Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Chiny – koniec fetyszu wzrostu PKB

Od ponad czterech dekad, czyli od rozpoczęcia programu reform i otwarcia na świat w 1978 r. nie było w chińskim życiu politycznym, gospodarczym, społecznym ważniejszego wskaźnika, niż wzrost PKB. Od 1991 r., gdy Chiny włączyły się w globalizację, wzrost ma być nawet dwucyfrowy, nieważne koszty - indywidualne czy grupowe, czy społeczne, ekologiczne i inne.
Chiny - koniec fetyszu wzrostu PKB

(©Envato)

Przez ponad cztery dekady niepodzielnie rządziła w Państwie Środka filozofia: wzrost nade wszystko. To pod tym kątem rozpatrywano wszelkie awanse, kariery, dotacje czy subwencje. I oto ten niesamowity rok 2020, czas pandemii i bezprecedensowych indywidualnych oraz zbiorowych doświadczeń, chociaż nie dotarł jeszcze do połowy, na terenie ChRL przyniósł już ze sobą dwa wydarzenia, których dotychczas nawet sobie nie wyobrażano.

Zrównoważony rozwój

W pierwszym kwartale tego roku Chiny odnotowały recesję 6,8 proc. PKB, czego nie doświadczyły od pół wieku, a na przeniesionej z 5 marca na 22 maja dorocznej sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (OZPL –
parlamentu) premier Li Keqiang ogłosił, że nie będzie liczby docelowej wzrostu PKB na ten rok.

Tłumaczył to „bezprecedensowymi okolicznościami” oraz „wielką niepewnością w gospodarce i handlu” tak w kraju, jak i za granicą. Jednakże uważna lektura jego „Raportu o pracy rządu”, takiego dorocznego przeglądu stanu państwa, jednoznacznie wskazuje, że mimo ogromnych i nieprzewidzianych (COVID-19) trudności, Chiny pragną być konsekwentne i realizować wytyczone już sobie wcześniej cele.

Chiny chcą oprzeć model rozwojowy na klasie średniej, wzroście siły nabywczej obywatela i kwitnącym rynku wewnętrznym.

Po pierwsze, konsekwentnie zmieniają model rozwojowy i przechodzą od poprzedniego ekspansywnego, opartego na eksporcie i wysokim wzroście, na bardziej zrównoważoną gospodarkę, opartą na klasie średniej i kwitnącym rynku wewnętrznym. W ramach takiej gospodarki liczy się już nie tylko wzrost siły i potęgi państwa, lecz w nie mniejszym stopniu – wzrost siły nabywczej obywatela. Sesja OZPL potwierdziła to w całej rozciągłości. Kierując się starą, maoistowską (a dla niektórych – populistyczną) formułą „po pierwsze człowiek”, nie tylko nie wyznaczono wysokości wzrostu PKB, ale nawet – mimo ogromnych zawirowań na świecie – po raz pierwszy od 25 lat zmniejszono wydatki zbrojeniowe, z zakładanych 7,55 na 6,6 proc. PKB (czyli poniżej 2 proc. ogólnego PKB państwa).

Recesja w Chinach, czyli nowa wirówka

Równocześnie przekazano władzom lokalnym dodatkowe fundusze i obligacje skarbowe w wysokości aż 3,75 bln juanów (ok. 527 mld dolarów), tym razem jednak nie na wielkie inwestycje infrastrukturalne, jak wcześniej w odpowiedzi na kryzys 2008 r., lecz na rozwój małych i średnich przedsiębiorstw oraz budowę „społeczeństwa umiarkowanego dobrobytu”, czyli klasy średniej, m.in. poprzez rozwiązania nieco przypominające polski program 500+. A chcąc jeszcze bardziej podtrzymać konsumpcję, potwierdzono również zobowiązane obecnej ekipy, że we ramach jej rządów (od końca 2012 r.) do końca br. każdy obywatel ChRL będzie mógł wylegitymować się podwojeniem realnych dochodów.

Ten zabieg wydaje się przejrzysty. Owszem, Chiny nadal opowiadają się za globalizacją, otwartymi rynkami i ekspansją kapitałową, bo same już stały się eksporterem kapitałów, ale równocześnie doświadczenia wojny handlowej z USA (przecież tylko zamrożonej czy zawieszonej) oraz inne cele rozwojowe na terenie kraju, a w tym przede wszystkim próby przechodzenia na zieloną gospodarkę oraz gospodarkę innowacyjną, sprawiają, że bardziej niż kiedykolwiek przedtem trzeba się zająć rynkiem wewnętrznym. Jak też zmienić strategię: z poprzedniej mantry „wzrost nade wszystko” przejść na formułę zrównoważonego wzrostu, gdzie liczą się już nie tylko potęga i moc państwa, ale również siła nabywcza obywatela.

Dalsza centralizacja

Cały ten plan nie będzie jednak prosty do przeprowadzenia, nie tylko ze względu na ogromne rozmiary kraju, czy nawet ostatnio notowaną recesję, ale przede wszystkim z tego powodu, że gospodarka chińska wcale nie jest teraz w tak doskonałym stanie, jak by się wydawało. Ocenia się, że skumulowany dług publiczny (wraz z gospodarstwami domowymi) sięga aż 328 proc. PKB. Coraz bardziej dają się odczuć skutki długotrwałej polityki jednego dziecka w rodzinie, a społeczeństwo szybko się starzeje (premier Li Keqang wyeksponował w Raporcie konieczność znalezienia i zagwarantowania 9 mln nowych miejsc pracy, jak też ograniczenia
stopy bezrobocia w miastach do 6 proc.). A więc nie tylko siatka świadczeń socjalnych, ale także rynek pracy staje się wyzwaniem i bolączką. Do tego dochodzi kolejny, ważny element, na który zwrócił uwagę znany ekonomista z Uniwersytetu Fudan w Szanghaju, Li Weisan. W jego ocenie sytuacja międzynarodowa wokół Chin – mimo ewidentnego sukcesu zwalczenia koronawirusa oraz „dyplomacji maseczkowej” – wyraźnie się zagęszcza, a „otoczenie międzynarodowe zamienia się ze złego
na gorsze”. Oczywiście, nie jest on w tej akurat opinii odosobniony.

Chiny są na pograniczu wybuchu zimnej wojny w relacjach z USA, ponieważ poprzednia handlowa zamieniła się w medialno-propagandową.

Tymczasem głośna decyzja tej sesji, że zostanie na niej zaakceptowana nowa ustawa o bezpieczeństwie dla Hongkongu, podobnie jak pogrożenie palcem „separatystom” z Tajwanu, zdecydowanie tej atmosfery nie poprawi. Również niemal 3 tys. delegatów na obecnej sesji OZPL ma świadomość, że w wymiarze zewnętrznym, a szczególnie w stosunkach z USA kraj znajduje się na pograniczu wybuchu zimnej wojny, bowiem poprzednia handlowa, w trakcie pandemii zamieniła się w medialno-propagandową.

Gdy Chiny zwalniają

Ogromne okazały się również koszty COVID-19, które były minister finansów Lou Jiwei oszacował na 3 bln juanów (ok. 425 mld dolarów). Kosztowne jest też dalsze utrzymywanie wielkich państwowych konglomeratów (zapowiedziano przeznaczenie 3,5 mld juanów na „zmniejszenie kosztów korporacyjnych”). Wbrew oczekiwaniom, sytuacja nie zmierza więc ku dalszej liberalizacji i wzmocnieniu rynku, lecz wprost przeciwnie – podobnie jak w polityce, zachodzi proces koncentracji majątku i działalności.

Niełatwy renesans

Jeśli chodzi o ekonomistów, mają więc pełne ręce roboty, a sesja w całej rozciągłości pokazała, że na porządku dziennym stanął dylemat, o jakim pisał niegdyś wiceprezes renomowanej Chińskiej Akademii Nauk Społecznych w Pekinie Zai Fang, tzn. czy iść metodą keynesowską i dosypywać pieniędzy oraz mocno inwestować, czy też wręcz przeciwnie – w tak trudnych okolicznościach i przy tak dużym zadłużeniu wewnętrznym – być ostrożnym i ważyć każdy następny krok. Ponieważ za tą drugą opcją opowiedzieli się, co rzadkie, a zarazem symboliczne, aż dwaj byli premierzy, Wen Jiabao i – szczególnie ceniony w kręgach ekonomistów – Zhu Rongji, ostatecznie zdecydowano o ograniczeniu deficytu budżetowego i obniżono go z planowanych 5,7 proc. PKB do 3,6 proc., co i tak – jak wiadomo – jest poziomem wysokim (w 2019 r. wynosił on 2,8 proc. PKB).

Przyszłością Chin obok kwitnącej klasy średniej mają być wysokie technologie, telekomunikacyjne oraz rozwijające alternatywne źródła energii, np. samochody elektryczne.

Nie ma natomiast większego sporu na temat tego, co ma gwarantować przyszłość Chin. Obok kwitnącej i wspieranej klasy średniej mają to być przede wszystkim wysokie technologie, głównie telekomunikacyjne oraz rozwijające alternatywne źródła energii, samochody elektryczne, itp. To one mają w dalszym planie zagwarantować Chinom nowy Wielki Renesans, o którym już od pewnego czasu otwarcie mówi przewodniczący Xi Jinping. Jednakże po wyznaczone wcześniej, ambitne cele sięgnąć będzie niełatwo, bowiem atmosfera wokół Chin przy okazji pandemii koronawirusa mocno się zagęściła a decyzje obecnej, skróconej sesji OZPL dotyczące Hongkongu z pewnością jej nie zmienią, tak na Zachodzie, jak na Tajwanie, o który najwyraźniej rozpoczęła się nowa geostrategiczna gra, bo przecież nie będzie żadnego „renesansu” przy podzielonych Chinach.

Gdy Chiny powracają

Coraz więcej znaków zapytania będzie się też rodziło wokół wyraźnie rosnącej – i odczuwalnej podczas tych obrad OZPL – dychotomii, w ramach której z jednej strony premier Li odwołuje się do całej plejady chińskich starożytnych mędrców (czytaj: będziemy korzystać z naszego bogatego dorobku cywilizacyjnego), a z drugiej – przewodniczący Xi Jinping siada przed delegatami na tle jaskrawo czerwonej ściany (czytaj: Chiny ponownie mają być „czerwone”, czyli socjalistyczne, a nawet mające w sobie coś – np. egalitaryzm – z ducha Mao Zedonga). Jeśli się doda do tego kolejny wyraźnie odczuwalny podczas tych obrad aspekt obecnego chińskiego życia, czyli narastający kult jednoosobowych rządów Xi Jinpinga i centralizacji władzy, rodzi się sporo znaków zapytania, jak sobie Chiny z tym wszystkim poradzą.

Albowiem, z czego przywódcy w Pekinie doskonale zdają sobie sprawę, globalna pandemia mocno zmieni łańcuchy dostaw, w tym naruszy punkty początkowe na obszarze Państwa Środka. Wiele wskazuje na to, że przed Chinami znacznie poważniejsze wyzwania, niż się dotychczas wydawało, tak na scenie wewnętrznej, jak w nie mniejszym stopniu – zewnętrznej, gdzie dotychczasowy hegemon, USA, dobrze czyta aktualne wyzwania na chińskiej ścieżce modernizacji. Pandemia COVID-19 mimo swego jak najbardziej globalnego charakteru nie przyniosła bowiem zwiększonej współpracy i zrozumienia, lecz wprost przeciwnie – jeszcze bardziej zaostrzyła istniejące podziały na międzynarodowej scenie, a „dyplomację maseczkową” przykryła nowa, asertywna forma chińskiej dyplomacji (nazwana, od tytułu popularnego filmu, „dyplomacją Wojownika Wilka”), przynosząc – jak dotychczas – wizerunkowi Chin więcej szkód niż korzyści.. Współcześni mandaryni w Pekinie mają więc nad czym deliberować.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi