Autor: Piotr Arak

Dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego

Gospodarka II RP zawaliła się przez dogmaty

Jesteśmy skłonni idealizować dwudziestolecie międzywojenne. Był to jednak okres, który nie poddaje się jednoznacznym ocenom. Kwestią szczególnie trudną do opisania jest sposób, w jaki władze polskie radziły sobie z reperkusjami kryzysu gospodarczego z 1929 roku.
Gospodarka II RP zawaliła się przez dogmaty

Rządy sanacyjne kojarzą nam się z dużymi inwestycjami, ale te rozpoczęły się dopiero w 1935 r. po śmierci Józefa Piłsudskiego, kiedy Eugeniusz Kwiatkowski został wicepremierem odpowiedzialnym za gospodarkę. Co prawda Kwiatkowski był już uprzednio ministrem przemysłu i handlu w latach 1926–1930, ale ze względu na jego poglądy został w latach 1931–1935 odsunięty na boczny tor (na stosunkowo podrzędne stanowisko dyrektora Państwowych Fabryk Związków Azotowych w Chorzowie i Mościcach koło Tarnowa).

Złoty standard

Do 1935 r. polityka gospodarcza Polski polegała głównie na sztucznym utrzymywaniu wysokiego (przedkryzysowego) kursu złotego. Powodowało to, zgodnie ze zdaniem ekonomistów, malejącą konkurencyjność polskich wyrobów za granicą. Wraz ze spadkiem PKB zmniejszała się podaż pieniądza, co pogłębiało tendencje deflacyjne. Towarzyszący deflacji spadek popytu powiększał kryzys (podczas deflacji konsumenci oczekują dalszych obniżek cen, więc wstrzymują się z zakupami, powodując tym samym dalsze ograniczenie podaży i PKB oraz wyższe bezrobocie).

Jak pisał przedwojenny ekonomista Adam Heydel, Polska wybrała bardzo ortodoksyjną metodę zwalczania kryzysu po 1929 r. Nasi politycy uważali, że w czasie kryzysu należy przede wszystkim zachować parytet złota i dążyć do tego, aby równowaga cen się sama ustaliła. Tej ideologii hołdowały państwa bloku złotego, czyli tzw. klubu Gold Standard, czyli Złotej Waluty.

Nie istniał wtedy Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy ani Europejski Bank Centralny, które często krytykowane są za swój mandat wpływania na politykę gospodarczą wielu krajów. Przed wojną Gold Standard był zarządzany przez szefów czterech banków centralnych – Amerykańskiego Systemu Rezerw Walutowych, Banku Anglii, francuskiego banku centralnego i niemieckiego Reichsbanku.

Polska przystąpiła do systemu Gold Standard w 1927 r., wbrew twórcom polskiej waluty, a zwłaszcza jej reformatorowi Jerzemu Zdziechowskiemu, który przeprowadzał dewaluację złotego w 1925 r. W październiku 1927 r. ukazał się dekret prezydenta RP Ignacego Mościckiego, który stanowił deklarację respektowania zasad Klubu Złotej Waluty. Polskie władze liczyły na to, że dzięki należeniu do tego klubu uda się uzyskać kredyty, ale też inwestycje zagraniczne, tak potrzebne relatywnie ubogiemu krajowi, jakim była II RP.

Polska była Grecją

Do 1929 r. mieliśmy wzrost gospodarczy, a wymiana handlowa się rozwijała. Było tak dobrze, że PKB per capita w 1929 r. osiągnęło w Polsce poziom 122 proc. tego sprzed I Wojny Światowej (WŚ), czyli w 1913 r. Kolejne lata to jednak recesja. W 1930 r. PKB per capita był już na poziomie 115 proc., w 1931 r. na poziomie 105 proc., w 1932 r. doszliśmy do 95 proc. To nie był jednak koniec spadków, bo w 1933 r. osiągnęliśmy poziom 91 proc. tego co przed I WŚ. Dopiero 1936 r. to początek wzrostów. W 1937 r. mieliśmy już 110 proc. PKB, a w 1938 r. 125 proc., czyli byliśmy najbogatsi w całym powojennym okresie.

Patrząc na inne kraje w tym samym czasie trudno znaleźć taki, który przeżył Wielki Kryzys równie drastycznie (oprócz Niemiec). Wszystkie państwa zaczęły szybciej odbijać się gospodarczo, m.in. dlatego, że zrywały ze standardem złota i przeprowadzały dewaluację. Polska była w sytuacji podobnej do Grecji po 2008 r., która nie mogła przeprowadzić dewaluacji własnej waluty, bo musiałaby opuścić strefę euro. Władze polskie mogły jednak opuścić złoty standard, bo robiły to nawet kraje założycielskie. W połowie lat 30. miała miejsce dewaluacja korony czeskiej. Dzięki temu posunięciu gospodarka czechosłowacka, oparta na eksporcie, szybko uporała się ze skutkami kryzysu.

Dewaluacja

Irving Fisher, ekonomista amerykański, stał na stanowisku, że walutą złotą należy odpowiednio manipulować. Jeżeli cena towarów spada, to dolar zyskuje na sile kupna. Fisher tłumaczył, że należy dążyć do takiego pieniądza, przy którym poziom cen byłby zawsze równy. Jeżeli cena towarów spada, należy zmniejszyć ilość kruszcu zawartego w pieniądzu, aby zrównoważyć spadek cen. Gdy zaś pojawia się sytuacja odwrotna, należy zwiększyć ilość złota, czyli podnieść jego siłę kupna. Teorię tą popierał wspomniany już Jerzy Zdziechowski czy Feliks Młynarski. Byli też jej krytycy, jak Ignacy Matuszewski – minister skarbu od 1929 r., który prowadził politykę zaciskania pasa. W tym czasie nasi sąsiedzi, czyli Niemcy i ZSRR, prowadzili u siebie politykę skrajnie etatystyczną, która zwiększała poziom ich dochodu narodowego.

Brak decyzji o dewaluacji był błędem, który sprawił, że Polska nie mogła rozwijać się tak, jak państwa z nami sąsiadujące. Były co najmniej dwa momenty, kiedy należało to zrobić.

W 1931 r. ma miejsce głęboka dewaluacja funta szterlinga i rząd brytyjski upoważnia gubernatora Banku Anglii do odejścia od pokrycia w złocie waluty brytyjskiej. W ślady Anglików idą wszystkie kraje skandynawskie, wszystkie dominia brytyjskie, Japonia, Egipt, kilka krajów Ameryki Południowej. Później dokonują tego USA (w 1933 r.).

Polska w tym czasie broniła parytetu wartości złotego na poziomie prawie 9 zł za dolara, ale zmniejszyła go do poziomu ponad 5 zł w 1933 r. Polska w odróżnieniu od innych krajów po kryzysie starała się zatem umacniać swoją walutę, co oznaczało, że moglibyśmy dużo importować. Trzeba jednak pamiętać, że nie mieliśmy kapitału i struktura naszej konsumpcji na to nie pozwalała. PKB per capita był w 1933 r. na poziomie 44 proc. pogrążonych w chaosie Niemiec, 68 proc. szybko rozwijającego się ZSRR, który zaraz przejdzie przez okres Wielkiego Głodu na Ukrainie i w Kazachstanie, a także na poziomie 28 proc. USA, które rozpoczną realizację New Deal F.D. Roosevelta.

Kiedy w 1936 r. Polska stanęła na granicy bankructwa, zamiast po raz kolejny zdewaluować walutę, Eugeniusz Kwiatkowski wprowadził ograniczenia w wydawaniu dewiz. Dostaliśmy pożyczkę od Francji na zbrojenia, a także zaczęto ekstensywną rozbudowę COP. Dopiero w 1939 r. zdecydowano się na dewaluację, ale ze względu na wybuch wojny nie ma szacunków PKB dla Polski za ten rok.

Ręce związane

Brak decyzji o dewaluacji był błędem, który sprawił, że Polska nie mogła rozwijać się tak, jak państwa z nami sąsiadujące. Były co najmniej dwa momenty, kiedy należało to zrobić: albo 1931 r. (kiedy robili to wszyscy – lub kiedy zdewaluował się dolar), albo 1936 r. (kiedy zrobiła to Francja i była nowa władza u steru polityki gospodarczej Polski).

Za przeświadczeniem o tym, że należy bronić standardu złota stało to, by należeć do klubu krajów Zachodu i jednocześnie, by doceniał nas kapitał zagraniczny. To się jednak nie stało, bo wszystkie kraje musiały sobie poradzić z Wielkim Kryzysem, a my dodatkowo wiązaliśmy sobie ręce dogmatem, którego nikt od polskich władz nie wymagał. Przez to głębokość, ale i długość kryzysu w Polsce była znacznie większa niż w innych krajach.

W roku setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę warto pamiętać, że dogmaty ekonomiczne nie zasługują na to, by się ich trzymać za wszelką cenę. Polityka gospodarcza ma służyć społeczeństwu. Dogmatyczna wiara w standard złota doprowadziła do tego, że Polska była osłabiona gospodarczo, a w konsekwencji wojskowo w przededniu drugiej wojny.

Premier Mateusz Morawiecki ma rację, kiedy w najnowszym wywiadzie dla Przeglądu Dyplomatycznego mówi, że nie byłoby zbrodni niemieckich w Polsce bez błędów ekonomicznych kanclerza Heinricha Brüninga. Adolf Hitler doszedł do władzy dzięki polityce zaciskania pasa (polityce deflacyjnej) w standardzie złota, co spowodowało, że niemal jedna trzecia niemieckiej siły roboczej znalazła się bez pracy.

Analizujmy przeszłość i teraźniejszość, kiedy podejmujemy decyzje, i lepiej nie wierzmy w dogmaty ekonomiczne, bo one nie istnieją.

 


Tagi