Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Chiny znowu w centrum świata

Chiny, Państwo Środka, znowu znalazły się w środku. Tamtejsze władze i media uczyniły wszystko, by przedstawić szczyt G20 jako największy zjazd światowych liderów w historii kraju oraz największe wydarzenie od czasu Olimpiady w Pekinie w 2008 roku i EXPO w Szanghaju w 2010 roku.
Chiny znowu w centrum świata

Spotkanie G20 w Hangzhou (CC BY-NC 2.0 OECD)

Chiny, choć komunistyczne, rządzą się konfucjańską z ducha hierarchią. Nic więc dziwnego, że gospodarz szczytu, Xi Jinping, sterujący nawą państwową coraz bardziej twardą ręką, rozpoczął spotkania na szczycie G20 w Hangzhou od ponad czterogodzinnej, nieformalnej rozmowy z prezydentem Barakiem Obamą.

Mój kraj, moje lotnisko

W kreowanym obecnie w Pekinie obrazie świata pierwsze są Stany Zjednoczone, a ich rywalem są coraz bardziej pewne swego i asertywne Chiny. Dopiero potem jest cała reszta. Dlatego na linii Waszyngton – Pekin coraz bardziej zgrzyta. Chińska geostrategiczna koncepcja Nowego Jedwabnego Szlaku oraz wspierające ją nowa infrastruktura finansowa – Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB) i specjalna fundacja to przecież nic innego jak próba podważenia dotychczasowego porządku spod znaku Bretton Woods, a więc – dominacji gospodarczej i finansowej USA na globie.

Zresztą niektórzy Chińczycy nawet nie kryją, że szlak to „nowy Plan Marshalla”, a więc – między wierszami – próba narzucania innym, nawet USA, swoich reguł.

W wymiarze symbolicznym znalazło to oddźwięk w ceremonii powitania, gdzie dla prezydenta USA zabrakło czerwonego dywanu (co odbiło się wielkim echem). Co więcej, niezwykle ostre działania chińskich służb bezpieczeństwa oddzieliły od prezydenta jego doradczynię ds. bezpieczeństwa Susan Rice. A gdy ta próbowała ustawione barierki sforsować, napotkała opór chińskich ochraniarzy i okrzyk jednego z nich: „To nasz kraj i nasze lotnisko!”

Inaczej ujmując: to my rządzimy! Czy tak samo będzie na Morzu Południowochińskim, bez kontroli nad którym trudno sobie wyobrazić skuteczne przeprowadzenie morskiego Jedwabnego Szlaku? Wiadomo, że o tym właśnie zagadnieniu, a raczej groźnym punkcie zapalnym, obaj liderzy rozmawiali najdłużej. Do czego doszli – nie wiemy.

Wiemy natomiast, że z całą pewnością będzie to lejtmotyw w kontaktach z Chinami nowej administracji amerykańskiej. Gra toczy się bowiem o niebywałą stawkę – kontrolę nad szlakami morskimi (dotychczas niepodzielnie sprawowaną przez Amerykanów) i nad szacowanymi na 5 bilionów dolarów rocznie przepływami towarowymi na tamtejszym akwenie. O Morzu Południowochińskim jeszcze niejednokroć usłyszymy.

Z drugiej strony wypada się cieszyć, że USA i ChRL, dwaj najwięksi truciciele na globie, ostatecznie porozumieli się co do wypełniania ustaleń ubiegłorocznego szczytu klimatycznego w Paryżu. Jest szansa na skuteczną walkę ze zmianami klimatycznymi (jeśli podejścia nie zmieni nowa administracja amerykańska). W postawie Chin widać głęboką zmianę: od głośnej obstrukcji na szczycie klimatycznym w Kopenhadze w 2009 roku po obecne głębokie zaangażowanie i zdecydowane stawianie na alternatywne źródła energii (choć węgiel jest tam nadal królem w mikście energetycznym).

Jedna łódka

Xi Jinping w wystąpieniu otwierającym obrady podkreślał, że liderzy współczesnego świata zebrani na sali (G20 to 85 proc. światowego PB, ponad 80 proc. światowego handlu oraz ponad 70 proc. inwestycji skierowanych do siebie nawzajem) „płyną w jednej łódce”. Innymi słowy, mamy naczynia połączone, a w nich borykający się z wielkimi trudnościami Zachód (czego symbolami są wyzwanie ze strony Donalda Trumpa w USA i wręcz dramatyczny w wymowie apel o pomoc Donalda Tuska w przeciwstawianiu się migracyjnej fali w UE) oraz wschodzące rynki, które wcale nie radzą sobie tak dobrze, jak jeszcze niedawno przewidywano.

Rosja i Brazylia borykają się obecnie z recesją (pierwsza przewiduje w tym roku spadek PKB o 3,1 proc. a druga o 1,7 proc.), RPA stanęła i buksuje. Jedynie Indie (przewidywany wzrost 7,5 proc.) wylegitymują się zapewne w tym roku wzrostem większym niż Chiny (6,7 proc.), które – jak wiadomo – też mocno spowolniły (chociaż nadal mają dawać światu ponad 35 proc. jego wzrostu).

Dlatego gospodarze mocno wyeksponowali drugi miniszczyt, który również odbył się w Hangzhou, czyli wspólne obrady ugrupowania BRICS, a więc liderów państw wyżej wymienionych. Na tym szczycie jedynie premier Indii Narendra Modi mógł pretendować do miana tego, który rozdaje karty. Pozostali przywódcy, łącznie z Władimirem Putinem, raczej powoli zamieniają się w petentów, a nie równych partnerów Chin. Musi to dawać sporo do myślenia szczególnie wielkomocarstwowej w zachowaniach Rosji.

Fakty są twarde: same Chiny dają światu więcej PKB i obrotów handlowych niż czterej pozostali partnerzy z BRICS razem wzięci. A to oznacza, że – owszem – płyniemy w jednej łódce, ale jedni – w tym przypadku Chińczycy – trzymają za stery, a drudzy są jedynie pasażerami. Czy z tego narodzi się upragniona jedność wschodzących rynków?

Rewolucja technologiczna

Gospodarze starannie wybrali miejsce spotkania. Hangzhou, 9-milionowa stolica prowincji Zhejiang, to jedno z najpiękniejszych chińskich miast, raj na ziemi w chińskiej tradycji. Nawiązało do tego spektakularne widowisko wybitnego reżysera Zhang Yimou, tego samego, który przygotował ceremonię otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Ale Hangzhou – na czas szczytu czyste i schludne, bo uwolnione od przemysłu, a nawet mieszkańców, którym dano tygodniowy urlop – to także siedziba koncernu Alibaba, synonimu innowacji i szybko dokonujących się zmian.

Nie tylko jego szef, filigranowy Jack Ma apelował przy tej okazji o „nową rewolucję przemysłową”. Już od pewnego czasu forsuje on ideę, by cały handel światowy w wykonaniu drobnego biznesu prowadzić drogą elektroniczną (Electronic World Trade Pltaform – e-WTP). Jest to inicjatywa mająca być odpowiedzią na projekty dotyczące e-commerce ze strony Światowej Organizacji Handlu (WTO). Podobne apele o wzrost innowacji słychać było z ust całej chińskiej delegacji.

Zresztą cały szczyt przebiegał pod hasłami nawołującymi do technologicznych zmian, czego dowodem były też nowe rozwiązania architektoniczne w mieście, przygotowane specjalnie na ten szczyt. W tym ponoć największe i najnowocześniejsze na świecie centrum kongresowe, w którym odbywały się obrady. Zajmuje ono łącznie powierzchnię 850 tys. mkw., a kosztowało – bagatela – 8 mld juanów, a więc grubo ponad miliard dolarów.

To właśnie nowe technologie wykorzystywane do dalszego rozwoju handlu i inwestycji były oczkiem w głowie gospodarzy. Międzynarodowi analitycy wskazywali raczej na długie debaty i uzgodnienia (szczyt poprzedzały spotkania ministrów handlu G20 w Szanghaju oraz ministrów finansów i prezesów banków narodowych w Chengdu) dotyczące reform polityki fiskalnej i monetarnej na skalę światową, a szczególnie wypracowania współpracy mającej na celu stabilizację światowych rynków finansowych.

Do tego dodano starania na rzecz stworzenia mechanizmów zabezpieczających przed – jak to ujęto w składającym się z aż 48 punktów w komunikacie końcowym – „skrajną zmiennością i niezbornością w kursach wymiany (walut)”.

Jest także, jakże ważne, dwustronne uzgodnienie chińsko-amerykańskie, by uciekać od wyścigu na dewaluację swoich walut, co ma – zgodnie z zapewnieniem strony chińskiej – prowadzić ku dalszemu zorganizowanemu przejściu chińskiego juana na kurs wymiany sterowany przez rynek, czego od dawna domagają się Amerykanie i nie tylko.

Kto rządzi i będzie rządził

Utworzone formalnie w 1999 roku, ale faktycznie funkcjonujące od listopada 2008 roku G20, czyli ugrupowanie największych 19 gospodarek świata i Unii Europejskiej (przypadki RPA i Argentyny to wynik bardziej geografii niż ekonomii), ma znamiona nowego współczesnego Dyrektoriatu. Ponieważ nowego ładu światowego po upadku porządku zimnowojennego nikt nam nie zapisał i nie zadekretował, to właśnie to ugrupowanie ma zabezpieczać nas – przynajmniej gospodarczo, jeśli nie politycznie – przed ekscesami globalizacji i globalnych rynków.

Szczyt w Hangzhou każe nam więc stawiać pytanie o globalne zarządzanie (gdy ONZ od dawna jest pogrążona w kryzysie i biurokratycznym marazmie). Kto nami rządzi i będzie rządził, gdy Amerykanie – „jedyny szeryf”, który wyłonił się w sposób naturalny po rozpadzie układu dwubiegunowego i upadku ZSRR, jest wyraźnie w odwrocie (co miedzy innymi napędza elektorat Donalda Trumpa)? Czy świetle zawirowań w USA i kryzysów (bo przecież nie jednego) w UE mamy do czynienia z – relatywnym tylko – zmierzchem Zachodu? Czy nadchodzi czas silnych państw z równie silnymi przywódcami, tym razem z Chinami na czele?

Te i podobne pytania trzeba teraz stawiać nawet u nas, gdzie szczyt Hangzhou w mediach dość skutecznie przykryło małe Harlow pod Londynem. Tym bardziej że do prac AIIB się włączyliśmy, a lądowy Jedwabny Szlak ląduje nam gdzieś pod Łodzią. Nawet do nas w Polsce, choć z ogromnymi oporami, dociera rola Chin jako globalnego mocarstwa, co władze chińskie starały się z taką pompą raz jeszcze zademonstrować.

Oczywiście, świat jest zbyt skomplikowany, by dominację amerykańską zamieniła chińska, a historia – i słynna pułapka Tukidydesa – uczy, że gdy dotychczasowy hegemon napotyka na pretendenta do tronu, pojawia się ryzyko wojny.

Dotychczas uważano, że jedyne zagrożenia dla Chin płyną od wewnątrz, bo tamtejsza transformacja jest niedokończona, a model rozwojowy właśnie zmieniany. Spektakularny szczyt w Hangzhou, gdzie tak naprawdę najwięcej uwagi poświęcono ogniskom zapalnym na globie (Morze Południowochińskie, Półwysep Koreański, Bliski Wschód, Turcja i Ukraina) i stosunkom bilateralnym, każe jednak zastanawiać się również nad innym ważkim pytaniem: czy spektakularny wzrost chińskiej potęgi gospodarczej i finansowej, a na horyzoncie również technologicznej i co za tym idzie – politycznej, będzie nadal odbywał się pokojowo. I jak zostanie przyjęty przez zewnętrzny świat – z zachwytem jak spektakl Zhang Yimou, z zazdrością, czy raczej z zawiścią i odrzuceniem?

Chińczycy właśnie pokazali, że – jak dawniej – pretendują do (współ)zarządzania światem, ale czy świat jest do tej ich nowej roli przygotowany?

Spotkanie G20 w Hangzhou (CC BY-NC 2.0 OECD)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Za mało Europy w G20

Kategoria: Trendy gospodarcze
Brak w G20 takich krajów jak Hiszpania, Holandia, Polska czy Nigeria zaprzecza rozpowszechnionemu poglądowi, że uczestnikami tego forum stały się państwa o największym produkcie krajowym brutto i liczbie ludności.
Za mało Europy w G20