Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Chiński ekosystem technologiczny

Polskie i europejskie elity nie tylko polityczne i medialne, ale także biznesowe mają coraz większy zgryz z Chinami. Jeśli chodzi o ocenę Państwa Środka to jesteśmy mocno podzieleni. Jak na demokrację przystało, jedni – coraz rzadziej – postrzegają je jako szansę i partnera, a drudzy – coraz częściej – jako rywala, konkurenta, a nawet wroga. Jest przy tym więcej niż pewne, że dopóki trwa wojna w Ukrainie, a Pekin stoi przecież bardziej przy Moskwie niż Kijowie, to tym samym nie będzie relacji z tym kolosem na zasadach business as usual.
Chiński ekosystem technologiczny

Getty Images

To właśnie kalkulacje i rozważania geostrategiczne – Ukraina, Tajwan, Morze Południowochińskie, nowy światowy ład, itd. – dominują w naszym dyskursie i przesłaniają nam obraz czy wizerunek Państwa Środka, na Zachodzie coraz częściej postrzeganego jako strategiczny rywal.

Elektryki nie z Ameryki

To prawda, przy czym, co należy mocno podkreślić, kalkulacje amerykańskie i europejskie w tej kwestii są dość odmienne. Podczas gdy dla Amerykanów chiński kolos to po prostu zagrożenie dla ich globalnej dominacji – i akurat pod tym względem nic nie zmienią nadchodzące wybory w USA, tak dla Europy i Unii Europejskiej (UE) wyzwania są innego rodzaju: w jakim stopniu rezygnować z tamtego rynku i biorących się stamtąd łańcuchów dostaw, a równocześnie – co zrobić z bogatą, i często tańszą w stosunku do naszej, ofertą towarową?

Tymczasem akurat w tej drugiej kwestii stoimy właśnie u progu drugiej już wojny handlowej z Chinami, bo wcześniej, przed ponad dekadą, była taka o baterie solarne (analiza „EU-China Solar Panels Trade Dispute: Settlement and challenges to the EU”),  tym razem chodzi o samochody elektryczne. W ślad za Amerykanami, a potem Kanadyjczykami, którzy nałożyli na nie 100 proc. taryfy celne, również poprzednia Komisja zaproponowała takie w przeciętnej wysokości 37,6 proc, a nowo formująca się chce je przyjąć, co jednak budzi ostry sprzeciw Niemiec (bo zagrożony jest ich przemysł samochodowy w Chinach), a ostatnio po wizycie w Chinach premiera Pedro Sancheza – także Hiszpanii.  Tymczasem Węgry Viktora Orbána idą we współpracy z Chinami na całość (to odrębny temat) i pozwoliły na budowę montowni chińskich samochodów marki BYD pod Szegedem, natomiast pod Debreczynem budowana jest – przez firmę CATL – największa w Europie chińska fabryka baterii do tych samochodów (także tych, produkowanych Niemczech).

Nowy front – innowacyjny

I to właśnie – brak spójnej strategii i jedności – jest naszym wspólnym europejskim problemem w relacjach z Chinami mającymi wobec nas strategię, konsekwentnie wcielaną w życie. Przy czym jest jeszcze w tych relacjach inna kwestia, bodaj najważniejsza, a zbyt często przeoczana lub niedostrzegana. Dość dobrze zdefiniował ją Mario Draghi w swym niedawnym raporcie o europejskiej konkurencyjności, a raczej jej zaniku w stosunku do USA i Chin. Wypada się bowiem zgodzić z konstatacją tego raportu, że jeśli nie postawimy na innowacyjność, to przegramy, a nawet się zamienimy – jako kontynent – w skansen dobrych wspomnień.

Zobacz również: 
Skąd i dokąd wiedzie droga Chin

Na ogół nie zdajemy sobie bowiem sprawy, jakie procesy pod tym względem – rosnącej konkurencyjności i innowacyjności – zachodzą obecnie w Chinach. To właśnie, a nie tylko, modernizacja armii, a szczególnie floty morskiej i lotniczej, o czym sporo było w naszych mediach, jest dla nas teraz największym chińskim wyzwaniem. W ostatnich bowiem dwóch dekadach narodził się tam, czy też raczej został ukształtowany żelazną wolą władz, prawdziwy ekosystem innowacyjny, któremu trzeba nie tylko uważnie się przyglądać, czego do końca nie robimy, ale też wyciągać z tego ważne dla siebie wnioski, z czym też mamy problem – i co wyraziście pokazał raport Draghiego.

Kto bowiem słyszał o chińskich samochodach elektrycznych, dekadę temu? Tymczasem wspomniana firma BYD (z siedzibą w Xianie) jest większa od Tesli Elona Muska, a w ślad za nią idzie co najmniej kilkanaście większych firm – takich jak: Geely w Hangzhou, Nio/Weilai i SAIC Motor w Szanghaju, Grand Wall Motor i GAC w Guangzhou-Kantonie, a ważnym ośrodkiem tej produkcji jest też miasto Baoding. Razem przedkładają one ofertę ponad 120 marek, nie tylko samochodów osobowych, ale też ciężarowych, dostawczych, autobusów (po wielkich chińskich miastach jeżdżą już niemal wyłącznie elektryczne), a nawet skuterów czy sprzętu specjalistycznego. Ocenia się, że chińska produkcja elektryków w 2023 r. stanowiła aż 57,4 proc. ogółu produkcji światowej, a specjaliści przyznają, że są one nie tylko tańsze w stosunku do zachodnich, ale również najwyższej jakości.

Stąd kluczowe pytanie: czy wprowadzane właśnie przez Zachód bariery i cła na tę arcybogatą, zróżnicowaną, tanią, a przy tym wysokiej jakości chińską ofertę to podejście słuszne, czy raczej dowód naszej bezradności? Co z tym fantem należy zatem zrobić?

Nowa struktura energii

Elektryki nie wyczerpują tego „ekosystemu”. Najważniejsze, także dla świata, są chińskie inwestycje w zieloną gospodarkę. Państwo Środka, jak wiadomo, na poprzednim ekspansywnym etapie rozwoju swej gospodarki (od końca lat 70. XX w. do połowy drugiej dekady XXI w.) gruntownie zniszczyły swoje środowisko naturalne oraz mocno przyczyniły się do zmian klimatycznych jako – od 2006 r. – największy truciciel i emitent gazów cieplarnianych. Przewiny pod tym względem są tam ogromne i dobrze udokumentowane.

Można też mieć wątpliwości, czy ambitny cel stawiany teraz przez władze w Pekinie, by do 2030 r. 70 proc. Chińczyków żyło w miastach i na terenach zurbanizowanych (gdy ruszały do reform w 1978 r. aż 84 proc. ludności żyło na wsi; to przewrót prawdziwie kopernikański), poprawi sytuację. Nowe miasta, jak wiadomo, to więcej betonu, asfaltu, stali czy szkła. I nawet – mocno forsowana, a nawet implementowana w Chinach, sztandarowym przykładem Xiongan między Pekinem a Tianjinem – koncepcja smart cities, a więc miast w pełni zdigitalizowanych i opartych na zielonych technologiach, chyba nie do końca zapobiegnie dalszemu niszczeniu matki natury.

Zobacz również: 
Transformacja czy stagnacja? Różne wizje chińskiego rozwoju

Decydenci w Pekinie najwyraźniej zdają sobie z tego sprawę. Dlatego, czego też nie dostrzegamy w należytym stopniu, tak mocno stawiają na alternatywne źródła energii (OZE). Najważniejsze – i największe – osiągnięcia pod tym względem mają Chiny w energii słonecznej i bateriach solarnych. Źródła międzynarodowe, nie tylko chińskie, potwierdzają bowiem, iż w latach 2022–2024 Chiny zainstalowały więcej mocy energii solarnej niż cały świat łącznie (w 2022 r.: USA dodały 250 GW tej energii, UE – 400, a Chiny – ponad 800 GW). W efekcie, mają one dzisiaj około 80 proc. całej energii zainstalowanej na globie, a rząd w Pekinie z dumą podał ostatnio dwie informacje, że już w 2024 r. osiągnięto cel produkcji energii solarnej planowany na 2030 r., czyli przekroczono poziom 1,2 TW. . A co więcej – i co nie mniej ważne, już  w tym roku produkcja OZE sięgnęła, przed planowanym czasem, poziomu energii tradycyjnej, z surowców spalanych (w 2021 r. było to: 43,5 do 57,5 proc.).

W ślad za elektrowoltaiką idzie energia wiatrowa (w 2023 r. jej moce wzrosły aż o 66 proc. w porównaniu z 2022 r.). I chociaż chińskie kompanie wiatrowe (Goldwind, Dongfang, Sinovel czy Guodian, by wymienić najważniejsze) nie są aż tak wielkie jak światowy lider, duńska Vestas, ani tak konkurencyjne jak kompanie solarne (których 63 proc. produkcji jest eksportowanych), jak Golmud-Huanghe Solar Park, Suntech, Jinhe cz Yingli, to jednak udział energii wiatrowej w miksie energetycznym państwa też stale rośnie (376 GW w 2023 r.). Łącznie energia solarna i wiatrowa produkowana w Chinach dawała 39 proc. wytworzonej w całym świecie w 2023 r. (podstawowe statystyki).

To oczywiście nie koniec, bo w ślad za tym idzie – też dynamicznie się rozwijająca – energia jądrowa, której akurat w Chinach, w przeciwieństwie do Niemiec, katastrofa w elektrowni w Fukushimie (marzec 2011) nie zahamowała. Wprost przeciwnie, notuje się jej gwałtowny rozwój: Chiny aktualnie mają 55 reaktorów jądrowych (o łącznej mocy 57 GW), a 24 dalsze – o mocy 24 GW – są w budowie. Plany są takie, by najpóźniej do połowy przyszłej dekady było ich 70 o łącznej mocy ponad 88 GW (w tej chwili energia jądrowa daje 4,9 proc. ogółu w miksie energetycznym państwa).

A do tego dochodzi jeszcze, równie szybko się rozwijająca energia wodorowa. Już dzisiaj ta produkowana w Chinach daje 30 proc. całości na globie, a plany są takie, by do 2030 r. jej moce sięgały 100 GW. Chiny są też,  jak wiadomo, od oddania  w 2010 r. słynnej Zapory Trzech Przełomów na rzece Jangcy, poważnym producentem energii wodnej (391 GW, już w 2011 r. było to 235 GW). Tu jednak należy się spodziewać dodatkowych rezerw, bowiem to co było do zatamowania już jest zatamowane.

Fuzje i kosmos

Rezerw nie szuka się w biopaliwach, lecz w zupełnie nowej, innowacyjnej dziedzinie, w tzw. zimnej fuzji, czyli próbach odtworzenia i kontrolowania procesów zachodzących w jądrze Słońca (plazmy o temperaturze do 15 mln °C). Jest to tzw. święty Graal albo „kamień filozoficzny fizyki”. Chiny, obok USA, UE, Japonii, Korei, Indii i Rosji od 2003 r. uczestniczą w międzynarodowym projekcie ITER (International Thermonuclear Experimental Reactor), w ramach którego ostatnio zdecydowanie wysunęły się na pozycję lidera. Jako pierwsze przeszły w tej dziedzinie od fazy eksperymentalnej i laboratoryjnej do przemysłowej.

Zobacz również: 
Kłopoty jedynowładztwa

Powołano specjalne Chińskie Konsorcjum Energii Fuzyjnej,  w 2021 r. w Hefei postawiono pierwszy obiekt, zwany CRAFT (Comprehemnsive Research Facility for Fusion Technology), mający dawać energię z tej fuzji, a drugi taki obiekt jest już budowany pod Chengdu, stolicą Syczuanu. Ponieważ w tokmaku (bo tak nazywa się urządzenie do przeprowadzania fuzji termojądrowej) w Hefei udało się eksperymentalnie uzyskać temperaturę nawet 10-krotnie przekraczającą tę w jądrze Słońca, zatem chińscy naukowcy są na ogół optymistyczni i zapowiadają pierwszą produkcję takiej energii już z końcem tej dekady. A to byłby kolejny kopernikański przewrót, dający nawet szansę i pespektywę ograniczenia lub nawet eliminacji coraz bardziej nam dokuczających i niszczących zmian klimatycznych.

Gdy do tego dodamy ogromną rolę Chin w wydobyciu i produkcji ziem rzadkich, a więc kilkunastu pierwiastków, bez których trudno sobie wyobrazić postęp naukowo-techniczny, a także zauważalnie rosnący wyścig w kosmosie (w tym do Księżyca, bo tam jest hel 3, niezwykle potrzebny, wręcz niezbędny przy fuzji termojądrowej, a także na Marsa i przede wszystkim po kolejne ziemie rzadkie), to widzimy zupełnie nowy front i całkowicie inną rywalizację niż te, o których najczęściej mówimy, np. Tajwan, Ukraina czy Bliski Wschód.

Nowy świat – z Chinami

Państwo Środka zapowiada, że szczyt spożycia ropy naftowej (peak oil) przypadnie u nich na 2027 r. Zdecydowanie stawiają na OZE, podobnie jak np. na rozwój sztucznej inteligencji, a przy tym rozwijają innowacyjne startupy (ostatnio mocno spadające, co trzeba wiązać z nadmierną ostatnio ingerencją państwa i co trzeba śledzić) oraz legitymują się coraz większą infrastrukturą innowacyjną (w jej ramach walczą też o własne chipy – półprzewodniki, bez których nie byliby konkurencyjni, z czego doskonale zdaje sobie sprawę Zachód).

Faktem jest też to, że wcześniej Chiny kradły, przemycały i podrabiały wysokie technologie. Teraz natomiast, w odpowiedzi na sankcje lub protekcjonizm Zachodu, odpowiadają swoimi własnymi. Już wcześniej mocno chroniły swój rynek, a teraz zaczynają chronić rodzime innowacje i technologie. A jest co, bo sama firma Huawei w liczbach absolutnych wydaje na badania i rozwój mniej więcej tyle (164,7 mld juanów, nieco ponad 13 mld dol. w 2023 r.) ile Polska jako całe państwo (44,7 mld zł w 2022 r.).

Warto to wszystko sobie uświadomić, albowiem – co powtarzam przy wielu okazjach – przed kilkoma dekadami brak wiedzy o Chinach praktycznie nie miał konsekwencji. A dzisiejszy brak wiedzy o procesach w nich zachodzących to nic innego, jak dowód… własnej ignorancji. Państwo Środka natomiast, co stanowczo zbyt słabo sobie uświadamiamy, jest już dla nas wyzwaniem nie tylko gospodarczym i handlowym, ale też strategicznym i coraz bardziej technologicznym. Zamiast bezkrytycznie i automatycznie powielać tezy często powtarzane – i od lat, jeśli nie dekad, – na Zachodzie o tym, że „Chiny się kończą”,  może warto spojrzeć na nie zupełnie inaczej? Bo wraz z tym co się u nich dzieje mamy nowy świat, który nam się rysuje na horyzoncie.

Getty Images

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Chiny budują sieć portów strategicznie istotnych

Kategoria: Trendy gospodarcze
Firmy Państwa Środka co roku przejmują kontrolę nad kolejnymi terminalami kontenerowymi i portami morskimi na całym świecie. Te inwestycje mają znaczenie nie tylko ekonomiczne, ale i militarne. Tempo rozwoju Morskiego Jedwabnego Szlaku w ostatnich latach jednak spadło, bo amerykańska dyplomacja zaczęła działać.
Chiny budują sieć portów strategicznie istotnych

Skąd i dokąd wiedzie droga Chin

Kategoria: Trendy gospodarcze
Siła Chin bierze się z ich gospodarki – takie panuje powszechne przekonanie. Tymczasem coraz częściej zauważamy, choć nie do końca, że dzisiejsze Państwo Środka to już drugie niekwestionowane mocarstwo globalne, po USA. A jeśli tak, to nie może się ograniczać tylko do gospodarki czy handlu lub być światową taśmą produkcyjną i źródłem łańcuchów dostaw. Chcąc dziś być (super)mocarstwem, nie można stronić od modernizacji, postępu, w tym w wysokich technologiach.
Skąd i dokąd wiedzie droga Chin

Fotowoltaika. Jak słońce przegoni wiatr

Kategoria: Trendy gospodarcze
Dynamika instalacji fotowoltaicznych od kilku lat jest znacznie szybsza niż farm wiatrowych. To spowoduje, że słońce będzie największym dostawcą energii odnawialnej na świecie. Wdrażane są nowatorskie inwestycje pływających farm solarnych, a zintegrowane dachy solarne będą pokrywać oprócz budynków także pojazdy.
Fotowoltaika. Jak słońce przegoni wiatr