Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Geopolityczna historia ropy naftowej

Toczono o nią wojny. Stała się źródłem triumfu i upadku wielu dyktatorów. Dla niektórych gospodarek jest tak uzależniająca, że zapadają na tzw. chorobę holenderską. Jest zasadnie nazywana krwią cywilizacji i czarnym złotem. Biografią ropy zajął się polski historyk Andrzej Krajewski.
Geopolityczna historia ropy naftowej

„Raz Żydek wiejski przynosi do apteki flaszkę płynu czerwonego, gdyby krew i mówi: kup Pan oleju ziemnego – tak, słowami uznawanymi dzisiaj za niezbyt taktowne, opowiadał Ignacy Łukasiewicz o początku swej wielkiej kariery”. Sprzedającym był Abraham Schreiner, który wpadł na pomysł wydestylowania z czarnej mazi spirytusu. Tejże mazi było pełno wokół Borysławia, w Galicji, a chłopi używali jej głównie do smarowania osi wozów, aby nie skrzypiały. Schreinerowi to się nie udało, więc wpadł na pomysł, że może aptekarze z Lwowa coś poradzą.

Łukasiewicz, wraz z Janem Zehem, zaczął eksperymentować z olejem ziemnym (zwanym też skalnym), aż po wielu dniach prób i błędów mógł zakrzyknąć: „Eureka!”. „Podgrzany olej ziemny, po dodaniu stężonego kwasu siarkowego oraz roztworu sodu, zaczął dzielić się na frakcje. Na wierzch wypłynęła lekka i łatwopalna benzyna. Kolejne warstwy cieczy miały coraz to inne właściwości, zaś na dnie destylatora pozostał ciężki, mazisty asfalt” – tak zaczyna się historia nowoczesnego wykorzystania ropy naftowej, opisana przez dziennikarza i historyka Andrzeja Krajewskiego w książce „Krew cywilizacji. Biografia ropy naftowej” (Wydawnictwo WAM, Kraków 2018).

Jak przypomina Krajewski, ropa przez całe tysiąclecia nie była naszej cywilizacji potrzebna. Była wykorzystywana, ale jej rola była marginalna, bo robiła za smar oraz krem leczący choroby skóry. Wszystko zmieniło się dzięki Ignacemu Łukasiewiczowi, który opracował proces rafinacji oraz Edwinowi L. Drake’owi, który wymyślił technikę wiercenia szybów do wydobywania „czarnego złota”.

Drake miał prawo do darmowych podróży kolejami Pennsylvania Railroad. Otrzymał je w nagrodę za wieloletnią pracę jako konduktor i kierownik składów pasażerskich. I tylko dlatego znalazł zatrudnienie u bogacza Samuela Martina Kiera, właściciela spółki Rock Oil, jako poszukiwacz nowych złóż ropy. Kier był skąpcem i fakt, że Drake’owi nie trzeba było zwracać kosztów podróży służbowych bardzo mu się podobał.

Historia ropy naftowej jest pełna takich niezwykłych okoliczności. Na przykład, Karl Benz dokończył pracę nad silnikiem opartym na mechanizmie dwusuwu dzięki temu, że jego żona Berta zdecydowała się oddać mu cały posag na sfinansowanie badań. Bez tego silnika historia motoryzacji, a więc i ropy, mogłaby się potoczyć inaczej. A tak, potoczyła się błyskawicznie.

Pojawienie się paliwa, na którym można było oprzeć i rozwijać transport, zrewolucjonizowało przemysł. Ale nie tylko. Coraz większe znaczenie zaczęły mieć regiony bogate w „czarne złoto”.

Krajewski z dużym pietyzmem przedstawia, w porządku chronologicznym, historię ropy, którą można nazywać krwią cywilizacji. Najpierw zgrabnie opisuje dzieje koncernów motoryzacyjnych i ich założycieli (choć można zastanowić się, czy nie za dużo miejsca poświęca na przykład Henry’emu Fordowi). Potem przybliża historię najważniejszych spółek paliwowych. Wspomina nawet brata słynnego Alfreda Nobla, Roberta, który założył firmę Branobel wydobywającą ropę w Azerbejdżanie. Krajewski nie pomija trudnych faktów, jak zbyt przyjazne stosunki nafciarzy z Hitlerem, czy katastrofy ekologiczne niszczące środowisko naturalne (chodzi m.in. o rozbicie się tankowca Exxon Valdez u wybrzeży Alaski czy awarię na platformie Deepwater Horizon).

Większość książki „Krew cywilizacji” poświęcona jest jednak geopolitycznej roli ropy. Krajewski świetnie pokazuje, że OPEC (Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową) to dziecko knowań wywiadu amerykańskiego i brytyjskiego. Przypomina o tym, że ropa może zarówno pomóc się utrzymać u władzy (tak było w przypadku dyktatora Wenezueli Juana Vincente Gomeza, który dzięki niej sfinansował też byt całej swojej rodziny, w tym 60 nieślubnych dzieci), jak i stać się przyczyną jej utraty (jak w przypadku szejka Szachbuta bin Dhijaba, który rządząc emiratem Abu Zabi gromadził wpływy z wydobycia i sprzedaży surowca w skarbcu, czym doprowadził do szału krewnych i poddanych). Pokazuje, że ropa może pomóc w budowie imperium (to widzimy teraz, gdy USA kontrolują de facto jej cenę), jak i przyczynić się do jego upadku (jak wtedy, gdy Białorusini poprosili ZSRR o zapas paliwa na zimę, czym dobili słaniającego się na nogach socjalistycznego kolosa). Autor nie boi się przypomnieć, że z pieniędzy Saudów był i jest finansowany islamski fundamentalizm, przeradzający się czasami w terroryzm.

Niezwykle ciekawie robi się pod koniec książki, gdy autor zastanawia się nad przyszłością ropy. Przypomina, że o jej podaż nie trzeba się martwić, bo Klub Rzymski w dokumencie „Granice wzrostu” (1968) zakładał, iż ropa skończy się w 1990 roku, a jak wiadomo, nic takiego nie nastąpiło. Krajewski zauważa jednak, że na horyzoncie pojawiają się już mocni konkurenci: energetyka odnawialna, auta elektryczne. Zwraca też uwagę na japoński wynalazek Toyota Fuel Cell System, w którym ogniwo paliwowe w silniku elektrycznym jest zasilane przez wodór. Przy czym podkreśla, że auta wodorowe mogą oznaczać rewolucję ekologiczną, ale nie muszą przybliżyć końca epoki ropy, gdyż obecnie 70 proc. wytwarzanego na świecie wodoru uzyskuje się właśnie z ropy, ponieważ ta metoda jest dwuipółkrotnie tańsza, niż wodór z wody.

Publikacja Krajewskiego jest tak aktualna, jak tylko się da. Dlatego znajdujemy w niej nawiązanie do zbliżającego się wielkimi krokami największego debiutu giełdowego w historii. Arabia Saudyjska chce w 2019 roku upublicznić akcje koncernu paliwowego Saudi Aramco, klejnotu koronnego Saudów. Krajewski przypomina, że część ze środków pozyskanych z tego IPO Saudowie chcą przeznaczyć na realizację programu „Vision 2030”, który zakłada uniezależnienie się królestwa od „czarnego złota”, w drodze m.in. budowy sieci elektrowni słonecznych czy stworzenia wielkiego kurortu turystycznego nad Morzem Czerwonym.

Zakończenie książki „Krew cywilizacji” może nieco mrozić krew w żyłach. Krajewski przypomina, że jeśli epoka ropy naftowej ustąpi szybko, to wówczas zaczną gwałtownie biednieć kraje, które są w dużej części uzależnione od ropy: Libia, państwa Zatoki Perskiej i środkowej Afryki, a także Rosja. „Wielkie załamania gospodarcze zawsze pociągają za sobą rewolucje polityczne. Te zaś wynoszą na same szczyty krwawych tyranów i popychają masy ludzkie do wojen. Nazbyt gwałtowna abdykacja ropy naftowej może przynieść równie mocne wstrząsy w skali globalnej, jak niegdyś walki toczone przez państwa i koncerny o dostęp do jej źródeł” – ostrzega Krajewski.

Książka Andrzeja Krajewskiego świetnie napisana, autor ma lekkie pióro i dobry styl. Wykonał mnóstwo pracy, jeśli chodzi o warstwę faktograficzną, to widać. Z jednej rzeczy autor tłumaczy się sam już na wstępie: „Na pewno biografia ta byłaby bardziej dogłębna, gdyby uwzględniono w niej wszystkie produkty ropopochodne, poczynając od tworzyw sztucznych, a na kosmetykach kończąc. Jednak są to tematy tak obszerne, że wymagają osobnych książek. Poza tym wpływ ropy naftowej na sytuację w świecie wynika z połączenia dwóch czynników: nieustannie rosnącego zapotrzebowania na energię oraz polityki. Na tym styku zasadza się prawdziwa siła Pani triumfu i upadku”.

Ekonomiści mogą więc poczuć się rozczarowani „Krwią cywilizacji”. Tym bardziej, że kwestii uzależnienia gospodarek od ropy (tzw. choroba holenderska) poświęconych zostało dosłownie kilkanaście stron, a tabelek czy wykresów brak. Nieco na osłodę dostają mapkę pokazującą, gdzie wydobywa się ropę, oraz całkiem zgrabne „kalendarium biograficzne epoki ropy naftowej”.

Otwarta licencja


Tagi