Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Lepsze bankructwo, czy ratowanie strefy euro

Niemcy nie chcą płacić ani za ratowanie strefy euro, ani ponosić kosztów jej rozpadu. Kwestionują też legalność wykupu obligacji podjętego przez Europejski Bank Centralny. Znani ekonomiści, uczestniczący w konferencji w niemieckim Lindau, przekonują jednak, że mleko już się rozlało.
Lepsze bankructwo, czy ratowanie strefy euro

Christian Wulff, prezydent Niemiec (CC BY-SA Presidencia de la Nacion)

Czwarte Spotkanie w Lindau na temat nauk ekonomicznych (4th Lindau Meeting on Economic Sciences) otworzył prezydent Niemiec Christian Wulff. I trzeba przyznać, że wyszedł poza swoją głównie reprezentacyjną rolę, którą przypisuje mu niemiecka konstytucja. Zakwestionował bowiem legalność działań Europejskiego Banku Centralnego.

– Uważam, że ogromny wykup obligacji rządowych poszczególnych krajów przez Europejski Bank Centralny jest prawnie wątpliwy. Artykuł 123 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej zakazuje EBC bezpośredniego zakupu instrumentów dłużnych, w celu zapewnienia niezależności banku centralnego. Ten zakaz ma sens tylko jeśli osoby odpowiedzialne nie omijają go poprzez istotne zakupy na rynku wtórnym – wyjaśniał Wolff. – Przy okazji, pośredni zakup obligacji rządowych jest nawet droższy niż bezpośredni – dodał.

Tych słów słuchało 17 Laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii i 359 młodych ekonomistów z 65 krajów, którzy po raz czwarty spotkali się nad Jeziorem Bodeńskim, aby dyskutować głównie o bieżących wydarzeniach w gospodarce i ekonomii. Na poprzednim spotkaniu w 2008 roku siłą rzeczy mówiono o kryzysie w Stanach Zjednoczonych, na tegorocznym więcej miejsca zajmują problemy strefy euro.

Najlepiej chyba ustosunkował się do nich profesor Joseph Stiglitz (laureat z 2001 roku), który podczas panelu dyskusyjnego po wystąpieniu prezydenta Niemiec użył nawet porównania, że „niezwykle trudno zrobić z powrotem z jajecznicy całe jajko”. I rzeczywiście strefa euro nie będzie już taką całością jak kiedyś. Nie pomogą jej też kolejne cięcia w Grecji, czy Hiszpanii. Ten drugi kraj ma już 42 proc. bezrobocie wśród ludzi młodych i trudno wskazać obszary gdzie można by jeszcze zaoszczędzić.

Stiglitz postawił nawet pytanie o to, co będzie mniej kosztowne – ratowanie strefy euro czy jej rozwiązanie. Przywołał przykład Argentyny, która miała walutę powiązaną z dolarem i musiała ogłosić niewypłacalność w 2001 roku. Koszt dla gospodarki był ogromny. Po krótkim okresie zawirowań zaczęła ona jednak rosnąć bardzo szybko nawet o 8 proc. rocznie. – Jest życie po bankructwie – pocieszał Stiglitz.

Trochę kłóci się to z tezą ogłoszoną przez dwóch innych naukowców obecnych w Lindau. Profesor Jan Cruces i Cristopher Trebesch twierdzą, że kraje które upadają i zmuszone są restrukturyzować długi jeszcze przez wiele lat są karane przez rynki finansowe. Od 1978 roku przekonało się o tym 200 razy 68 krajów. Przeciętnie w tym okresie banki albo posiadacze obligacji tracili 36 proc. Innymi słowy z każdego zainwestowanego dolara odzyskiwali tylko 64 centy. Od lat 90. Ich straty rosną jednak do 50 centów na każdym dolarze. Nic dziwnego, że później traktują taki kraj z dużą nieufnością. 20 procentowy „haircut” (redukcja długów ze stratą dla inwestorów) rozszerza spread na obligacjach o 170 punktów bazowych. Nawet po pięciu latach spread wciąż jest wyższy o 50 punktów bazowych.

Może zatem okazać się, że rozwiązanie strefy euro lub jej bankructwo w długim okresie nie są wcale tańszym wyjściem niż jej ratowanie. Żeby wygenerować wzrost gospodarczy, który pozwoli wygrać z długami potrzeba jednak pieniędzy. Stiglitz ocenił, że suma którą może dysponować EFSF – Europejski Mechanizm Stabilizacji Finansowej jest niewystarczająca. Rozwiązaniem może być połączenie sił EFSF i Europejskiego Banku Centralnego lub euroobligacje.

Oba te wyjścia pewnie nie spodobałyby się prezydentowi Niemiec, który nawoływał w Lindau aby wszystkie państwa na czele z jego krajem przestrzegały zobowiązania do utrzymania długu publicznego na poziomie 60 proc. rocznego PKB. U ponad połowy sygnatariuszy Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (uzgodnionego w maju 2010 roku) ten współczynnik znacznie wzrósł w zeszłym roku. Czas pokaże czy równie gorącym zwolennikiem cięć jest kanclerz Niemiec Angela Merkel, od której tak naprawdę wszystko teraz zależy.

Marek Pielach z Lindau

Christian Wulff, prezydent Niemiec (CC BY-SA Presidencia de la Nacion)

Otwarta licencja


Tagi