Autor: Iain Begg

wykładowca London School of Economics

Europa to śpiący tygrys; trzeba go obudzić

Od co najmniej dekady unijni politycy przepowiadają Europie gospodarczy sukces. W 2000 roku przyjęto Strategię lizbońską, która zakładała, że w ciągu 10 lat Unia Europejska stanie się najbardziej dynamiczną i konkurencyjną gospodarką świata. Nie spełniło się; a teraz cud ten ma sprawić nowa strategia „Europa 2020”, o czym debatowano na unijnym szczycie w Brukseli. Jestem oczywiście co do jej realizacji sceptyczny.

Europa nadal utrzymuje kosztowne państwa opiekuńcze, grzęźnie w gąszczu przepisów i zmaga się z kryzysem unii monetarnej, deficytami budżetowymi i bezrobociem. Profesor Iain Begg, wykładowca London School of Economics i ekspert londyńskiego instytutu Chatham House, przekonuje, że przyjęta 3 marca br. strategia „Europa 2020” może oznaczać przełom. Dynamiczny rozwój Unii to nie mrzonka, wystarczy postawić na innowacyjną gospodarkę i zwiększanie wydajności pracy. Według Begga przykładem świecą już od dawna kraje skandynawskie. To one udowodniły, że da się skutecznie konkurować nawet z Chinami, nie rezygnując z dotychczasowego stylu życia, kosztownych systemów ubezpieczeń społecznych i ochrony środowiska naturalnego.

A.G.

Rozmowa z prof. Iainem Beggiem, wykładowcą London School of Economics

Według José Manuela Barroso, szefa Komisji Europejskiej, Europa wyjdzie z obecnego kryzysu silniejsza, a 2010 rok zostanie zapamiętany jako nowy początek w historii Unii. Kluczem do sukcesu ma być strategiia „Europa 2020”. Czy to nie jest czasem zaklinanie rzeczywistości?

Odbieram te słowa jako polityczną deklarację człowieka, który zaczyna właśnie nową kadencję na swoim stanowisku. Zresztą polityczne deklaracje to zawsze trochę pobożne życzenia. W tym roku upływa przecież dekada od przyjęcia Strategii lizbońskiej, która także miała uczynić z Europy najbardziej konkurencyjną gospodarkę świata.

Tym razem strategia zakłada tzw. inteligentny wzrost gospodarki (smart growth) oparty na edukacji, badaniach naukowych i innowacji. Ale pod tym względem Europa odstaje od innych krajów świata. Tylko dwa europejskie uniwersytety są w pierwszej setce najlepszych uczelni świata.

Rzeczywiście, w porównaniu z Ameryką europejskie uniwersytety nie znajdują się w czołówce rankingów najlepszych uczelni świata, ale w Europie nadal przykłada się dużą wagę do poziomu wykształcenia pracowników. Europejskie gospodarki są konkurencyjne, mimo że pociąga to za sobą wyższe koszty pracy. Inteligentny wzrost, o którym mowa w strategii, oznacza  jak najlepsze wykorzystanie przedsiębiorczości opartej na wiedzy. Barroso ma rację, że w ten sposób można zapewnić Europie zrównoważony, trwały rozwój.

Ale „smart growth” to także rozwój gospodarki opartej na odnawialnych źródłach energii. Inteligentna gospodarka oznacza w tym przypadku zużycie jak najmniejszych ilości energii przy optymalnej produkcji. „Smart growth” ma jeszcze jedną zaletę. Jest sprawiedliwy społecznie i pozwala zachować styl życia, do którego Europejczycy zdążyli się już przyzwyczaić.

Czyżby ta nowa strategia nie wymagała od nas specjalnego wysiłku i wyrzeczeń?

Chodzi tylko o to, by nie ograniczać systemów ubezpieczeń społecznych, które stworzono w Europie. Nie redukować ich do poziomu, na którym funkcjonują w innych częściach świata. Cechą europejskich demokracji jest też sprawiedliwa dystrybucja dochodów, i to nie powinno się w żadnym razie zmienić.

Tylko że państwa opiekuńcze są ze swej natury bardzo kosztowne, co zresztą pokazuje obecny kryzys w Grecji i w Hiszpanii. Z takim ciężarem, powiększonym o wysokie koszty pracy, nie da się chyba konkurować z dynamicznymi Chinami czy Indiami?

Wysokie wynagrodzenia w Europie są całkowicie usprawiedliwione wysoką wydajnością produkcji. W takiej sytuacji można nawet ciąć koszty pracy, nie redukując wysokości wynagrodzeń. Zresztą są kraje w Europie, takie jak Szwecja, Holandia czy Niemcy, które niezwykle skutecznie konkurują na rynkach eksportowych świata, mimo że utrzymują wysokie koszty pracy. Jeśli więc zapewnimy wzrost wydajności produkcji w Europie, to nasze gospodarki nadal będą konkurencyjne.

Pomimo kryzysu demograficznego i powiększających się kosztów systemów emerytalnych?

Wydatki na ubezpieczenia społeczne można oczywiście traktować jako hamulec rozwoju gospodarczego i konkurencyjności. W praktyce bywa jednak inaczej. Kraje o najwyższym poziomie wydatków na ubezpieczenia społeczne, takie jak Dania, Finlandia czy Szwecja, są niezwykle konkurencyjne na globalnym rynku. Jeśli więc wydatki na cele społeczne są racjonalne, choć wysokie, wcale nie muszą być dla gospodarki ciężarem.

Hiszpania całkiem nieźle radzi sobie na rynkach eksportowych, ale jej gospodarka dusi się z powodu kosztów pracy.

Nie można oceniać stanu hiszpańskiej gospodarki wyłącznie na podstawie kosztów pracy i wysokości zarobków. Druga strona medalu to słaba wydajność pracy. To skutek niedostatecznych inwestycji w kapitał ludzki. Kolejne rządy wolały raczej zwiększać zatrudnienie, zamiast koncentrować się na zwiększeniu wydajności pracy. Trzeba też pamiętać, że na wiele lat przed obecnym kryzysem do Hiszpanii przyjeżdżały tysiące imigrantów i zasilały rynek pracy. To był wzrost rzędu 10 procent.

Przywiązuje Pan dużą wagę do wzrostu wydajności pracy. Jak to się ma do jednego z nadrzędnych celów strategii „Europa 2020”, czyli osiągnięcia jak najwyższego poziomu zatrudnienia? Barroso chce, żeby do 2020 roku 75 procent osób w wieku od 20-64 pracowało.

Osiągnięcie tego celu leży w zasięgu naszych możliwości, tym bardziej że jeszcze do niedawna Barroso proponował bardziej ambitne cele. Wyższy poziom zatrudnienia miał obejmować Europejczyków w wieku od 16 do 65 lat. Tyle że w wielu krajach Europy bezrobocie dotyka szczególnie młodych ludzi, do 24 roku życia. Zmiana, na którą zdecydował się Barroso, polega więc na tym, że młodym ludziom radzi kontynuację edukacji, dokształcanie się, zanim znajdą pracę. W tym czasie, z powodu starzenia się populacji, np. w Niemczech, Włoszech, Polsce czy krajach bałtyckich, wzrośnie popyt na młode ręce do pracy. W każdym razie już w tej chwili są kraje, w których ten 75-procentowy wskaźnik został dawno przekroczony. W Holandii poziom zatrudnienia wynosi 77 procent, a w Wielkiej Brytanii 80 procent. Choć oczywiście w krajach takich jak Polska jest jeszcze dużo do nadrobienia.

W jakich sektorach gospodarki pojawią się nowe miejsca pracy?

Najbardziej sexy brzmią oczywiście deklaracje, że źródłem nowych miejsc pracy będą wysokie technologie. Rzeczywistość jest bardziej przyziemna. Europa starzeje się i już wkrótce pojawi się ogromny popyt na usługi opiekuńcze dla tej najstarszej części populacji. Zresztą na całym świecie to usługi stanowią najlepsze źródło miejsc pracy.

Strategia „Europa 2020” stawia także na rynek odnawialnych energii. To tam mają się znaleźć nowe miejsca pracy. Przykładem ma być Hiszpania, która zainwestowała mnóstwo pieniędzy np. w produkcję energii wiatrowej i eksportuje swoje technologie do USA.

To tylko modnie brzmiące hasła, ale w żadnym razie rynek zielonej energii nie stanie się znaczącym źródłem nowych miejsc pracy. Wręcz przeciwnie. Pamiętajmy, że każda elektrownia wiatrowa oznacza utratę pracy np. przez polskich górników. W tym przypadku mówimy więc raczej o spadku netto zatrudnienia. Chociaż zastanawiam się, czy w skali makro nie udałoby się stworzyć dodatkowych miejsc pracy, jeśli energię sprowadzaną z Rosji zastąpilibyśmy w większym stopniu energią odnawialną, produkowaną na miejscu w Europie. Warto się nad tym zastanowić.

Europa ma w ciągu najbliższych kilku lat inwestować w edukację. Na badania mamy w sumie przeznaczyć 3 procent europejskiego PKB, podczas gdy Stany wydają 2,6 procent. Czy Unię na to stać?

Nie chodzi o to, czy nas na to stać. Trzeba raczej zapytać, czy tak duże inwestycje w naukę mają sens. Obecnie średni poziom wydatków na badania w Europie sięga 2 procent, choć oczywiście mocno się różni w poszczególnych krajach UE. Na czele znów znajdują się Finlandia i Szwecja, znacznie mniej wydają np. Włochy czy Polska, i jest mało prawdopodobne, by szybko udało im się nadrobić różnice. W każdym razie położenie nacisku na same badania jest podejściem bardzo staroświeckim. Strategia o wiele większą wagę przywiązuje do innowacji, co może oznaczać nie tylko wynalazki w dziedzinie technologii i produkcji, ale również opracowywanie nowych procesów, choćby w sektorze publicznym.

Moim zdaniem w strategii brakuje najprostszych narzędzi. Nie ma w niej mowy o cięciu wydatków, np. w ramach reformy polityki rolnej. Oszczędności można by przeznaczyć właśnie na inwestycje w innowacyjność.

Najprostsza odpowiedź jest taka, że strategia nie obejmuje polityki rolnej. „Europa 2020” dotyczy raczej koordynacji działań makroekonomicznych, a nie wydatków z unijnego budżetu. Chodzi oczywiście o politykę. Już unijny budżet na lata 2008-2009 miał zostać zmodyfikowany, ale mamy już 2010 rok i nic się nie stało. Barroso nie chciał się zajmować tak drażliwym tematem w czasie, kiedy ważyły się losy Traktatu lizbońskiego, tym bardziej że polityka rolna jest ważna dla Irlandii. Dla Polski zresztą też. Trzeba jednak pamiętać, że ewentualne zmiany w budżecie byłyby i tak niewielkie. W każdym razie sądzę, że za rok, dwa temat polityki rolnej powróci. Może w czasie polskiej prezydencji.

Dlaczego w strategii nie ma mowy o likwidowaniu barier handlowych w Europie, o uwalnianiu gospodarek? Dlaczego istnieją jeszcze takie dyrektywy jak ta, która blokuje przepływ usług na rynku opieki medycznej?

Dyrektywę usługową, otwierającą rynek opieki medycznej, zablokowały kraje, w których związki zawodowe obawiały się konkurencji na rynku pracy. Tej dyrektywie sprzeciwił się Parlament Europejski. Była po prostu zbyt ambitnym celem. Decyzje, które podejmuje się na poziomie europejskim, muszą być wynikiem kompromisu, tym bardziej że wiele z nich wymaga jednomyślności.

Wracając do strategii, sądzę, że idzie w dobrym kierunku. Pamiętajmy jednak, że to tylko źródło pomysłów i impulsów dla krajów członkowskich. Pytanie, co będzie z ich realizacją. Jestem oczywiście co do tego sceptyczny. Mam nadzieję, że będzie przynajmniej lepiej niż w przypadku Strategii lizbońskiej dziesięć lat temu. Warto tutaj przypomnieć znane powiedzenie premiera Luksemburga: Wszyscy wiemy, jakie reformy przeprowadzić. Jedyne, czego nie wiemy, to jak znów zostać wybranym, kiedy je wprowadzimy.

Rozmawiała Anna Gwozdowska


Tagi


Artykuły powiązane

Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ imigrantów z Ukrainy w czasie obecnej wojny krótkoterminowo powoduje trudności, natomiast w długim terminie jest szansą na uzupełnienie polskiego rynku pracy - mówi Obserwatorowi Finansowemu Beata Javorcik, Główna Ekonomistka EBOR.
Krótkoterminowe trudności, długoterminowe szanse