Protekcjonizm, technologie i globalne transformacje, czyli 2025 r. w gospodarce
Kategoria: Trendy gospodarcze
Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych
(© Getty Images)
„Ameryka wróciła i jest otwarta na biznes” – ogłosił prezydent USA Donald Trump łącząc się zdalnie z uczestnikami forum w szwajcarskim Davos 23 stycznia 2025 r. „Pod rządami administracji Trumpa nie będzie lepszego miejsca na Ziemi do tworzenia miejsc pracy, budowania fabryk lub rozwijania firmy niż tutaj, w starych dobrych Stanach Zjednoczonych” – zapewniał.
„Moje przesłanie dla biznesu jest proste: Przyjedź produkować swój produkt w Ameryce, a my damy ci jedną z najniższych stawek podatkowych na Ziemi. Ale jeśli nie będziesz produkował tutaj, wtedy po prostu będziesz musiał zapłacić cło” – mówił. Jego administracja chce obniżyć stawkę podatku od przedsiębiorstw z 21 proc. do 15 proc. Zapowiedzi ceł, jak na razie, nie są skonkretyzowane.
Dużo było też o tym, że Unia Europejska i Kanada nie traktowały dotychczas USA „sprawiedliwie”, a cła mają być zadośćuczynieniem. Donald Trump nie wymienił jednak w tym kontekście Chin. Powiedział wręcz, że jest optymistą co do tego, że oba kraje mogą „zachować bardzo dobre stosunki”. Nie powtórzył więc w Davos deklaracji, która padła kilka dni wcześniej o tym, że 10 proc. cła na chińskie produkty mogą być nałożone już od 1 lutego 2025 r. Nie padły też żadne liczby, jeśli chodzi o potencjalne cła na produkty z Unii Europejskiej i z Kanady.
Ten brak konkretów można chyba odbierać optymistycznie jako zaproszenie do negocjacji. Tak przynajmniej interpretował zamiary Trumpa jego przyjaciel – prezydent Argentyny Javier Milei. Wyjaśniał on w Davos, dzień przed przemówieniem prezydenta USA, że ten „nie jest protekcjonistą”, ale „świetnie rozumie geopolitykę i używa ceł jako strategicznego narzędzia”.
Tańsza ropa to koniec wojny
Co jeszcze ma znaczenie dla reszty świata? „Potrzebujemy dwa razy więcej energii niż obecnie w Stanach Zjednoczonych, aby sztuczna inteligencja była tak duża, jak chcemy” – ogłosił Trump. Drogą do celu mają być nie tylko inwestycje w nowe elektrownie, ale i dodanie „dobrego czystego węgla” jako źródła zapasowego.
„Stany Zjednoczone posiadają największe zasoby ropy naftowej i gazu ziemnego spośród wszystkich krajów na Ziemi i zamierzamy je wykorzystać. Nie tylko obniży to koszty praktycznie wszystkich towarów i usług, ale uczyni nas supermocarstwem produkcyjnym oraz światową stolicą sztucznej inteligencji i kryptowalut” – deklarował świeżo zaprzysiężony 47. prezydent USA.
Zapowiedział też, że rozmawiał z królem Arabii Saudyjskiej o inwestycjach jego kraju w Stanach Zjednoczonych przekraczających 600 mld dol. Zadeklarował, że zamierza poprosić ten kraj i innych członków OPEC o obniżenie cen ropy naftowej. „Gdyby cena spadła, wojna rosyjsko-ukraińska zakończyłaby się natychmiast. Obecnie cena jest na tyle wysoka, że wojna będzie trwać. Trzeba obniżyć cenę ropy. To zakończy tę wojnę” – mówił Trump.
Dla zebranych w Davos ministrów obrony, ale i ministrów finansów, znaczenie ma też inna jego deklaracja – prezydent USA chce, aby członkowie NATO zwiększyli wydatki obronne z 2 proc. PKB do 5 proc. PKB, choć pewnie i to jest punktem wyjścia do negocjacji.
Chiny i Europa w defensywie
A co na to wszystko Chiny i Unia Europejska? Ich przedstawiciele zabrali w Davos głos przed Trumpem, dlatego musieli ważyć słowa. Nie mogli powiedzieć za dużo, ale też nie sposób było całkiem pominąć deklaracji z pierwszych godzin urzędowania amerykańskiego prezydenta.
Od wicepremiera Chin Dinga Xuexianga usłyszeliśmy zatem, że „wojny handlowe nie mają zwycięzców”, a od przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, że „w niczyim interesie nie leży zerwanie więzi globalnej gospodarki”.
„Stany Zjednoczone dostarczają ponad 50 proc. naszego LNG (gazu skroplonego – przyp. red.). Obroty handlowe między nami wynoszą 1,5 bln euro, co stanowi 30 proc. światowego handlu” – przypomniała Ursula von der Leyen w wystąpieniu, które można określić jako defensywne.
Lekko ofensywnym elementem było jedynie spostrzeżenie, że Unia Europejska jest pożądanym partnerem handlowym. Tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy UE podpisała nowe umowy partnerskie ze Szwajcarią, Meksykiem i krajami Mercosur. Przewodnicząca Komisji Europejskiej zapowiedziała, że w pierwszą podróż po reelekcji uda się do Indii, ponadto chce „rozszerzyć stosunki handlowe i inwestycyjne z Chinami, jeśli to możliwe”.
Von der Leyen zapowiedziała, że KE przedstawi już w tym tygodniu pięcioletnią mapę drogową opartą na zaleceniach raportu Maria Draghiego, w tym plany „unii oszczędności i inwestycji”.
Nie zmienia to jednak faktu, że Europa ma co nadrabiać do Stanów Zjednoczonych nie tylko w perspektywie długoterminowej, ale i krótkoterminowej. Styczniowe prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego zakładają, że gospodarka USA urośnie o 2,7 proc. w 2025 r., a strefy euro – tylko o 1 proc. Przy tym gospodarka Niemiec nie odnotowała wzrostu od dwóch lat.
EBC będzie luzował
Nic dziwnego, że politycy z Berlina również byli w Davos w defensywie. Obecny kanclerz Olaf Scholz zadeklarował tylko, że „Stany Zjednoczone są naszym najbliższym sojusznikiem poza Europą i zrobi wszystko, aby tak pozostało”. Friedrich Merz, jego potencjalny następca (wybory w Niemczech 23 lutego 2025 r.) posunął się w deklaracjach nieco dalej. Mówił o potrzebie ograniczenia biurokracji, a zamknięcie trzech elektrowni atomowych nazwał „wielkim błędem”. Zadeklarował, że natychmiast zatrzymałby imigrację poprzez łączenie rodzin. Zarówno politycy SPD, jak i CDU, przyznawali też, że twarde reguły fiskalne niemieckiego budżetu trzeba trochę poluzować. To chyba najlepsza miara przełomu, jaki dokonał się w tamtejszej polityce.
Brak wzrostu w Niemczech oraz inflacja pod kontrolą ułatwiają za to działanie Europejskiemu Bankowi Centralnemu. Bodaj wszyscy członkowie Rady Prezesów EBC obecni w Davos byli zgodni – mamy podejście zależne od danych, ale najbardziej prawdopodobne są dalsze obniżki stóp procentowych.
Prezes EBC Christine Lagarde pytana przez CNBC o potencjalny powrót inflacji, na co wskazywać mogą choćby rosnące rentowości obligacji w USA, uspokajała. „Jeśli inflacja w Stanach Zjednoczonych ponownie się rozbudzi, na pewno będzie to problem dla Stanów Zjednoczonych, tam będą pierwsze i główne konsekwencje […]. Nie jesteśmy zbytnio zaniepokojeni eksportem inflacji do Europy” – mówiła.
„Polityka nowej administracji Trumpa może wpłynąć na inflację w USA, ale jest mało prawdopodobne, aby miała duży wpływ na presję cenową w Europie” – mówił w Davos Francois Villeroy de Galhau, prezes Banku Francji i członek Rady Prezesów EBC.
„Istnieje prawdopodobnie konsensus co do tego, że będziemy działać na każdym spotkaniu, co z powodzeniem praktykujemy od września” – dodawał w wywiadzie dla Bloomberga. Oznacza to, że późną wiosną stopa depozytowa EBC może zamiast obecnych 3 proc. wynosić około 2 proc.
Dżin inflacji
Polityka na najwyższym szczeblu przykryła nieco dyskusje ekonomistów, ale i tu warto odnotować kilka wystąpień.
Gita Gopinath, pierwsza zastępczyni dyrektor wykonawczej Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zauważyła w Davos niezwykłą odporność rynków wschodzących. „Gdyby w przeszłości amerykańska Rezerwa Federalna podniosła stopy procentowe o 450 punktów bazowych, nastąpiła do tego pandemia i duży wzrost cen energii, spodziewalibyśmy się znacznie większych zawirowań na rynkach wschodzących. Tak się jednak nie stało” – mówiła.
Prognoza przygotowana przez MFW zakłada 3,3 proc. globalnego wzrostu PKB zarówno w 2025 r. jak i w 2026 r. Historyczna średnia wynosi jednak 3,7 proc., a owe 3,3 proc. nie uwzględnia potencjalnych ceł nałożonych przez USA na UE, Kanadę, Chiny i Meksyk.
W Davos na każdym kroku podkreślano, że ewentualna wojna handlowa może podbić też inflację, przede wszystkim dla amerykańskich konsumentów. Na razie MFW prognozuje, że globalna inflacja spadnie do 4,2 proc. w 2025 r. i do 3,5 proc. w 2026 r., przy czym wcześniej powróci do celu w gospodarkach rozwiniętych, niż na rynkach wschodzących.
Kristalina Georgiewa, dyrektor zarządzająca Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zapytana czy dżin inflacji powrócił już do butelki, odpowiedziała obrazowo: „Głowa dżina jest w butelce, większość ciała dżina jest w butelce, ale nogi wciąż wystają. Musimy go zepchnąć na sam dół”.
Transmisje wszystkich paneli Światowego Forum Ekonomicznego 2025 można zobaczyć tutaj.