla kobiet 22 lata), chodziło o zahamowanie przyrostu naturalnego i zapewnienie zrujnowanej przez maoistowskie eksperymenty gospodarce samowystarczalności – przede wszystkim żywnościowej. Po latach okazało się jednak, że polityka jednego dziecka, która miała ulżyć gospodarce, jest dla niej coraz większym obciążeniem. Do tego zaczęły narastać problemy społeczne, które trudno było rozpatrywać w oderwaniu od ekonomii. W niektórych regionach Państwa Środka na 100 urodzeń żywych dziewczynek przypadały 134 noworodki płci męskiej. W efekcie rosnącej dysproporcji płci prawie 30 mln młodych Chińczyków ma teraz nikłe szanse na znalezienie kandydatki na żonę.

Starzenie się społeczeństwa – zagrażające i tak słabnącemu od kilku lat wzrostowi – skłoniło chińskich decydentów do reformy. Spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym pierwszy raz odnotowano w Chinach w 2012 r., choć polityka jednego dziecka dopuszczała coraz więcej wyjątków. Najpierw od lat 80. XX w. rodzice ze wsi, którzy mieli już córkę, mogły mieć jeszcze jedno dziecko. Potem o drugie dziecko mogły się starać rodziny miejskie, o ile oboje rodzice byli jedynakami, a od 2013 r. wszystkie rodziny, w których przynajmniej jedno z małżonków jest jedynakiem. Wyjątek dotyczył też mniejszości etnicznych.

W Chinach wkrótce zacznie brakować ludzi do opieki nad osobami powyżej 60. roku – alarmują tutejsi demografowie. Do tego zachodni styl życia osłabia w wielkich aglomeracjach bardzo dotąd silne więzi rodzinne – oparcie dla tutejszych przeważnie klepiących biedę seniorów. Według chińskich danych takich ludzi było w 2014 roku około 180 mln. Liczba ta w 2050 r. zwiększy się do 410 mln, a ludzie powyżej 60. roku życia będą wówczas stanowić aż 27,5 proc. ogółu populacji ChRL.

Giełda na baby boom nie czeka

Nowa polityka demograficzna rozbudziła wielkie, może trochę nadmierne nadzieje. Szacuje się, że do posiadania drugiego dziecka kwalifikuje się 90 mln par, a chińscy planiści wyliczają już, ile gospodarka na tym zarobi i to w szybkiej perspektywie. „Konsumpcja i inwestycje generowane przez politykę dwójki dzieci pomogą chińskiej gospodarce ustabilizować się” – piszą eksperci z Uniwersytetu Pekińskiego, wskazując na szanse, które otwierają się przed branżą mieszkaniową, edukacyjną czy medyczną.

Cytowany przez „Securities Times” prof. Liang Jianzhang, ekonomista Uniwersytetu Pekińskiego, spodziewa się 2,5 mln nowych urodzin rocznie, co przełoży się na wzrost konsumpcji o około 12 mld dol. w skali roku. Wiadomo, nowy potomek, nowe wydatki. Analiza opiera się na wyliczeniu, iż każde dziecko to 30 tys. juanów (około 15 tys. zł) wydatków rocznie.

Chińska branża becikowa ostrzy sobie zęby na te pieniądze. Prawie wszystkie tutejsze firmy związane z wychowaniem dzieci, jak producenci pokarmu dla niemowląt, odzieży dla ciężarnych kobiet i wszelkich utensyliów dla dzieci zanotowały po ogłoszeniu przełomowej decyzji wzrost notowań akcji nawet do 10 proc. (taki limit obowiązuje po giełdowym krachu). Podobnie obecne na tutejszym rynku firmy zagraniczne – takie jak Mead Johnson, Danone, Nestle czy Synutra – odnotowały wzrost notowań, w oczekiwaniu na baby-boom w najbardziej zaludnionym państwie świata.

Głos w sprawie zabrał nawet Robert Iger, szef Disneya, który kosztem 5,5 mld dol. buduje w Szanghaju nowy park rozrywki. Komentując liberalizację polityki planowania rodziny w Chinach zauważył: – To może okazać się dla nas idealne.

(CC By NC 黒忍者)

Otwarta licencja


Tagi