Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Chiński model z chińskiej perspektywy

Po wybuchu kryzysu na światowych rynkach w Chinach wybuchła wielka naukowa debata na temat ich roli i znaczenia w świecie oraz dalszej ścieżki rozwojowej. Jedną z kluczowych postaci tej dyskusji jest prof. Zhang Weiwei, drugą prof. Hu Angang.
Chiński model z chińskiej perspektywy

(CC BY-NC-SA Jim Nix-Nomadic Pursuits)

Dane gospodarcze (wzrost PKB w 2012 r. – 7,8 proc., plan na 2013 r. – 8,2 proc.) dowodzą, iż Państwo Środka w szybkim tempie dogania świat. Nic dziwnego, że rośnie zainteresowanie chińskim modelem rozwoju. Nadal jednak w zachodnim świecie skazani jesteśmy na zachodnie narracje. O tym, co na ten temat myślą sami Chińczycy wiemy zdecydowanie mniej.

Owszem, pojawiają się autorzy – dla przykładu Yasheng Huang, Suisheng Zheng, Minxin Pei – wywodzący się z Chin, a wykładający na zachodnich uczelniach, głównie w USA, których analizy dotyczące współczesnych Chin należy uważnie śledzić. Ale oni też, mimo wszystko, są autorami z zewnątrz, a nie ze środka debaty wewnątrz ChRL.

Tymczasem po wybuchu kryzysu na światowych rynkach w 2008 r. w Chinach wybuchła wielka naukowa debata na temat ich roli i znaczenia w świecie oraz dalszej ścieżki rozwojowej.

Chiny trzęsą światem

Pierwszą z kluczowych postaci w tej dyskusji jest – prezentowany na tych łamach – strateg gospodarczy prof. Hu Angang. Drugą, którą warto zainteresować się bardziej, jest prof. Zhang Weiwei. Ci dwaj naukowcy najczęściej komentowali w chińskich mediach obrady ostatniego XVIII zjazdu Komunistycznej Partii Chin (Hu Angang był zresztą na nim delegatem).

Zhang Weiwei to postać ciekawa – i stale nabierająca znaczenia. Kiedyś był osobistym tłumaczem pragmatycznego wizjonera chińskich reform – Deng Xiaopinga, pod wrażeniem którego ciągle pozostaje. Jako osoba posiadająca dobre guanxi, a więc osobiste relacje i możliwości, po zejściu Denga ze sceny, Zhang udał się na studia do Szwajcarii. Pozostał w tym kraju wiele lat i dorobił się tytułów naukowych w Akademii Dyplomacji w Genewie. Ostatnio jednak, pozostając światowcem (chwali się, że przebywał w ponad stu państwach), osiadł w zasadzie w Chinach (Instytut Chunqiu, uniwersytet Fudan w Szanghaju).

I właśnie z tamtej, a nie genewskiej perspektywy, przed mniej więcej dwoma laty zabrał głos, prezentując tom Zhongguo Zhenhan („Chiński wstrząs” – z użytych znaków wynika, że podobny do sejsmicznego), który – pozostając pracą o charakterze popularno-naukowym – stał się wielkim bestsellerem. Książka sprzedała się w blisko milionie egzemplarzy i wywołała w Chinach sporą dyskusję. Zhang Weiwei zachęcony sukcesem, w półtora roku później wydał wersję angielską tej pracy The China Wave, nie do końca tożsamą z chińskim wydaniem (ich porównanie jest tematem samym w sobie), a jego międzynarodową renomę znacznie podniosła, dostępna w Internecie, debata z guru amerykańskiej myśli politycznej i filozofii, Francisem Fukuyamą.

Chociaż Zhang Weiwei, w przeciwieństwie do Hu Anganga, ekonomistą nie jest, jego rozważania oscylują właśnie wokół gospodarki i chińskiej cywilizacji. Stawia on bowiem tezę, już w podtytule obu prac, że Chiny są organizmem sui generis, samoistnym i niepowtarzalnym, który stworzył w ostatnich latach – w jego ocenie – „państwo cywilizacyjne” (wenming xing guojia). Innymi słowy, chcąc zrozumieć chiński fenomen gospodarczy, trzeba uwzględnić czynnik kulturowy, bowiem „Chiny to cywilizacja, a nie zwykłe państwo”. A stąd blisko do innej tezy, że powtórzenie „chińskiego modelu” gdziekolwiek indziej jest w istocie niemożliwe.

Cechy chińskiego modelu

Co składa się na ten model? W czym tkwi tajemnica ostatnich chińskich „bezprecedensowych w dziejach ludzkości” gospodarczych sukcesów, zważywszy, że „gospodarka chińska wzrosła 18-krotnie w ciągu ostatnich 30 lat”?

Zarówno w tych pracach, jak też artykułach (jeden z nich przetłumaczono właśnie w tomie Wielkie przemiany w Chinach, wydanym przez warszawską SWPS), Zhang Weiwei dowodzi, iż dotychczasowy sukces Chin był możliwy z czterech podstawowych powodów: ogromnej liczby ludności, ogromnego terytorium, długiej tradycji historycznej oraz odrębnej i mocno ugruntowanej cywilizacji.

Bez zrozumienia tych „punktów wyjścia” nie zrozumie się chińskiego fenomenu oraz reform Deng Xiaopinga i jego następców, które – w ocenie Zhang Weiweia – wprowadziły Chiny na „wyjątkową drogę rozwoju”, którą on też, chociaż rzadko, nazywa „chińskim modelem” (Zhongguo Moshi). Składają się nań następujące czynniki lub zasady:

Starożytna formuła „dochodzenia do prawdy poprzez fakty”, a więc odrzucenie ideologii, a zarazem wzorców płynących z zewnątrz, bowiem „ani radziecki model gospodarki planowej, ani zachodni model demokracji nie są w stanie poprowadzić kraju rozwijającego się ku modernizacji”.

Nacisk na stałą poprawę życia ludności.

Priorytet stabilizacji, a więc utrzymania porządku wewnętrznego.

Stopniowe, gradualne podchodzenie do reform, oparte na starej ludowej zasadzie „iść przez rzekę, czując kamienie pod stopami”.

Stałe przestrzeganie należytego porządku reform, zgodnie z którym „najpierw wieś, potem miasto; najpierw regiony nadmorskie, później te położone w głębi; najpierw reformy gospodarcze, potem polityczne; najpierw stosunkowo łatwiejsze, potem bardziej skomplikowane”.

Zróżnicowanie modeli i narzędzi stosowanych w gospodarce, począwszy od tego, że „niewidzialna ręka rynku” ma być sprzężona z „widzialną ręką państwa”.

Otwarcie na świat i trzymanie się zasady: nie pouczać innych, uczyć się od innych, a zarazem nie zapominać o formule „to, co chińskie ma być podstawowe, a to, co obce, jedynie pomocne lub uzupełniające”.

Konfucjańska formuła oświeconego, silnego, ale też niezaangażowanego ideologicznie rządu, działającego zbiorowo na zasadzie konsensusu.

Można dyskutować, czy Zhang Weiwei przytoczył wszystkie najważniejsze cechy „chińskiego modelu rozwojowego” i takie ożywione spory właśnie w Chinach się toczą. Ich uczestnicy raczej nie kwestionują cech wymienionych powyżej, częściej dodają jeszcze inne. Takie przykładowo, jak:

Elastyczność w prowadzeniu zmian i stałe eksperymentowanie.

Trzeźwa ocena własnych możliwości i szans, połączona z chłodną, pragmatyczną kalkulacją wyłaniających się nowych możliwości na dynamicznych światowych rynkach.

Włączenie ogromnego rynku chińskiego w procesy globalizacyjne i wykorzystanie mechanizmów globalizacji dla własnych potrzeb.

Stała rotacja kadr i powrót do konfucjańskich zasad kształtowania merytokracji, a więc „oświeconych rządów”.

Jedno jest pewne. Zarówno z poglądów Zhang Weiweia, jak toczącej się debaty na temat „chińskiego modelu” dokładnie widać, że nie można go rozpatrywać tylko i wyłącznie w kategoriach czy to czysto ekonomicznych, czy politologicznych. A to wydaje się być podstawowym mankamentem zachodnich ocen zmian dokonujących się w Chinach. Trzeba na nie patrzeć znacznie szerzej, jak też o wiele głębiej.

Nie ma bezstronnych analiz

Chociaż prof. Zhang Weiwei pretenduje do miana chłodnego analityka i przedstawiciela pragmatycznego podejścia ze szkoły Deng Xiaopinga, często – szczególnie w tekstach skierowanych wyłącznie do chińskiej publiczności – traci to dostojeństwo i togę neutralności. Atakuje Zachód za krótkowzroczność rządów, doraźność, a nawet populizm działań. Przeciwstawia je długoterminowemu, strategicznemu myśleniu chińskich polityków, nie zabiegających o notowania w sondażach.

Profesor zjeździł nasz region, w chińskiej wersji swej pracy (ale już nie w angielskiej) opisuje wyjazdy do Polski, państw bałtyckich, Rumunii, szczególnie podróże do Słowacji i Węgier, gdzie spędził najwięcej czasu. Z tej perspektywy, powołując się najczęściej na węgierskich rozmówców, zazwyczaj anonimowych, nie zostawia na naszej pokomunistycznej transformacji przysłowiowej suchej nitki i zdecydowanie wyżej stawia chińskie osiągnięcia ostatnich dwudziestu kilku lat. Twierdzi np., że „20 lat temu miasta takie jak Warszawa czy Budapeszt wyprzedzały o dekadę Szanghaj, podczas gdy teraz zdają się być o dekadę za nim”.

Przyczyn takiego stanu rzeczy doszukuje się zarówno w chińskim modelu rozwojowym, odrzuceniu „terapii szokowej” (zapomina, że Węgrzy – przynajmniej początkowo – takiego modelu też nie przyjęli), a przede wszystkim w jakości rządzących elit – co powinno skłonić nas do zastanowienia.

Naturalnie Zhang Weiwei, wyraźnie kierujący się chińskimi interesami i ocenami, starannie unika pojęć typu „autokracja”, „arbitralne rządy” czy „rządy człowieka, a nie rządy prawa”, co mu wytknął we wspomnianej debacie Francis Fukuyama. Zdecydowanie idzie za wyłaniającym się coraz bardziej konsensusem władz (i części elit) w Pekinie, zgodnie z którym zachodni model liberalnej demokracji jest w Chinach, z przyczyn kulturowych, historycznych, ale też z racji rozmiarów państwa-kontynentu, nie do przyjęcia. Chiny poszły swoją drogą – i nadal będą nią szły, bez względu na krytyki, na jakie się bezustannie na Zachodzie natykają.

Pewien niepokój budzi rosnące przekonanie tego nurtu myślenia, który osobiście definiuję jako „szkoła marzycielska” (od głośnej pracy sprzed dwóch lat, mówiącej o „Chińskim marzeniu” w „epoce po-amerykańskiej”), iż Chiny po 2008 r. wyrosły już na potencjalnie światowe mocarstwo i teraz będą światu dyktowały swe warunki.

Albowiem jak argumentuje Zhang Weiwei, w wyniku ponad trzech dekad chińskich reform i notowanych sukcesów „doszło do bezprecedensowego w historii ludzkości przesunięcia centrum ekonomicznego i politycznego, które na stałe zmieni świat”.

Zwróćmy uwagę, że w Chinach pisze się już o tym „przesunięciu” w formie dokonanej. Taki ton, w połączeniu z – nadal, mimo spowolnienia – szybkim wzrostem gospodarczym Państwa Środka, które stawia sobie kolejne, ambitne cele (np. w rywalizacji ze światem zachodnim w sferze wysokich technologii), każe zastanawiać się: dokąd my idziemy? I czy mamy iść wspólnie z nimi, czy obok nich, jak do tej pory?

To oczywiście pytania do polityków. Natomiast eksperci, w tym ekonomiczni, nie mają wyjścia: muszą jeszcze mocniej niż dotąd skupiać uwagę na Chinach – i poznawać tamtejszą narrację. Tym bardziej, że staje się ona – jak widzimy – coraz bardziej asertywna i pewna swego. W Chinach rośnie grono fachowców przekonanych o tym, że chiński model – choć specyficzny i nie do powtórzenia – jest najlepszy i najskuteczniejszy na świecie. Co my na to?

 

(CC BY-NC-SA Jim Nix-Nomadic Pursuits)

Otwarta licencja


Tagi