Czy wystarczy woli tylko na podwyżki podatków?

Gospodarcze ambicje Portugalczyków wypiera codzienne smakowanie życia. Gospodarka kuleje, niepokojąco rośnie deficyt budżetowy, a zapowiedziane przez rząd reformy nie wróżą szybkiej poprawy. Według wyliczeń dr Carlosa Santosa z Universidade Catolica w Porto, cięcia płac w administracji publicznej o 5 proc. i obniżenie średniej płacy w państwowych przedsiębiorstwach obniżyłyby deficyt budżetowy do 6,5 proc. do 2013 roku.

24 marca br., w przeddzień unijnego szczytu w Brukseli, na którym zapadła decyzja o udzieleniu Grecji pomocy finansowej, uwaga rynków była przez chwilę zwrócona na mały europejski kraj, gdzie „kończy się ziemia i zaczyna morze”. Tego dnia agencja Fitch Ratings obniżyła rating kredytowy Portugalii z AA na AA-. Choć w jej ślady nie poszły inne agencje – Standard&Poor’s utrzymała np. swoją dotychczasową ocenę – groźba rozszerzenia się „greckiej” epidemii na inne kraje eurolandu stała się jeszcze bardziej realna. W ciągu ostatnich trzech miesięcy wzrosły koszty ubezpieczenia portugalskiego długu zewnętrznego z 91,7 w styczniu do 176 punktów według wczorajszych notowań CMA Risk Monitor, co oznacza większe ryzyko niewypłacalności. I choć Portugalia nie jest tak bardzo zadłużona jak Grecja, w styczniu jej dług wyniósł 133,7 miliarda euro, to wszystko wskazuje na to, że portugalska choroba jest równie poważna, a w dodatku przewlekła.

Jej najbardziej widoczne efekty? Prawie dwucyfrowy deficyt budżetowy, pełzający wzrost gospodarczy, wysoki poziom bezrobocia i kurczący się eksport. Według rządowych prognoz w ciągu najbliższych czterech lat Portugalia będzie się rozwijać najwolniej w całej Unii Europejskiej. Rząd przewiduje, że w 2011 roku wzrost gospodarczy wyniesie zaledwie 0,9 proc. PKB, czyli połowę tego, co spodziewa się osiągnąć np. Hiszpania. W 2012 roku Portugalia ma nadal odstawać od innych krajów unijnych. Jej wzrost gospodarczy sięgnie zaledwie 1,3 proc., podczas gdy np. gospodarka Hiszpanii ma już urosnąć o 2,9 proc., a Irlandii, która obecnie przechodzi głęboką recesję, o 4,5 proc. Do 2013 roku wskaźnik bezrobocia nadal będzie się utrzymywać na poziomie 9 proc. Dług publiczny, który w 2010 r. wyniesie 85,4 proc. PKB, w 2012 r. ma się jeszcze powiększyć – do ponad 90 proc.

Wydajność w rytmie fado

Kiedy pada pytanie o przyczyny obecnego kryzysu, dr Carlos Santos, ekonomista z Universidade Catolica w Porto, odpowiada krótko: wieloletnie zaniedbania strukturalne, słaby poziom wykształcenia Portugalczyków i niska wydajność pracy. W Portugalii nie było ani bąbla na rynku nieruchomości, który tak bardzo dotknął sąsiednią Hiszpanię, ani poważniejszych problemów na rynku bankowym, gdzie zanotowano nawet spory wzrost. Światowy kryzys obnażył po prostu wszystkie słabości portugalskiej gospodarki, których kolejne rządy, w większości socjalistyczne, wydawały się nie dostrzegać. Portugalska ekonomia tąpnęła w momencie, kiedy z powodu globalnego załamania skurczył się popyt na jej towary, głównie w Hiszpanii. Słaba konkurencyjność portugalskiej produkcji nie pozwoliła na znalezienie rezerwowych rynków. W konsekwencji drastycznie spadły wpływy do państwowej kasy, szczególnie z tytułu podatku VAT (prawie o 70 procent), i poszybował deficyt.

Dlaczego kryzys tak łatwo poradził sobie z Portugalią? Bo to kraj przestarzałej, obciążonej gigantyczną biurokracją i osłabionej niewydolnością sądów gospodarki. W Portugalii nikt się nie spieszy. Nie sposób wyobrazić sobie dnia bez porannej kawy w „pastelaria”, bez lunchu, bez sjesty czy wreszcie bez wieczornego posiłku w restauracji. Gospodarcze ambicje Portugalczyków wypiera po prostu codzienne smakowanie życia. Ale to kosztuje. W ciągu ostatnich kilku lat nawet najbardziej tradycyjny produkt eksportowy Portugalii – wyśmienite wino – traci rynki zbytu na korzyść producentów z nowego świata, którzy w przeciwieństwie do tradycjonalistów Portugalczyków potrafią wprowadzać do produkcji wina nowoczesne technologie. W Portugalii brakuje nowoczesnego biznesu. Przedsiębiorstwa takie jak firma farmaceutyczna Bial, która wprowadziła ostatnio na rynek nowy lek na schizofrenię, to single, które w pojedynkę słabo radzą sobie z zagraniczną konkurencją. Większość portugalskich przedsiębiorstw to małe firmy rodzinne, których właściciele są zazwyczaj słabiej wykształceni niż pracownicy, a przez to niezdolni do wprowadzania niezbędnych innowacji, czy choćby poprawy designu ich produktów, jak to robią Włosi.

Ekonomiczne fora portugalskich dzienników pękają ostatnio w szwach od wściekłych komentarzy publicystów i zwykłych przedsiębiorców. Sprowadzają się one do konstatacji, że Portugalczycy są sami sobie winni. – Przespaliśmy 10 lat i nie przygotowaliśmy się na konkurencję Europy Środkowo-Wschodniej, a co dopiero mówić o dynamicznie rozwijających się wschodzących gospodarkach Chin i Indii. A rząd wprowadza reformy dopiero wtedy, gdy zmuszają go do tego zewnętrzne okoliczności – narzeka stały felietonista prestiżowego dziennika ekonomicznego „Jornal de Negocios” Camilo Lourenco.

Rzeczywiście, plany ograniczenia prawie dwucyfrowego deficytu budżetowego ogłoszono dopiero wtedy, gdy w styczniu br. rynki ukarały Portugalię za plany rozrzutnego budżetu państwa na 2010 rok i obniżyły jej rating kredytowy. W odpowiedzi na kryzys, w marcu rząd przedstawił plan stabilizacji i rozwoju. Wiarygodność tego planu stoi pod znakiem zapytania, bowiem obecny rząd stracił większość w parlamencie i będzie mu z pewnością trudniej wprowadzać bolesne reformy. Przekonał się już o tym w lutym br. minister finansów Fernando Teixeira dos Santos, który musiał prawie błagać opozycyjne partie, by nie zgodziły się na powiększenie zadłużenia Azorów i Madery, co mocno utrudniłoby rządowi skuteczną redukcję deficytu budżetowego. – O każdą zmianę trzeba się będzie targować. To niezbyt dobrze wróży reformom – uważa dr Santos.

Plany rządu są niezwykle ambitne. Do 2013 roku zamierza zmniejszyć deficyt budżetowy Portugalii z obecnych 9,3 do 3 proc. W tym celu zamrozi m.in. wynagrodzenia pracowników państwowych i wprowadzi nową stawkę podatkową dla osób zarabiających powyżej 150 tysięcy euro rocznie. Rząd ograniczył też wydatki na tzw. pakiet stymulacyjny, notabene najmniejszy w całej UE, bo wynoszący zaledwie 1,25 proc. PKB. Nie wstrzyma jedynie subwencji dla systemu zasiłków dla bezrobotnych, które po wybuchu kryzysu drastycznie wzrosły.

– Decyzja o wygaszaniu pakietu wcale nie będzie miała negatywnych efektów dla rozwoju gospodarczego. Ten pakiet nie był jedynym sposobem na wychodzenie z kryzysu – uważa główna ekonomistka portugalskiego banku BPI Paula Carvalho – W tej chwili najważniejsze są oszczędności. – dodaje Carvalho. Także dr Santos nie przywiązuje specjalnej wagi do pakietu, który według niego był źle zaprojektowany i przez to użyto tylko 25 proc.  funduszy przeznaczonych np. na tworzenie nowych miejsc pracy. – To było do przewidzenia. W Portugalii nikt sam nie tworzy miejsc pracy, nawet jeśli dostanie na to pieniądze. Brakuje nam żyłki przedsiębiorczości – wyjaśnia dr Santos. Z równie mizernym skutkiem część pakietu przeznaczono na inwestycje w modne obecnie projekty produkcji odnawialnej energii.

Czy plan konsolidacji finansów został lepiej zaprojektowany? Zdaniem Pauli Carvalho rząd ma tym razem prawdziwą szansę na sukces. – To się już raz udało. W latach 2006-2008 rząd zmniejszył deficyt z 6 do 3 proc. Poza tym zapowiadane twarde reformy na razie nie spotykają się ani ze specjalnym oporem opozycji, ani portugalskiej ulicy. Rządowi udało się też ostatnio ograniczyć zjawisko unikania płacenia podatków – przekonuje Carvalho.

Ale większość analityków, także portugalskich, nie podziela optymizmu ekonomistki banku BPI. Według analityka Citi, Stevena Mansella, cytowanego ostatnio w „Financial Times”, rynki nie będą czekać na efekty reform, które przyjdą przecież, jeśli w ogóle, dopiero za kilka lat. Tymczasem w ciągu kilka tygodni spodziewane są spore emisje obligacji rządowych Portugalii i Hiszpanii. I to będzie test prawdy. – Dlatego problemy związane z brakiem finansowej wiarygodności, podobne do tych, z którymi boryka się w tej chwili Grecja, są nieuniknione – uważa Mansell. W dodatku, według dr Carlosa Santosa, zapowiadane reformy są niewystarczające i nie doprowadzą na dłuższą metę do modernizacji struktury gospodarczej Portugalii, bez czego jej gospodarka nie będzie się rozwijać. – A trudno sobie wyobrazić tak znaczne ograniczenie deficytu budżetowego bez rozwoju gospodarczego. Przecież nawet w rządowym planie stabilizacji i rozwoju zapisano, że ponad 30 procent redukcji deficytu będzie pochodną wzrostu gospodarczego. Dlatego bez prawdziwych reform znajdziemy się w pułapce – argumentuje Santos.

Gospodarka ze szczyptą „saudade”

Portugalia już od dziesięciu lat wlecze się w ogonie Unii Europejskiej. Z kolei wartość oszczędności plasuje ten kraj na przedostatnim miejscu w Unii, po Grecji. Najpoważniejsze konsekwencje dla obecnego stanu gospodarki ma jednak struktura produkcji przemysłowej. Produkcja jest w Portugalii niezwykle pracochłonna i przynosi niską wartość dodaną. Do tego trzeba dodać, że koszty pracy w Portugalii wcale nie należą do najniższych, a portugalska siła robocza jest słabo wykwalifikowana. Prawie 80 proc. dorosłych Portugalczyków nie skończyło nawet szkoły średniej. Jednak ze względu na strukturę produkcji to właśnie ci z dyplomem uniwersyteckim mają największe problemy ze znalezieniem pracy, a najniższy wskaźnik bezrobocia występuje wśród niewykwalifikowanych pięćdziesięciopięciolatków!

W ciągu ostatniej dekady niewiele wzrosła wydajność pracy w Portugalii, co sprawia, że wytworzyła się nierównowaga w stosunku do zwiększających się wynagrodzeń. – Biorąc pod uwagę te wszystkie słabości naszej gospodarki, trudno się dziwić, że od lat Portugalia notuje chroniczny deficyt eksportowy – zauważa dr Santos.

Tymczasem właśnie w eksporcie premier Portugalii, Jose Socrates upatruje sposobu na wyjście z kryzysu. – Musimy sprzedawać za granicę więcej usług, o większej wartości i bazujących na lepszej technologii. Trzeba zdobywać nowe rynki – przekonywał kilka dni temu premier Socrates w portugalskiej Leiria. Według dr Santosa to tylko zaklęcia. 35 proc. portugalskiego eksportu szło dotąd na rynek hiszpański, który z powodu kryzysu przestał chłonąć portugalskie towary. Wprawdzie Portugalczycy próbowali znaleźć nowe rynki, m.in. w dawnych portugalskich koloniach, w Angoli i w Brazylii, a rząd stworzył dla przedsiębiorców specjalne linie kredytowe na intensyfikację eksportu, ale okazało się, że firmy nie chciały korzystać z tej pomocy. Nie były pewne, czy będzie popyt na ich produkty tak jak dotąd w Hiszpanii.

Co zrobić, by pierwsze efekty zmian w portugalskiej gospodarce można było dostrzec na tyle szybko, by zapobiec greckiej tragedii? Nie da się zwiększyć wydajności produkcji z dnia na dzień, ale jest coś, co według dr Santosa można zrobić od razu. Wynagrodzenia w sektorze publicznym w Portugalii są jak na Unię bardzo wysokie. W dziesięciomilionowej Portugalii pracuje armia 700 tysięcy osób, a urzędnicy średniego szczebla zarabiają tam nawet 3500 euro miesięcznie. Wielu portugalskich ekonomistów uważa, że trzeba je obniżyć. Tak zrobili kiedyś Irlandczycy.

Według wyliczeń dr Santosa cięcia płac w administracji publicznej o 5 procent i obniżenie średniej płacy w państwowych przedsiębiorstwach obniżyłyby deficyt budżetowy do 6,5 procent do 2013 roku. To oszczędności, a wzrost?

Sposobem na rozkręcenie gospodarki mogą być według dr Santosa fundusze europejskie, które do 2013 roku przypadają Portugalii. Ale tu znów pojawia się problem. Nadmierna biurokracja blokuje dostęp do tych środków. Akurat tę słabość portugalskiej gospodarki dałoby się zlikwidować w miarę bezboleśnie i szybko, tak jak cięcia wynagrodzeń w administracji publicznej. – Niestety, obawiam się, że politycznej woli starczy tylko na podwyżki podatków – podsumowuje z przekąsem dr Santos. I dodaje, że bez prawdziwych gospodarczych reform szanse na morderczy atak spekulacyjny na portugalski dług niepokojąco rosną.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Czy wzrost podatków może zmniejszyć inflację?

Kategoria: Analizy
Polityka fiskalna nie jest jednoczynnikowa i zmiany w niej działają na rozmaitych polach. Z tego względu nie ma jednoznacznie ugruntowanej w literaturze zależności między polityką fiskalną a inflacją.
Czy wzrost podatków może zmniejszyć inflację?

Wzrost cen i płac wróży także wzrost podatków

Kategoria: Oko na gospodarkę
Wysoka inflacja to w dużej mierze cena za wyjście gospodarki światowej z kryzysu wywołanego pandemią i wojną w Ukrainie. Nawet w najbardziej rozwiniętych krajach świata wzrost cen zbliża się już do 10 proc. w skali rocznej. Kosztem jest także wzrost długów, a inną realną konsekwencją – wzrost podatków.
Wzrost cen i płac wróży także wzrost podatków

Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Kategoria: Analizy
Jesteśmy sceptyczni wobec płacenia podatków a jednocześnie oczekujemy dużego zaangażowania państwa w sprawy socjalne i gospodarkę – i nie widzimy w tym sprzeczności.
Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają