„Obserwator Finansowy”: Przed tą rozmową w ChatGPT wpisałem: „przygotuj mi pytania do profesora Jakuba Growca” i mam mieszane uczucia. Z jednej strony aplikacja przygotowała mi pytania, które można zadać każdemu naukowcowi, co mnie zasmuciło, że będę musiał to zrobić sam. Z drugiej strony się ucieszyłem, że może mój zawód okaże się zbędny kilka lat później, niż myślałem. Czy sztuczna inteligencja to bardziej marketing, czy może potencjał na prawdziwą rewolucję?
Jakub Growiec: Wbrew temu, co pan powiedział, jest to jednak ogromna zmiana, która ma potencjał na prawdziwą rewolucję. Zwłaszcza że ChatGPT ma już bardzo dużo możliwości i jest kolejnym kamieniem milowym w drodze do jeszcze bardziej rozwiniętych algorytmów. W tym przypadku są to tzw. duże modele językowe, których zadaniem jest przewidywanie następnego słowa w zdaniu i w inteligentny sposób mają dokończyć pytania czy odpowiedzi. I ChatGPT jest takim chatbotem, który robi to tak jak by to robił człowiek.
Czy sztuczną inteligencję będzie widać we wskaźnikach PKB? Czy będzie miała jakieś implikacje makroekonomiczne w przyszłości?
Myślę, że będzie miała i to jest trochę tak, że my bierzemy ten rozwój według standardowych wskaźników, takich jak PKB per capita czy wielkość produkcji sprzedanej itd. i te wskaźniki rzeczywiście rosną wyraźnie wolniej niż wzrost w erze cyfrowej. Jeśli mierzymy wolumen mocy obliczeniowej komputerów na świecie czy wolumen gromadzonych i przesyłanych danych, to on się podwaja co 2–3 lata, a światowe PKB podwaja się co 20–30 lat i to jest ta różnica. Skąd się to bierze?
Etap rozwoju technologii cyfrowych był na tyle wczesny, że to przełożenie na wzrost PKB jeszcze nie nastąpiło, ponieważ występują wąskie gardła, czy to w produkcji, czy w działalności gospodarczej, że nawet jeśli potrafimy coś zautomatyzować, to jedynie częściowo. Potrzebny jest więc człowiek, a w szczególności potrzebna jest praca umysłowa. I tutaj potencjał nie rośnie tak szybko jak potencjał technologii cyfrowych, a to ogranicza wzrost. Gdy jednak automatyzacja zacznie się na szerszą skalę i pewne procesy będą w całości zautomatyzowane, to ta bariera może zostać pokonana i być może zaobserwujemy przyspieszenie wzrostu gospodarczego.
Wpłynie to też na wskaźniki bezrobocia? Sztuczna inteligencja potrafi już generować obrazy, zdaje egzaminy adwokackie i jest świetna w programowaniu. Czy z tego powodu niektórzy ludzi okażą się zbędni?
Czy roboty faktycznie zabiorą nam pracę? To jest bardzo ważne pytanie, jeśli chodzi o konsekwencje wprowadzania sztucznej inteligencji. Do tej pory nie przekładało się to na spadek zatrudnienia ze względu na fakt, że w procesie produkcyjnym wciąż były etapy, w których niezbędny był człowiek. I tak długo, dopóki te etapy będą, to będzie zapotrzebowanie na ludzką pracę. Ale nie wiadomo jaki to stanowi procent i jak bardzo kompetentnych pracowników potrzeba do wykonywania tych prac. To będzie się płynnie zmieniać. Na razie ta automatyzacja do wykonywania niektórych zadaniach jest droga, ale być może kiedyś stanieje i wtedy firmom bardziej się będzie opłacało zwalniać pracowników i zatrudniać maszyny oraz tak przeorganizować biznes, żeby dzięki tej nowej technologii był on efektywniejszy.
Z jednej strony są zatem potencjalne zyski korporacji, które zaoszczędzą na redukcji etatów, a z drugiej strony koszty społeczne związane z utratą miejsc pracy. Czy to się jakoś bilansuje? Czy nam się w ogóle opłaca w to wchodzić?
Z każdą zmianą technologiczną jest tak, że nie wszystkim się ona opłaca, a już na pewno nie w równym stopniu. I rzeczywiście można sobie wyobrazić, że automatyzacja, a w szczególności aplikacja sztucznej inteligencji będzie sprzyjała nierównościom dochodowym, dlatego że praca ma tą piękną cechę, że jest rozdystrybuowana równo między ludzi. Każdy ma dwie ręce, jeden mózg i nie może sobie kupić dziesięciu mózgów. Jeśli chodzi natomiast o algorytmy i moc obliczeniową komputerów, to mogą mieć dużo silniejsze serwery, dużo silniejsze baterie procesorów, dużo więcej mocy obliczeniowej oraz dostęp do najnowocześniejszych technologii, jeśli chodzi o software. Bo to da się kumulować i w przeciwieństwie do przymiotów ludzkiego ciała jest to kumulacja per capita. Już dziś największe fortuny mamy w branży oprogramowania i to się może tylko pogłębiać.
Mówimy o nierównościach społecznych, ale tu chodzi też o nierówności między gospodarkami. Czy takie warunki, żeby stworzyć sztuczną inteligencję, którą można później komercjalizować mogą zajść gdzie indziej niż w Dolinie Krzemowej? Czy zwycięży ten, który będzie pierwszy?
W tym momencie efekty tego, że ktoś jest pierwszy mogą być ogromne. I jeśli patrzymy na historię świata to widzimy, że pierwsza rewolucja przemysłowa dokonała się w Anglii, a następnie w części Europy Zachodniej. Do dziś te kraje są wśród najbogatszych państw świata. I można sobie wyobrazić, że ta przewaga Doliny Krzemowej może również w przyszłości przełożyć się na to, że USA, a w szczególności Kalifornia, uciekną reszcie świata i to doganianie będzie utrudnione.
Czy gospodarka europejska powinna się zatem ścigać na te innowacje? Czy i tak nie mamy szans i powinniśmy znaleźć na siebie inny pomysł?
Myślę, że przy takich przełomowych technologiach, dotyczących w szczególności sztucznej inteligencji, nie ma dla nich alternatywy, bo będą one ciągnęły wzrost w przyszłości w skali globalnej. Wytworzy się ekosystem, w którego centrum nas nie ma i pewnie nie wyprzemy z niego Doliny Krzemowej. Trzeba będzie jednak się odnaleźć w tym ekosystemie, aby być blisko lidera, a nie na szarym końcu.
Ale jak to zrobić? Czy powinno się takie rzeczy stymulować np. polityką państwa, czy to nie ma sensu we współczesnej gospodarce?
To nie ma sensu z tego powodu, że technologie cyfrowe mają bardzo silnie rosnące przychody. Mamy rynek globalny i dzięki temu bardzo łatwo wypuścić nowy produkt jednocześnie na całym świecie. Nie wytworzymy więc takiej niszy, że w różnych częściach świat będą firmy, które będą robić to samo, bo rynek opanuje lepsza firma. Jest natomiast możliwy scenariusz kreatywnej destrukcji, który doprowadzi do tego, że gdzieś w Europie powstanie lepsza firma, która w kluczowych zastosowaniach będzie wygrywać. Nie można tego wykluczyć. Jak na razie widzimy jednak zakamuflowaną przewagę Doliny Krzemowej.
Po 2000 r. i pęknięciu bańki internetowej, pieniądze popłynęły jednak na zewnątrz USA w tradycyjne sektory przemysłu. Czy można sobie wyobrazić innowacje gdzie indziej niż w informatyce?
Niewątpliwie innowacje mogą się pojawić w każdej dziedzinie gospodarki i w każdym zastosowaniu mogą poprawić, czy produktywność, czy jakość życia. Jeśli mówimy o tych cyklach, to bym się do tego za bardzo nie przywiązywał, bo obserwujemy tu systematyczny trend wzrostowy. Nic dziwnego, że w branżach cyfrowych jest podobnie. Moce obliczeniowe będą tu jednak, przynajmniej przez pewien czas, nadal rosły szybciej niż rośnie światowe PKB. I teraz pytanie, co się stanie z ogólnością zastosowania sztucznej inteligencji? Pamiętajmy jednak, że wykonywanie zadań o charakterze umysłowym wiąże się z podejmowaniem strategicznych decyzji menedżerskiej. I jeśli mamy potencjał, żeby zautomatyzować całe procesy, to również tego typu rzeczy będziemy automatyzować. Patrząc zatem na to, co się dzieje w branży sztucznej inteligencji, to widzimy, że jest ona świadoma problemu zgodności celów, algorytmów z tym, co byśmy chcieli. Ale ta świadomość w niewielkim stopniu, zwłaszcza jeśli porównamy finansowanie, przekłada się na badania naukowe niż w problem zgodności.
A jeśli możemy ekstrapolować rozwój kompetencji tych algorytmów, to większość badaczy w tej branży prognozuje, że około lat 40., 50., 60. XXI w. algorytmy dościgną poziomu człowieka w sensie ogólnej inteligencji w szerokim spektrum problemów. Bo wiemy przecież, że w szachach albo w odwracaniu macierzy sztuczna inteligencja już dawno temu przegoniła człowieka, ale w rzeczach szerokiego zastosowania adaptacyjnego jeszcze nie. Ta perspektywa jednak się niebezpiecznie zbliża. Wydaje mi się, że tego typu kwestia jest zbyt rzadko poruszana w debacie publicznej przez ekonomistów. Myślimy o tym jak o science fiction, ale to jest zbyt bliska perspektywa czasowa, żeby myśleć o tym w ten sposób.
Jaki zatem zawód czy zajęcie wybrać, żeby do 2040 r., zanim komputery zrównają się z nami, mieć jeszcze pracę?
Nie jestem w stanie podać konkretnie, jaki kierunek dokładnie wybrać. Mogę jedynie zacytować głównego ekonomistę Google – prof. Hal Varian powiedział, że kluczową rzeczą jest to, żeby być komplementarnym do tego, co jest automatyzowane, czyli żeby umieć współpracować i zarządzać procesami, które są automatyzowane, bo one będą miały bardzo duży wzrost produktywności. I kiedy jesteśmy komplementarni do tego, to możemy zgarnąć dużą część wartości dodanej, którą w takim procesie wspólnie wytwarzamy. Myślę, że to z punktu widzenia ekonomicznego ma dużo sensu. Trudniej natomiast przełożyć to na odpowiedź kim dokładnie powinno się zostać.
Jest więc o czym myśleć.
-Rozmawiał Marek Pielach, oprac. JJ