Autor: Paweł Kowalewski

Ekonomista, pracuje w NBP, specjalizuje się w zagadnieniach polityki pieniężnej i rynków walutowych

Kolejne argentyńskie fiasko

Idący w październiku głosować Argentyńczycy będą wybierać między byłą prezydent, a urzędującym Mauricio Macrim. Przeprowadzone w sierpniu prawybory pokazały wyraźnie po czyjej stronie leży sympatia większości Argentyńczyków. Taki werdykt ma swoje głębokie uzasadnienie.
Kolejne argentyńskie fiasko

W trakcie pierwszej połowy urzędowania Mauricio Macriego gospodarka argentyńska dostała przysłowiowy wiatr w żagle. Rozpoczęcie liberalizacji gospodarczej, osiągnięcie porozumienia z wierzycielami oraz skończenie z dualizmem walutowym po dojściu do władzy prezydenta wystarczyło do wygenerowania swoistego rodzaju owczego pędu w kierunku giełdy w Buenos Aires. Działo się tak głównie za sprawą anglosaskich analityków, którzy nie zadali sobie trudu analizy prawdziwych problemów tego kraju.

Niewielu z nich przykładowo uwzględniło w swoich opiniach takie informacje jak miejsca Argentyny w rankingach dotyczących korupcji, czy wskaźnik ankiety Doing Business. W tym ostatnim rankingu Argentyna zajmuje odległe 119 miejsce, poniżej Palestyny czy nawet wielu krajów afrykańskich (Ghany, Namibii czy Lesotho) .

Determinacja prezydenta

Aby zachować sprawiedliwość należy podkreślić, że inwestorzy byli pod wrażeniem determinacji M. Macriego do przeprowadzania reform, zwłaszcza emerytalnej. Nawet w zakresie przedsiębiorczości (w końcu sam M. Macri jest z zawodu przedsiębiorcą) dokonano pewnych modyfikacji upraszczających uruchomienie firmy. Zmniejszono minimalnie skalę biurokracji.

Czy jednak tego rodzaju posunięcia uzasadniały fakt, że w 2017 r. tutejsza giełda odnotowała największy wzrost na świecie? Mogło się wydawać, że w Argentynie pod przywództwem M. Macriego udało się ostatecznie zaszczepić prorynkowe nastawienie. Sęk w tym, że ci sami analitycy najprawdopodobniej zapomnieli o jednej ważnej kwestii: odporności społeczeństwa argentyńskiego na bolesne reformy gospodarcze.

Argentyna przed groźbą pogrzebania efektów reform

Na weryfikację poglądów na temat argentyńskiej gospodarki, głoszonych jeszcze na przełomie 2017 i 2018 r długo nie trzeba było czekać. Jedną ze słabości gospodarczych Argentyny – jak i innych gospodarek wschodzących – jest to, że o jej losie częściej decydują czynniki zewnętrzne, a nie czynniki wewnętrzne. Nie inaczej było wiosną 2018 r, kiedy retoryka Fed nabrała jastrzębiej tonacji. Zresztą tego rodzaju sekwencja wydarzeń miała miejsce kolejny raz.

Przypomnijmy, że niemal wszystkie kryzysy w Ameryce Łacińskiej zaczynają się niemal nazajutrz po rozpoczęciu zacieśniania monetarnego przez amerykański bank centralny. Proces ten dało się zauważyć w początkowym okresie rządów Paula Volckera (kryzys z 1982 r.) czy Alana Greenspana (1994 r i efekt tequli). Owszem, w pierwszych latach rządów M. Macriego Fed miał już luzowanie ilościowe dawno za sobą, a na swoim koncie miał nawet już jedną podwyżkę stóp procentowych. Nie zmienia to faktu, że w tym samym czasie oprocentowanie w USA było bliskie zero procent i w efekcie wielu inwestorów nadal szukało okazji do zarobienia pieniędzy poza USA. Dopiero wtedy, kiedy zacieśnienie w USA nabrało tempa, wspomniani eksperci uświadomili sobie faktyczny stan gospodarki argentyńskiej i w efekcie wydali jednoznaczną komendę: sprzedawać argentyńskie aktywa.

Błędy MFW

Wszystko wskazywało na to, że mielibyśmy jeszcze jeden cykliczny odcinek w serialu zatytułowanym saga argentyńskiego upadku gospodarczego. Stało się inaczej za sprawą zaangażowania się Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) w ratowanie Argentyny stojącej w obliczu wpadnięcia w kolejną spiralę inflacyjną.

Jeszcze w czerwcu 2018 r, MFW wysupłał (w ramach trzyletniego Stand-By Arrangments) pakiet pomocowy w wysokości 50 miliardów dolarów USA. Jak zwykle przy tego rodzaju porozumieniach, MFW oczekiwał w zamian zacieśnienia fiskalnego oraz poprawy wskaźników monetarnych (a także znaczącego zwiększenia niezależności banku centralnego). Trzy miesiące później opisywany pakiet pomocy zwiększono o kolejne 7 miliardów dolarów USA. Najprawdopodobniej działania MFW jedynie przedłużyły agonię argentyńskiego pacjenta.

Włączenie się MFW w ratowanie gospodarki było i nadal jest posunięciem nie tyle odważnym, co niestety krótkowzrocznym. Nie ma chyba drugiego kraju, w którym MFW byłby tak znienawidzony jak właśnie w Argentynie. A wszystko za sprawą polityki względem tego kraju  i którą sam MFW określa mianem swojej pomyłki. Chwała dzielnym ekonomistom z MFW za to, że przyznali się do własnych błędów. Nie jest to jednak pocieszenie dla wszystkich tych, którzy odczuli te błędy na własnej skórze.

Zaklinanie rzeczywistości

Na przestrzeni ostatnich miesięcy trwało zaklinanie rzeczywistości zarówno na szczeblu krajowym, jak i zagranicznym. Mimo najmniejszego braku postępu w walce z inflacją, jeszcze w czerwcowym sprawozdaniu z prowadzenia polityki pieniężnej, bank centralny stwierdził, że dziewiąty miesiąc z rzędu kontroluje bazę monetarną. MFW w swoim raporcie z lipca 2019 r bardzo chwalił władze argentyńskie za prowadzoną politykę.

Autorzy raportu przyznają, że mimo pewnych opóźnień implementacji rekomendacji MFW (oczywiście chodziło o dalsze zacieśnianie fiskalne oraz poprawę sytuacji na rachunku bieżącym bilansu płatniczego), widać już pierwsze efekty prowadzonej polityki. Autorom MFW wtórują inni eksperci. Barclays również chwali ekipę Macrego za walkę z bliźniaczym deficytem i przewiduje wzrost gospodarczy pod koniec bieżącego roku. Ekonomiści tego banku jeszcze w lipcu byli tak pewni pozytywnych wyników gospodarczych, że ryzyko wyprzedaży peso argentyńskiego określili mianem mało prawdopodobnego (!). Sęk w tym, że owych rzekomo odczuwalnych symptomów poprawy gospodarczej dostrzeganych przez MFW i wielu ekonomistów sektora prywatnego nie są w stanie odczuć przeciętni Argentyńczycy. Ich postrzeganie rzeczywistości gospodarczej jest odmienne.

Może bank centralny kontroluje bazę monetarną, ale co z tego, skoro ludzie muszą zmagać się z ponad 50 proc. inflacją. Wszystko wskazuje na to, że w ciągu czterech lat rządów obecnego prezydenta, gospodarka argentyńska rosła jedynie w 2017 r. Drugi rok z rzędu ujemnego wzrostu wywindował po raz pierwszy od ponad dziesięciu lat wskaźnik bezrobocia do dwucyfrowego poziomu.

Nic więc dziwnego, że wyborcy w sierpniowych prawyborach pokazali M. Macriemu żółtą kartkę, która przez wielu odbierana jest de facto jako czerwona. M. Macri otrzymał jedynie 32 proc. głosów, a jego główny rywal Arturo Fernandez aż 47 proc. Chociaż Macri uważa, że nic nie jest jeszcze przesądzone, to jest mało prawdopodobne, aby do października mógł odwrócić bieg wydarzeń.

Nie ma winnych

Wyniki prawyborów doprowadziły do załamania się zarówno notowań peso, jak i giełdy. Agencje ratingowe tym razem już nie zawahały się obniżyć ratingu gospodarki Argentyny (Fitch obniżył nawet swoją ocenę do poziomu CCC). Wydaje się niemal pewne, że program reform ekonomicznych Macriego zakończy się porażką. Pytanie dlaczego i kogo należy za to winić?

Problemem argentyńskiej gospodarki jest nikła odporność społeczeństwa na reformy gospodarcze. Dlaczego? Otóż autorzy każdego programu reform gospodarczych obiecywali cud, a kończyło się tak jak zawsze, fiaskiem gospodarczym. Każde kolejne fiasko dodatkowo zmniejsza tę odporność. Do tego dochodzi jeszcze jedno zjawisko, silnie zakorzeniona tradycja peroniznmu. Tak postawiona diagnoza może jednak dziwić.

Argentyna średnio raz  na dziesięć lat musi zmagać się z ostrym kryzysem gospodarczym.

Wielu Argentyńczyków twierdzi, że to właśnie za sprawą spuścizny generała Juana Domingo Perona i ubóstwianej przez wielu Argentyńczyków jego małżonki Evity Argentyna średnio raz  na dziesięć lat musi zmagać się z ostrym kryzysem gospodarczym. To też peronizm przysłużył się temu, że średnia inflacja za ostatnie sto lat wynosi ponad sto procent.

A więc dlaczego opisywany ruch cieszy się takim ogromnym wsparciem społecznym? Nie da się tego zjawiska wyjaśnić bez opisu specyfiki Argentyńczyków.

Włoskie dziedzictwo

Mieszkańcy niemal każdego kraju lubią o sobie mówić, że są narodem szczególnym. Nie inaczej jest w przypadku Argentyny. Natomiast specyfika narodu argentyńskiego jest stosunkowo łatwa do wykazania. Nawet osobom całkiem nieźle władającym językiem hiszpańskim jest ciężko odróżnić poszczególne odmiany języka hiszpańskiego używanego w Ameryce Łacińskiej (a raczej kastylijskiego, gdyż słowo hiszpański nie wszystkim się tam dobrze kojarzy). Natomiast nikt się nie pomyli w przypadku odmiany języka, jakim posługują się Argentyńczycy.

Specyfika używanego hiszpańskiego w Argentynie to podobno zasługa Włochów, których w tym kraju nigdy nie brakowało. Jedna z anegdot mówi o tym, że hiszpański został językiem urzędowym w Argentynie przez przypadek. Podobno ludność włoskiego pochodzenia nie była w stanie dojść do porozumienia, jaki dialekt włoskiego ma stać się językiem urzędowym. Dlatego tytułem kompromisu postawili na prostszy w obsłudze język hiszpański.  Mimo tego, niektóre nazwiska ku zgrozie obcokrajowców posługujących się hiszpańskim wymawia się według fonetyki włoskiej, a nie hiszpańskiej. Wystarczy podać nazwisko osoby często wspominanej w moich tekstach – ministra finansów Domingo Cavallo. To w Argentynie można znaleźć nazwiska z podwójną spółgłoską t, która języku hiszpańskim z definicji nie występuje (podwójne spółgłoski w hiszpańskim ograniczają się do spółgłosek występujących w imieniu Carolina). Podkreślając związki z Włochami, warto zauważyć, że Włosi ostatnio też nie mają sukcesów w reformowaniu swojej rodzimej gospodarki….

Sami Peroniści?

Argentyńczyków wiele dzieli, a na dodatek lubią oni stwarzać nowe linie podziału. Maradona czy Messi (swoją drogą też mało hiszpańskie nazwisko tego ostatniego za sprawą podwójnego s) – któremu z nich należy się palma pierwszeństwa. Starsze pokolenie prowadzi spór o to, kto był najlepszym trenerem (jeden i drugi zdobyli mistrzostwa świata w piłce nożnej). Carlos Bilardo czy Cesar Luis Menotti (sic!)? Oczywiście można dopatrzeć się elementów będących spoiwem tego społeczeństwa, np. religia katolicka , jednak jej rola nie ogranicza się do Argentyny. A więc należy szukać dalej po to, aby móc znaleźć pewne spoiwo charakterystyczne wyłącznie dla Argentyny.

Gen. Juan Domingo Peron mówił buńczucznie, że wszyscy Argentyńczycy są peronistami.

Oczywiście obok korzeni włoskich. Dla każdego interesującego się tym obszarem odpowiedź jest stosunkowo prosta: jest nim właśnie peronizm, czyli spuścizna po prezydencie Peronie i jego małżonce i bazująca na trzech filarach: suwerenności politycznej, niezależności (a raczej samowystarczalności) gospodarczej i sprawiedliwości społecznej. Tak jak pisze Financial Times  w tekście na temat tego kraju, sam generał Juan Domingo Peron mówił dość buńczucznie, że wszyscy Argentyńczycy są peronistami. Słowa te mogą szokować osoby nieprzychylnie nastawione do peronizmu, to niemniej potwierdzają faktyczny stan rzeczy.

Spuścizny po samym J. D. Peronie nie można łączyć jedynie z osobą Cristiny Fernandez de Kirchner. Do grona osób identyfikujących się z peronizmem należał były prezydent Carlos Menem, który implementował w czasie swojego urzędowania (1989-1999) politykę neoliberalną w najczystszej postaci. Ponadto, dorobek przedstawicieli będących w opozycji do opisywanego tutaj nurtu był równie zły, jeśli nie gorszy. Wystarczy przytoczyć przykład pierwszego demokratycznie wybranego w 1983 r. prezydenta po okresie rządów junty wojskowej, Raula Alfonsina. Okres jego urzędowania utkwił Argentyńczykom jako okres niemal permanentnej hiperinflacji i może na jego tle, peronizm da się nawet lubić.

Bez peronizmu trudno sobie wyobrazić współczesną Argentynę, podobnie jak i bez wpływów włoskich. Na miarę paradoksu historii zakrawa fakt, że Peron zdobywał swoje pierwsze szlify właśnie we Włoszech za czasów rządów Mussoliniego, co może potwierdzać szczególne związki między obydwoma krajami. Najlepszą puentą tego tekstu będzie następująca historia. Otóż, wspomniani wcześniej trenerzy C. L. Menotti (w 1978 r.) oraz C. Bilardo (w 1986 r), którzy doprowadzili Argentynę do mistrzostwa świata (gdzie notabene argentyńscy piłkarze w drodze po swój tytuł mistrzowski nie byli w stanie ani w 1978 r. ani w 1986 r. pokonać właśnie Włoch) różnią się pod każdym względem i szczerze się nie znoszą. Natomiast obaj nigdy nie kryli swojej sympatii dla peronizmu.

Opinie wyrażone przez autora nie reprezentują oficjalnego stanowiska NBP.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane