Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Europa wciąż kończy tylko na deklaracjach

Strefa euro potrzebuje reform żeby się nie rozpaść, ale ze względów politycznych reformy są niemożliwe – mówili eksperci podczas konferencji zorganizowanej przez NBP. Nic dziwnego, że kraje naszego regionu do euro się nie śpieszą, co nie znaczy, że całkowicie odrzucają wspólną walutę w przyszłości.
Europa wciąż kończy tylko na deklaracjach

Dani Rodrik: Do Warszawy i Krakowa. Przesłanie: cieszcie się z własnej waluty i ją zachowajcie. (Fot. NBP)

– Europie brakuje sił, aby rozwiązać kryzys. Permanentny kryzys, dostarcza jednak niekończących się możliwości do takich fascynujących debat jak dzisiejsza – żartował – mówił David Marsh, podsumowując międzynarodową konferencję „Rekonfiguracja Europy – perspektywa Europy Środkowej i Wschodniej”, zorganizowaną przez Narodowy Bank Polski.

O tym dlaczego Europa opadła z sił przekonująco mówił prof. Iain Begg z London School of Economics and Political Science. Jego zdaniem euro jest niepełnowartościową walutą bo nie stoi za nią federalny budżet, ani podatnicy na poziomie europejskim. Dlatego tak ciężko doprowadzić do jakiegokolwiek uwspólnotowienia długów, czy to w postaci ubezpieczenia depozytów bankowych, czy w postaci euroobligacji. Mamy tylko Europejski Bank Centralny, który już rozciągnął swój mandat do granic możliwości.

Głębsza integracja nie uda się ze względów politycznych. Nawet najważniejszy polityk w Europie – Angela Merkel nie ma wolnej ręki. Musi brać pod uwagę frakcje we własnej partii i koalicji, zdanie niemieckich wyborców, różnice interesów między państwami członkowskimi oraz rynki finansowe, które oczekują decyzji na wczoraj, a jeśli ich nie dostają zaczynają atakować kraje jeden po drugim.

– To przypomina dziecięcą grę, w której biegnie się jeden na drugiego i przegrywa ten który ustąpi. EBC ma nadzieję, że będą to państwa członkowskie, one mają nadzieję, że EBC. Do tego rynki rzucają wyzwanie rządom, i poszczególni politycy rzucają wyzwanie sobie nawzajem szczególnie Merkel, Monti i Rajoy. Obywatele są w środku tego wszystkiego i starają się pojąć o co w tej grze chodzi – wyjaśniał Begg.

Rozwiązania są trzy: unia fiskalna, stałe transfery albo doraźna pomoc jednych krajów dla drugich. To jednak możliwości tylko teoretyczne, biorąc pod uwagę opisaną wyżej sytuację polityczną.

O tym, że strefa euro potrzebuje reform żeby się nie rozpaść, a jednocześnie są one niemożliwe do przeprowadzenia mówił też prof. Dani Rodrik, autor słynnego politycznego trylematu. Jego teoria zakłada, że spośród głęboko zglobalizowanej gospodarki, silnego państwa narodowego i demokratycznej polityki można wybrać tylko dwie wartości, nigdy trzy.

W kontekście strefy euro oznacza to wybór między pełną unią polityczną albo porzucenie unii ekonomicznej. Tej drugiej rzecz jasna nikt porzucać nie chce, więc wszyscy deklarują ściślejszą integrację polityczną. Na deklaracjach się jednak kończy.

– Dopóki mówimy o potrzebie zwiększonej integracji Europy, dopóki są to słowa, dopóki są to idee, wszyscy są wyjątkowo zgodni. Kiedy te słowa zaczynamy przekładać na pieniądze, na sposób spłacania długów, na kryteria odpowiedzialności za dług (…), kiedy zaczynamy mówić o jedności Europy, o integracji Europy językiem bankowców i finansistów, to okazuje się, że jeszcze bardzo daleko jesteśmy od zrozumienia, na czym naprawdę polega idea integracji – mówił premier Donald Tusk.

Jeszcze tego samego dnia poleciał zaś do Brukseli, gdzie kolejny szczyt UE potwierdził jego słowa. Po raz kolejny okazało się, że Angela Merkel i François Hollande potrafią zupełnie inaczej interpretować ten sam dokument, a więc sprawę wspólnego nadzoru nad bankami przełożono z 1 stycznia 2013 roku na dalszą część roku. W dodatku jeśli wierzyć doniesieniom „Financal Times” nawet ten z trudem dyskutowany zalążek unii bankowej, może być niezgodny z europejskim prawem.

Tymczasem raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego, na który powoływał się w Warszawie Andrea Enria, szef Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego (EBA) zakłada, że w razie niekorzystnego otoczenia politycznego w tym niewdrożenia jakichkolwiek elementów unii bankowej, banki będą musiały się oddłużyć aż na 4,5 bln dolarów do grudnia 2013 roku. W bazowym scenariuszu zakładającym normalne otoczenie polityczne suma ta wynosi 2,8 bln dolarów. Wyraźnie widać, więc, że unikanie decyzji w strefie euro będzie miało swoją niemałą cenę. Kto ją zapłaci – to najciekawsze pytanie.

Nic dziwnego, że kraje naszego regionu mają coraz większe wątpliwości co do tego kiedy i czy w ogóle realizować zobowiązania z traktatów akcesyjnych, w których zapisano przyjęcie euro.

– Wspólną walutę wprowadzono w sposób, który sprawił, że kryzys anulował jej rolę jako tarczy przeciwko hiperglobalizacji, a dla niektórych krajów zadziałała nawet jako wzmacniacz hiperglobalizacji (…) W tym sensie euro jest problemem – powiedział prof. Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego.

I dodał, że euro zadziałało jako wzmacniacz niektórych problemów europejskiej gospodarki.

– Nie śpieszymy się, ale nie mówmy, że nie jesteśmy zainteresowani członkostwem w strefie euro, bo okaże się, że pewnego dnia będzie bardzo trudno wykonać społeczeństwu i politykom zwrot aby podjąć dobrą wówczas decyzję, żeby wstąpić do euro, choć to na razie daleki problem – powiedział prezes Belka.

Podobne stanowisko zajął Miroslav Singer, szef banku centralnego Czech, który mówił, że w obecnej sytuacji nawet to co wydaje się plusem członkostwa, za rok może już nim nie być. Także wyniki badań opinii publicznej w jego kraju wskazują na to, że Czechy w przewidywalnej przyszłości nie przyjmą euro.

Tego samego zdania był Dani Rodrik, który jeszcze przed przyjazdem do Polski zamieścił na Twitterze jednoznaczną opinię: Do Warszawy i Krakowa. Przesłanie: cieszcie się z własnej waluty i ją zachowajcie”.

Co ciekawe, euro chwaliła Słowacja, wyraźnie biedniejsza od Czech tuż po podziale wspólnego państwa w 1992 roku.

– Euro było elementem poruszającym słowacką gospodarkę i dyscyplinującym politykę makroekonomiczną (…) Proces adopcji euro miał także wpływ na wzrost PKB. Dzięki otwarciu naszej gospodarki spadek PKB o 4,9 proc. zamienił się we wzrost o 4,5 proc. w ciągu jednego roku – mówiła Elena Kohútiková, była wiceprezes Narodowego Banku Słowacji.

Podkreślała jednak, że Słowacja jest małym i najbardziej otwartym krajem w regionie (największa suma eksportu i importu w stosunku do PKB). To dla takiej gospodarki płynny kurs walutowy może być mniej korzystny, a przyjęcie euro przyczynić się do wzrostu. W większych państwach, z większym rynkiem wewnętrznym ten efekt może być zupełnie odwrotny, warto jednak powtarzać, że „sam płynny kurs walutowy nie zastąpi reform strukturalnych”.

Cenną refleksją podzielił się także prezes Narodowego Banku Węgier András Simor.

– Na spotkaniu MFW i Banku Światowego w Tokio byłem pytany przez zniecierpliwionego miejscowego dziennikarza dlaczego w tej Europie nie poruszacie się szybciej w rozwiązywaniu problemów. Odpowiedziałem mu: wyobraź sobie, że Japonia, Korea i Chiny są razem w unii i mają o czymś zadecydować. Jak szybko byście się poruszali? – zapytał András Simor.

OF

Dani Rodrik: Do Warszawy i Krakowa. Przesłanie: cieszcie się z własnej waluty i ją zachowajcie. (Fot. NBP)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Za mało Europy w G20

Kategoria: Trendy gospodarcze
Brak w G20 takich krajów jak Hiszpania, Holandia, Polska czy Nigeria zaprzecza rozpowszechnionemu poglądowi, że uczestnikami tego forum stały się państwa o największym produkcie krajowym brutto i liczbie ludności.
Za mało Europy w G20