(CC BY-NC-SA James Allenspach)
12 listopada 2013 r. nowojorski dealer dzieł sztuki William Acquavella kupił za 142 mln dol. obraz irlandzkiego malarza Francisa Bacona „Trzy studia do portretu Luciana Freuda” wystawiony przez dom aukcyjny Christie’s. Zakupu dokonał w imieniu klienta, który chciał zachować anonimowość. To najwyższa cena, jaką do tej pory zapłacono za obraz. Poprzedni rekord należał do „Krzyku” Edwarda Muncha, który został sprzedany w maju 2012 r. za 120 mln dol. W 2008 roku, tuż przed wybuchem światowego kryzysu finansowego, obraz Francisa Bacona „Tryptyk” został kupiony przez rosyjskiego miliardera Romana Abramowicza za 86,2 mln dol.
12 listopada dom aukcyjny Christie’s sprzedał też pomalowaną na pomarańczowo rzeźbę ze stali „Pies z balonu” amerykańskiego artysty Jeffa Koonsa za 58,4 mld dol. Rzeźba przypomina jarmarczny balon w kształcie zwierzęcia.
Wygląda na to, że obawiając się załamania rynków finansowych lub wybuchu inflacji (najwięksi ekonomiści świata nie są pewni, które ryzyko jest większe), bardzo bogaci ludzie chcą chronić swoje aktywa, inwestując w dzieła sztuki. Obrazy, rzeźby, a także kolekcje znaczków pocztowych czy dawnych instrumentów muzycznych zawsze były traktowane jako lokaty pozwalające chronić posiadany majątek w niepewnych czasach.
Elroy Dimson z London Business School i Christophe Spaenjers z Hautes Études Commerciales de Paris przeanalizowali długookresowe stopy zwrotu z inwestycji w dzieła sztuki, kolekcje znaczków pocztowych, instrumentów muzycznych (skrzypiec). Dla tego rodzaju kolekcji dostępne są dane historyczne, gdyż handel nimi odbywa się poprzez domy aukcyjne oraz przez pośredników. Wnioski opublikowani w opracowaniu „The investment performance of art and other collectibles”, które ukazało się przed paru tygodniami. Analiza dotyczy rynku brytyjskiego. Także porównywalne rentowności innych aktywów i inflacja dotyczą Wielkiej Brytanii. Ponieważ jednak analizowany okres to ponad 100 lat, jest prawdopodobne, że podobne wyniki dotyczyłyby także innych rynków.
Już w XVIII wieku w Anglii kolekcje były traktowane jak obiekt inwestycyjny. W Holandii inwestowano w tulipany (słynna mania tulipanowa) oraz kolekcje muszli. W 1793 roku na aukcji w Amsterdamie sprzedano muszlę ślimaka Carinaria Cristata za 299 guldenów, co było wówczas znacznym majątkiem. Mniej więcej w tym samym czasie słynny obraz Johannesa Vermeera „Kobieta czytająca list” został sprzedany zaledwie za 100 guldenów.
Skóra Niedźwiedzia
Pierwszy fundusz (a właściwie klub) inwestujący w sztukę powstał w 1904 roku w Paryżu. Nazywał się La Peau de l’Ours (Skóra Niedźwiedzia). Uczestnikami byli niezbyt zamożni młodzi ludzie interesujący się sztuką. Fundusz zorganizował finansista André Level, który zachęcił do przedsięwzięcia 12 znajomych i krewnych. Każdy partner wpłacał rocznie 250 franków (mających wówczas pokrycie w złocie). 1 frank był równy 0,290323 g złota. Według parytetu złota ówczesne 250 franków warte było około 3000 dzisiejszych dolarów.
Level został menadżerem funduszu. Jego uczestnicy postanowili kupować głównie obrazy malarzy współczesnych, które były łatwo dostępne i stosunkowo tanie – takich jak Picasso czy Matisse. W ciągu 10 lat fundusz kupił ponad 100 obrazów, które sprzedał na aukcji zorganizowanej w Hôtel Drouot w Paryżu 2 marca 1914 r. Aukcja była finansowym sukcesem organizatorów. Niektóre obrazy osiągnęły ceny dziesięciokrotnie wyższe od cen zakupu, a uczestnicy La Peau de l’Ours pomnożyli zainwestowany kapitał czterokrotnie. Najwyższe przebicie osiągnął obraz Picassa „Rodzina Saltimbanques” kupiony przez Levela w 1908 roku za 1000 franków, a sprzedany na aukcji za 12650 franków. Dziś najdroższe obrazy Picassa z tego okresu przekraczają na aukcjach cenę 100 mln dol.
Obecnie na świecie istnieje wiele funduszy inwestujących nie tylko w obrazy, ale też w instrumenty muzyczne, wina, diamenty i inne „aktywa emocjonalne”. Ich zawrotne ceny osiągane na aukcjach oraz niewiarygodne przebicia w stosunku do cen osiąganych przed 100 laty sugerują, że jest to doskonały biznes. Trzeba jednak pamiętać, że inwestowanie w nie jest bardziej ryzykowne od inwestowania w aktywa finansowe, choćby dlatego, że wycena zależy od emocji, których nie sposób przewidzieć.
Sztuki piękne
Elroy Dimson i Christophe Spaenjers wykorzystali dostępne w literaturze dane o transakcjach na aukcjach oraz bazy internetowe. Skonstruowali indeks cen zakupu i sprzedaży konkretnych dzieł sztuki. Nominalny zwrot w funtach brytyjskich w latach 1900–2012 wyniósł 6,4 proc. (średnia geometryczna), natomiast realny zwrot 2,4 proc.
Ceny dzieł sztuki wahają się cyklicznie. Od 1900 do 2012 roku było siedem cykli. Aż do połowy XX wieku spadki cen były silniejsze niż wzrosty. W okresie kryzysu lat 30. realna stopa zwrotu z inwestycji w sztukę była silnie ujemna: około -30 proc. rocznie. Wynikało to z zapewne dużego popytu na płynność. Kolekcjonerzy pozbywali się posiadanych dzieł poniżej kosztów zakupu, by mieć gotówkę. Ceny dzieł sztuki spadały też (w ujęciu realnym) podczas I wojny światowej, po kryzysie energetycznym w połowie lat 70. i podczas recesji na początku lat 90. Od połowy lat 90. do roku 2008 trwał boom, dzięki któremu inwestycje w sztukę dawały realną stopę zwrotu rzędu 8–10 proc. rocznie. W 2009 roku inwestycje w dzieła sztuki przyniosły straty – realna stopa zwrotu wyniosła około -18 proc.
Gdy wzrost gospodarczy jest silny, a ludzie się bogacą, inwestycje w dzieła sztuki okazują się dobrą lokatą. W czasie kryzysu przynoszą straty. Z tego powodu trudno uznać, by dzieła sztuki były klasą aktywów przydatną do dywersyfikacji portfeli inwestycyjnych.
Znaczki pocztowe
Zbieranie znaczków pocztowych stało się popularne już w wieku XIX. Pierwszy na świecie znaczek został emitowany w 1840 roku w Anglii. Początkowo było to hobby raczej dla dzieci niż poważnych zbieraczy. Kolekcjonerzy interesowali się bardziej estetyką niż rynkową wartością znaczka. Stopniowo zaczął się jednak kształtować rynek filatelistyczny. Dziś obecni na nim gracze przekonują, że inwestycje w kolekcje znaczków pozwalają zdywersyfikować portfele i osiągać zwroty wyższe niż inflacja. Istnieją nawet złożone produkty finansowe powiązane z cenami kolekcji znaczków.
Pierwsze katalogi wydano w końcu XIX wieku. Elroy Dimson i Christophe Spaenjers analizowali ceny 50 najcenniejszych brytyjskich znaczków pocztowych od 1900 roku. Lista była korygowana co dziewięć lat i na jej podstawie tworzony był indeks. W latach 1900–2012 roczny zwrot nominalny z inwestycji w znaczki pocztowe wyniósł 6,9 proc., zwrot realny po uwzględnieniu inflacji – 2,8 proc.
Bardzo silny wzrost cen znaczków nastąpił od połowy lat 60. do końca 70. XX wieku. Od 1980 roku do końca lat 90. ceny kolekcji znaczków silnie spadały, po czym zaczęły rosnąć. Od roku 2010 „indeks znaczków” rośnie bardzo wolno. Były lata, gdy rósł wyjątkowo szybko, np. w 1976 (o 77,7 proc.) czy 1979 (o 80,2 proc.). Hossa na rynku filatelistycznym w latach 70. mogła wynikać z tego, że inwestowanie w znaczki traktowano jako ucieczkę przed wysoką inflacją. Rzeczywiście mimo inflacji – przekraczającej w niektórych latach w Europie, USA i Japonii 10 proc. – zwroty z inwestycji filatelistycznych były dodatnie, ale mniej więcej przez 1/4 analizowanego okresu inwestowanie w znaczki dawało ujemną stopę zwrotu w realnym ujęciu. W 2008 roku „indeks znaczków” wzrósł realnie o ponad 30 proc.
Instrumenty
Wysokiej jakości instrumenty strunowe tworzone w XVIII wieku przez Giuseppe Guarneriego del Gesù i Antonio Stradivariusa są nabywane w celach użytkowych (mają niepowtarzalny dźwięk), emocjonalnych (są piękne i mają długą historię) i inwestycyjnych. W roku 2011 dobrze zachowane skrzypce Stradivariusa zostały sprzedane na aukcji w Wielkiej Brytanii za prawie 10 mln funtów.
W instrumentach muzycznych specjalizuje się wiele funduszy inwestycyjnych. Skrzypce, wiolonczele, viola da gamba w odróżnieniu od obrazów czy znaczków pocztowych nie mogą być biernie przechowywane, lecz muszą być używane, by nie straciły walorów. Fundusze wypożyczają je więc muzykom.
Rynek instrumentów muzycznych jest znacznie płytszy niż dzieł sztuki, dlatego autorzy opracowania stosowali metody uproszczone. Jeśli za jakieś lata nie mieli danych, ekstrapolowali je. Średni nominalny zwrot z inwestycji w latach 1900–2012 wyniósł 6,5 proc., a realny 2,5 proc.
Silny wzrost cen starych instrumentów strunowych nastąpił w latach w latach 20 XX wieku i trwał do kryzysu, gdy ceny się załamały. Zaczęły ponownie rosnąć w latach 60. Zwroty z inwestycji były ujemne w czasie I wojny światowej oraz w latach 1930–1950.
Inne rynki
Elroy Dimson i Christophe Spaenjers analizowali też rynek win i diamentów. Dane historyczne są dostępne dzięki aukcjom, na których te „emocjonalne aktywa” były sprzedawane. Jeśli chodzi o wina, to ich ceny zmieniają się cyklicznie i zależą od jakości i ilości produktu w danym roku. Generalnie inwestycje w wina przynoszą zwroty pozytywne.
Dla diamentów dane dostępne są w Stanach Zjednoczonych. W 1900 roku cena detaliczna jednokaratowego diamentu (1 ct = 0,2 g) wynosiła około 100 dol. W roku 2010 jednokaratowy diament bezbarwny kosztował około 6400 dol. Średni nominalny zwrot wynosił około 5 proc.
Czy to się opłaca?
Porównanie rentowności „aktywów emocjonalnych” z tradycyjnymi klasami aktywów wypada na niekorzyść tych pierwszych. W długim okresie wyższą rentowność przynosiły akcje, niewiele mniejszą obligacje. Wyniki rentowności sztuki czy innych zbiorów nie uwzględniają kosztów transakcyjnych i ubezpieczenia. To ważne, gdyż wpływ kosztów transakcyjnych na rynek kolekcji jest znaczący. Domy aukcyjne pobierają 12–25 proc. premii od kupującego, w zależności od ceny zakupu. Prywatni pośrednicy często naliczają dla siebie ponad 100 proc. i od tego poziomu negocjują.
Do tego dochodzą jeszcze znaczące koszty ubezpieczenia lub ochrony dzieł sztuki, kolekcji znaczków czy drogich instrumentów. Wprawdzie oszustwa zdarzają się też na rynkach finansowych, ale kolekcjonerzy są na nie znacznie bardziej narażeni. Wielu kupców pada ofiarą sprzedawców falsyfikatów. Mimo ekspertyz nawet renomowanym domom aukcyjnym zdarza się sprzedawać lub kupować podrobione dzieła sztuki. W roku 2004 domy aukcyjne Christie’s i Sotheby’s wystawiły ten sam obraz Gauguina i oba miały świadectwa autentyczności sporządzone przez ekspertów. Fałszerstwa są też częste w filatelistyce, zwłaszcza jeśli idzie o oryginalne pieczęcie. Nawet rynek starych instrumentów nie jest wolny od oszustw.
W 2012 roku sprzedawca skrzypiec Stradivariusa został uznany za winnego przestępstwa. Ekspert od analizy drzew stwierdził, że drewno, z którego zrobiono instrument, zostało ścięte po śmierci mistrza. Podrabiane są także drogie wina. Według „The Economist” 5 proc. sprzedawanych na aukcjach butelek nie zawiera tego płynu, który jest wskazany na opakowaniu.
Rynek aktywów emocjonalnych jest też bardzo zmienny, choć nie tak jak rynek akcji. Odchylenie standardowe dla rynku dzieł sztuki w analizowanym okresie wyniosło 13,2 proc., znaczków pocztowych 13,5 proc., instrumentów strunowych 10,1 proc., akcji 21,6 proc., obligacji 11,9 proc., złota 18,7 proc. (przypomnijmy, że chodzi o rynek brytyjski).
Dimson i Spaenjers podkreślają, że mimo wysokich kosztów i różnych pułapek kolekcjonowanie daje akceptowalne zyski z powodu korzyści emocjonalnych. Przyjemnie jest patrzeć na aktywa i opowiadać historie o tym, jak się je nabyło. Inwestorzy są skłonni zrezygnować z wyższych zwrotów z akcji i innych aktywów niematerialnych na rzecz przyjemności posiadania dzieł sztuki, monet lub innych rzadkich, atrakcyjnych przedmiotów.
OF