Dzięki pakietowi USA najgorsze ma za sobą

Gdyby administracja prezydenta Baracka Obamy nie wprowadziła pakietu stymulacyjnego, w Ameryce byłaby deflacja, bez pracy byłoby 8,5 mln więcej ludzi niż obecnie, a roczne PKB byłoby niższe o 11 proc. Pakiet nie rozwiązał wszystkich problemów, ale pomógł gospodarce przejść przez najgorszy etap kryzysu - mówi dr Mark Zandi, jeden z doradców ekonomicznych Białego Domu.
Dzięki pakietowi USA najgorsze ma za sobą

dr Mark Zandi

„Obserwator Finansowy”: Amerykańska gospodarka nie mogła chyba znaleźć się w gorszej sytuacji: według „The Wall Street Journal” tylko 68 proc. Amerykanów ma pracę, a już ponad pół miliona zarejestrowało się, by otrzymywać bony żywnościowe.  Wygląda na to, że w porównaniu Petera Schiffa, który mówi, że amerykańska gospodarka to przeciążona szalupa po wielkim sztormie, której stan nie pozwala dobić do brzegu, jest wiele racji.

Mark Zandi: Nie ulega wątpliwości, że znajdujemy się w bardzo trudnym okresie. Są dwa powody, które moim zdaniem nie pozwalają gospodarce się bardziej odbić: rosnąca skłonność do oszczędzania przez firmy i gospodarstwa domowe oraz niechęć do ryzyka.  Jednym ze skutków takiego trendu jest bezrobocie, które utrzymuje się na poziomie blisko 10 proc., jak podaje Department of Labor. Realne bezrobocie jest dużo wyższe, jeśli się wliczy doń także pracowników zmuszonych do pracy w niepełnym wymiarze godzin. Wtedy wyglada to tak, jak przedstawił „The Wall Street Journal”.

Pan był jednym z największych entuzjastów pakietu stymulacyjnego. W ubiegłym roku na łamach Obserwatora przekonywał Pan, że II pakiet pozwoli na stworzenie 4 mln nowych miejsc pracy w pierwszych trzech kwartałach 2010 r. Drugi pakiet został przyjęty rok temu przez Kongres. Ale miejsca pracy znikają zamiast przybywać. Kończy się dopiero III kwartał, ale trudno sobie wyobrazić, by od dziś do października gwałtownie ich przybyło.

Nikt z ekonomistów nie spodziewał się tak poważnej recesji. A drugi pakiet, o którym pan mówi, był zbyt mały, żeby mocno poruszyć gospodarkę. I tak jednak widać jego pozytywne rezeltaty. Gdyby był większy, moim zdaniem wzrost gospodarczy byłby wyższy i szybciej powstawałyby nowe miejsca pracy. Niestety konsensus na najniższym poziomie pozwolił na to, by został uchwalony przez Kongres. Proszę pamiętać, że liczył się czas. Tylko mały procent tych środków trafił do budżetów stanowych. Zostały w większości przejęte w ramach programów rządu federalnego. To rzeczywiście jeden z poważnych problemów. Ale bez pakietów stymulacyjnych dziś 8,5 mln więcej Amerykanów byłoby bez pracy, PKB w 2010 r. o 11,5 proc. niższe i mielibyśmy tutaj deflację.

Jest Pan zatem zwolennikiem poglądu, że gospodarka się odbija, mimo iż bezrobocie utrzymuje się na tym samym poziomie?

Co ma Pan na myśli?

Dane przedstawione przez Department of Labor na początku lipca mówią, że przed wpompowaniem 1 bln dolarów do gospodarki, tj. w lipcu 2009, oficjalne bezrobocie utrzymywało się na poziomie 9,5 proc. W lipcu tego roku było takie same. Czy nie jest to argument przeciwko pakietom stymulacyjnym?

Nie, nie zgadzam się z tym poglądem. Pakiet stymulacyjny przyjęty przez administrację prezydenta Baracka Obamy składał się z dwóch elementów: działań nazywanych fiskalnym stymulatorem i  szczególnej polityki finansowej. W ramach działań fiskalnych był program bezpośrednich zasiłków dla bezrobotnych, program nazywany „pieniądze za graty” w celu pobudzenia konsumpcji i ulgi podatkowe. Natomiast dzięki polityce finansowej powstał fundusz TARP i program Fed „jakościowego łagodzenia”.

W ubiegłym tygodniu kongresmen Barney Frank, współautor tej polityki finansowej, przyznał, że banki otrzymały olbrzymią pomoc, ale nie udało się tych środków udostępnić dalej. Prof. Simon Johnson przestrzega, że głównymi beneficjentami pakietu stały się banki „zbyt duże by mogły upaść”, czyli te, które doprowadziły do kryzysu. I to jest prawdziwy skutek pakietu stymulacyjnego. Taki jest też pogląd części inwestorów z Wall Street.

Zgadzam się co do tego, że polityka finansowa była skuteczniejsza niż fiskalny stymulator. Ale czy chce pan powiedzieć, że zasiłki dla bezrobotnych były niepotrzebne? Ja uważam, że to była najmocniejsza strona tej części pakietu.  Jednak na początku 2009 r. gospodarka była w dużo gorszym stanie niż dziś. Realne, roczne PKB spadło o 6 proc. Był to największy spadek od Wielkiego Kryzysu w latach 30. Dziś realne PKB rośnie o 3 proc. Na początku 2009 r. 750 tys. ludzi traciło pracę w ciągu miesiąca. Dziś ten spadek wynosi ok. 100 tys.  Pakiet stymulacyjny nie mógł być cudownym środkiem na wszystkie problemy. Ale dzięki niemu realne PKB w 2011 r. wyniesie ok. 4 proc. W tym roku jeszcze zacznie przybywać 100 tys. miejsc pracy miesięcznie, a w następnym roku będzie ich o 100 procent więcej. Bezrobocie, jak przedstawiłem to w prezentacji, utrzyma się w tym roku na poziomie 10 proc. Ale w przyszłym roku będzie już o jeden procent niższe. A deficyt federalny, który dziś wynosi 1,4 bln USD, w 2012 r. spadnie do 900 mln USD.

Czy może Pan podać konkretne przykłady, w jaki sposób pakiet pomógł gospodarce?

Proszę spojrzeć na ten wykres poniżej, który przedstawia, w jaki sposób fundusz TARP pomógł General Motors. Bez tych pieniędzy General Motors przestałby istnieć, a wraz z nim powiązanych z nim kilkaset  przedsiębiorstw z branży motoryzacyjnej, usług transportowych czy nawet przemysłu chemicznego. Dzięki kredytom udzielonym przez rząd federalny GM zracjonalizował swoje działania. Niektórzy analitycy twierdzą, że będzie w stanie spłacić długi do końca 2011 r. I już trwa dyskusja, w jaki sposób znów mógłby zostać sprywatyzowany.

chart_auto1MZ

Drugie osiągnięcie moim zdaniem to efekty pomocy – blisko 400 mln USD, które trafiły do słabo lub średnio zarabiających gospodarstw domowych. Ta suma to 36 proc. całego pakietu stymulacyjnego. Zwłaszcza program „pieniądze za graty”, który był powtórzony trzy razy i przyniósł bardzo zadowalające rezultaty: w lecie 2009 r. wzrosła sprzedaż GM i Chryslera. Podobną rolę odegrały ulgi podatkowe z tytułu kupna domów. I dopiero gdy ten program się zakończył, nastąpił ponowny spadek na tym rynku. Także dzięki ulgom podatkowym trafiło 100 mln USD do małego i średniego biznesu.

chart_taxcuts_MZ1

Mówi Pan, że jest dobrze i pakiet zadziałał, ale jednocześnie namawia Pan, by administracja wprowadziła nowy program.

Ale tylko w formie ulg podatkowych i osłony finansowej dla bezrobotnych. Jednak w tej chwili z powodu kampanii wyborczej nie można spodziewać się, że politycy rozważą tą propozycję.

A co Pan radzi zrobić w sprawie długu strukturalnego?

Czekać. Dopiero gdy gospodarka się wzmocni, zmniejszy bezrobocie i wzrośnie produkcja, powoli zacząć redukować. Nie teraz, gdy gospodarka jest bardzo, bardzo krucha.

Kiedy europejska gospodarka zacznie się normalnie rozwijać?

Są małe wyjątki i do nich zaliczyłbym Polskę, która uniknęła recesji dzięki mądrej polityce fiskalnej i gospodarczej. Polska powinna postawić na rozwój – nie bać się inwestycji.  Ale Europę czeka bardzo trudny okres. Myślę, że może trwać nawet dwie dekady. Gospodarka będzie buksować z powodu niezrestrukturyzowanych funduszy emerytalnych i opieki socjalnej, a także z powodu negatywnego przyrostu naturalnego. Tego problemu rynki finansowe nie rozwiążą.

Rozmawiał Tomasz Pompowski, Waszyngton

Mark Zandi to wpływowy w kręgach administracji USA ekonomista, którego prace wywierają duży wpływ na Christinę Romer i Jareda Bernsteina, głównych doradców ekonomicznych Baracka Obamy. Zandi jest też współzałożycielem cenionego w Stanach Zjednoczonych portalu economy.com i głównym ekonomistą Moody’s Analytics.

CZYTAJ TAKŻE:

Jak utrzymać ożywienie gospodarki USA

dr Mark Zandi
chart_auto1MZ
chart_auto1MZ
chart_taxcuts_MZ1
chart_taxcuts_MZ1

Tagi