Autor: Bogdan Góralczyk

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.

Jak postępować z Chinami, to już dylemat globalny

Nowa chińska ekspansja nakazuje wszystkim partnerom Państwa Środka - od Grecji i Polski, gdzie Chiny inwestują, przez Portugalię, Włochy i Francję, w której wina teraz uderzają, aż po mogące najwięcej USA i UE, by jak najszybciej dokonali resetu stosunków z Chinami.
Jak postępować z Chinami, to już dylemat globalny

Minister gospodarki Niemiec Philipp Rösler i Li Keqiang, premier Chin, na spotkaniu w Berlinie omawiali m.in. kwestię sprzedaży chińskich solarów w Europie. (Fot. PAP)

Zaczynamy odczuwać oddech Chin. W całym świecie zachodnim, a nawet tu u nas w Polsce. Debata o stosunkach polsko – chińskich, wywołana nieszczęśliwie dobranym terminem wizyty marszałek Ewy Kopacz, potwierdziła mielizny i mankamenty naszego podejścia. Wciąż mieszamy porządki: moralny i biznesowy.

Zapominamy, że Chiny dziś, a Chiny dwadzieścia lat temu to inny partner. To nie jest już kraj Trzeciego Świata, na który patrzymy z góry lub go pouczamy. To druga gospodarka świata, z pretensjami – uzasadnionymi – do bycia pierwszą, największe rezerwy walutowe na globie i szybko rosnący potencjał.

Polska nieroztropność

Do takiego partnera nie można podchodzić ad hoc, dorywczo czy z doskoku. Strona chińska planuje chłodno i długoterminowo. Wychodząc z takich odmiennych podejść to oni mają komparatywne przewagi, a na nas patrzą jako na jednego z wielu partnerów czy nawet petentów. Świadczy o tym braku zainteresowania wizytą polskiego polityka tamtejszych mediów i wymienianiem marszałek Kopacz wśród informacji protokolarnych, tuż po wizycie ministra ds. ropy naftowej Wenezueli.

Nasze podejście do Chin trzeba szybko zmienić – z resortowego i dorywczego na strategiczne i państwowe – z jeszcze innego, ważnego powodu. Oto ostatnio w ślad za firmą Liu Gong, która weszła do huty Stalowa Wola, mamy do czynienia z prywatyzacjami dokonanymi przez Chiny w fabryce łożysk tocznych w Kraśniku, zainteresowaniem naszym rynkiem zajmującej się nowoczesnymi technologiami firmy Nuctech (np. sprzęt do prześwietlania na przejściach granicznych i lotniskach), pierwszymi chińskimi inwestycjami w polskim przemyśle energetycznym (są zainteresowani m.in. polskim terminalem LNG w Świnoujściu), a nawet lotniczym, czy przetwórstwa rolnego.

Zwraca uwagę u nas nie tylko bezprecedensowa obecność chińskich banków i biznesmenów, ale też – wyraźnie zaznaczona – tendencja przechodzenia od inwestycji typu greenfield na rzecz przejmowania istniejących firm.

W tym kontekście jak najbardziej uzasadnione są głosy, abyśmy prywatyzując i oddając w ręce Chińczyków nasze zakłady energetyczne (China National Eletcric Engineering w przetargu o Kozienice) nie znaleźli się w sytuacji podobnej do tej sprzed lat w sektorze bankowym, tzn. że oddajemy kontrolę innym.

Amerykańskie deficyty

Jak postępować z Chinami, to teraz dylemat znacznie szerszy, globalny, czego dowodzi ostatnia bezprecedensowa, pozbawiona ceremoniału i protokołu, wizyta w USA Xi Jinpinga, szefa Państwa Środka. Początkowo planowano ją przy okazji kolejnego szczytu G20, który odbędzie się w Petersburgu we wrześniu. Przyspieszono spotkanie, a zarazem znacznie je rozszerzono. Przy okazji szczytu prezydent Barack Obama rozmawiałby z chińskim odpowiednikiem powiedzmy godzinę czy półtorej, a tak – w różnych konfiguracjach, w cztery oczy, plenarnie lub kuluarowo – rozmawiali łącznie osiem. I najwyraźniej mieli o czym.

W bogatej agendzie ważną rolę odgrywały kwestie gospodarcze i handlowe. USA, wciąż światowa potęga, mają bowiem z Chińczykami dokładnie ten sam problem, co my: ogromny deficyt handlowy, który w roku 2011 sięgnął 300 mld dolarów, a w roku ubiegłym – 315 mld dolarów. Na długą metę takiego stanu utrzymać się nie da.

Nie wiadomo, czy Amerykanie „zawarli pakt z diabłem”, jak to określili w książce „Chiny światowym hegemonem?” niezwykle krytyczni wobec merkantylistycznych praktyk chińskich francuscy autorzy Antonie Brunet i Jean-Paul Guichard. Wiadomo jednak, że w ślad za szybko rosnącymi chińskim potencjałem, rezerwami, a także coraz wyraźniej zaznaczaną asertywnością, mają w związku z Chińczykami twardy orzech do zgryzienia.

Tym bardziej, że w ślad za nadwyżką handlową zaczyna się wyłaniać nowa kwestia – chińskie inwestycje w USA – zjawisko do niedawna niemal nieznane. W 2008 r. wynosiły one jeszcze niespełna miliard dolarów, a w roku ubiegłym zamknęły się już sumą 6,7 mld dolarów.

A niejako przy okazji wizyty Xi Jinpinga głośno było w Stanach Zjednoczonych o finalizowanym właśnie największym przejęciu, na sumę 4,7 mld dolarów, amerykańskiego konglomeratu mięsno-pożywczego Smithfield Foods z siedzibą w Wirginii przez chińską firmę Shuanghui International Holdings, kontrolowaną przez państwo.

Rozmowy prezydentów dwóch największych potęg ekonomicznych świata – nieformalne, więc przyjazne i bardziej „na luzie” – potwierdziły inną tonację obu stron. Tak jak Chińczycy podkreślają nadal, że grają na zasadzie obopólnych korzyści, tak Amerykanie nie kryją już, że mają w stosunkach z Chinami problemy.

To dobrze, że prezydent Obama raczej słucha tych, którzy namawiają do intensyfikacji dialogu, a nie tych – coraz liczniejszych w USA – którzy radzą, by z Chińczykami rozmawiać twardo, a nawet iść na zwarcie. Nie ma bowiem pewności, komu bardziej takie zwarcie wyszłoby dzisiaj na niekorzyść.

Chińskie baterie, francuskie wina

Na takie zwarcie z Chinami poszła właśnie trzecia największa potęga gospodarcza świata, czyli Unia Europejska. Komisja Europejska jednogłośnie zaakceptowała pomysł podniesienia ceł na chińskie baterie solarne, najpierw do 12 proc., a potem, gdyby oczekiwania strony europejskiej nie zostały spełnione, do 48 proc. w sierpniu i aż 68 proc. w grudniu tego roku.

O co chodzi, wyjaśnił ogłaszając decyzję komisarz ds. handlu UE Karel de Gucht, który stwierdził, że 120 chińskich producentów tych baterii (z czego kilku to najwięksi na globie) musi rozpocząć negocjacje nt. wysokości cen oraz dostarczanych kwot. Odrębnie ma być badane „nielegalne subsydiowanie” paneli przez chińskich producentów. Komisarz uzasadniał obie decyzje jednoznacznie: „Jeśli nie zainterweniujemy, to nasz przemysł solarny w Europie zniknie”. Tym samym wskazując, jak poważne jest chińskie wyzwanie w tej branży.

Decyzja Brukseli wywołała wrzawę, tym razem także w Chinach. W pierwszej odpowiedzi, chyba nie do końca przemyślanej, ale znamiennej, władze chińskie odpowiedziały wprowadzeniem ceł i procedur antydumpingowych na import europejskich, głównie francuskich win (ChRL importowała w roku ubiegłym 430 mln litrów win, z czego ponad dwie trzecie pochodziło z państw UE, w tym 170 mln z Francji).

Chińska decyzja wywołała konsternację, a nawet zażenowanie znanego francuskiego sinologa Francois Godementa, który akurat brał udział w debacie na ten temat w telewizji. „ Nie tędy droga” – zdawał się mówić ten jeden z najlepszych europejskich ekspertów od spraw współczesnych Chin.

Rozpoczęła się jednakże żywa debata, tak w Europie, jak w Chinach, czy to nie jest przypadkiem początek jakiejś wojny handlowej, o której najczęściej zdecydowanie mówią chińskie media centralne. Mimo jednak podniesionej temperatury oraz chwilami ostrzejszego słownictwa, po obu stronach, nikt poważnie w to nie wierzy. Podobnie jak w przypadku stosunków amerykańsko-chińskich, Europejczycy zdają sobie doskonale sprawę z tego, że w dużej mierze są na Chińczyków skazani, chociaż i oni cierpią na tę samą chorobę, jaką jest potężny deficyt handlowy po stronie UE (146 mld euro w roku 2012, 157 mld – w 2011).

Sytuacja w Unii, przypomina nieco tę z Polski – strategiczną bolączką jest brak wspólnej wizji, stanowiska i strategii wobec tak trudnego i wymagającego partnera, jakim są Chiny. W przypadku baterii solarnych o rozwagę zaapelowali Niemcy, drugi po Chinach producent tych urządzeń na globie. Minister gospodarki Philipp Rösler ocenił decyzję Komisji jako „gruby błąd”. To pokazuje, że zabiegi chińskiego premier Li Keqianga podczas niedawnej wizyty w Niemczech okazały się skuteczne.

Przypadek baterii solarnych jeszcze raz pokazał unijną słabość. Zastrzeżenia wobec decyzji Komisji, wyraziły także władze Wielkiej Brytanii, Holandii i Szwecji. Podczas gdy Chiny mówią jednym głosem, a przy okazji stosują zasadę „dziel i rządź” (w starej chińskiej tradycji mówiło się raczej: „zwalczaj barbarzyńców za pomocą innych barbarzyńców”), Europa jest podzielona i nie mówi jednym głosem.

Porządki we własnym domu

Nowa chińska ekspansja, tym razem bankowainwestycyjna, a nie tylko towarowa, jak było przez co najmniej dwie ostatnie dekady nakazuje wszystkim partnerom Państwa Środka, od Grecji i Polski, gdzie ten inwestycje idą, poprzez Portugalię, Włochy i Francję, w której wina się teraz uderza, aż po USA i UE, które mogą najwięcej, by jak najszybciej dokonali resetu stosunków z Chinami.

>>zobacz film

To partner mający zasoby i rezerwy, działający i planujący długoterminowo, zazwyczaj skuteczny. I cierpliwy. Czas przestać traktować go jako państwo rozwijające się, Trzeciego Świata, Południa, czy reprezentanta obszarów zacofanych. O takim podejściu musimy na Zachodzie jak najszybciej zapomnieć.

Politycy, a w ślad za nimi biznesmeni muszą zrozumieć to nowe wyzwanie, jakim są Chiny. Oczywiście, ze względu na swe zasoby i możliwości, są one także szansą. Ale to my musimy odrobić lekcje i wyraźnie wskazać, w których obszarach Chiny są dla nas partnerem, w którym konkurentem, a gdzie mogą być nawet zagrożeniem.

Trzeba być gotowym na ich ekspansję bankową, kapitałową, na chińskie przejęcia i fuzje, a także nowe inwestycje.

Zastosujmy radę podpowiadaną prezydentowi Obamie przed szczytem z Xi Jinpingiem w Kalifornii: „Chcąc poprawić naszą pozycję w stosunkach z Chinami trzeba zacząć od przeprowadzenia porządków na własnym podwórku”.

>> zobacz też cykl: Wschód oczami Wschodu

OF

Minister gospodarki Niemiec Philipp Rösler i Li Keqiang, premier Chin, na spotkaniu w Berlinie omawiali m.in. kwestię sprzedaży chińskich solarów w Europie. (Fot. PAP)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Długi marsz Chin na pozycję numer 1

Kategoria: Trendy gospodarcze
Profesor Bogdan Góralczyk, jeden z najwnikliwszych znawców Chin w Polsce, podejmuje kolejny raz temat Państwa Środka. W tomie „Nowy Długi Marsz” autor opisuje, jak chińskie władze dążą do odzyskania pozycji największego mocarstwa na świecie.
Długi marsz Chin na pozycję numer 1