Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Kultura, religia, klimat, praca… O bogactwie decyduje też przypadek

Stany Zjednoczone powinny ograniczyć się do produkcji rolniczej, a produkty przemysłowe kupować w Wielkiej Brytanii -  twierdzili Adam Smith i Jean Baptiste Say. Amerykanie nie posłuchali ich, zbudowali własny przemysł i stworzyli najpotężniejszą gospodarkę świata. Przykład ten pokazuje, że najważniejszym źródłem bogactwa narodów jest dobra polityka ekonomiczna.
Kultura, religia, klimat, praca… O bogactwie decyduje też przypadek

Ha-Joon Chang CC BY-SA Discott

Prof. Ha-Joon Chang z Cambridge University w książce „Bad Samaritans, The Myth of Free Trade and The Secret History of Capitalism” twierdzi, że to, iż narody takie jak Niemcy są pracowite, solidne, uczciwe i zorganizowane to bardziej skutek niż przyczyna wzrostu gospodarczego. Jako dowód zamieszcza szereg cytatów z XIX w. podróżników, którzy odwiedzali Niemcy i inne rozwinięte kraje, jeszcze zanim stały się potęgami gospodarczymi.

I oto w XIX w. Niemcy byli określani prze Anglików jako „tępi” i „ociężali”. Merry Shelley, autorka powieści „Frankenstein” pisała, zainspirowana przykrym doświadczeniem z niemieckim woźnicą, że „Niemcy nigdy się spieszą”. John Russel, podróżnik, który w latach 20. XIX w. odwiedził Niemcy twierdził, że długo trwa zanim Niemiec „pojmie coś, co jest mu nieznane”, nie ma dużych wymagań i nie odczuwa potrzeby, by coś zmieniać na lepsze.

John McPherson, gubernator Indii w latach 1785-1786, a więc osoba przyzwyczajona do niskiej jakości dróg pisał, że niemieckie drogi były wówczas tak kiepskie, iż skierował się do Włoch. Z kolei Sir Arthur Brooke Faulkner, lekarz w brytyjskiej armii w XIX w. relacjonował, że „niemieccy kupcy  będą próbowali cię wykorzystać, kiedy tylko znajdzie się okazja”.

Amerykański misjonarz Sidney Gulick w książce z 1903 r. „Evolution of the Japaneese” napisał, że jego zdaniem Japończycy sprawiają wrażenie bycia leniwymi i całkowicie obojętnymi na upływ czasu. Opinia  Gulicka jest szczególnie warta uwagi, bo mieszkał on w Japonii przez 25 lat (1888-1913) znał język japoński i wykładał na japońskich uniwersytetach.

Brytyjska socjolożka Beatrice Webb po podróży po krajach Azji w latach 1911-1912 również nie wyrobiła sobie najlepszego zdania o Japończykach. Pisała, że „nie ma tam woli, by nauczyć ludzi myśleć”. Równie interesująca jest jej opinia o Koreańczykach (także tych z dzisiejszej Korei Południowej, jednego z najbogatszych krajów świata). Otóż w jej mniemaniu to „brudni, leniwi, nadęci, bezbożni” ludzie, którzy żyją w gliniankach i nawet nie piorą swoich ubrań”.

Słynny pogląd Maxa Webera, że protestancka etyka pracy jakoś szczególnie predystynuje do bogactwa, trudno jest pogodzić z faktami. Oto najbogatszym landem Niemiec jest Bawaria, która jest w większości katolicka. Również najwięcej Szwajcarów (38,8 proc.) jest katolikami. Powojenny sukces gospodarczy katolickich Austrii i Włoch, a w ostatnich latach także Irlandii czy Polski, krajów bez „protestanckiej etyki pracy” sugerowałby, że wnioski Webera sprzed 100 lat nie są już aktualne.

Prof. Ha-Joon Chang zauważa, że teorie dotyczące wpływu religii i kultury na bogacenie się krajów są regularnie zmieniają się gdy okazuje się, że któryś z krajów wcześniej skazanych przez socjologów na biedę ze względu na niesprzyjającą bogaceniu się religię nagle się wzbogacił. Oto na przykład 100 lat temu uważano, że Azja musi pozostać biedna, ze względu na konfucjanizm. Po tym jak bogata stała się Japonia twierdzono, że to dlatego, iż to dlatego, że panuje tam wyjątkowa odmiana konfucjanizmu, taka która kładzie nacisk na współpracę a nie indywidualne osiągnięcia.

Kiedy do bogatych dołączyły Hong-Kong, Singapur, Tajwan i Korea Południowa uznano, że konfucjanizm od początku preferował wartości które ułatwiają bogacenie się, takie jak ciężka praca edukacja, oszczędzanie, podporządkowanie władzy.

O tym jak bogacenie się zmienia społeczeństwo świadczy na przykład to, że jeszcze około 15 lat temu w Korei Południowej popularne było powiedzenie „koreański czas”. Oznaczało ono powszechną w tym kraju praktykę nie przywiązywania wagi do punktualności i regularnego spóźniania się nawet na biznesowe spotkania i nawet nie przepraszania za to (praktyka popularna do dzisiaj w słabo rozwiniętych krajach Ameryki Południowej). Obecnie „koreański czas” wyszedł z obiegu, bo praktyka nie zwracania uwagi na czas przestała istnieć.

Kraje słabo rozwinięte są zwyczajnie inaczej zorganizowane niż kraje bogate. Tam nikt nie przywiązuje uwagi do czasu, bo nie jest to konieczne. Kiedy wraz z rozwojem gospodarczym zaczyna być to ważne, złe praktyki zanikają. Zresztą w podobny sposób z niemieckiego słownictwa znika w ostatnich latach określenie „polnische Wirtschaft”, oznaczające organizacyjny bałagan. To oznacza, że nie była to jakaś nasza narodowa, wrodzona cecha, a raczej skutek uboczny narzuconego nam w okresie PRL-u systemu gospodarczego. Wraz z jego zniknięciem również określenie to odchodzi w niepamięć.

Podobnie słynna dzisiaj na całym świecie lojalność Japończyków wobec pracodawcy nie jest kulturowo uwarunkowaną cechą. Oto w latach 1955 – 1964 Japonia straciła więcej dni roboczych na strajki niż Wielka Brytania, czy Francja. Lojalność wobec pracodawcy przyszła wraz z podpisaniem przez pracodawców szeregu umów z przedstawicielami pracowników, które de facto zapewniały im pracę na całe życie i hojne przywileje socjalne. Również dzisiejsze socjalny „raj dla pracowników” czyli Szwecja jeszcze w latach 20. XX w. była krajem o największej na świecie liczbie dni roboczych straconych na strajki. Dopiero po kompromisie z pracodawcami w 1938 r. i rozpoczęciu budowy państwa socjalnego, konflikty wygasły.

Wszystkich czynników sprzyjających – zdaniem części ekonomistów – bogaceniu się (kultura, religia, klimat, geny i etyka pracy) nie da się w krótkim okresie zmienić. To oznaczałoby, że na przykład kraje Afryki w zasadzie nie mają szans się w najbliższym czasie istotnie wzbogacić.

Tymczasem jak podaje prof. Ha-Joon Chang w książce „23 Things They Don’t Tell You About Capitalism” w latach 60. i 70. XX w. wzrost gospodarczy w państwach południowej Afryki (bez arabskich krajów z północy kontynentu)  i  wynosił średnio 1,6 proc. rocznie. Wydawałoby się, że to niewiele, ale gospodarki współczesnych państw rozwiniętych rosły w podobnym tempie (1-1,5 proc. rocznie) w czasie rewolucji przemysłowej (1820-1913 r.).

Co istotne, na początku lat 80. XX w. wzrost gospodarczy w Afryce nagle się załamał. Zdaniem prof. Ha-Joon Changa to wina zmiany polityki gospodarczej (wszystkie pozostałe czynnik takiej jak kultura, religia, etyka pracy itd. nie uległy zmianie). Wówczas to kraje Afryki południowej przyjęły założenia polityki gospodarczej (w ramach tzw. Structural Adjustment Programs) zaproponowane im przez Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Wystawiły swój raczkujący przemysł na konkurencję międzynarodową i został on zmieciony z powierzchni ziemi. W ten sposób powrócono do gospodarki opartej na eksporcie surowców takich jak ziarno kakaowca, kawa czy miedź. W efekcie przez całe lata 80. i 90. XX w. PKB południowej Afryki spadał w tempie 0,7 proc. rocznie.

Za tym, że Afryka nie jest skazana na biedę przemawia także to, że wiele dzisiejszych bogatych krajów również miało problemy wynikające w wysokiej temperatury i chorób tropikalnych (na przykład południowe Włochy, południowe stany USA, Korea Południowa, Japonia), ale poradziły sobie z nimi dzięki upowszechnieniu kanalizacji, dostępu do czystej wody pitnej i lepszej opieki zdrowotnej.

Korupcja także nie powinna stanowić bariery wzrostu gospodarczego. W Wielkiej Brytanii i Francji publiczna sprzedaż urzędów była dokonywana otwarcie aż do końca XVIII w. W Wielkiej Brytanii aż do końca XIX w. uważano za całkowicie normalne to, że ministrowie pożyczali sobie pieniądze na prywatne wydatki z budżetu ministerstwa. Aż do 1870 r. wysokiej rangi urzędnicy byli mianowani na zasadzie patronatu, a nie oceny kwalifikacji. Podobnie wyglądała sprawa w USA. Aż do 1883 r. i tzw. Pendleton Act, żaden urząd federalny nie został obsadzony w wyniku konkursu.

Część komentatorów podkreśla jednak unikalną skalę afrykańskiej korupcji. Oto na przykład w 1965 r. do władzy w Zairze (obecnie Demokratyczna Republika Konga) doszedł Mobutu Sese Seko, który rządził krajem do 1997 r.  Według szacunków ukradł 5 mld dolarów, czyli 4,5-krotność dochodu narodowego z 1961 r. W tym samym okresie dochód narodowy Zairu spadł o dwie trzecie.

Ale w 1966 r. w Indonezji do władzy w wyniku przewrotu wojskowego doszedł Muhamed Suharto. Rządził do 1998 r. i szacuje się, że ukradł w tym czasie między 15 mld a 32 mld dolarów, co stanowi około pięciokrotność dochodu narodowego Indonezji z 1961 r. W tym okresie dochód narodowy kraju wzrósł jednak trzykrotnie. Nie korupcja więc przeszkadza władzom krajów Afryki w podniesieniu poziom życia swoich obywateli.

Co zatem jest czynnikiem powodującym, że jedne kraje się bogacą, a inne nie? Prof. Ha-Joon Chang twierdzi, że najistotniejszy jest wybór odpowiedniej polityki gospodarczej. Na przykład Stany Zjednoczone wybór polityki, która doprowadziła ich do statusu światowej potęgi gospodarczej zawdzięczają w dużej części przypadkowi.

Oto Adam Smith w dziele „Bogactwo narodów” przestrzegał, by Amerykanie nie przestawali przypadkiem importować dobra przemysłowe z Europy i nie próbowali u siebie rozwijać przemysłu, bo tylko może „zatrzymać ich to w drodze do bogactwa”.

Tymczasem jeden z ojców założycieli USA miał zupełne inne zdanie na ten temat. W 1791 r. Alexander Hamilton złożył w Kongresie raport, w którym napisał, że rząd powinien rozpocząć wprowadzanie programu, który pomoże stworzyć w USA przemysł. Jego zdaniem zadaniem rządu była ochrona młodych przedsiębiorców przed konkurencją zanim będą na tyle silni, by móc na równych warunkach walczyć z zagraniczną konkurencją. W raporcie Hamilton wśród narzędzi wspierania amerykańskiego przemysłu wymienił m.in. cła zaporowe, zakazy importu, subsydia, ustalenie przez rząd standardów jakie muszą spełniać eksportowane produkty.

Ciekawe jest to, że Hamilton rzucał wyzwanie legendzie światowej ekonomii będąc ledwo 35-letnim ministrem finansów i absolwentem drugorzędnego uniwersytetu (King’s College w Nowy Jorku, obecnie Columbia University).

Propozycja Hamiltona została odrzucona ze względu na silną pozycję południowych stanów USA, utrzymujących się z eksportu produktów rolniczych. W ich interesie było to, by produkty przemysłowe kupować jak najtaniej z Europy. Tymczasem w 1812 r. wybuchła wojna. Rząd amerykański podniósł cła, by ją sfinansować z 12,5 proc. do 25 proc. Równocześnie wojna utrudniła transport towarów z Europy.

Te kilka lat ochrony przed konkurencją sprawiły, że w USA pojawiła się grupa przemysłowców, na tyle silnych, że wymogli na Kongresie podniesienie ceł, w 1816 r. do 35 proc., a w 1820 r. do 40 proc. – de facto wprowadzając w życie program Hamiltona. Aż do wybuchu I wojny światowej cła na produkty przemysłowe sięgały 50 proc. i należały do najwyższych na świecie.

Aleksander Piński

Ha-Joon Chang CC BY-SA Discott

Otwarta licencja


Tagi