Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Integracja państw strefy euro jest nieunikniona

Dziś w Europie nie potrzebujemy „jakiegoś” wzrostu gospodarczego, ale takiego wzrostu, który znacząco zwiększy produktywność – przekonuje w wywiadzie europosłanka Danuta Hübner. Dzisiaj  (11 marca) w Brukseli odbywa się szczyt 17 państw grupy euro. Jego głównym tematem jest francusko-niemiecki Pakt dla Konkurencyjności, uważany za niekorzystny dla państw spoza strefy euro. Czy Polska może wyciągnąć z niego jakieś korzyści dla siebie?
Integracja państw strefy euro jest nieunikniona

Danuta Hübner (CC By-NC-ND European Parliament)

Obserwator Finansowy: To spotkanie ma być dalszym ciągiem debaty o sposobach ratowania UE przed kryzysami finansowymi, ale może być to również początek nowej unii wewnątrz Unii Europejskiej. Czy szczyt to rzeczywiście dobra wiadomość dla Europy i Polski?

Danuta Hübner: Coraz głębsza integracja wśród państw UE, które mają euro jest w najbliższych latach nieunikniona. Kryzys pokazał, że obszar wspólnej waluty nie może istnieć bez coraz ściślejszej koordynacji w dziedzinie polityki fiskalnej. Rok temu, na początku kryzysu greckiego, międzynarodowe rynki finansowe nie traktowały poważnie decyzji polityków. Traktat lizboński bardzo wzmocnił strefę euro, m.in. przyznając ministrom finansów euro-grupy dodatkowe kompetencje. Jeszcze ważniejszy jest fakt, że w traktacie lizbońskim po raz pierwszy znalazło się pojęcie „państwa o wspólnej walucie”. Ta nowa legitymizacja daje krajom unii walutowej jeszcze większy mandat do dalszej integracji, którą teraz wymusza rzeczywistość. Nie tylko Niemcy i Francja chcą w ten sposób zmniejszyć istniejące nierównowagi między członkami strefy euro i ryzyko powtórki kryzysu.

Jednak niektóre stolice nie godzą się na „germanizację” swoich gospodarek, czyli m.in. na harmonizację podatków, czy podwyższenie wieku emerytalnego. Co z francusko-niemieckich postulatów może rzeczywiście zostać zrealizowane?

Przede wszystkim niesłychanie ważne jest to, że kwestia konkurencyjności stała się tematem ogólnoeuropejskiej debaty. Dziś w Europie nie potrzebujemy „jakiegoś” wzrostu gospodarczego, ale takiego wzrostu, który znacząco zwiększy produktywność. Wystarczy zobaczyć, co dzieje się w tzw. krajach  wschodzących – podstawą ich szybkiego rozwoju gospodarczego nie jest już tania siła robocza, lecz wielkie inwestycje, m.in. w technologie związane ze zmianami klimatycznymi. Powstają miasta,  które docelowo nie będą prawie wcale emitować CO2. Może się więc okazać, że za jakiś czas europejskie produkty nie będą kupowane poza Starym Kontynentem, ponieważ gdzie indziej konsumenci będą preferować wyroby z metką „zero emisji”. Dlatego Europa nie może myśleć tylko o odzyskaniu PKB utraconego w czasie kryzysu, ale również o dodatkowym potencjale w nowych obszarach.

Czy to musi oznaczać również, że Europejczycy będą dłużej pracować i mniej zarabiać, co da się wyczytać z pierwszej wersji Paktu dla Konkurencyjności?

Trzeba krytycznie spojrzeć na to, co początkowo zostało zaproponowane, gdyż znalazło się tam sporo mitów.  Gdy np. weźmie się pod uwagę tylko nominalny wiek emerytalny, to występują w UE znaczące różnice. Jeśli jednak spojrzymy na realny wiek, to zobaczymy, że Niemcy i Grecy przechodzą na emeryturę w podobnym okresie życia. Podobne jest z podatkami – efektywne opodatkowanie w Irlandii tylko minimalnie różni się od tego, co jest w Niemczech. Natomiast realne różnice znajdziemy w potencjach eksportowych. To, że Niemcy eksportują tak dużo nie wynika tylko z poziomu płac, podatków i świadczeń socjalnych. Warto zbadać prawdziwe przyczyny ich sukcesów gospodarczych i dopiero na tej podstawie podejmować strategiczne decyzje dla Europy.

Czyli poza dyscypliną fiskalną, której jest Pani zwolennikiem, nie przejmowałaby Pani na razie niczego innego z Paktu dla Konkurencyjności?

Najpierw musimy o tym dyskutować. Poza tym niektóre propozycje wydają się zupełnie naturalne, także dla Polski. Społeczeństwa UE starzeją się i np. Polaków ma być – według prognoz na 2050 rok – zaledwie 32 miliony. Skoro jest nas coraz mniej, ale za to dłużej i zdrowiej żyjemy, to powinniśmy również dłużej pracować. Zresztą dłuższa aktywność zawodowa jest dla wielu ludzi wielką szansą. Alternatywą jest imigracja i napływ siły roboczej spoza Unii.

Piątkowy szczyt nie rozstrzygnie większości tych kwestii, ale najbliższe tygodnie mają być decydujące dla powstania tej gospodarczo-społecznej konstytucji strefy euro. Jaki kształt przybierze nowa unia Pani zdaniem?

Marzec przyniesie z pewnością zakończenie prac nad zmianą traktatu lizbońskiego. Chodzi tylko o jedno zdanie i w opinii części ekspertów jest ono niepotrzebne, ale ze względu na sytuację prawną w Niemczech nie wolno ryzykować negatywnego werdyktu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie reformy mechanizmu stabilizacyjnego. Możliwe, że już wkrótce poznamy też zasady stałego mechanizmu stabilizacyjnego, który będzie obowiązywał od 2013 r. Do czerwca zaś powinniśmy zakończyć prace nad regulacjami reformującymi zarządzanie ekonomiczne w Unii. Prace toczą się równolegle w Radzie i w Parlamencie Europejskim.

Co ta dalsza integracja 17 państw oznacza dla Polski i całej UE?

To oczywiście nie zmniejsza poziomu integracji w gronie 27 państw. Będzie jednak wywoływać wrażenie, że tych 10 krajów UE, które nie posiadają euro i które staną się teraz biernymi odbiorcami decyzji politycznych zapadającymi w euro-grupie, jest luźniej powiązanych z resztą wspólnoty. Dlatego trafne są zabiegi i oczekiwania Donalda Tuska, by Polska miała wpływ na to, co dzieje się wewnątrz tych struktur. Musimy się starać, bo powstały takie zapisy prawne, które pozwolą Polsce uczestniczyć w nowych mechanizmach – to nie jest tylko koszt, ale również szansa na pomoc w razie kłopotów. Wiara w to, że złoty jest niesłychanie silną walutą, jest niebezpieczna.

Gdyby sprawdziły się zapowiedzi rządu, w którym Pani pracowała, Polska już od paru lat byłaby członkiem strefy euro. Czy żałuje Pani, że tak się nie stało?

Żałowanie niewykorzystanej szansy nic nie da. Musimy teraz przygotować się do jak najszybszego wejścia do unii walutowej. Dlatego bardzo dobrze, że rząd przygotowuje średnio- i długoterminowe mechanizmy, które nie pozwolą już na narastanie długu i deficytu budżetowego. Liczę, że sprawdzą się też rządowe zapowiedzi i w 2012 r. Polska zmniejszy deficyt do poziomu, który umożliwi nam wejście do mechanizmu ERM2. Jeśli równocześnie spełnimy pozostałe kryteria, to przystąpienie w 2015 r. do strefy euro byłoby realne. W ostatnim czasie przetoczyła się przez zachodnie media fala spekulacji, że przed 2020 r. Polska nie ma żadnych szans na wejście do unii walutowej, co szkodzi polskiej reputacji na rynkach finansowych. Dlatego do strefy euro musimy wchodzić w sposób bardzo stabilny i godny zaufania. Gdy Polska wejdzie do ERM2, wszyscy uczestnicy rynków muszą być przekonani, że zakończy się to członkostwem Polski w unii walutowej i czas przebywania w tym systemie nie będzie przedłużał się w nieskończoność.

Niestety, strefa euro, do której kiedyś wejdziemy, będzie inna niż jest teraz i jej przyszły kształt powstaje bez udziału Polski.

Ta reforma strefy euro jest pilnie konieczna, ale nie jest tak, że nie mamy na nią żadnego wpływu. W Parlamencie Europejskim pracuję w grupie posłów, którzy zajmują się tymi kwestiami, i jestem tam jedynym przedstawicielem nowych państw członkowskich UE, które nie należą do unii walutowej. Wraz z kolegami staram się tam pilnować, by powstały takie regulacje prawne, które pozwolą  również krajom spoza strefy euro wchodzić w te nowe mechanizmy zabezpieczające – nawet gdyby miały to łączyć się z dodatkowymi kosztami finansowymi.

Na ile poważnym zagrożeniem może być to, że nowa „unia w Unii” będzie zarządzana przez dyrektoriat wielkich stolic, a nie poprzez wspólne instytucje?

Nie tylko w interesie Polski jest to, by w Unii było jak najwięcej metody wspólnotowej. Metoda międzyrządowa może być dobra na początek, kiedy potrzebny jest silny sygnał polityczny, np. w sprawach konkurencyjności. Jednak to Komisja Europejska jest  tą instytucją, która wspiera słabsze gospodarczo i politycznie państwa. Nawet jeśli czasem pozywa Polskę do Trybunału, to średnio- i długoterminowo jest naszym sojusznikiem i dlatego powinniśmy ją wspierać, także w sprawie reform w strefie euro.

Rozmawiał Andrzej Godlewski

Prof. Danuta Hübner jest posłanką do Parlamentu Europejskiego, przewodniczącą Komisji Rozwoju Regionalnego PE.

Danuta Hübner (CC By-NC-ND European Parliament)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu